4 maja 2024

loader

Siatkówka: FIVB chce Ligę Narodów w jednym kraju

Międzynarodowa Federacja Siatkówki (FIVB) dokonała zmiany w sposobie rozegrania turnieju Ligi Narodów w 2021 roku. W poprzednich edycjach organizowano kilkanaście turniejów w różnych krajach oraz finał z udziałem sześciu najlepszych drużyn. W zeszłym roku właśnie ze względu na brak możliwości częstego podróżowania w trakcie pandemii odwołano całą edycję imprezy. Teraz FIVB chce ją przeprowadzić w formule tzw. turniejowej bańki, koszarując na 40 dni 16 drużyn w jednym kraju, w zamkniętej strefie i z częstymi testami na Covid-19.

Takie rozwiązanie bez wątpienia znacznie zminimalizuje ryzyko zakażenia koronawirusem, chociaż rozwiązanie takie, znane choćby z wyścigów Formuły 1 czy ligi NBA, nie daje takich gwarancji. Dla reprezentacji, w tym także polskiej, które w tym roku mają w perspektywie także olimpijski występ, zaproponowane przez FIVB rozwiązanie jest jednak mocno kłopotliwe. Trener biało-czerwonych Vital Heynen nie kryje zaskoczenia decyzją światowej federacji. Nie tylko on, bo też działacze FIVB nie sygnalizowali wcześniej, że w ogóle rozważają takie rozwiązanie. Skoszarowanie kadry na 40 dni to poważne wyzwanie przede wszystkim w sferze mentalnej zawodników. Do tej pory nawet na najdłuższych zgrupowaniach siatkarze przebywali maksymalnie 20 dni, teraz musieliby przebywać w swoim towarzystwie nieustannie dwa razy dłużej, nikt więc nie wie jak wpłynęłoby to na ich samopoczucie i motywację do pracy. Ale z Ligi Narodów nie da się zrezygnować, zatem możliwe jest, że do gry w tym turnieju federacje, których zespoły mają w perspektywie występ olimpijski, poślą do walki albo tylko niektórych graczy z podstawowego składu, albo w jedynie zawodników z zaplecza kadry narodowej. Do tej pory w Lidze Narodów była możliwość zgłoszenia 20 zawodników i wymieniania składów na poszczególne turnieje, co chętnie wykorzystywał Vital Heynen. Teraz będzie to mocno utrudnione, albo nawet wręcz niemożliwe, bo po zamknięciu ekip w „bańce” każda wymiana zawodników wymagałaby odesłania ich na kwarantannę i serię dodatkowych testów na obecność Covid-19.
W przypadku mężczyzn Liga Narodów w formule „bańki” jest zatem mocno kontrowersyjnym pomysłem, bo wiele ekip wskazuje na możliwość zorganizowania rywalizacji w formie turniejów w krajach położonych blisko siebie, co pozwoliłoby na wymianę składu drużyn przy zachowaniu wszystkich niezbędnych przepisów epidemicznych. Trener naszej kobiecej reprezentacji Jacek Nawrocki nie ma na głowie, jak Vital Heynen, olimpijskiego występu, więc na pomysł nowej formuły Ligi Narodów nie reaguje nerwowo. „W rywalizacji kobiet tegoroczny sezon będzie podzielony niejako na dwie części – przed igrzyskami i po igrzyskach. My nie zagramy w Tokio, a naszym głównym celem są mistrzostwa Europy, więc wszystko przed tą imprezą będzie dla nas cennym sprawdzianem. Co do formuły Ligi Narodów, to w moim odczuciu wygląda ona na wymyśloną na poczekaniu. Nie mam pewności, że światowa federacja będzie zdolna tak te zmagania przeprowadzić” – twierdzi Nawrocki.
Ale w kobiecej siatkówce jest o wiele więcej niewiadomych dotyczących tegorocznego sezonu reprezentacyjnego. Europejska Federacja Siatkówki (CEV) przeniosła na połowę maja kwalifikacje do mistrzostw Europy, czyli niedługo przed planowanym rozpoczęciem Ligi Narodów. Mistrzostwa nie mają nawet oficjalnego terminu i rozplanowania poszczególnych faz turnieju. Nie wiadomo, gdzie odbędzie się finał, a jedynie, że mecze będą rozgrywane podobnie jak cztery lata temu w czterech krajach, w Rumunii, Bułgarii, Chorwacji i Serbii.
Co do Ligi Narodów, to jej organizator w formule „bańki” ma zostać wyłoniony w lutym. Zatem FIVB nie wie jeszcze, czy zgłoszony przez nią pomysł da się w ogóle zrealizować. Jak zawsze liczy na „jelenia”, czyli na jakąś ambitną federację krajową, która weźmie na siebie organizację turnieju. Całkiem niewykluczone, że tym „jeleniem” zostanie Polski Związek Piłki Siatkowej, bo jego prezes, Jacek Kasprzyk, w rozmowie z telewizją Polsat Sport wygadał się, że zamierza wystąpić o organizację tego turnieju. Pcha się więc w kosztowny projekt choć wie, że nie będzie można rozegrać turnieju z udziałem kibiców, a i z zainteresowaniem telewizji też może być problem. Rzecz jasna jeśli PZPS dostanie organizację turnieju, z pewnością zmusi Heynena do wystawienia w nim olimpijskiej kadry, ale wtedy wywoła to trudne do przewidzenia konflikty między szkoleniowcem a działaczami oraz wewnątrz zespołu, co może przyczynić się do porażki w Tokio, a za taką zostanie uznany każdy wynik, oprócz złotego medalu. Nie jest to cena, którą warto zapłacić za przypochlebienie się działaczom FIVB.

Jan T. Kowalski

Poprzedni

48 godzin sport

Następny

Czas na Willingen Six

Zostaw komentarz