Depresja, która się ukrywa

fot. Pixabay

Depresja coraz rzadziej wygląda tak, jak wyobrażano ją sobie jeszcze dekadę temu. Zamiast klasycznego smutku i przygnębienia, często przybiera formy, które łatwo pomylić z innymi chorobami. Według Światowej Organizacji Zdrowia ponad miliard ludzi żyje dziś z zaburzeniami psychicznymi, a depresja jest jedną z najczęstszych przyczyn długotrwałej niezdolności do pracy. WHO ostrzega, że do 2030 roku może stać się chorobą o największym ciężarze społecznym – wyprzedzając nawet choroby serca i nowotwory. To nie jest odległa prognoza, lecz realne zagrożenie, które już obserwują lekarze na całym świecie.

W Polsce skala problemu także jest spora. Szacuje się, że na depresję cierpi nawet 8–10 procent populacji, czyli 3–4 miliony osób. Co roku ponad milion Polaków zgłasza się do systemu ochrony zdrowia z objawami sugerującymi zaburzenia nastroju, ale jedynie część otrzymuje właściwe rozpoznanie. WHO od lat podkreśla, że jednym z największych problemów w krajach europejskich jest „systemowe niedodiagnozowanie depresji maskowanej” – czyli takich przypadków, w których choroba ukrywa się za objawami fizycznymi.

Właśnie dlatego tak wielu pacjentów zaczyna swoją drogę od kardiologa, neurologa albo endokrynologa. Najpierw pojawiają się bóle w klatce piersiowej, zawroty głowy, migreny, uderzenia gorąca, zaburzenia widzenia, drętwienia kończyn czy kłopoty żołądkowe. Badania są w normie, a objawy nie mijają. WHO w swoim raporcie z 2025 roku przyznaje, że „blisko połowa pacjentów z depresją zgłasza lekarzom wyłącznie dolegliwości somatyczne, nie wiążąc ich w ogóle ze zdrowiem psychicznym”. To właśnie sprawia, że droga do psychiatry trwa czasem miesiącami lub latami.

Wbrew stereotypom te dolegliwości nie są „wymyślone”. Depresja wiąże się z głębokimi zmianami w układach, które regulują odczuwanie bólu i napięcia. Serotonina i noradrenalina – neuroprzekaźniki odpowiedzialne za nastrój – odpowiadają też za modulację bólu. Gdy ich poziom spada, ciało zaczyna reagować przesadnie na zwykłe mikrourazy i bodźce. WHO szacuje, że nawet 60 procent osób z depresją odczuwa przewlekły ból, który nie ma jasnej przyczyny. To sprawia, że depresja „udaje” choroby kręgosłupa, serca, jelit czy tarczycy.

Zmęczenie, które nie mija po odpoczynku, zaburzenia snu, problemy z koncentracją czy wahania apetytu również wprowadzają w błąd. Nikogo nie dziwi, gdy pacjent 60+ zgłasza się z problemami pamięci – ale niewiele osób wie, że depresja u seniorów często przypomina początek demencji. WHO opisuje to zjawisko jako „pseudodemencję depresyjną”: stan, w którym spadek energii i zaburzenia uwagi wynikają z choroby nastroju, a nie z uszkodzeń mózgu. Część z tych osób po leczeniu psychiatrycznym odzyskuje sprawność poznawczą, co jest jednoznacznym dowodem, że winna była depresja, a nie proces neurodegeneracyjny.

U mężczyzn choroba często wygląda jeszcze inaczej. Zamiast smutku pojawia się drażliwość, skłonność do ryzyka, agresja lub ucieczka w pracę. Badania cytowane przez WHO pokazują, że mężczyźni dwa razy częściej niż kobiety sięgają po alkohol, aby złagodzić napięcie związane z depresją – jednocześnie rzadziej szukając fachowej pomocy. Eksperci zauważają, że „męskie maski depresji” są powodem późnej diagnozy i większego ryzyka samobójstw. Statystyki potwierdzają to brutalnie: mężczyźni w Polsce odbierają sobie życie trzy razy częściej niż kobiety, choć ich objawy depresyjne bywają słabiej widoczne dla otoczenia.

Wśród młodzieży problem przybiera jeszcze inne oblicze. Zamiast płaczu czy smutku pojawiają się bóle brzucha, trudności w szkole, nagłe wybuchy złości albo całkowity brak energii. W ostatnich raportach WHO zwraca uwagę, że globalnie prawie co czwarta osoba przed 18. rokiem życia zgłasza objawy mogące sugerować depresję. W Polsce liczba prób samobójczych wśród młodzieży wzrosła w ostatnich latach kilkukrotnie, choć wielu z tych młodych ludzi wcześniej trafiało do lekarzy z powodu objawów somatycznych, nie psychicznych.

Depresja maskowana może więc wyglądać jak kilkadziesiąt różnych chorób. Pacjenci opisują swoje problemy bardzo różnie: „to na pewno serce”, „chyba mam migrenę”, „coś nie tak z kręgosłupem”, „organizm mi się rozsypał”. Tymczasem żaden z tych tropów nie prowadzi do skutecznego rozwiązania, jeśli źródłem objawów jest zaburzenie nastroju. WHO wielokrotnie podkreśla, że opóźniona diagnoza zwiększa ryzyko przewlekłego przebiegu i pogorszenia jakości życia – a im dłużej depresja pozostaje nierozpoznana, tym trudniej ją leczyć.

Leczenie – kiedy już zostanie wdrożone – jest na ogół skuteczne. Psychoterapia, leki przeciwdepresyjne, wsparcie środowiskowe i monitoring zdrowia fizycznego potrafią przynieść znaczną poprawę. Pacjenci dopiero wtedy zauważają, że ból, bezsenność czy ciągłe napięcie były częścią jednego procesu chorobowego, a nie serią niezwiązanych ze sobą przypadków. WHO podkreśla jednak, że wczesna interwencja jest kluczowa – każdy miesiąc zwłoki zwiększa ryzyko nawrotów i niepełnosprawności.

To, co można zrobić tu i teraz, to podnieść świadomość. Depresja nie musi wyglądać jak smutek. Może przypominać chorobę serca, jelit, tarczycy, stawów, a nawet chorobę neurodegeneracyjną. Może ukrywać się za pracoholizmem, złością albo perfekcjonizmem. WHO przypomina: „Objawy depresji są często ciche, ukryte i mylące. Dlatego tak ważne jest ich szybkie rozpoznanie, niezależnie od tego, gdzie pojawiają się w ciele”.

Jeśli lepiej rozumiemy te mechanizmy, możemy skrócić drogę pacjentów do właściwej opieki. A w przypadku depresji maskowanej to droga, która dla wielu wciąż bywa zbyt długa.


Źródła: WHO; NFZ; Lancet Psychiatry; JAMA Network; Psychiatry Polska; Medonet

Redakcja

Poprzedni

Czy naukowcy wykryli ciemną materię? Sensacyjny sygnał z centrum Galaktyki

Następny

Czy codzienna lampka wina naprawdę jest dobra dla serca? Naukowcy rozwiewają mit