7 listopada 2024

loader

Skończmy z nieuzasadnionym uprzywilejowaniem krezusów

Ludzie mający naprawdę lewicowe poglądy, nie powinni występować przeciwko projektowi zniesienia ograniczeń w płaceniu składek na ZUS. Szkoda, że sami go nie zaproponowali.

Rzecz jest oczywista: ci, którzy zarabiają bardzo dobrze, powinni płacić większe składki na ZUS niż ci, którzy zarabiają gorzej. I tak się zresztą do pewnego momentu dzieje, bo składki stanowią stały procent zarobków.
Niestety, gdy zarobki przekraczają 142 950,00 zł rocznie (trzydzieści średnich pensji), pojawia się niczym nieuzasadnione uprzywilejowanie najbogatszych. Po pokonaniu tej granicy dochodowej już nie muszą oni płacić wyższych składek – choćby ich dochody osiągały niebotyczne wartości.

W naszym dzikim kapitaliźmie

Państwo powinno raczej wspierać uboższych. W Polsce jest jednak odwrotnie: bogaci mają górę pieniędzy, a państwo jeszcze dosypuje im kasy, nie chcąc pobierać od nich wyższych składek, stosownych do dochodów.
Przepisy, które stanowią, że najbogatsi Polacy mogą płacić stałe składki niezależnie od tego, jak wysokie są ich dochody, stanowią wieloletni już skandal. Bo przecież logiczne i sprawiedliwe byłoby to, żeby także i ludzie zarabiający ponad 142 950 zł, byli obciążani składkami rosnącymi w miarę dalszego wzrostu dochodów.
Limit uniemożliwiający podnoszenie składek od zarobków przekraczających tę granicę, to jeden z wielu przykładów tego, że w polskim dzikim kapitaliźmie państwo i prawo wspiera bogatych kosztem biednych. To nie tylko kwestia składek na ZUS, ale na przykład i podatku dochodowego – bogaci mogli zarabiać miliony, a i tak ich dochody były opodatkowane liniowo, według stawki 32 proc. (w przyszłym roku ma dojść dodatkowe 4 proc. od dochodu powyżej 1 mln zł).
Generalnie, przepisy w Polsce są tak skonstruowane, że bogaci są uprzywilejowani w bardzo wielu dziedzinach życia – a biedni, w bardzo wielu są dyskryminowani. Wystarczy wymienić choćby edukację, ochronę zdrowia, procedury sądowe, podatek od towarów i usług (z samej swej istoty bardziej obciążający niezamożnych) czy gospodarkę mieszkaniową.

Festiwal obłudy

Nie ma powodu, by ludzie bogaci, osiągający dochód powyżej wspomnianych 142 950 zł rocznie, byli dodatkowo premiowani przywilejem płacenia niskich składek.
Tym bardziej, że to iż powinni płacić większe składki nie oznacza przecież, że ktokolwiek chciałby im cokolwiek zabierać. Nieco później odbiorą sobie te składki w postaci wyższych emerytur, będą mogli żyć super dostatnio, wspierać bliskich i dodawać kolorów swej jesieni życia.
Ta miła perspektywa jakoś jednak nie cieszy najbogatszych Polaków i wynajętych przez nich lobbystów wraz z ich pseudodziennikarskimi propagandystami. Zamiast tego, mamy do czynienia z krytyką pełną zakłamania i hipokryzji.
Pojawia się więc fałszywa troska o polski system emerytalny, który ponoć miałby się zawalić akurat przez to, że grupie najzamożniejszych Polaków (nie wiadomo jak dużej, bo podawane liczby, rosnące stopniowo już do 370 tysięcy, nie grzeszą wiarygodnością ) trzeba będzie wypłacać większe świadczenia. Jakby to właśnie ponura perspektywa dostawania wyższych emerytur skłaniała najbogatszych do protestowania przeciw zniesieniu limitu.
Pojawiają się ostrzeżenia przed szokującym zróżnicowaniem emerytur, mającym spowodować, iż emeryci nieco biedniejsi szczezną z żalu, że ci od których ściągnięto wyższe składki, zaczną dostawać więcej pieniędzy.
Słyszymy biadolenie, jak to nasza gospodarka i cały kraj stracą na tym, że część informatyków zacznie odprowadzać wyższe składki na ZUS w celu uzyskiwania wyższych emerytur. Z jakichś niewiadomych powodów, ta załgana propaganda upodobała sobie bowiem właśnie informatyków, załamując ręce nad emigracją wywołaną ucieczką przed głodem, który niechybnie ich czeka, jeśli nieco podniosą im składki.
W całym tym festiwalu obłudy prawdziwa i nieudawana jest jedynie złość bogatych wraz z ich różnymi pomagierami medialnymi, o to, że ich olbrzymie dochody zostaną uszczuplone o jakiś minimalny procent w wyniku płacenia wyższych składek. Powtórzmy, uszczuplone czasowo, bo przecież te pobrane pieniądze zostaną im zwrócone w formie emerytur, w dodatku powiększonych o waloryzację.

Sprawiedliwość dla najbogatszych

Wszystkie ataki na projekt zniesienia limitu w płaceniu składek na ZUS, mają jeden podstawowy cel – chodzi o to, żeby interes najzamożniejszej warstwy Polaków w żaden sposób nie został naruszony.
Wiadomo przecież, że uszczerbek ich dochodów – powtórzmy po raz kolejny: tylko czasowy – będzie niemal nieodczuwalny przez tych bardzo bogatych ludzi. Tak samo będzie niemal nieodczuwalny i dla grupki pracodawców, którym przyjdzie odprowadzać nieco wyższe składki (stanowiące wszak koszt, pomniejszający przychód i podatek), jeśli ktoś z ich pracowników przekroczy 142 950 zł rocznie.
W walce najbogatszej kasty przeciwko zniesieniu limitu chodzi jednak o zasadę: przecież nie może być tak, żeby w Polsce, państwie latynoskiego kapitalizmu, gdzie ludzie zamożni mają więcej praw niż ubodzy, ktokolwiek ośmielił się przyjmować przepisy, które ludziom zamożnym mogłyby się nie spodobać. Na taki precedens nie wolno pozwolić.
I tak właśnie wygląda w praktyce realizowanie konstytucyjnego zapisu, że Rzeczpospolita Polska urzeczywistnia zasady sprawiedliwości społecznej. Niestety, sprawiedliwość społeczna w Polsce jest zwykle tylko dla najbogatszych.

Test na lewicowość

Konkludując: uczciwy człowiek, niezależnie od poglądów i sympatii politycznych nie powinien występować przeciwko projektowi zniesienia ograniczeń w płaceniu składek na ZUS.
Tym bardziej, nie może tego robić nikt z grona lewicy, gdyż w ten sposób dowiódłby, że jego lewicowość jest z gruntu fałszywa. No, chyba, że należy do licznej niestety, kawiorowej lewicy, skutecznie okazującej swą solidarność klasową z gronem najbogatszych Polaków.
I cóż, że ten projekt zgłosiło Prawo i Sprawiedliwość. Było zgłosić go samemu.
PiS oczywiście nie zrobiło tego z miłości do zasad sprawiedliwości społecznej lecz dla ratowania trzeszczącego budżetu. Nie zmienia to jednak faktu, że ubocznym skutkiem zniesienia limitu składek na ZUS będzie sprawiedliwsze i bardziej moralne rozłożenie obciążeń emerytalnych, a także i pożądany spadek dotacji budżetowych do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych.

Andrzej Dryszel

Poprzedni

Tłuste dziecko to w przyszłości chory dorosły

Następny

Moim żywiołem jest lżejsza z Muz

Zostaw komentarz