19 kwietnia 2024

loader

Państwo Islamskie, a podchody USA-Rosja

Po raz pierwszy od interwencji zbrojnej USA w Iraku w 2003 r., a Morzu Śródziemnym przebywają od poniedziałku dwie grupy bojowe skupione wokół lotniskowców atomowych USS Dwight D. Eisenhower i USS Harry S. Truman. Taka grupa, w skład której wchodzą krążowniki i niszczyciele rakietowe i inne jednostki posiada siłę rażenia większą od siły bojowej armii kilkudziesięciu państw na świecie.

72 samoloty lotniskowca USS Harry S. Truman prowadzą od 10 dni naloty na cele Państwa Islamskiego (PI) w Syrii i Iraku. Przedtem prowadziły je z obszaru Zatoki Perskiej. Według strony amerykańskiej, 8 miesięcy nalotów i zrzucenie niemal 1,5 tys. bomb inteligentnych, przyczyniło się do skurczenia się obszaru pod panowaniem PI w Iraku o 45 proc., a jego możliwości handlowania ropą w Syrii o połowę.
Jednocześnie po raz pierwszy od 6 lat USA podjęły naloty na cele PI w Iraku z użyciem śmigłowców typu Apache. Minister obrony USA, Ashton Carter odmówił ujawnienia szczegółów ataku, informując tylko, że był on wsparciem dla wojsk irackich podejmujących operację odbicia Mosulu, gdzie PI panuje od dwóch lat. To drugie co do wielkości miasto Iraku.
Parę tygodni temu USA zapowiedziały, że wyślą do Iraku 217 dodatkowych żołnierzy i śmigłowce Apache. Liczebność wojsk USA w Iraku zwiększyła się w ten sposób z dotychczasowych 3870 do 4087 ludzi. Skład nowego kontyngentu stanowią przede wszystkim żołnierze sił specjalnych wspomagających Irakijczyków na szczeblu batalionów i brygad.
USS Dwight D. Eisenhower ma pod koniec czerwca udać się do Zatoki Perskiej. Obecność obu lotniskowców we wschodnim rejonie Morza Śródziemnego jest nieprzypadkowa. Dowództwo wojsk USA nie ukrywa bowiem, że ma być „mocnym przesłaniem wsparcia dla naszych sojuszników i partnerów w Europie”.
Jednocześnie na Morzu Czarnym pojawił się amerykański niszczyciel rakietowy USS Porter, ostatnio wyposażony w system rakietowy SeaRAM do zwalczania nadlatujących pocisków przeciwokrętowych na bliskich dystansach. Niejako w odpowiedzi przedstawiciel rosyjskiego MSZ stwierdził: Oczywiście nie ma na to zgody i niewątpliwie doprowadzi to do przedsięwzięć podjętych w odpowiedzi. Podkreślił, że wprowadzenie dwóch lotniskowców na Morze Śródziemne przed warszawskim szczytem NATO oznacza pokaz siły, który dodatkowo pogorszy atmosferę stosunków rosyjsko-amerykańskich.
Formalnie biorąc Amerykanie mają prawo wprowadzić niszczyciela na Morze Czarne – zgodnie z konwencja z konwencją z Montreux 1936 r., bowiem potwierdzają suwerenność Turcji nad cieśninami czarnomorskimi. A ta należy do NATO.
Ale o co chodzi, jasno powiedział dowodzący flotą USA na Morzu Śródziemnym wiceadmirał James Foggo, współautor artykułu w fachowym piśmie marynarki wojennej USA „U.S. Naval Institute Proceedings”, który stwierdził że Rosja gwałtownie zwiększa potencjał morskich sił nawodnych i podwodnych od Arktyki po Morze Czarne i dlatego sprawą o kluczowym znaczeniu jest wzmocnienie wojskowej współpracy państw NATO ma morzu”.
Na wschodzie Morza Śródziemnego zagęściło się. Działają tu też rosyjskie okręty podwodne i niszczyciele uczestniczące w wojnie w Syrii. A wkrótce Rosja przeprowadzi u południowych wybrzeży Europy własne manewry.
Na polecenie prezydenta Władimira Putina w siłach zbrojnych Rosji rozpoczął się wczoraj niezapowiedziany sprawdzian gotowości bojowej. Potrwa do 22 czerwca.

trybuna.info

Poprzedni

Prochu nie wymyślamy

Następny

USA: masakra, a gra wyborcza