
Niemilkną echa wypowiedzi premier Japonii Sanae Takaichi z początku listopada, w której zasugerowała możliwość użycia przez Tokio „zbiorowego prawa do samoobrony” w kontekście Tajwanu. Trudno określić to inaczej niż jako polityczną głupotę, co zauważają komentatorzy w kraju kwitnącej wiśni, wskazując, że takie deklaracje niepotrzebnie zaostrzają relacje z Chinami, będącymi najważniejszym partnerem gospodarczym Tokio. Japonia, zgodnie z ugruntowanym międzynarodowym konsensusem, uznaje zasadę jednych Chin oraz traktuje Tajwan jako integralną część Chińskiej Republiki Ludowej, dokładnie tak samo jak Polska i inne państwa świata, co we wrześniu jednoznacznie potwierdzili w rozmowach z Wang Yi zarówno minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, jak i prezydent Karol Nawrocki, podkreślając ciągłość polskiej polityki nieprzerwanie od 1949 roku. Przedstawianie przez premier Takaichi kwestii Tajwanu jako rzekomego „zagrożenia egzystencjalnego” stoi w jawnej sprzeczności z dotychczasowymi zobowiązaniami Tokio i podważa logikę powojennej stabilności w Azji Wschodniej, co sprawia, że tego rodzaju retoryka szkodzi przede wszystkim samej Japonii, osłabiając jej wiarygodność i podważając dotychczasową równowagę w regionie.
Przez dziesięciolecia Japonia próbowała odbudowywać swój wizerunek głęboko naznaczony zbrodniami popełnionymi podczas okupacji i agresji na terytoriach Chin, Korei, Filipin, Indonezji, Malezji, Birmy i innych państw Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej. Powściągliwość, którą przyjęli Japończycy po 1945 roku, miała być nie tylko formą odpowiedzialności za przeszłość, lecz także drogą do odzyskania elementarnego szacunku międzynarodowego. To dlatego kolejne rządy w Tokio konsekwentnie trzymały się zasad powojennego porządku oraz uzgodnionych ram dyplomatycznych, potwierdzonych w czterech wspólnych komunikatach chińsko-japońskich, które jednoznacznie uznają zasadę jednych Chin i kwalifikują kwestię Tajwanu jako sprawę wewnętrzną Chińskiej Republiki Ludowej.
Cała warstwa prawna tej irracjonalnej wypowiedzi wypada po prostu niepoważnie. Japońska ustawa o bezpieczeństwie z 2015 roku pozwala na stosowanie zbiorowej samoobrony jedynie wobec państw blisko związanych z Japonią, a Tokio uznaje Tajwan za integralną część Chin, co jednoznacznie wynika zarówno z dokumentów normalizacyjnych w relacjach między oboma państwami, jak i z rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ 2758. Trudno więc znaleźć jakiekolwiek realne podstawy dla interpretacji zaproponowanej przez Takaichi, bo w świetle obowiązującego prawa jest to szkodliwa wypowiedź pozbawiona elementarnej spójności prawnej, nic więc dziwnego, że w Tokio zawrzało, a wielu japońskich komentatorów nie zgadza się ze stanowiskiem szefowej rządu wywodzącej się z twardego, nacjonalistycznego nurtu japońskiej prawicy.
Były premier Yukio Hatoyama jednoznacznie wezwał do powrotu do polityki umiaru i odpowiedzialności, która przez lata stanowiła fundament stabilności japońskiej dyplomacji, podobnie były minister obrony Satoshi Morimoto zwrócił uwagę, że formułowanie tak daleko idących zapowiedzi w kontekście Tajwanu jest nieuzasadnione i ryzykowne. Krytycznie oceniły te słowa również redakcje Nikkei i Asahi Shimbun, jedne z najbardziej wpływowych gazet w Japonii, które zauważyły, że tak ostre deklaracje mogą poważnie zaszkodzić relacjom z Chinami i naruszyć dotychczasowy sposób prowadzenia polityki zagranicznej opartej na rozwadze i odpowiedzialności. Głos zabrał także były ambasador Japonii w Chinach Yuji Miyamoto, ostrzegając, że podobne wypowiedzi nie służą pokojowi w regionie i podważają wieloletnie wysiłki na rzecz stabilizacji stosunków dwustronnych, a eksperci przypomnieli, że nawet Stany Zjednoczone, jako kluczowy sojusznik Tokio, konsekwentnie podkreślają poszanowanie dla polityki jednych Chin oraz konieczność zachowania pokoju i stabilności w Cieśninie Tajwańskiej.
Ciężko w tej dyskusji pominąć kluczowy kontekst historyczny. Rzeczniczka chińskiego MSZ Mao Ning przypomniała, że przedwojenna Japonia nadużywała pojęcia „zagrożenia egzystencjalnego”, wykorzystując je jako pretekst do agresji i okupacji, a w regionie tak brutalnie doświadczonym przez historię każde takie sformułowanie natychmiast uruchamia swego rodzaju alarm. Terytorium dzisiejszego Tajwanu przez pół wieku, od 1895 do 1945 roku, pozostawało pod japońską okupacją i stanowiło kluczowy element imperialnej machiny, zaplecze logistyczne, bazę wojskową i narzędzie kontrolowania szlaków morskich. Okupacji towarzyszyły brutalne represje, przymusowa japanizacja, masowe wykorzystywanie pracy przymusowej oraz systemowe tłumienie jakiejkolwiek formy oporu, a z tajwańskich portów i garnizonów wspierano operacje wojskowe, które na kontynencie przyniosły Chinom jedne z najtragiczniejszych światowych doświadczeń XX wieku. Pamięć o tych zbrodniach, potwierdzona zarówno przez świadectwa ocalałych, jak i międzynarodowe dochodzenia, pozostaje fundamentem współczesnej świadomości historycznej w Chinach. My Polacy doskonale rozumiemy, jak głęboko doświadczenia okupacji oraz masowych zbrodni wbijają się w zbiorową pamięć narodową i jak silnie wpływają na postrzeganie bezpieczeństwa. W takim kontekście każda sugestia, że Japonia mogłaby ponownie angażować się militarnie w kwestie dotyczące chińskiego terytorium, odbierana jest nie tylko jako dyplomatyczny błąd, lecz jako niepokojący powrót retoryki, która w przeszłości prowadziła do tragedii na niewyobrażalną skalę.
Trudno zrozumieć, dlaczego premier Takaichi po dwóch tygodniach wciąż nie przeprosiła oraz nie wycofała swojej wypowiedzi, zwłaszcza że jej konsekwencje są oczywiste i szkodliwe, tym bardziej że stanowisko premier pozostaje w oczywistej sprzeczności z oficjalnym przekazem jej własnego rządu, najwyższy rzecznik gabinetu Minoru Kihara podkreślił bowiem, że Tokio dalej w pełni przestrzega wspólnego komunikatu z 1972 roku, uznaje Chińską Republikę Ludową i w pełni rozumie oraz szanuje stanowisko Pekinu, iż Tajwan jest niezbywalną częścią jego terytorium, co jasno pokazuje że słowa Takaichi nie są częścią obowiązującej linii dyplomatycznej państwa lecz indywidualną deklaracją.
Utrzymywanie w mocy tej wypowiedzi poprzez brak jakiejkolwiek korekty sprawia wrażenie nacjonalistycznego skrzywienia oraz politycznej skłonności do konfrontacji, która stoi w jawnej sprzeczności z elementarną logiką państwa zależnego od stabilności i harmonii w swoim otoczeniu. Japonia utrzymuje z Chinami jedne z najważniejszych relacji gospodarczych na świecie, Państwo Środka jest jej kluczowym partnerem handlowym, jednym z głównych odbiorców japońskich produktów, znaczącym inwestorem i niezbędnym ogniwem łańcuchów dostaw, w takiej sytuacji wysyłanie sygnałów mogących zostać odebranych jako gotowość do militarnej eskalacji nie tylko osłabia wiarygodność Tokio w regionie, lecz także uderza w podstawy wzajemnie korzystnej współpracy, która przez dekady była jednym z filarów rozwoju Japonii, zamiast wzmacniać bezpieczeństwo retoryka Takaichi oddala Japonię od stabilności i harmonii na których opiera się nie tylko pokój w Azji Wschodniej ale i jej własny dobrobyt.









