W katowickim Spodku nasi siatkarze zafundowali kibicom trzy emocjonujące sportowe widowiska na wysokim poziomie
Reprezentacja Polski zainaugurowała swój udział w tegorocznej edycji Ligi Narodów występem w turnieju w Katowicach. Obsada zawodów była piekielnie mocna, bo w katowickim Spodku starli się medaliści ostatnich mistrzostw świata – Polska, Brazylia i USA oraz najsłabsza w tym gronie Australia.
Trener biało-czerwonych Vital Heynen już w poprzedniej edycji Ligi Narodów mocno rotował składem i dawał pograć każdemu zawodnikowi znajdującemu się w 14-osobowej kadrze na poszczególne turnieje. W tym roku swojej strategii nie zmienił i w wyjściowym składzie na mecz z Australia znalazł się Tomasz Fornal, a nie kapitan Michał Kubiak. 22-letni siatkarz w pierwszym secie zdobył trzy punkty atakiem, dorzucił dwa punktowe bloki i jednego asa serwisowego, ale w drugiej partii się zaciął, nie kończąc żadnego z trzech ataków. Poza tym rywale dwa razy zarobili punkty przy jego odbiorze zagrywki, więc przy stanie 16:18 Heynen zastąpił Fornala Aleksandrem Śliwką. Inny przykład rotacji, to wchodzący na podwójne zmiany Bartłomiej Bołądź.
Na pozycji przyjmujących Heynen ma w tej chwili aż ośmiu wysokiej klasy zawodników, licząc oczywiście z Wilfredo Leonem, który będzie mógł już grać w naszej reprezentacji od 24 lipca. Dla połowy z nich miejsca na wielkich turniejach zabraknie, bo czołowe pozycje Leona i Kubiaka w hierarchii są w tej bezdyskusyjne. Na razie belgijski selekcjoner naszej kadry sprawdza w walce z silnymi rywalami dublerów, wspomnianych już Fornala i Śliwkę, ale też Bartosza Kwolka i Artura Szalpuka, ale żaden z tych czterech przyjmujących nie grał na poziomie godnym zespołu aktualnych mistrzów świata.
Biało-czerwoni spotkanie z Australijczykami zaczęli z impetem, potem ich gra posypała się na chwilę w przegranym drugim secie, lecz potem odzyskali przewagę i pewnie wygrali 3:1. Reprezentacja Stanów Zjednoczonych, która gładko przegrała z Brazylią 0:3, ustawiła naszym siatkarzom poprzeczkę znacznie wyżej i przegrała z mistrzami świata dopiero w tie-breaku 2:3. W drugim sobotnim spotkaniu Brazylijczycy niespodziewanie stracili punkt pokonując wspieranych dopingiem przez polskich kibiców Australijczyków 3:2.
Te wyniki o niczym jeszcze nie świadczą, dowodzą jedynie, że najsilniejsze zespoły ubiegłorocznych mistrzostw świata traktują start w Lidze Narodów jako poligon doświadczalny przed najważniejszymi dla całego tercetu sierpniowymi kwalifikacjami do przyszłorocznych igrzysk olimpijskich w Tokio. Co nie oznacza, że nie mają ambicji wygrania Ligi Narodów. Amerykanie już są pewni występu w Final Six, bo będą gospodarzami turnieju, natomiast Polakom i Brazylijczykom, aktualnym mistrzom i wicemistrzom świata, nie wypada się tam nie zakwalifikować. Dlatego w niedzielnym starciu w katowickim Spodku (zakończyło się po zamknięciu wydania) obie drużyny zapowiadały walkę do upadłego.