29 marca 2024

loader

Czarny Styczeń

Państwa i narody mają w swej historii punkty zwrotne. Określa się je potem jako chwile oznaczające narodziny, czy przebudzenie narodu. Niestety zdecydowana ich większość wiąże się z rozlewem krwi. Nie inaczej jest w przypadku najnowszej historii Azerbejdżanu.

Gorbaczowowska głasnost i pieriestrojka miały zdemokratyzować radziecką wersję socjalizmu i postawić gospodarkę z głowy na nogach. Nikt nie przypuszczał jednak, jak głębokie były w ZSRR utajone konflikty narodowościowe. Kilkadziesiąt lat lat władzy radzieckiej nie zniwelowało antagonizmów między ludami i narodami podbitymi niegdyś przez carat.
Dlatego świat, zamiast oglądać oczekiwane sukcesy demokratyzacji ZSRR z końcem roku 1987 jął przecierać oczy ze zdumienia, bo wybuchły tam kolejne, lokalne konflikty, a potem wojny. Zwłaszcza, że do tamtej pory wielu mieszkających w państwach demokratycznego Zachodu nie miało pojęcia o istnieniu w ZSRR, zwłaszcza na Zakaukaziu, tylu różnych narodów. Dla polityków europejskich krajów bloku wschodniego podgrzewany przez Moskwę konflikt między Erewaniem a Baku pokazał, że gliniane nogi związku bratnich republik zaczynają się sypać.
Do szczególnego przyspieszenia procesu rozpadu ZSRR doszło nocy z 19 na 20 stycznia 1990 roku. Wtedy na bezpośrednie polecenie sekretarza generalnego KC KPZR Michaiła Gorbaczowa wkroczyły do ​Baku jednostki wojskowe Ministerstwa Obrony ZSRR, Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i kilka regionów, dokonując prawdziwej masakry ludności cywilnej. Tamte wydarzenia zyskały miano Czarnego Stycznia i są upamiętniane przez Azerbejdżan w kraju i na świecie.
Ambasada Azerbejdżanu w Polsce zorganizowała wieczór przypominający i upamiętniający tamtą tragedię. Byli na nim dyplomaci, politycy, mufti – przywódca religijny polskich muzułmanów.. Wydarzenia sprzed 32 lat przypomniała dr Nargiz Gurbanowa, ambasador Azerbajdżanu w Polsce.
„Tragedia 20 stycznia przeszła do historii jako agresja militarna przeciwko nieuzbrojonym ludziom, którzy wyszli na ulice w obronie prawdy i sprawiedliwości. W tym dniu machina wojskowa sowieckiego reżimu dokonała z premedytacją aktu agresji, której celem było złamanie woli Azerbejdżan, wzywających do niepodległości, wolności, suwerenności, a także zduszenia żądań demokracji. Z perspektywy historycznej widać wyraźnie, że tragedia 20 stycznia była kolejnym przejawem podstępnej polityki prowadzonej przeciwko naszemu narodowi w ciągu ostatniego stulecia. Innymi przejawami tej polityki były nieuzasadnione roszczenia terytorialne Armenii wobec naszego kraju przy milczącej aprobacie kierownictwa sowieckiego, wypędzenie z Armenii ponad 2,50 tysięcy Azerbejdżan, ostra nietolerancja etniczna wobec nich, próby podziału Azerbejdżanu.
W nocy 20 stycznia 1990 roku wojska sowieckie wkroczyły do Baku i kilku regionów Azerbejdżanu. Operację rozstrzeliwania nieuzbrojonych cywilów przeprowadziły Siły Specjalne Ministerstw Obrony i Spraw Wewnętrznych byłego ZSRR oraz grupy dywersyjne KGB. Sowieckie kierownictwo, kierowane przez ówczesnego szefa ZSRR Michaiła Gorbaczowa, umiejętnie wykorzystało w Baku „kartę ormiańską”, wysłało do miasta uzbrojone grupy pod pretekstem ich ochrony i rodzin sowieckich żołnierzy. 19 stycznia grupa Alfa z KGB wysadziła blok zasilania telewizji państwowej, wszystkie środki masowego przekazu zostały zawieszone, w wyniku czego ludzie zostali pozbawieni możliwości otrzymywania informacji.
W wyniku tej bezwzględnej operacji zginęło 147 obywateli Azerbejdżanu, 744 zostało rannych, a 841 zostało nielegalnie aresztowanych. W czasie akcji zginęli nie tylko cywile, podpalono domy i miejsca publiczne, a także zmiażdżono pod czołgami karetki pogotowia i rozstrzelano sanitariuszy pomagających rannym. Były minister obrony ZSRR Dmitrij Jazow, minister spraw wewnętrznych Wadim Bakatin i inni wysokiej rangi wojskowi przybyli do Baku, aby przeprowadzić tę zaplanowaną zbrodniczą operację.
Jednak bez względu na pochodzenie etniczne czy religijne, Azerbejdżanie zjednoczyli się dla ideałów narodowych i zdecydowanie przeciwstawili się agresji sowieckiego wojska Jeden taki przypadek zasługuje na szczególne omówienie. Natychmiast po wydarzeniach z 20 stycznia, 124 statki Kaspijskiej Kompanii Żeglugowej wpłynęły do Zatoki Baku, aby zaprotestować przeciwko zabijaniu cywilów, a na pokładzie statku Sabit Orujow powołano komitet ratunkowy złożony z siedmiu kapitanów, aby koordynować dalsze kroki. Minister obrony ZSRR Dmitrij Jazow przyjął kapitanów. W odpowiedzi pytanie Jazowa „Co się stało, kapitanie, strajkujemy?”. Muzaffar Alijew, kapitan statku Baba Zadeh, odpowiedział: „My nie strajkujemy, my protestujemy”. Niemal natychmiast flota Kaspijskiej Kompanii Żeglugowej, próbując zablokować sowieckie okręty wojenne, znalazła się pod intensywnym ostrzałem, a cywilny statek „Wodolej” został przebity kulami. Nie zastraszyło to jednak kapitanów, którzy co 30 minut zaczęli wysyłać za granicę sygnały „SOS” z komunikatami „Baku się pali”, „Jestem Baku, płonę!”.
Przywódca narodowy Hejdar Alijew jako pierwszy otwarcie zaprotestował przeciwko ternu aktowi terroru. W siedzibie Stałego Przedstawicielstwa Azerbejdżanu w Moskwie w dniu 21 stycznia 1990 roku zorganizował konferencję prasową dla dziennikarzy krajowych i zagranicznych i zdecydowanie potępił masowe mordowanie ludności cywilnej, jako czyn sprzeczny z prawem, demokracją i humanitaryzmem. Po wyborze Hejdara Alijewa na prezydenta Azerbejdżanu, podpisał on 5 stycznia 1994 roku dekret wzywający parlament Azerbejdżanu, Milli Madżlis, do przedstawienia pełnej politycznej i prawnej oceny tragedii z 20 stycznia. Na specjalnej sesji Milli Madżlisu w lutym 1994 roku rozmieszczenie wojsk w Azerbejdżanie zostało uznane za militarną agresję i zbrodnię przeciwko ludności Azerbejdżanu.
Pomimo tego, że ludność Azerbejdżanu poniosła w tę tragiczną noc wielkie straty, jej duma i godność pozostały nienaruszone. „Czarny Styczeń” okazał się żywym przejawem odwagi i determinacji milionów Azerbejdżan pozwalającej budować własną przyszłość w suwerennym państwie i być panem swego przeznaczenia. Republika Azerbejdżanu odzwierciedla pragnienie odważnych mężczyzn i kobiet, którzy poświęcili swoje życie w imię godności narodowej.
Z okazji 32. rocznicy „Czarnego Stycznia” naród Azerbejdżanu z głębokim szacunkiem składa hołd swoim męczennikom i pozostaje zjednoczony na drodze umacniania niepodległości Republiki Azerbejdżanu”.

Żeby jeszcze lepiej zrozumieć, czym był Czarny Styczeń, sięgnijmy do wspomnień ludzi, którzy go przeżyli.

Dżejran Bajramowa, dziennikarka, wspomina to tak: Z 19 na 20 stycznia 1990 roku telewizja i radio nie działały. Co się dzieje, dowiadywaliśmy się od sąsiadów i krewnych w różnych częściach Baku. Dzwonili, aby poinformować nas o sytuacji na ich ulicy. Potem telefon został odłączony i byliśmy całkowicie odcięci. Słychać było jedynie dźwięk gąsienic czołgów i świst pocisków.
Pamiętam strach w oczach rodziców, którzy krzyczeli do nas, dzieci, żeby nie zbliżać się do okien. Następnego dnia sąsiad powiedział nam, że na balkonie zastrzelono małego chłopca bawiącego się pistoletem-zabawką. Kilka dni po tej tragicznej nocy, trzymając mamę za rękę, na Alei Męczenników, szukałem grobu chłopca. Nie znalazłem go, ale widziałem wiele innych małych grobów. Był grób Larisy Mammadowej, 13-letniej uczennicy. Dobrze pamiętam go z powodu brązowego mundurka szkolnego, który nosiły wówczas uczennice i czerwonej pionierskiej apaszki, symbolu radzieckich uczniów. Mundur wisiał nad grobem Larisy, a jej czerwona chustka kłuła mnie w oczy. Nad grobem wisiał również płaszcz w czerwoną kratę. Tej nocy była w autobusie z ojcem. Autobus znalazł się pod ostrzałem i jedna z wielu kul trafiła Larisę prosto w serce. Jej ojciec przeżył, ale tylko fizycznie. Jego miłość do życia umarła wraz z córką.
Pamiętam też groby młodego małżeństwa. On nazywał się Ilham, ona Fariza. Pobrali się zaledwie sześć miesięcy przed tragedią. Tej nocy Ilham stracił życie, gdy wraz z innymi młodymi ludźmi próbował pomóc rannym. Fariza zmarła wkrótce potem. Nie mogła żyć bez Ilhama i otruła się. Ta smutna historia miłosna natychmiast rozprzestrzeniła się po całym Azerbejdżanie. Lata później, kiedy byłam w siódmej klasie, 20 stycznia przed szkołą głośno recytowałam wiersz o Ilhamie i Farizie.
Każdy grób w Alei Męczenników to kolejna ludzka historia. Czarny Styczeń odbierał życie bez szacunku dla wieku, płci czy statusu społecznego. Jako dziecko byłam najbardziej zszokowana historią Faridy Abbasowej, która została zastrzelona, gdy wieszała pranie na swoim balkonie. Miała troje dzieci. Trudno mi było sobie wyobrazić siebie na miejscu tych dzieci.
Gulam Szukurow tamtego wieczoru stał na przystanku autobusowym:
„Przyjechał autobus. Gdy zbliżyliśmy się do ulicy Czapajewa, autobus nagle znalazł się pod ostrzałem. Zostałem ranny w nogę. Ludzie wpadli w panikę, niektórzy zaczęli wysiadać z autobusu. Ale kiedy wychodzili, zostali zastrzeleni. Kierowca zginął natychmiast. Pamiętam, jak żołnierz wsiadł do autobusu. Podszedł do zwłok dziewczyny w płaszczu w czerwoną kratę. Kopnął ją w nogę i wymamrotał „Suka”. Strasznie było patrzeć”.
Mieszkaniec Mardakanu Abbas Abbasow wspomina:
„Wieczorem 19 stycznia wracałem do domu. Widziałem grupę ludzi na ulicy. Rozmawiali, a potem zobaczyłem zbliżające się do grupy czołgi. Nagle czołgi zaczęły strzelać do ludzi. Zostałem ranny w nogę. Nie mogłem w to uwierzyć i nawet kiedy prosiłem żołnierzy z czołgów o pomoc, zaczęli mnie bić, aż straciłem przytomność”.
Nadir Alijew z Baku jechał wtedy z bratem na lotnisko:
„Mój samochód znalazł się pod ostrzałem. Dostałem cztery kule. Widziałem ludzi biegających poboczem drogi i żołnierzy strzelających im w plecy. Kiedy żołnierze podeszli do mojego samochodu, dobrze im się przyjrzałem. Ich twarze różniły się od zwykłych żołnierzy. Mieli długie włosy, wąsy i brody, ale byli ubrani w mundury wojskowe. Byli agresywni wobec wszystkich”.
Rufat Hasanow studiował na Politechnice Azerbejdżańskiej. Wieczorem 19 stycznia odwiedził krewnych w bakijskiej dzielnicy Musabekow. Gdy usłyszeli odgłos zbliżających się czołgów, pobiegli na plac:
„Widzieliśmy dziesiątki czołgów, na każdym z nich stało pięciu lub sześciu żołnierzy trzymających karabiny maszynowe. Gdy oddaliliśmy się około 150 metrów od czołgów, żołnierze zaczęli strzelać, najpierw w powietrze, potem nagle do ludzi. Nie mogliśmy uciec. Zostałem ranny w obie nogi i nie pamiętam, jak trafiłem do szpitala, gdzie lekarze operowali bez prądu, tylko przy świecach”.
Rowszan Logmanow był jednym z wolontariuszy pomagających rannym tamtej nocy:
„Byłem w pobliżu ronda Amirdżan, przy drodze na lotnisko, kiedy usłyszałem krzyki ludzi uciekających z czołgów. Widziałem na drodze samochód z rannymi w środku. Ja i moi przyjaciele poszliśmy w stronę samochodu, aby pomóc rannym, ale przed nami pojawiła się grupa żołnierzy i zabroniła nam pomagać. W tym momencie zobaczyłem czołg jadący prosto w stronę samochodu… Nie zatrzymał się”.
Dla Nazperi Husejnowej ta noc była tragedią – mąż zginął na jej oczach.
„Obudził mnie świst kul. Moja wnuczka głośno płakała. Próbowałem ją uspokoić. Nie mogłam znaleźć męża w domu i myślałam, że wyszedł, ponieważ słyszałam głosy na podwórku. Odebrałam wnuczkę i wyszłam. Sąsiedzi i inni ludzie zebrali się i mówili, że czołgi wypełniły całe miasto. Potem usłyszałem strzały. Kula trafiła mnie, a potem moją wnuczkę. Kiedy zaczęłam wzywać pomocy męża, został zastrzelony na moich oczach. Potem straciłam przytomność”.
Artysta Nariman Alekperow o włos nie stracił dzieci. Próbował zabrać je do domu swoich rodziców w mniej niebezpiecznej części miasta. Niemal przez całą drogę poruszali się bez problemu. Aż..
„… zobaczyłem na drodze dwa czołgi. Nagle jeden z czołgów ruszył w naszym kierunku z dużą prędkością. Krzyknąłem do dzieci, żeby natychmiast wysiadły z samochodu i uciekały. Wszystko wydarzyło się w jednej chwili. Moje dzieci wysiadły z samochodu i ukryły się za drzewem na drodze. Nie zdążyłem wyjść na czas, a czołg zmiażdżył samochód. Leżałem między gąsienicami czołgu. Zostałem zgnieciony przez samochód, ale żywy. Jedno z moich dzieci zostało ranne w brzuch”.
Ałmaz Babajew był kierowcą karetki. Wciąż nie może zapomnieć o śmierci lekarza w karetce pogotowia.
„Jechaliśmy dwiema karetkami, które miały zabrać rannych. W mojej karetce był lekarz. Jechaliśmy za pierwszą karetką, gdzie był lekarz i pielęgniarka. Nagle zaczęli strzelać do naszych pojazdów. Na początku nie zdawałem sobie sprawy, co się dzieje. Zrozumiałem, kiedy kula trafiła lekarza w mojej karetce, zabijając go natychmiast. Nazywał się Aleksandr Markiewka”.
Hokuma Alijewa, starsza pielęgniarka w pogotowiu ratunkowym, była tej nocy na dyżurze. „Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Tak wielu zabitych i rannych zostało tam zabranych. A najstraszniejsze było to, że lekarze i chirurdzy musieli pracować bez prądu, przy świecach. Większość rannych można by uratować, gdyby nie odłączono prądu. Zbyt wielu zmarło z powodu utraty krwi. Nie było sprzętu, bez światła nie można było dokonać transfuzji. Poza tym karetki wracały z zabitym personelem medycznym – żołnierze strzelali do karetek, aby uniemożliwić im odebranie rannych. To było straszne”.
A oto krótka historia ucznia Kelima Kerimowa: „Po lekcjach około godziny 16 spacerowaliśmy z koleżanką po parku. Nagle usłyszałem strzały i upadłem”.
Kelim trafił do szpitala z raną postrzałową. Lekarzom udało się uratować mu życie. Jednak jego przyjaciel został zabity właśnie tam, w parku.
Wszystkie ofiary zostały pochowane w Alei Męczenników. W wyniku prowokacyjnej akcji wojsk sowieckich tamtej nocy zginęło w Baku 147 obywateli Azerbejdżanu, 744 zostało rannych. Żołnierze splądrowali i spalili ponad 200 domów i mieszkań oraz co najmniej 90 pojazdów, w tym siedem karetek pogotowia ratunkowego. Szkody majątkowe oszacowano na około 6 mln rubli sowieckich.
A był to dopiero początek ceny, jaką Azerbejdżan zapłacił za powrót do niepodległości państwowej.

 

Tomasz Borowiecki

Poprzedni

Kennedy z Florencji

Następny

48 godzin sport