2 grudnia 2024

loader

Jan Paweł II wobec spraw polskich

18.08.2002 Krakow i blonie fot.Witold Rozbicki witek 51 paczka2

Nasuwające się z tytułu pytanie – co św. Jan Paweł II uczynił dla „spraw polskich”? – wielu Czytelników może uznać za nie na miejscu. Przecież przed kanonizacją 27 kwietnia 2014 r. dziennikarze, publicyści i przytłaczająca większość polityków we wszystkich mediach i na wszelkie możliwe sposoby wymieniali nie kwestionowane zasługi.

 

Wydana wówczas, tj. w 2014 r. uchwała SLD wskazywała, iż Jan Paweł II „troszczył się o należytą rolę Polski w społeczności międzynarodowej, apelował o skupianie się Polaków wokół polskiej racji stanu i dobra wspólnego”.

Jubileusz 40. rocznicy wyboru kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową, pozwala zatrzymać uwagę Państwa Czytelników na kilku kwestiach państwowo-politycznych w powojennym okresie polskiej historii.

 

Papież o granicy i polskości Ziem Zachodnich

Dość wspomnieć, że o kształcie terytorialnym i narodowościowym Polski po zakończeniu II wojny światowej zdecydowali trzej zwycięscy alianci. Nie słuchając zdania rządu londyńskiego (było przeciwne), postanowili o przyznaniu Polsce ziem po Odrę (początkowo traktowanych jako oddane nam tylko „w administrowanie”) i tu oparciu jej zachodniej granicy, co także było rozumiane jako tymczasowe. Jeszcze trwała konferencja w Poczdamie, gdy 28 czerwca 1945 r. ci alianci uznali za polityczno-prawny fakt powołanie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej i jednocześnie cofnęli rządowi londyńskiemu taką rekomendację reprezentowania Polski. Tej decyzji nie uznało kilka państw europejskich, wśród nich Watykan. Skutkiem tego – od przedwojnia – Watykan uznawał jurysdykcję biskupów niemieckich na tych ziemiach. Oczywiście, miała ona charakter tytularny, formalny, bo z wiadomych względów innego mieć nie mogła. Władzę faktyczną sprawowali biskupi polscy. O zmianę tej sytuacji, a faktycznie uznanie „istniejącej rzeczywistości”, przez kilka lat zabiegał w Rzymie kard. Andrzej Maria Deskur, przyjaciel Jana Pawła II, z którym 13 stycznia 1987 r. spotkał się gen. Wojciech Jaruzelski i podziękował za włożony wysiłek i pomyślny finał. A była nim decyzja Papieża Jana XXIII nadająca polskim biskupom wyłączność jurysdykcji na tych ziemiach. Zarazem była też czytelnym sygnałem normalizacji stosunków dyplomatycznych z Polską. Jana XXIII ówczesne władze uhonorowały pomnikiem, ze słowami „Pacem interis”(pokój na ziemi). Jego posadowienie we Wrocławiu (1968 r.) ma wyraźną wymowę ekumeniczną i państwową. Warto zastanowić się, dlaczego o tej doniosłej decyzji „jakoś” podczas jego kanonizacji w 2014 r. zapomniano. Wpisywała się przecież w kontekst stosunków państwo – Kościół, miała wymiar polityczny i międzynarodowy, o czym świadczą późniejsze fakty.

Jan Paweł II podczas drugiej pielgrzymki do Polski (1983) odwiedził Ziemie Zachodnie. 21 czerwca we Wrocławiu witały Papieża herby miast zachodniej Polski i pieśń „Nie rzucim ziemi”. W homilii mówił o polskości tych ziem i swoich związkach z Wrocławiem. Na Ostrowiu Tumskim w zadumie pokłonił się Janowi XXIII. Na Górze Świętej Anny mówił o historycznych związkach opolszczyzny z Macierzą, zapewnił, że „Góra Świętej Anny pamięta o powstańcach śląskich, którzy zginęli na tych ziemiach” (kilka razy pisałem o tym wcześniej).

Podczas wizyty w Watykanie (styczeń 1987) Papież i Generał omówili kwestię zachodniej granicy Polski w kontekście zjednoczenia Niemiec. Generał mówił, że RFN i część państw zachodnich wciąż kwestionuje granicę zachodnią, a jest ona dla Polski „sprawą życia i śmierci”. Papież uznał te oceny mówiąc, że „Kościół w jednoznaczny sposób wypowiada się o polskości tych ziem”.

Witając Papieża na Zamku Królewskim (czerwiec 1987) Generał mówił: Odwiedzając Gdańsk i Szczecin, będzie Wasza Świątobliwość nie na obczyźnie, lecz we własnym, ojczystym kraju. To właśnie Polska Ludowa uzyskała szeroki dostęp do Bałtyku, przywróciła narodowi Wrocław i Olsztyn, Opolszczyznę i Pomorze Zachodnie. Sprawił to czyn bojowy, krew obficie przelana żołnierza polskiego i radzieckiego. Po uroczystości powitalnej, Gość i Gospodarz rozmawiali 70 minut w cztery oczy. Papież wyraził nadzieję, iż jego wizytę w Szczecinie, Zachód odczyta jako przypomnienie problemu zachodniej granicy i jednoznaczności stanowiska Kościoła w kwestii polskości tych ziem.

Biskup diecezji szczecińsko-kamieńskiej Kazimierz Majdański, były więzień Dachau, który wiele lat poświęcił umacnianiu polskości na Pomorzu Zachodnim w maju 1990 r. był gospodarzem wielkiej uroczystości patriotyczno-religijnej w Siekierkach nad Odrą z udziałem Generała. W homilii wygłosił taką refleksję: Słowiańszczyzna Zachodnia sięgała daleko na zachód, teraz sięga do Odry. A jak będzie dalej? Zapewnienia się mnożą. Widocznie są potrzebne. Czy będą trwałe? Na jakim są budowane fundamencie? Na jakim fundamencie jest zbudowane nasze trwanie: kraju tylekroć krzywdzonego. Warto wspomnieć, iż słowa te padły na kilka miesięcy przed ostatecznym uregulowaniem sprawy granicy zachodniej (Moskwa, wrzesień 1990 r.). Dla polityków, opinii publicznej jeszcze „widocznie były potrzebne”.

 

Porozumienie narodowe życiową potrzebą

Nie rozmijając się zbytnio z rzeczywistością, porozumienie narodowe można uznać za kamień węgielny polityki wewnętrznej dekady lat 80. Wynika to choćby z exsposé Premiera, gen. Wojciecha Jaruzelskiego, który 12 lutego w Sejmie, mówił o potrzebie „normalizacji życia, jako najpilniejszym zadaniu. Jest to krok absolutnie warunkujący odzyskanie równowagi gospodarczej, urzeczywistnienie reform społeczno-gospodarczych, wprowadzenie kraju na drogę rozwoju. Musimy ten krok uczynić. Nie będzie to możliwe bez atmosfery spokoju społecznego, bez konstruktywnego współdziałania wszystkich, świadomych swej patriotycznej odpowiedzialności sił”. Liczył, że „działania rządu spotkają się ze zrozumieniem i poparciem ze strony Kościoła i chrześcijańskiego ruchu społecznego. Episkopat Polski daje dowody takiego podejścia”. Przemówienie Premiera było uważnie czytane, niektórzy mówią, że wręcz studiowane-właśnie przez Episkopat. Stąd można wnioskować, iż jego treść i komentarze były znane w Watykanie. Jerzy Kuberski (Kierownik Urzędu do spraw Wyznań) wspominając tamten czas, mówił o zainteresowaniu osobą Premiera-Generała.

Szukano odpowiedzi na pytanie – kim jest nowy Premier, na co może go być stać, do czego zmierza. Pamiętam – mówił Jerzy Kuberski – jak biskup Kazimierz Majdański (…) podkreślał, że kiedy Generał był dowódcą dywizji w Szczecinie, przyczynił się do odbudowy miejscowej katedry. Nawiasem mówiąc, Jan Paweł II z okazji 800. lecia, w 1983 r. nadał jej godność bazyliki mniejszej. Episkopat z uznaniem odnotował, iż Generał jesienią 1980 r. zniósł służbę wojskową alumnów, która od 20 lat była kością niezgody między rządem a Kościołem. Rząd także zniósł ograniczenia w sferze budownictwa sakralnego. W wystąpieniach Generała nie znaleziono przykładu krytycznej wypowiedzi o Kościele. Obok wiedzy o nauce w gimnazjum Księży Marianów na Bielanach i drodze frontowej, tworzyło to dla Kościoła, osobiście i Papieża, zachęcający zaczyn przyszłej współpracy Rządu i Episkopatu na rzecz narodowego porozumienia. Nie należy zapominać, iż w okresie PRL – jak pisał Generał – Kościół był dla władzy i przeciwnikiem i sojusznikiem. (…) Przeciwnikiem – na oczywistym gruncie sprzeczności ustrojowo – doktrynalnych i różnych tego społeczno – politycznych reperkusji. Stąd też różne formy walki, niegodziwości, czego jaskrawym przykładem zbrodnia-zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki. (…) Kościół był sojusznikiem na gruncie nadrzędnych, narodowych interesów, przeciwdziałania niebezpiecznej destabilizacji, łagodzeniu różnych sprzeczności, torowaniu drogi ku porozumieniu.

Jest wiele dowodów, iż Jan Paweł II w Watykanie uważnie śledził toczące się w Polsce wydarzenia na linii rząd-Solidarność. Prawdopodobnie ich analiza pozwoliła w encyklice „Laborem exercens” zawrzeć takie refleksje: Słuszne zabiegi o zabezpieczenie uprawnień ludzi pracy…muszą zawsze liczyć się z tymi ograniczeniami, jakie nakłada ogólna sytuacja ekonomiczna kraju. (…) Działalność związków zawodowych wkracza niewątpliwie w dziedzinę polityki, rozumianej jako roztropna troska o dobro wspólne. Równocześnie jednak, zadaniem związków nie jest uprawianie polityki (…) Trzeba podkreślić, że strajk pozostaje poniekąd środkiem ostatecznym. Nie można go nadużywać (…) zwłaszcza dla rozgrywek politycznych. Nie należy nigdy zapominać o tym, że nieodzowne usługi dla życia społecznego, winny być zawsze zabezpieczone, w razie konieczności nawet przy pomocy odpowiednich środków prawnych. Nadużywanie strajku może prowadzić do paraliżowania całego życia społeczno-ekonomicznego co jest sprzeczne z wymogami wspólnego dobra społeczeństwa. Sięgnijcie Państwo pamięcią do tamtego czasu i pomyślcie – czy Papież mylił się, czy napominał Solidarność, wręcz wzywał do umiaru i rozsądku. Czy nie warto o tym mówić naszej młodzieży?

Choć podobnie jak Episkopat wspierał Solidarność, to krytycznie patrzył na jej poczynania, czemu dał wyraz na spotkaniu z jej delegacją w lutym 1981r. w Watykanie mówiąc: Chodzi o to, aby sprawy dojrzewały do właściwego kształtu, żeby również wśród napięć, które rozwojowi tych spraw towarzyszą, zachować umiar i poczucie odpowiedzialności za to wielkie wspólne dobro, jakim jest nasza Ojczyzna. Przez pryzmat „dobra Ojczyzny” oceniał także działania Rządu i Premiera – Generała. 14 października 1981r. przyjął w Castel Gandolfo Józefa Czyrka, Ministra Spraw Zagranicznych. Zapoznał on Papieża z rządową oceną sytuacji w kraju i koncepcją Rady Porozumienia Narodowego, dla której chciał pozyskać poparcie, „błogosławieństwo” Papieża – jak pisze Generał. Nie chodziło o formalne uznanie, ale o jego wymiar praktyczny, konkretny – tj. takie działanie Kościoła, a ściślej Prymasa Glempa i Episkopatu, jak wyobraża sobie i oczekuje władza, sam Generał. Papież stanął na pozycjach realistycznych, widząc co dzieje się w kraju. Zgodził się zaangażować autorytet „młodego Prymasa” Józefa Glempa i Kościoła w pomysł Rady. Było to swego rodzaju opowiedzenie się Kościoła po stronie władzy i swoiste „przymuszenie” Solidarności do podjęcia działań z władzą dla „wspólnego dobra”. Taka postawa Papieża wsparła starania władzy o doprowadzenie do Spotkania Trzech, 4 listopada 1981 roku. Nazajutrz, Prymas udał się do Rzymu, gdzie Papież poparł takie formy współpracy Kościoła z władzą i opozycyjnym związkiem zawodowym. Oceniam, że po tej rozmowie Józefa Czyrka, inicjatywie Rady i Spotkaniu – choć nie przyniosło pilnie potrzebnych efektów, za co istotną odpowiedzialność ponosi Kierownictwo Solidarności – Generał i jego rząd zyskali pozytywną opinię w oczach Papieża. Znamienne są słowa z Komunikatu na zakończenie 181 Konferencji Episkopatu: Kraj nasz znajduje się w obliczu wielkich niebezpieczeństw. Przesuwają się nad nim ciemne chmury, grożące bratobójczą walką. Czy w tej ocenie Episkopat mylił się, wprowadzał w błąd Papieża i społeczeństwo? Czy zagrożenie widział tylko ze strony władzy czy także z szeregów Solidarności? Czy to nie była dobitna przestroga? Jak się okazało – wypowiedziana na dwa tygodnie przed stanem wojennym, ale o tym za chwilę.

Papież kilka razy w rozmowach z Generałem wracał do Solidarności, do warunków życia, losu zwykłych ludzi. Akcent ten dość mocno zabrzmiał 17 czerwca 1983 r. w Belwederze, w powitalnych słowach Generała: Mówi się, że Polska cierpi. Ale kto zważył na szali bezmiar ludzkich cierpień, udręk i łez, których udało się uniknąć? (…) Nie lękamy się osądu potomnych, będzie sprawiedliwy. Na pewno bardziej wyważony niż wiele współczesnych ocen. (… ) Kiedy państwo słabnie lub pogrąża się w bezrządzie – cenę płaci naród. My w Polsce tę historyczną prawdę znamy aż nadto dobrze. Przyświecała ona i przyświeca naszym działaniom. Nie szukamy jednak łatwych usprawiedliwień. Własne błędy osądzamy z bezprzykładną szczerością, choć nie tylko władza zawiniła. Nie ona zepchnęła kraj na krawędź katastrofy. Podczas rozmowy w Sali Pompejańskiej Belwederu, która rozpoczęła się od słów Papieża Panie Generale, na Boga, wiem, że jest Pan człowiekiem uzależnionym od Moskwy, ale przecież jest Pan także patriotą, Generał poinformował Gościa, iż obecna konfiguracja geopolityczna, wielkie uzależnienie gospodarcze – szczególnie w dostawach ropy, gazu i innych surowców od ZSRR – nie daje żadnych szans na samodzielność. Kraj wiele miesięcy żył strajkami, „z czego chleba nie przybywało”, a niszczyły gospodarkę. Sankcje Zachodu „pchały nas jeszcze bardziej w objęcia RWPG”. Nasi sąsiedzi – CSRS i NRD – też mieli swoje kalkulacje, by do Polski wkroczyć. Pamięta wrażenie Papieża, „szczerze zmartwionego, zatroskanego. Chyba nie w pełni znał dramatyzm grudnia 1981 roku”. Na wywody Generała wyrażał ojcowską troskę o tych, którzy ucierpieli najbardziej, (…) mówił o podmiotowości społeczeństwa, aby wszelkie konflikty społeczne łagodzić i rozwiązywać stopniowo, (…) by chronić Ojczyznę przed niepotrzebnymi wstrząsami. Do tych myśli Papież nawiązał we Wrocławiu, mówiąc w homilii: Cały naród polski musi żyć we wzajemnym zaufaniu, a to zaufanie opiera się na prawdzie. Cały naród polski musi odzyskać to zaufanie, w najszerszym kręgu swej społecznej egzystencji. Przejrzystość słów zarówno dla rządzących jak i rządzonych jest oczywista, a mnie nie wypada pytać – o jaką prawdę chodzi dziś politykom, skoro podnoszona w tej publikacji sfera wiedzy jest oględnie mówiąc pomijana lub opacznie komentowana.

Gdy Papież pielgrzymował po kraju, Generał w jednym z wywiadów mówił: My, władze, zaczęliśmy dostrzegać pewne niepokojące rzeczy, które mogły zdestabilizować sytuację. (…) Nasz Gość był w bardzo trudnym położeniu, pod presją tłumów, które oczekiwały, że poprowadzi je na barykady (…) czuł silne przekonanie, że musi poprzeć ruch, wszystkie te narodowe i społeczne dążenia, które utrzymywały przy życiu jej członków (…) nie chciał zrobić niczego, co mogłoby zmącić spokój i stabilizację, ale jedno słowo, rzucone przypadkowo mogło spowodować całkiem nową sytuację. Obawy, niepokoje i prośbę o rozmowę, Generał przedstawił na piśmie, które wysłannicy doręczyli w Częstochowie. Nawiasem mówiąc, kard. Stanisław Dziwisz w książce „Świadectwo” pisze, że Papież „złagodził odrobinę tekst Apelu”. Dowodzi to Wielkości Jego Świątobliwości, zrozumienia intencji władz. Do tej rozmowy – spotkania Papieża i Generała – doszło na Wawelu, 22 czerwca wieczorem. Generał mówił: Już na początku poinformowałem Papieża, że przewidujemy zniesienie stanu wojennego. (…) Odniosłem się również do samej pielgrzymki, że występuje nadmierna emocjonalność pewnych grup o zabarwieniu politycznym, (…) że po wyjeździe emocje mogą wzrosnąć i zakłócić proces normalizacji. (…) Papież słuchał bardzo uważnie, mówił o Lechu Wałęsie, o Solidarności”. Rozwinął i pogłębił opinie wygłaszane podczas pielgrzymki, w kontekście historycznym sięgał „po czasy przedrozbiorowe”. Dyskutując o politycznych trendach, roli związków zawodowych, sprawiedliwości społecznej, Papież opisał biedę w Meksyku i skonstatował: Generale, proszę się nie obrazić, ale ja nie mam nic przeciwko socjalizmowi – pragnę jedynie socjalizmu z ludzką twarzą. Generał ocenia, iż Papież akceptował ustrój w „krystalicznej formie”, wytykał jego „wykoślawienia”. Tu zachęcam Państwa Czytelników – wielokrotnie przypominajcie te słowa Papieża znanym opluwaczom PRL. Wyjaśniajcie, tłumaczcie ich historyczny sens młodemu pokoleniu.

Podczas rozmowy z Generałem w Watykanie (1987 r.) Papież stwierdził: Dla mnie delegalizacja Solidarności jest boleśniejsza, niż wprowadzenie stanu wojennego. Bowiem nie ma prawdziwej demokracji, bez wolnych i silnych związków zawodowych (to myśl z encykliki „Laborem exercens”, 1981 r.). Generał przyznał rację, przypomniał też ówczesną sytuację i zapytał: „Co stałoby się w kraju, gdyby rozhuśtała się ulica?” Analizy radzieckie na długo przed 13 grudnia wskazywały, że w ulicznych starciach oraz porachunkach może zginąć ok. pół miliona Polaków. Powtórzył, że odpowiedzialność za stan wojenny będzie dźwigał do końca życia, że wielu ludzi stanie przeciwko, ale w sytuacji Polski w 1981 roku, nigdy nie postąpiłby inaczej. Dla normalizacji sytuacji uczyni wszystko, ale wymaga to czasu „aż zbyt gorące głowy ochłoną”.

Na zakończenie III pielgrzymki, Papież i Generał rozmawiali przez 55 minut w salonie recepcyjnym na Okęciu. Była to kontynuacja spotkań, które stały się tradycją, świadczyły o dobrze układających się stosunkach Państwo – Kościół. Papież podzielił się obserwacjami, mówiąc, że ludzie sprawiają korzystne wrażenie, widać, że im się nie przelewa. (…) Nie ma biedy, nie ma bezdomnych, (…) Miejmy nadzieję, że będzie im się żyło lepiej i godniej. Generał podzielił tę nadzieję, a poprawa bytu, lepszego jutra Polaków nieustannie leży mu na sercu. (…) Władza pracuje nad porozumieniem z Solidarnością, które od pewnego czasu staje się „rodzajem warunku” w rozszerzeniu kontaktów z Zachodem. Zbliżeniu różnych środowisk, także opozycyjnych i władzy, służy powołanie Rady Konsultacyjnej, której członkami są osoby blisko związane z Kościołem. Generał mógł liczyć, że Papież, Kościół w Polsce wesprze te starania. Że nie były to nadzieje płonne, czas dobitnie pokazał.

Kolejne, ósme spotkanie odbyło się w 2001 r. Papież – choć schorowany (z trudem chodził i mówił) – przyjął Generała w przededniu 20. rocznicy stanu wojennego. Papież z troską mówił o zagrożeniach życia ludzi, o ofiarach, jakie Polacy ponoszą dla swej wolności, przywołał różne fakty z naszej przeszłości. Interesował się przemianami w kraju. Generał powiedział, że „najsmutniejszą pointą transformacji ustrojowej, dokonywanej rękami byłych działaczy Solidarności jest to, iż ani w Gdańsku, ani w Szczecinie nie ma już potężnych stoczni, w których ten ruch powstawał. Nie ma Ursusa, marnieje FSO i wiele innych zakładów – filarów Solidarności. Że 7,5 tys. „patriotów” wyceniło swoje zasługi dla wolnej Polski na blisko 2 miliardy złotych. Papież kręcił głową z niedowierzaniem. Rozmowa – podobnie jak poprzednie – upłynęła w serdeczniej atmosferze. Okazała się być ostatnią.

 

Dramat stanu wojennego

Na wstępie ciekawostka. Gdy na początku listopada 1981 r. uciekł do USA zdrajca Ryszard Kukliński, szef CIA wysłał do Papieża przedstawiciela z informacją, że Polsce grozi stan wojenny i „stosownymi sugestiami”. Jak wynika z udostępnionych wspomnień agentów, Papież uważnie go wysłuchał, podziękował za wiadomości, ale nie zajął stanowiska. Można tylko domyślać się powodów tego wymownego milczenia zważywszy, że na bieżąco znał sytuację w kraju z relacji Episkopatu i mediów. Wiedział, że poczynania Solidarności nie ułatwiają rozwiązywania nabrzmiewających problemów. Że wbrew własnej wizji roli i działalności związku zawodowego, zapisanych we wspomnianej encyklice, strajki zaczynają „paraliżować całe życie społeczno-ekonomiczne”, doprowadzą do „konieczności pomocy odpowiednich środków prawnych”. Jak wiemy, 30 października 1981 r. Generał przedstawił Sejmowi „środek prawny” – projekt ustawy o nadzwyczajnych pełnomocnictwach m.in. zawieszający prawo do strajku na okres do 30 marca 1982 r.

Nie został on rozpatrzony, o czym przesądził bezprecedensowy krok Prymasa. Wobec groźby strajku generalnego Solidarności, wystosował list doręczony posłom. Czy Papież mając m.in. wiedzę od CIA, liczył się z użyciem siły – trudno dociec. Pamiętajmy, że rok wcześniej, gdy groziła zbrojna interwencja, telefonicznie rozmawiał z Leonidem Breżniewem. Teraz sytuacja wewnętrzna była inna – to Polacy stawali się groźni sami dla siebie! Ze strony opozycji – ultimatum strajkowe oraz żądanie oddania władzy politycznej i państwowej. Ze strony władzy – wyczerpanie inicjatyw porozumień. I co dalej? Nie znam dokumentów wskazujących o czym Papież myślał, gdy pomysł z Radą Porozumienia po Spotkaniu Trzech upadł. Prawdopodobnie przyjął założenie, iż Generał – którego jeszcze osobiście nie znał – nie uczyni niczego, co byłoby sprzeczne z polską racją stanu. Inaczej mówiąc, zaufał odpowiedzialności Generała. To absolutnie nie oznacza, że „z góry” aprobował stan wojenny, a szczególnie użycie siły. Może jedynie świadczyć, że w tamtej sytuacji – poza dialogiem, porozumieniem, które stawały się fikcją – nie widział logicznego wyjścia. Ale to tylko domysł, a odpowiedź zna tylko Papież. Zaś cytowane słowa „Generał-patriota” zdają się ów domysł potwierdzać. Dziś wiemy, że nigdy i nigdzie nie potępił Generała, a wyrażał się ze zrozumieniem o koniecznościach władzy, wciąż apelując, by ludziom oszczędzać cierpienia.

Nie ulega wątpliwości – jak mówi Generał – że 13 grudnia Papież-Polak odczuł z wielkim bólem, tym bardziej, że nie mógł wówczas znać wszystkich, poprzedzających go okoliczności, faktów, zagrożeń. Potrafił jednak zrozumieć intencje oraz uwarunkowania, w jakich przyszło nam żyć i działać. Jako „człowiek stanu wojennego” odczułem to bardzo osobiście. O tym co dzieje się w Polsce, różne „rewelacje” wypisywała zachodnia prasa. Biskup Bronisław Dąbrowski, 22 grudnia 1981 r. rozmawiał z Papieżem, a relację zawarł w książce „Rozmowy watykańskie” – (Instytut Wydawniczy PAX, 2001), gdzie pisze: Po podpisaniu umów w Szczecinie i Gdańsku inne ośrodki robotnicze nie chciały być gorsze, dlatego naciskały na władze i nowe umowy podpisywano. Wałęsa był przeciwny, ale go nie słuchano. (…) Solidarność wbrew ostrzeżeniom Kościoła eskalowała wystąpienia i dążenia do władzy. Odmówiła wejścia do Rady Porozumienia, mimo że Wałęsa 4 listopada 1981roku zgodził się na wejście razem z Prymasem, u Premiera. Po spotkaniu z Premierem, Komisja Krajowa zdyskwalifikowała Wałęsę i oświadczyła, że Solidarność nie wejdzie do Rady Porozumienia (5-6 listopada 1981 r.) (…) zebranie Mazowsza w Politechnice 5-6 grudnia i powzięte uchwały zaalarmowały władze, szczególnie wyznaczenie manifestacji ulicznej na 17 grudnia 1981 roku. Nasze rozmowy na wszystkich szczeblach Solidarności nie dały wyniku (szczególnie w dniu 9 grudnia spotkanie u ks. Prymasa) (…) Komisja Krajowa w Gdańsku 11-12 grudnia 1981. Opinia Wałęsy – zbiorowa halucynacja, wielu uległo prowokacji. Opinia niektórych doradców o przebiegu obrad była podobna. I dalej: Ojciec Święty pytał o różne wydarzenia, o jakich mówi radio i TV włoska oraz piszą gazety. Stwierdziliśmy, że dużo w tym przesady, a nawet sfałszowania faktów. Tym lepiej, powiedział Ojciec Święty i dodał – widzicie, jak konieczny był wasz przyjazd, szkoda, że nie wcześniej. Męczę się tym, że nie znam prawdziwego stanu rzeczy. Tego dnia Biskup spotkał się też z kard. Casaroli. Pytał on – cytuję – Czy to prawda: że w Radzie Wojennej są Rosjanie (Kulikow), że gen. Jaruzelski bliski rozpaczy, że zabitych jest bardzo wielu, że internowanych przetrzymuje się w namiotach, że wywożą aresztowanych do Rosji, że biskupi nie mogą poruszać się po Polsce, że p. Mazowiecki nie żyje, że Wałęsa jest chory psychicznie. Wyjaśniłem wszystko zgodnie z rzeczywistością. Jako swoisty „fakt” mający potwierdzić rzekomą apokalipsę w Polsce podano, że zamordowany został Tadeusz Mazowiecki, za duszę którego 14 grudnia odprawił mszę żałobną w Katedrze Notre Dame w Paryżu kard. Jean Marie Lustiger. Udział wzięły nawet wybitne osobistości francuskie. Fakt ten publicznie dementował sam „uśmiercony”, choć w książce „Rok 1989 i lata następne”, nie wspomina, czy rozmawiał o tym z Papieżem.

Ksiądz Arcybiskup Józef Kowalczyk w książce „Świadectwo i służba”, m.in. pisze: Muszę powiedzieć szczerze i mam odwagę to powiedzieć: Jan Paweł II darzył pewnym szacunkiem gen. Wojciecha Jaruzelskiego, bo widział, że w tym człowieku jest jakiś duch patriotyzmu, duch dobra, jakaś wola obrony Polski. Nie przeprowadziłem nigdy rozmowy z Jaruzelskim na temat stanu wojennego. Ale musimy sobie z jednego zdać sprawę, że gdyby zarówno Jaruzelski, jak i cała ówczesna ekipa rządząca nie podjęli pewnych kroków i trudnych decyzji, wówczas bieg wydarzeń byłby trudny do przewidzenia. Każdy z nich poniósłby konsekwencje.

W 1993 r. Generał był w Rzymie na sesji Forum Światowej Polityki. Przy tej okazji gospodarze zorganizowali promocję książki pt. „Stan Wojenny. Dlaczego”. Papież przyjął Generała na prywatnej audiencji. Podczas rozmowy kolejny raz wrócił temat stanu wojennego. Widać, że leżał Papieżowi na sercu. Wtedy Generał podzielił się taką oceną: Do 13 grudnia mogło nie dojść, gdyby żył prymas Wyszyński, a Papież był w pełni sił (po zamachu wracał do zdrowia). Tylko ci dwaj wielcy Polacy, byli w stanie zdyscyplinować grupę najbardziej radykalnych działaczy, aby usiedli z nami przy stole i rozmawiali, zamiast podgrzewać nastroje. Rozwój wypadków uczynił go ostatecznością.

Generał nie jeden raz mówił, iż wprowadzenie stanu wojennego było dramatem, ale nie mniej gorzkie było to, że nie potrafiliśmy się porozumieć. Nieufność, zacietrzewienie, wrogość, zaślepiała obie strony. Nikt z nas nie jest bez winy. Nie dojrzeliśmy wówczas do historycznego kompromisu. Inna rzecz, czy w tamtych realiach był on możliwy i wykonalny”. W sensie historycznym – przeszliśmy przez ten burzliwy czas bez większych ofiar, bez rzeki przelanej krwi, nie tworząc przepaści, „nie paląc za sobą mostów” do przyszłych, pozytywnych rozwiązań. Było to zwycięstwo rozumu, rozsądku nad emocjami. Polacy pod przewodem Generała okazali się „mądrzejsi przed szkodą”. W tej „mądrości” są niepodważalne zasługi: Papieża, Kościoła, Rządu, liberalnego skrzydła partii (PZPR) i stronnictw politycznych, członków Solidarności.

Wiadomo z wiarygodnych źródeł, że Papież nie pomijał żadnej okazji, by zachodnim politykom i dyplomatom przypominać o dolegliwościach sankcji gospodarczych. Widział, że polską gospodarkę wpisano w polityczną walkę ze Wschodem. Nawiasem mówiąc, do czasu zniesienia stanu wojennego (22 lipca 1983 r.), szkody spowodowane różnymi formami sankcji osiągnęły sumę 13 mld dolarów. I znów ciekawostka – Ronald Reagan 7 czerwca 1982 r. złożył Papieżowi wizytę (upamiętnia ją forma pomnika w Gdańsku). Zaoferował pomoc żywnościową drogą charytatywną. Papież podziękował i nie omieszkał przypomnieć o konieczności ulżenia doli wszystkich Polaków. Natomiast odrzucił możliwość dotacji dla podziemnej Solidarności kanałami watykańskimi, informując gościa, że ma stały kontakt z rodakami.

 

Na zakończenie

Jan Paweł II w żadnej rozmowie nie pomijał problematyki człowieka. Akcentował podmiotowość osoby ludzkiej, konieczność poszanowania godności i praw. Na tym właśnie humanistycznym, personalistycznym fundamencie sytuował rolę państwa. Wskazywał, że powinno być ono silne poparciem społecznym. Zachęcał do szerokiego dialogu władzy z pluralistycznym społeczeństwem – pisał Generał.

Papież, przemawiając w Sejmie 11 czerwca 1999 r., m.in. mówił: Składam dzięki Panu historii za obecny kształt polskich przemian, za świadectwo godności i duchowej niezłomności tych wszystkich, którzy w tamtych trudnych dniach byli zjednoczeni tą samą troską o prawa człowieka, tą samą świadomością, iż można życie w naszej Ojczyźnie uczynić lepszym, bardziej ludzkim. (…) Dzisiaj zostało nam, zostało wam powierzone tamto dziedzictwo odważnych i ambitnych wysiłków podejmowanych w imię najwyższego dobra Rzeczypospolitej. Od was zależy, jaki konkretny kształt przybierać będzie w Polsce wolność i demokracja. (…) Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm…Wykonywanie władzy politycznej czy to we wspólnocie, czy to w instytucjach reprezentujących państwo powinno być ofiarną służbą człowiekowi i społeczeństwu, nie zaś szukaniem własnych czy grupowych korzyści z pominięciem dobra wspólnego całego narodu.

Doceniam w pełni to, co Papież, co Kościół uczynili w Polsce, aby zwyciężyła wola dialogu, aby przeciwdziałać zacietrzewieniu, nienawiści, rozdarciu. Sądzę, że na tej drodze – mimo odmiennych czasami ocen i wniosków – zmierzaliśmy w podobnym kierunku” – napisał Generał. Zapamiętał Papieża jak pięknie słuchał, z jaką cierpliwością, uwagą. Nigdy nie przerywał. Ujmował rozmówców wrażliwością na ludzkie krzywdy i ludzką niedolę. Podróżując po świecie, zobaczył tej biedy niemało. Ta wrażliwość była zgodna ze społeczną nauką Kościoła. Ideały socjalizmu, te nie wypaczone, niewiele od tej nauki odbiegają.

Warto jeszcze przytoczyć niezwykle refleksyjną myśl prof. Stefana Wilkanowicza: „Serca Polaków są blisko Papieża, ale głowy od niego daleko”.

A co Państwo o tym myślicie? Jakie myśli, refleksje i nauki stąd płynące w 40. rocznicę pontyfikatu i 100-lecie odzyskania Niepodległości przekażecie swoim dzieciom i wnukom?

 

***

Jubileusz 40.lecia wyboru kard. Karola Wojtyły na papieża media upamiętniły transmisją okolicznościowych koncertów. Pojawiły się różne ciekawostki i wspomnienia o duchowych nawróceniach i uzdrowieniach oraz myśli, iż metropolita krakowski zostanie „kiedyś” następcą św. Piotra. Redakcja uważa, iż szczególnie godne i ważne zapamiętania są odniesienia do nas i o nas – Polakach i Polsce. Mają one swą wymowę i znaczenie dziś, gdy dopiero co decydowaliśmy o przyszłości samorządnej Polski – naszych „małych Ojczyzn”. Stąd publikujemy wypowiedź gen. Wojciecha Jaruzelskiego, która obrazuje myślenie Papieża i Generała w kategoriach nadrzędnego dobra Polski.

 

***

 

Moje spotkania i rozmowy z Janem Pawłem II

 

…Co pozwalało znajdować wspólny mianownik? Uważam, że przede wszystkim wspólna nam polska gleba, myślenie w kategoriach nadrzędnego dobra Polski… Miarą wartości człowieka jest przede wszystkim to, ile wnosi on do dobra ogólnego, ile czyni, dla dobra innych – bez względu na motywacje, którymi się kieruje…

 

Wracam często myślą do naszych spotkań i rozmów, zachowując w pamięci moralne przesłanie i patriotyczną troskę głowy Kościoła o pomyślność Polski, o demokratyczny humanistyczny kierunek przeobrażeń.

W Ojczyźnie, w Europie, w wielu krajach, na wszystkich kontynentach, Wielki Syn naszego narodu zaskarbił sobie szacunek, uznanie i szczerą sympatię milionów ludzi. Szczególnie cenny jest intelektualny i moralny wkład Waszej Świątobliwości we współczesną filozofię pokoju, w idee sprawiedliwości społecznej i braterstwa, tak bardzo dziś potrzebne światu”.

Rozpocząłem swoją wypowiedź właściwie od końca, od zacytowania fragmentu listu, który skierowałem 15 maja 1990 r. do Jana Pawła II, w siedemdziesiątą rocznicę Jego urodzin.

A co było przedtem?

Nazwisko Karola Wojtyły zaczęło pojawiać się coraz częściej w pierwszych latach siedemdziesiątych. W moim środowisku politycznym mówiono wówczas, że jest to wyjątkowo utalentowany – ale jednocześnie trudny jako partner władz – hierarcha Kościoła.

Wynik konklawe był wielkim zaskoczeniem. Wiadomość o wyborze Papieża-Polaka dotarła do mnie w czasie posiedzenia Biura Politycznego KC PZPR. Jego uczestnicy przyjęli tę informację z całą powagą. Z jednej strony było poczucie satysfakcji, rzekłbym nawet dumy, z drugiej zaś – zatroskanie, jak wybór ten wpłynie na skomplikowane przecież w owym czasie stosunki między państwem i Kościołem w naszym kraju. W sumie jednak byliśmy zgodni, że mamy do czynienia z wydarzeniem o wielkiej doniosłości, czemu należy dać stosowny, godny wyraz. I tak też się stało.

Później z rosnącą uwagą obserwowałem działalność Jana Pawła II. Przebieg pierwszej papieskiej wizyty w Polsce w 1979 roku śledziłem – tak jak miliony Polaków – w środkach masowego przekazu. Podczas drugiej wizyty byłem już w innej sytuacji. Był to czas trudny – trwał jeszcze stan wojenny, co prawda już zawieszony, ale formalnie nie zakończony. Wiem, jak głęboko Jan Paweł II przeżywał nasze polskie dramaty. Wymieniliśmy na ten temat kilka listów.

Pierwsze nasze spotkanie odbyło się 17 czerwca 1983 roku w Belwederze. Byłem silnie przejęty wyjątkowością tej chwili. Po powitalnych przemówieniach odbyła się dłuższa rozmowa. Papieżowi towarzyszył prymas Polski arcybiskup Józef Glemp. Ze strony władz uczestniczył przewodniczący Rady Państwa prof. Henryk Jabłoński i ja. Przedstawiłem naszą ocenę sytuacji, płynące z niej wnioski i zamierzenia. Papież słuchał z uwagą. Przekonałem się w czasie naszych wszystkich spotkań, że umie słuchać, że chce dobrze zrozumieć, wniknąć w głąb intencji swego rozmówcy. To bardzo ujmujące. Czy też, że – wypowiadając się jasno, zajmując konsekwentne stanowisko – nie czyni tego w sposób apodyktyczny, lecz spokojnie, perswazyjnie, gotów życzliwie wysłuchać racji rozmówcy, a niekiedy nawet wprowadzić szczyptę subtelnego humoru.

Może zwrócę uwagę na drobiazg, ale miało to dla mnie znaczenie. Otóż Papież, zwracając się do mnie, nie używał tytułów urzędowych, politycznych, lecz mówił po prostu „panie generale”. Jako żołnierz, wielce to sobie ceniłem i cenię.

Jak Jan Paweł II potrafił przemawiać, wiedzą dziś już nie miliony, ale chyba miliardy ludzi. Jak potrafi rozmawiać, wiedzą znacznie mniej liczni. Cieszę się, że dane mi jest do tych należeć. Odbyliśmy pięć dłuższych rozmów: wspomniana wyżej w Belwederze i następna na Wawelu pod koniec wizyty; kolejna w styczniu 1987 roku w Watykanie; wreszcie w czasie trzeciej papieskiej pielgrzymki w Polsce na Zamku Królewskim w Warszawie oraz kilka dni później przed odlotem, w pawilonie na lotnisku Okęcie.

Trudno w tej krótkiej wypowiedzi-co więcej, nie mając upoważnienia Papieża – przedstawić szeroko przebieg i treść tych rozmów. Jednak ich klimat, istota i przesłanie zostały mi głęboko w pamięci.

Gdy wracam myślą do rozmów z Janem Pawłem II, nieodmiennie mam poczucie ich wielkiej wagi. Każda była jakby krokiem naprzód, kolejnym etapem wzajemnego poznania i zrozumienia. Oczywiście były różnice, a zwłaszcza inaczej rozkładane akcenty. Trudno się temu dziwić – inny był punkt wyjścia, na wiele spraw spoglądaliśmy z odmiennej perspektywy. Dziś przyznaję, że

Papież umiał patrzeć dalej, głębiej.

Co jednak pozwalało znajdować wspólny mianownik? Uważam, że przede wszystkim wspólna nam polska gleba, myślenie w kategoriach nadrzędnego dobra Polski.

Karol Wojtyła jest niezwykle mocno związany z Ojczyzną. Wrażliwy na wszystko, co się w kraju dzieje, żywo reagujący na bieg polskich spraw, głęboko odczuwający całą ich złożoność, historyczne i współczesne powikłania. W naszych rozmowach Jan Paweł II niejednokrotnie wracał z bólem do epoki rozbiorów, do czasów okupacji. Odwołując się do minionych doświadczeń, wskazywał zło, na błędy, które przyczyniły się do nieszczęść Polski. Jednocześnie odwoływał się żarliwie do tych wielkich kart naszej historii, z których powinniśmy czerpać naukę, aby we współczesnym, skomplikowanym świecie stanąć jako naród i jako władza na wysokości zadania.

Pierwsze lata osiemdziesiąte były i w międzynarodowym, i w polskim wymiarze trudne. Rozkręcała się spirala zbrojeń, zaostrzały się stosunki między Wschodem i Zachodem. Odbijało się to wielce niekorzystnie na naszej polskiej sytuacji. Mówiliśmy o tym z troską. Ale właśnie na tym tle widziałem coraz pełniej szczególne, osobiste zaangażowanie Papieża w sprawę pokoju i zbliżenia między narodami.

Jan Paweł II w żadnej rozmowie nie pomijał problematyki człowieka. Akcentował podmiotowość osoby ludzkiej, konieczność poszanowania jej godności i praw. Na tym właśnie humanistycznym, personalistycznym fundamencie sytuował rolę państwa. Wskazywał, że powinno być ono silne poparciem społecznym. Zachęcał do szerokiego dialogu władzy z pluralistycznym społeczeństwem.
Z uwagą wsłuchiwałem się w te opinie, bowiem w swej intencji i istocie były mi bliskie. Chodziło przecież o porozumienie narodowe, o współpracę wszystkich Polaków – „niezależnie od tego, skąd kto pochodzi”. Doceniam w pełni to, co Papież, co Kościół uczynili w Polsce, aby zwyciężyła wola dialogu, aby przeciwdziałać zacietrzewieniu, nienawiści, rozdarciu. Sądzę, że na tej drodze – mimo odmiennych czasami ocen i wniosków – zmierzaliśmy w podobnym kierunku.

Pragnę w tym kontekście przytoczyć fragment listu, który Jan Paweł II skierował do mnie 22 listopada 1989 r.: „Panie Prezydencie, Niejednokrotnie wracam myślą do treści naszych rozmów. Widzę, że dobro Rzeczypospolitej i jej Obywateli stało się dobrem nadrzędnym. Nie przestaję modlić się i życzyć władzom oraz całemu narodowi, by wokół tego dobra skupił swoje siły i całą dobrą wolę”.

Mam głęboką nadzieję, że w słowach tych można odnaleźć echo tego, co dla mnie stanowiło o szczególnej wartości naszych spotkań i rozmów.

Papież niejednokrotnie dawał dowody, że rozumie dylematy władzy, jej obiektywne ograniczenia. Potrafił dostrzec i docenić każdy przejaw dobrej woli, krok ku lepszym rozwiązaniom. Stanowiło to cenne wsparcie dla pomyślnego rozwoju stosunków państwo – Kościół oraz państwo polskie – Stolica Apostolska.

We wszystkich rozmowach z Janem Pawłem II wyczuwałem Jego głębokie identyfikowanie się z losami Polski. Ujmowało mnie to, że stojąc na cele Kościoła Powszechnego, spełniając swoją uniwersalną misję, znajdował zawsze właściwe miejsce, czas i formę, aby zamanifestować swoją polskość. Dziś widać, jakże wyraziście, iż pontyfikat Papieża-Polaka przybliżył Polskę światu, niesie jej dobre imię, na wszystkie kontynenty.

Mówił: „Myślą i sercem nie przestałem być z narodem, z którego wyszedłem i do którego należę”. I zawsze o tym zaświadczał, jak choćby wówczas, gdy – świadom dotkliwych skutków, jakie naszemu społeczeństwu przynoszą restrykcje ekonomiczne – zapewniał mnie, że daje temu stosowny wyraz w kontaktach z mężami stanu państw zachodnich. Wykazywał nieustanną troskę o to, aby Polska zajmowała godne miejsce wśród narodów Europy i świata. Ze szczególną uwagą śledził to, co działo się w bezpośrednim otoczeniu naszego kraju. Żywo i życzliwie interesował się przebiegiem „pierestrojki”, jej szansami i zagrożeniami, nawiązywał do wspólnej słowiańskiej genealogii narodów tej części Europy. Świadomość geopolitycznych uwarunkowań naszego kraju wyrażała się również w zainteresowaniu problematyką niemiecką. Watykański punkt widzenia był ze zrozumiałych względów bardziej uniwersalny, ale Papież okazywał daleko idące zrozumienie dla ocen, które dyktuje polska racja stanu.

Jan Paweł II zna współczesny świat. Nie tylko ten bogaty, ale i biedny. Potrafi wznieść się ponad poziom tych, którzy na rzeczywistość polityczną czy gospodarczą patrzą w sposób biegunowy, posługując się do jej opisu tylko białym lub czarnym kolorem. Dostrzega wady i zalety różnych systemów społeczno-politycznych i ekonomicznych. Jest niechętny wszelkim postaciom monocentryzmu politycznego i kolektywizmu materialistycznego. Ale jest także wysoce krytyczny wobec organizacji społeczeństwa opartego na zasadach skrajnego indywidualizmu i konsumpcjonizmu, w którym gubi się sens ludzkiej wspólnoty. Z dużą też wrażliwością reaguje na plagi społeczne, na niesprawiedliwość, bezrobocie, nędzę i niedostatek. To niezwykle ważne składniki papieskiej refleksji nad współczesnym światem.

Dla Jana Pawła II oceną, miarą wartości człowieka jest przede wszystkim to, ile wnosi on do dobra ogólnego, ile czyni, dla dobra innych – bez względu na motywacje, którymi się kieruje. To bardzo bliska mi myśl. Powinna być ona dla wszystkich Polaków cenną inspiracją do działań rzeczywiście służących przyszłości.

Wojciech Jaruzelski

 

Powyższy tekst ukazał się w książce gen. Wojciecha Jaruzelskiego „Przemówienia 1990”, opublikowanej przez wydawnictwo MADO, Toruń, 2002.

 

 

Gabriel Zmarzliński

Poprzedni

Kim pan jest, panie Macierewicz?

Następny

Od pamięci do „postpamięci”

Zostaw komentarz