10 lipca 2024

loader

Fort Polanda w ogniu krzyżowych pytań

Jaki jest koń, teraz nikt nie wie. Degrengoladę władz poznawczych zwykłego człowieka rozpoczęła epoka tzw. mass mediów, a kończą nowe technologie informacyjne.

Ostatnio jakiś pracownik Mety posiadł boską jasność na temat tego, co jest „obiektywną” prawdą a co fałszem. Na tej podstawie opracował algorytm, który pozwolił prywatnej korporacji, tuczącej się na reklamach, oddzielić propagandę chińską od amerykańskiej. Na tej podstawie prywatny właściciel Facebooka i Instagrama usunął tysiące kont pod zarzutem chińskiej propagandy (zob. spidersweb.pl). To początek nowego reżimu prawdy z tajnym cenzorem. Skądś go znamy. Obecnie jakiś typ decyduje, gdzie na mapie świata leży imperium dobra, a gdzie imperium zła. Ma wszystkie narzędzia, żeby ludziom robić wodę z mózgu, tym łatwiej, że jeszcze całkiem nie stracili umiejętności czytania, przynajmniej pasków w telewizji. Dobrze, jak nasze shorty chwalą Wuja Sama, i krytykują „komunistyczne” Chiny za prześladowania Ujgurów; źle, jak Kali pisać o milionach ofiar amerykańskich interwencji po drugiej wojnie światowej i nazywa Henry Kissingera zbrodniarzem wojennym. W ten sposób przestajemy myśleć o świecie jako o rzeczywistości obiektywnej. Każdemu się wydaje, że prawdą jest to, słyszy w szkole, z ambony, co rzecze tik-tokowy Sławomir albo pani/pan w tv. Albo po prostu, co mu się uroi. Gorzej, że wybiera potem dysponentów władzy nad państwem i jego zasobami. Powierza je sprytnym gamoniom. Oni też nie wiedzą do końca w jakim świecie żyją i działają.

Ale to dopiero przedsmak tego, czego doświadcza przyzwyczajony do krytycznego myślenia tubylec – obecnie siłą rzeczy więzień fortu Polanda. Wznosi go na prymitywnym lęku przed zagrożeniem ze Wschodu rodzima soldateska: od narodowej prawicy po wszystkie odcienie nadwiślańskiego liberalizmu, łącznie z patriotyczną lewicą, podobną niemieckiej przed wybuchem pierwszej wojny światowej. To przetworzony kulturowo i społecznie lęk wtórny, lęk przed Rosją, czyli dwuwiekowa polska rusofobia. Jej egzekwowaniem będzie się teraz zajmować sejmowa komisja prawdy. 

Zadajmy polskim patriotom inaczej kilka prostych pytań. Zamierzają oni bowiem wydawać 5 proc. dochodu narodowego (docelowo nawet bilionową jego część) na armaty kosztem masła. A zarazem prawią, że bezpieczeństwo nie ma ceny, że troszczą się o emerytów – dając im pieniądze o coraz mniejszej wartości. Ale można tworzyć rzeczywistość, w której zagrożenia konfliktem zbrojnym są większe lub mniejsze. Żadne zbrojenia nie rozwiązały dotąd dylematu bezpieczeństwa. Rodzi go całkiem zrozumiały  fakt, że cudzymi siłami zbrojnymi zarządza ktoś inny, którego intencji ostatecznie nie kontrolujemy. 

Dlaczego po 1989 r. Rosja ma być wrogiem polskiego społeczeństwa?

Tego wroga wskazał mierny polityk, jeszcze gorszy strateg, prezydent Lech Kaczyński. Zrobił to podczas wiecu w Tbilisi. Posłużył się argumentem równi pochyłej: wykreślił marszrutę pochodu Rosji przez Ukrainę i kraje bałtyckie do Polski. Odtąd dla Polaków wiatr historii wieje ze Wschodu. Ale czyż mamy obecnie z Rosją jakiś spór terytorialny? Może podnosi głos mniejszość rosyjska w Polsce? Miałaby Rosja niedostatek minerałów, żeby np. kusić się o polską miedź? Wprost przeciwnie – to polska gospodarka potrzebuje tanich nośników energii czy rynku zbytu dla produktów rodzimego rolnictwa. Ekspansja Rosji kieruje się  ku Azji Centralnej i szybko rosnącym kolosom gospodarczym Eurazji. Wojna Rosji z Ukrainą to zapowiedź kolejnego marszu nad Wisłę?

Izrael czy Liban Europy?

Trzeba nie znać ani historii, ani geografii regionu, żeby ukraińskie strachy rozciągać też na Lachy. Inna jest geopolityka obu państw. Ukraina leży u podbrzusza Rosji, u kresu Niziny Środkowoeuropejskiej. Na dodatek na jej terytorium znajduje się, wcześniej dzierżawiony przez Rosję, ciepłowodny port. Zgodne współżycie obu słowińskich narodów wymagało pokojowego rozstania, praktycznie korekt granicznych, najlepiej zgodnych z Kartą Narodów Zjednoczonych. W momencie powstania ZSRR  na terytorium Ukrainy znalazły się np. ziemie Zagłębia Donieckiego, które wcześniej nie były ukraińskie. Także północne wybrzeże Morza Czarnego zostały wywalczone i skolonizowane przez Rosjan. Książę Potiomkin bynajmniej nie budował makiet wsi czy miast (vide Chersoń). Putinowska wojna przekreśliła szanse na pokojową korektę granic. W nowej sytuacji Rosja będzie miała u boku uzbrajaną przez „kolektywny Zachód” twierdzę. Będzie musiała przeznaczać dochody z eksportu swoich surowców na kolejne generacje broni kosztem warunków życia rosyjskiego, wciąż biednego społeczeństwa. Oczywiście z wyjątkiem oligarchicznej elity. To, co się dzieje obecnie na w relacjach ukraińsko-rosyjskich powinno być kolejnym ostrzeżeniem (po bałkańskim), że strategii narodowej nie można powierzać ani prawicy, ani soldatesce, zwłaszcza kiedy ma wsparcie wielkiego mocarstwa.

Dokąd zmierza Wuj Sam?

Polskie społeczeństwo wielbi posągi, w tym także amerykańską Statuę Wolności. Dlatego tym łatwiej narodowa prawica  znalazła wroga blisko, a przyjaciela daleko. Nie bierze pod uwagę, że w polityce USA Rosja zajmuje szczególne miejsce. Tylko ona bowiem praktycznie, posiadając parę tysięcy głowic jądrowych  i środki ich przenoszenia, może zagrozić terytorium amerykańskiego rywala. Ale wydatkowanie biliona dolarów na zbrojenia nie wynika tylko z jednoczącego elitę kraju dążenia do światowej supremacji. Zbrojenia podtrzymują koniunkturę gospodarczą, ułatwiają realizację wartości dodatkowej – zwiększają popyt, bez pomnażania masy towarowej na rynku. Ale jest ważniejsza stawka. Stany Zjednoczone po drugiej wojnie światowej stworzyły ład o imperialnym charakterze, tzn. hierarchicznym w swej strukturze: jeden biegun to bogate w kapitał, technologie, wpływy centrum, Triada. Drugi biegun to zależne i eksploatowane peryferia. Pozornie rządzi tu „cenotwórczy” rynek. Ład ten jest oparty na regulacjach św. neoliberalnej trójcy (WTO, MFW, BŚ); umożliwia głównie swobodną cyrkulację kapitału pieniężnego, pozwala drenować kraje peryferyjne z półdarmowej pracy, z bogactw naturalnych, z dochodów ich elit, tuczyć się na pożyczkach. Obrona tego ładu jest głównym zadaniem obecnego hegemona, strzeże go ostatecznie NATO, kierowane przez amerykańskie mocarstwo . Ale kontestuje go coraz więcej państw: Chiny, Rosja, Brazylia, Indie, ostatnio nawet Arabia Saudyjska. One też działają w interesie swoich elit finansowych i korporacji. Nie chcą, by dolar uprzywilejowywał podwójnego dłużnika i jego centrum finansowe; by rentierzy posiadający kapitał portfelowy przechwytywali nadwyżkę wytwarzaną  w gospodarkach „wschodzących” i „schodzących”. Nowa zimna wojna 2.0, tym razem „kolektywnego Zachodu” z Chinami zmarginalizuje znaczenie fortu Polanda. W  tej sytuacji paradoksalnie polska soldateska tylko podtrzymuje peryferyjny status rodzimej gospodarki. Za kilka lat zamiast nowoczesnych fabryk będą stały magazyny złomu tak jak obecnie w USA na pustyni Nevada. Dziwny to patriotyzm, ale nie w kraju, który zorganizował kilka głupich powstań.

Kiedy orzeł wróci znad Dzikich Pól do Weimaru?

Prawica jak to prawica musi mieć wielu wrogów. W nowej sytuacji historycznej Polacy nie mogą przepracować nie tylko rusofobii. Podobny problem mają ze stosunkiem do zachodniego sąsiada. Nic to, że staliśmy się montażownią niemieckich firm, tym samym częścią Niemieckiego Cesarstwa Przemysłowego. Nic to, że współtworzymy militarny sojusz, który w praktyce zapewnia krajowi bezpieczeństwo. Żałosne są pisowskie pienia o doganianiu europejskiej czołówki pod względem rozwoju gospodarczego. „Polski” eksport powstaje przecież w fabrykach zagranicznych gości. Polska specjalność to montaż, skręcanie śrubek i fazy produkcji zanieczyszczające środowisko, a ostatnio nawet składowiska odpadów. Pozycja gospodarki niemieckiej w UE jest nie tylko wynikiem zastąpienia silnej marki przez euro. To przede wszystkim wynik ich dużego udziału w wartości dodanej nowoczesnych produktów przemysłu samochodowego, wielkiej chemii, farmaceutyków, specjalizacji w wytwarzaniu urządzeń nasyconych nowoczesnymi technikami.  Np. firmy Zeiss i Trumpf specjalizują się w produkcji laserów przemysłowych.  Skonstruowały urządzenie do produkcji chipów, które wykorzystuje nadfiolet w litografii. Składa się ono z 457 329 elementów, w dużej części to ultraczyste diamenty. Maszyny do litografii mogą kosztować nawet 100 mln dolarów. Ale wcześniej trzeba mieć ponad 80 instytutów badawczych finansowanych z budżetu, kadrę inżynierską  i kompetentnych  pracowników różnych specjalności, wsparcie publiczne dla innowacyjnego biznesu. W każdym razie nie takie, jak w Polsce. Nad Wisłą 26 latek pracujący jako kelner otrzymuje kilkadziesiąt milionów publicznego wsparcia dla firmy założonej tydzień przed korzystną decyzją. To jest teraz specjalność pisowskiej kuchni.

Jak dotąd nadwiślańscy liberałowie wszystkich partii potrafili tylko likwidować bazę przemysłową – w znacznej części poniemiecką (we Wrocławiu, Elblągu, Gorzowie …). Zakup uzbrojenia w magazynach patrona na pewno nie przemodeluje struktury polskiego przemysłu. Nawet Izerę będą produkować Chińczycy. Nie reparacje tylko przemyślana strategia wzajemnej współpracy z dotychczasową potęgą przemysłową Europy i świata. Jej opracowanie i wdrożenie to prawdziwe wyzwanie dla polskiego patrioty.

Od czego teraz zależy spokój polskiej wsi?

Jak mawiają specjaliści nauk o bezpieczeństwie, „niepewność to dom o wielu pokojach”. Redukcja zagrożeń militarnych na drodze wyścigu zbrojeń pogłębia tylko kryzys planetarny. Zabawki soldateski nie tylko obciążają budżet. Np. jeden myśliwiec F-35 kosztuje co najmniej 80 mln dolarów. Ale jeszcze większy jest koszt energetyczny i ekologiczny. Zarówno produkcja specjalistycznej stali, aluminium, tytanu, włókien kompozytowych to wydatek energii rzędu w kolejności 50, 250, 450 megadżula na kilogram, czyli 10 do potęgi szóstej. Podziwiany na pisparadach czołg Abrams spala od 400 do 800 litrów specjalistycznego paliwa na 100 km. Dwa nuklearne supermocarstwa wyprodukowały po 5 tys. strategicznych głowic jądrowych. Na dodatek zgromadziły arsenał ponad 15 tys. głowic w pociskach krótszego zasięgu. Co daje łącznie energię destrukcji życia ludzkiego i materialnego dorobku cywilizacji z siłą 20 EJ (eksadżuli, czyli 10 do osiemnastej potęgi). Po co ludzie ludziom gotują ten los? Cieszymy się wszyscy konsumpcyjnym korytem. Ostrzeżenie Róży Luksemburg, że kapitalizm, podporządkowany logice akumulacji kapitału, doprowadzi do barbarzyństwa było prorocze. Kapitalizm nie tylko eksploatuje pracę i życie człowieka. Wydał też wojnę przyrodzie, którą przegra. Zatem czeka ludzkość barbarzyństwo wojen klimatycznych, żywnościowych, surowcowych. Ideolodzy soft-kapitalizmu (od Daniela Bella do Klausa Schwaba) łudzą ludzkość nastaniem społeczeństwa informacyjnego, cudami sztucznej inteligencji, dobrobytem ludzi pracy w globalnej wiosce. To tylko ideologiczna kontra wobec marksowskiej wizji świata postkapitalistycznego, co świetnie udokumentował brytyjski historyk idei Richard Barbrook (w książce „Przyszłości wyobrażone”, 2009). Kiedy koryto będzie coraz płytsze, jak mówi wnikliwy obserwator degrengolady intelektualnej w epoce mediów i popkultury prof. Andrzej Ciążela, „barbarzyństwo, w którym tkwimy już bardzo głęboko jest tylko wstępem do zagłady”. Tymczasem Pentagon wyda w kolejnych latach 6 mld dolarów na udoskonalanie tzw. śmiercionośnej broni autonomicznej. Wykorzystuje ona sztuczną inteligencję i pozwala zastąpić pilota na polu walki. I powierza to zadanie kolejnym prywatnym firmom technologicznym, by „wprowadzić większą konkurencję, przedsiębiorczość, szybkość i kreatywność do systemu, który stał się ociężały i niechętny ryzyku” – pisze na łamach Gazety Wyborczej amerykański dziennikarz. Słowem, business as usually. W tej sytuacji szeryf Błaszczak to tylko tyci pomocnik Wuja Sama. Nadchodzi czas ludzi przytomnych. Wspólnota bezpieczeństwa może powstać tylko dzięki redukcji arsenałów, rozbudowie środków zaufania, uzgodnionego zarządzania na szczeblu globalnym kryzysem planetarnym. Bezzałogowy samolot Valkyrie pilotowany przez sztuczną inteligencję nic nie poradzi na suszę, El Nin(i)o, jałową glebę czy plastik w oceanie. Ale czy to jest możliwe w świecie rządzonym przez wielkie portfele akcji,  polityczne marionetki biznesu, soldateskę, marketingowców, specjalistów od info-rozrywki – można wątpić. Ale od czegoś trzeba zacząć.

Tadeusz Klementewicz

Poprzedni

Meksyk u progu ery kobiecego przywództwa

Następny

Unia Afrykańska dołącza do G20