20 maja 2024

loader

Już nie za miskę ryżu?

fot. Unsplash

Skończyły się czasy, gdy firmy budowały przewagę konkurencyjną na taniej sile roboczej – ocenił ekonomista z katedry strategii Akademii Leona Koźmińskiego dr Szymon Wierciński. Dodał, że kryzys przetrwają przedsiębiorstwa oparte o nowoczesne technologie i innowacje. Realia pokazują, że ma rację.

Ekonomista nie ma wątpliwości, że firmy, które mimo niekorzystnych warunków do inwestowania, znajdą środki m.in. na zakup i rozwój w obszarze nowoczesnych technologii, znacznie łatwiej przebrną przez obecny kryzys i będą miały możliwość zbudowania trwałej przewagi konkurencyjnej w przyszłości. Wyjaśnił, że np. zaawansowane linie technologiczne czy automatyzacja pozwalają zwiększyć efektywności i produktywności, co w efekcie przekłada się na zmniejszenie kosztów pracy i większe zyski.

Koniec machania łopatą

W jego ocenie, największe problemy z przebrnięciem przez osłabienie gospodarcze będą mieć przedsiębiorcy, którzy do tej pory bazowali na niskich kosztach pracy i nie inwestowali w podnoszenie produktywności czy umiejętność wdrażania innowacji. „Przez lata bardziej opłacało się zatrudniać tanich pracowników niż inwestować np. w nowoczesne maszyny, urządzenia i automatyzacje procesów. Jednak wprowadzone w ostatnich latach podwyżki płacy minimalnej radykalnie zmieniły sytuację” – powiedział. Przypomniał, że w 2016 roku minimalna stawka godzinowa wynosiła 12 zł brutto, a od stycznia już 22,80 zł. Przekłada się to również na wzrost średniego wynagrodzenia. „Wzrost tych kosztów przedsiębiorcy do tej pory rekompensowali sobie podwyżkami cen produktów i usług, jednak w obliczu spadającego popytu, kolejne podwyżki w wielu branżach będą dla konsumentów trudne do zaakceptowania” – powiedział. Wskazał też, że od lipca wchodzi w życie kolejna podwyżka płacy minimalnej – do 23,50 zł za godzinę brutto, co jeszcze bardziej może pogłębić problemy firm, które od ponad roku borykają się z rosnącymi cenami energii czy surowców.

W ocenie eksperta, wzrost cen towarów i usług związany jest sytuacją geopolityczną (wojna w Ukrainie), ale także polityką fiskalną i monetarną polskiego rządu. Wyjaśnił, że chodzi m.in. o bardzo szybko rosnące wydatki budżetowe związane np. ze sferą społeczną. „Rosnące szybko wynagrodzenia, a także polityka rządu przyczyniła się do zwiększenia środków, które Polacy przeznaczają na konsumpcję” – wskazał.

To się jednak zmienia. Ekonomista ocenił, że wysoka inflacja (w marcu 16,1 proc.) już wpłynęła na ograniczenia konsumpcji prywatnej i spadek sprzedaży detalicznej. Przypomniał, że w lutym br. sprzedaż liczona w cenach stałych była o 5,0 proc. niższa niż w lutym 2022 roku i był to najgłębszy spadek od stycznia 2021 roku, gdy ze względów covidowych ograniczona była dostępność galerii handlowych. O końcu podwyżek może też świadczyć, spadek cen produkcji przemysłowej (PPI), które w lutym br. były niższe w porównaniu ze styczniem o 0,4 proc. Z kolei w marcu według wstępnych danych, ceny produkcji sprzedanej przemysłu spadły w stosunku do lutego 2023 r. o 0,8 proc.

Montownie odpłyną?

Pytany, co firmy mogą zrobić, by przetrwać trudny czas, powiedział, że w momencie, gdy możliwości podwyżek cen przez producentów, zostają coraz bardziej ograniczone, jedynym rozwiązaniem jest zwiększenie efektywności i produktywności innowacyjnymi rozwiązaniami. Przy czym – jak zaznaczył – po hasłem „innowacyjne” nie zawsze musi chodzić o kosztowne rozwiązania technologiczne. Wyjaśnił, że może to być np. zamiana systemu zarządzania, wprowadzenie nowych produktów i usług, przystosowanie organizacji do pracy zdalnej czy modyfikację strategii. Przypomniał, jak ogromne pokłady innowacyjności uruchomiła w gospodarce pandemia. „Wiele firm w ciągu kilku miesięcy, czasem tygodni, wprowadziło rozwiązania, które w normalnej sytuacji zajęłyby im lata” – powiedział.

Zauważył też, że w zwykle najgorszej radzą sobie w sytuacjach kryzysowych, przedsiębiorstwa nastawione „na przetrwanie”, działające w oparciu o pracę własną czy tanich pracowników. Zdecydowanie lepiej z zawirowaniami radzą sobie tzw. firmy rosnące, czy agresywnie rosnące (tzw. gazele), posiadające sprawny model biznesowy, nastawione na adaptację oraz wdrażanie rozwiązań, które strategicznie mają zapewnić im długoterminowy, stały wzrost przychodów. To one inwestują w markę, wprowadzają nowe usługi, rozszerzają ofertę i potrafią lepiej niż inne firmy przystosować się do zmian w otoczeniu organizacyjnym.

Ekonomista zauważył też, że w Polsce firm rosnących nastawionych na wzrost jest zdecydowanie mniej niż w bogatszych gospodarkach zachodnich. „Jesteśmy na początku ścieżki, którą od dziesięcioleci podążają przedsiębiorstwa np. ze Stanów Zjednoczonych, zachodniej UE czy Izraela” – powiedział. Dodał, że zniwelowaniu tych różnic mają służyć programy finansowania naszych przedsiębiorstw ze środków publicznych i funduszy unijnych, ale również umacniający się sektor prywatnych funduszy inwestycyjnych. Ocenił, że dzięki tym narzędziom, wchodzimy powoli na taki etap rozwoju, w którym przestajemy budować przewagę konkurencyjną na taniej sile roboczej czy surowcach, ale w opieramy ją o nowoczesne technologie i innowacje. „Drożejąca praca i kryzys mogą ten proces przyśpieszyć. Przetrwają ci, którzy zaoferują produkty i usługi w oczekiwanej przez klientów jakości i cenach i dopasowane do zmieniających się potrzeb klientów. To wiąże się już bezpośrednio z innowacyjnością” – zaznaczył”.

Infopotęga?

Słowa dr. Wiercińskiego potwierdza fakt, że Polska jest jednym z trzech najbardziej konkurencyjnych rynków dla branży IT w Europie Środkowej i Wschodniej – wynika z raportu serwisu Emerging Europe. W tym sektorze pracuje w Polsce ponad pół miliona osób, a wartość jego eksportu wynosi blisko 10 mld euro, co stanowi 1,7 proc. PKB. Polska jest też drugim najbardziej atrakcyjnym rynkiem na świecie dla outsourcingu usług IT – pokazuje zestawienie firmy GBS World. W ciągu ostatnich lat wielkie firmy technologiczne, w tym Microsoft i Google, ogłosiły sięgające miliardów dolarów inwestycje w polską branżę IT.

Polski sektor IT jest trzecim pod względem konkurencyjności wśród 23 państw Europy Środkowej i Wschodniej, po Estonii i Litwie – czytamy w opublikowanym w kwietniu raporcie Emerging Europe. Polska znalazła się wśród pierwszych czterech państw w 11 z 45 branych pod uwagę kategorii i zwyciężyła w kategorii wykształcenia i przygotowania pracowników.

Rola sektora IT w gospodarkach państw Europy Środkowej i Wschodniej nieustannie rośnie. „Godne odnotowania wyniki Polski w branży IT i edukacji pokazują jej pozycję jako lidera regionu” – czytamy w opracowaniu. „Prężnie rozwijający się ekosystem startupów, rosnąca dostępność finansowania venture capital oraz rządowe programy wsparcia sprawiają, że Polska jest czołową lokalizacją dla startupów” – zaznaczono. Dodano, że w Polsce działa obecnie ponad 3 tys. startupów i ponad 100 inkubatorów i akceleratorów tych biznesów.

Sektor IT w Polsce się rozwija, wyraźnie wzrasta liczba zatrudnionych w nim pracowników, a także ich pensje. Branża informatyczna zatrudnia 525 tys. polskich pracowników, ich średnie wynagrodzenie to 174 proc. średniej płacy krajowej – odnotowuje raport londyńskiego ośrodka. Emerging Europe zwraca uwagę na dobre wykształcenie i przygotowanie polskich pracowników, w tym rosnącą liczbą studentów (50 tys. w 2019 r. i 68 tys. w 2021 r.) i absolwentów kierunków informatycznych, wysokie oceny uczniów w badaniach edukacyjnych PISA i dobrą znajomość języka angielskiego.

Polska znalazła się też na drugim miejscu najbardziej atrakcyjnych lokalizacji dla outsourcingu usług IT w zestawieniu firmy GBS World za 2022 r. Taką samą pozycję zyskały Filipiny, pierwsze miejsce zajęły Indie, a trzecie – Egipt i Malezja. Ranking powstał na podstawie wywiadów z menedżerami ponad 380 globalnych firm, które zlecają tego typu usługi. Polska zajęła również pierwsze miejsce wśród krajów preferowanych jako miejsce outsourcingu wsparcia technicznego i znalazła się wśród pierwszych trzech lokalizacji w kategoriach ogólnych usług informatycznych i analizy danych.

Chociaż w zestawieniu wciąż dominują państwa regionu Azji i Pacyfiku, ankieta pokazuje wzrost znaczenia Europy Wschodniej, szczególnie w kategorii rozwoju oprogramowania, gdzie w pierwszej dziesiątce znalazła się Polska i Rumunia – komentuje GBS World w omówieniu badania.

Polska po raz pierwszy w historii ma szansę być częścią globalnej transformacji cyfrowej i ogromnie na tym skorzystać – mówił premier Morawiecki 26 kwietnia podczas wspólnej konferencji z prezesem Microsoftu na Europę, Bliski Wschód i Afrykę, Ralphem Haupterem. Ogłoszono wówczas uruchomienie w Polsce przez Microsoft pierwszego w Europie Środkowo-Wschodniej centrum przetwarzania danych w chmurze – Azure Poland Central. Amerykański koncern zainwestuje w centrum miliard dolarów – podkreślał ambasador USA w Warszawie Mark Brzezinski.

To nie jedyna inwestycja wielkich koncernów technologicznych w Polsce w ostatnim czasie. W kwietniu 2021 r. Google otworzył w Warszawie centrum przetwarzania danych i usług w chmurze Google Cloud – 25. taki ośrodek na świecie i pierwszy w Europie Środkowo-Wschodniej. „Nasze główne europejskie centrum technologii dla usług w chmurze jest w Polsce, rozwijamy też nasze centrum badawczo-rozwojowe” – mówił wówczas prezes koncernu Sundar Pichai w rozmowie z Morawieckim. Szef Google’a chwalił również polskich inżynierów i ich kwalifikacje.

Rok później, w marcu 2022 r., Google ogłosiło kolejne inwestycje w Polsce, warte 2,7 mld złotych, przeznaczone na zakup i rozwój kompleksu biurowego Warsaw HUB, w którym docelowo będzie mogło pracować 2,5 tys. osób. Już teraz Google zatrudnia w Polsce ponad tysiąc osób, w tym 600 inżynierów i inżynierek oprogramowania, a warszawskie centrum jest największym ośrodkiem rozwoju technologii chmurowych Google w Europie – podkreślała firma w komunikacie.

Polska, będąca kiedyś krajem masowej emigracji, staje się obecnie państwem „odwrotnego drenażu mózgów” – krajem, do którego ściągają wykształceni ludzie, by zatrudniać się w dynamicznie rozwijającym się sektorze technologicznym – zauważa portal Euronews. Szczególnie Warszawa stała się w ostatnim czasie centrum gospodarczym, do którego ściągają międzynarodowe koncerny, takie jak Microsoft, Google czy Nvidia, zachęcone obfitością wykształconych pracowników, relatywnie niskim kosztami życia i zatrudnienia.

tr/pap

Redakcja

Poprzedni

Partia Pracy dostanie więcej głosów?

Następny

Spłaszczeni telewizorami