10 kwietnia 2025

Imieniny: Jarosława, Marka

loader

Ameryka znów mokra – prysznice mogą lać bez granic

Donald Trump - Ilustracja satyryczna

Donald Trump podpisał dekret znoszący federalne limity ciśnienia wody w prysznicach i zmywarkach. To kolejny rozdział politycznego odwrotu od regulacji środowiskowych wprowadzonych przez Obamę i przywróconych przez Bidena. Tym razem – w imię „pełnego strumienia”, komfortu narodowego i narracji o wolności, która musi płynąć szerokim strumieniem. Prysznic jako symbol deregulacji. Czym jeszcze zaskoczy nas Ameryka?

Od teraz prysznice w USA mogą lać, ile dusza zapragnie. Każda dysza osobno, bez wspólnego limitu przepływu. Żegnaj, 2,5 galona na minutę. Witaj narodowa wolnościo natryskowa.

„Woda ledwo leci! Nie mogę porządnie umyć moich pięknych włosów” – żalił się Trump już w 2020 roku, a teraz wreszcie doczekał się spełnienia własnego marzenia. Fryzura narodowa odzyskała swoje prawa, a wraz z nią – setki miliardów litrów wody, które wyleją się w imię wolności. Galon za galonem, krok po kroku, Ameryka odzyskuje ciśnienie. I traci rozsądek.

Dla prezydenta to nie jest sprawa techniczna. To wojna kulturowa z „lewackimi fanatykami klimatu”, którzy – jak twierdzi – chcą zniszczyć amerykański styl życia: duży pickup, zimna cola i porządny strumień z prysznica. A że w międzyczasie Kalifornia wysycha, lasy płoną, a poziom oceanów rośnie? Cóż, Trump mówił już kiedyś, że „naukowcy mają własne interesy”.
Nie ma to jak prezydent globalnego mocarstwa, który jest przekonany, że wie więcej od całej społeczności akademickiej.

A eksperci biją na alarm. Więcej wody to więcej energii, więcej emisji CO₂, wyższe rachunki i głębszy ekologiczny ślad. Ale kogo obchodzą ekolodzy, skoro można ogłosić, że „ciśnienie to wolność”, a ograniczenia to komunizm w płynie? Nie po to się obalało Bidena, żeby znowu myć się jak w komunie – mówi teraz pewnie metaforycznie amerykańska prawica. Teraz możesz brać prysznic jak prawdziwy patriota.

To także demonstracyjne cofnięcie wszystkiego, co miało jeszcze resztki sensu w polityce federalnej. Regulacje wprowadzone przez administrację Obamy, przywrócone przez Bidena, znów trafiają do kosza – razem z efektywnością energetyczną, ochroną zasobów i odpowiedzialnością międzypokoleniową. Bo jak się okazuje, przyszłość planety można utopić w kabinie prysznicowej – wystarczy siła wodna i dekret wykonawczy.

Trump nie tylko podkręca ciśnienie – podkręca też narrację. W jego retoryce już nie chodzi o wodę, tylko o wolność. Nie o suszę, tylko o suwerenność łazienkową. A każda zmywarka to mały bastion oporu wobec klimatycznej opresji.

I choć można się z tego śmiać – bo trudno się nie śmiać – to przecież sprawa jest poważna. Ameryka właśnie wysyła światu sygnał: porozumienia międzynarodowe są mniej ważne niż to, czy Trump może spłukać mydło w 30 sekund. Zamiast ograniczać zużycie, promuje się marnotrawstwo jako styl życia. Zamiast planować przyszłość – spuszcza się ją z wodą.

Jeśli tak wygląda druga kadencja Donalda Trumpa, to prysznic jest tylko zwiastunem większego potopu. Bo od stycznia prezydent nie tylko zniósł limity ciśnienia wody, ale też ułaskawił uczestników szturmu na Kapitol, nakazał przygotować Guantánamo na imigrantów i przywrócił najbardziej brutalne formy deportacji. W polityce migracyjnej poszedł jeszcze dalej – oferując „Trump Gold Card”, czyli prawo stałego pobytu w USA za pięć milionów dolarów. Jednych wyrzuca, innych wpuszcza – byle bogatych.

Wcześniej niespełna rozumu amerykański prezydent wycofał również swój kraj z porozumień klimatycznych, zlikwidował federalne programy równościowe i antydyskryminacyjne, zaorał edukację publiczną, zwolnił dziesiątki urzędników za „nielojalność” i zasugerował, że może warto pomyśleć o trzeciej kadencji. Na arenie międzynarodowej zdążył obrazić sojuszników, zadeklarować poparcie dla trwałego wysiedlenia Palestyńczyków ze Strefy Gazy, zamarzył o przejęciu Grenlandii i ogłosił, że Kanada powinna zostać kolejnym stanem USA. A przy okazji – otworzył nową wojnę celną ze światem, nakładając taryfy na wszystko i wszystkich: od Unii Europejskiej, przez Meksyk, Japonię, Indie, po Chiny i bezludne wyspy zamieszkane przez pingwiny.

Trump nie rządzi – on urządza spektakl. I choć sceną bywa raz kabina prysznicowa, raz Gabinet Owalny, to konsekwencje są jak najbardziej realne. Ciśnienie rośnie. I nie dotyczy tylko wody.

Julian Mordarski

Julian Mordarski – redaktor naczelny Dziennika Trybuna, publicysta i komentator polityczny. Absolwent Polityki Społecznej, obecnie studiuje Dziennikarstwo i Medioznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Od czterech lat aktywnie związany z lewicowymi mediami, specjalizuje się w tematyce społecznej i międzynarodowej.

Poprzedni

Chiny opublikowały białą księgę dotyczącą stosunków gospodarczych i handlowych z USA