17 maja 2025

loader

Rodzynki nie tworzą ciasta, czyli o micie polskiej potęgi cyfrowej

Wiceprezes PAN, prof. Dariusz Jemielniak, miał odwagę powiedzieć głośno coś, co wielu woli przemilczeć – Polska nie jest żadną cyfrową potęgą, a pojedyncze sukcesy informatyków to „rodzynki”, które nie mówią nic o jakości całego ciasta. I trudno się z tą diagnozą nie zgodzić, gdy spojrzy się na twarde dane – nie z folderów promocyjnych, lecz z raportów i analiz, które pokazują rzeczywisty stan kompetencji, instytucji i inwestycji.

Rzeczywiście, mamy swoich herosów – Wojciecha Zarembę w OpenAI, polskich inżynierów w Google czy Meta, a także kilka startupów z globalnymi ambicjami. Ale to wyjątki. Wciąż brakuje nam silnych, rozpoznawalnych na świecie polskich firm technologicznych, które rozwijałyby przełomowe technologie w Polsce i według naszych priorytetów. Nasi najlepsi informatycy często pracują dla zagranicznych korporacji, bo to one oferują stabilność, finansowanie i możliwości rozwoju, których brakuje w krajowym ekosystemie.

To z jednej strony dowód na ogromny potencjał indywidualny, ale z drugiej – sygnał alarmowy o słabości naszego zaplecza systemowego. Ten problem uwidacznia się nie tylko w braku własnych firm technologicznych, ale też w ogólnym poziomie kompetencji cyfrowych Polaków. To osobna i równie poważna bariera. Według Eurostatu tylko 44,3% dorosłych Polaków ma minimalne kompetencje cyfrowe, wobec unijnej średniej 55,6%. W grupie wiekowej 65–74 lata – dramatyczne 12,4%. Co gorsza, nawet wśród uczniów wyniki są zawstydzające: średnio 46% poprawnych odpowiedzi w IT Fitness Test w podstawówkach i 43% w szkołach ponadpodstawowych. Mamy więc sytuację, w której elity cyfrowe rozwijają się na emigracji, a przeciętny obywatel pozostaje cyfrowo wykluczony – co uniemożliwia zbudowanie szerokiej, narodowej bazy innowacyjności.

Problem leży głębiej niż same kompetencje. To kwestia kultury, instytucji i polityki inwestycyjnej. Prof. Jemielniak celnie wskazał, że państwowe agencje wspierające innowacje – takie jak NCBR czy PARP – zamiast promować ryzyko, koncentrują się na papierologii i unikaniu błędów. Zamiast wspierać odważne, przełomowe projekty, stawia się na pozornie bezpieczne projekty, które nie niosą ryzyka porażki, ale też nie mają potencjału, by zmienić rzeczywistość. W efekcie mniej niż 10% projektów wspieranych przez NCBR trafia na rynek. Zamiast inżynierów z pomysłami, system premiuje nadmierną ostrożność i skupienie na formalnościach, które tłumią innowacyjność.

A co z kapitałem prywatnym? Owszem, rynek VC w Polsce rośnie – w I kwartale 2025 zainwestowano 444 mln zł. Ale zaledwie 13% tych środków pochodziło od polskich inwestorów prywatnych. Reszta – to publiczne pieniądze (PFR Ventures) i zagraniczny kapitał. Gdy statystyczny Kowalski ma nadwyżkę, lokuje ją w nieruchomość na wynajem – to rezultat braku systemowych, wspieranych przez państwo możliwości inwestowania w rozwój i innowacje. W Polsce nie rozwinęła się jeszcze kultura wspólnego finansowania innowacji, badań czy młodych firm technologicznych, która w krajach skandynawskich czy zachodnich opiera się na świadomym współdziałaniu obywateli i instytucji publicznych. Brakuje zachęt podatkowych, edukacji ekonomicznej i mechanizmów wspierających klasę średnią w roli inwestorów wspólnotowych. Efekt? Zaledwie około 680 tzw. aniołów biznesu działa aktywnie w Polsce, podczas gdy w krajach zachodnich ich liczba sięga tysięcy. Dopóki nie stworzymy warunków, w których inwestowanie w innowacje będzie tak samo bezpieczne i naturalne jak kupno mieszkania, dopóty gospodarka będzie dryfować między stagnacją a zależnością od zagranicznego kapitału.

Sytuacja edukacyjna też nie napawa optymizmem. Formalnie uczymy dzieci informatyki. W praktyce – uczniowie nie potrafią korzystać z Excela, analizować danych ani logicznie programować. System kształcenia nie nadąża za rynkiem – aktualizacja programu studiów trwa 2–3 lata, podczas gdy technologie zmieniają się co kilka miesięcy. Zamiast uczyć dzieci myślenia algorytmicznego i pracy zespołowej – skupiamy się na teorii i formalnościach. Zajęcia komputerowe sprowadzają się często do obsługi edytora tekstu i podstawowych programów graficznych.

Jest też kwestia strukturalna. Choć dostęp do szerokopasmowego internetu systematycznie się poprawia, a wiele szkół otrzymało nowoczesny sprzęt, to w praktyce jego wykorzystanie napotyka poważne ograniczenia. W mniejszych miejscowościach uczniowie często muszą dzielić jeden komputer między kilkoro z nich, a klasy muszą być dzielone na grupy ze względu na ograniczoną liczbę dostępnych komputerów. Często sprzęt jest przestarzały lub niesprawny, a szkoły nie mają środków na jego serwisowanie. Problemem jest także brak przygotowania nauczycieli – według OECD jedynie 60% z nich przeszło jakiekolwiek szkolenie z edukacji cyfrowej. To sprawia, że nawet tam, gdzie dostęp do nowoczesnych narzędzi istnieje, brakuje umiejętności, by wykorzystać je w codziennej pracy z uczniami. W rezultacie technologia w szkołach pełni rolę dekoracyjną, zamiast stanowić realne wsparcie w procesie nauczania.

Cyfryzacja gospodarki? Polska rzeczywiście może pochwalić się 8–9% udziałem sektora IT w PKB oraz eksportem usług informatycznych na poziomie 14,25 miliarda euro w 2023 roku, co stawia nas w czołówce krajów Europy Środkowo-Wschodniej pod względem liczby realizowanych projektów dla zagranicznych klientów. Jednak za tymi liczbami kryje się strukturalna słabość. Tylko 3,7% firm w kraju wykorzystuje sztuczną inteligencję, a 19% korzysta z analizy danych – to znacznie mniej niż w Czechach, Estonii czy Finlandii. Oznacza to, że choć potrafimy skutecznie realizować zlecenia i dostarczać gotowe rozwiązania dla innych, rzadko sami jesteśmy źródłem innowacji. Polska gospodarka stała się cyfrowym podwykonawcą: solidnym, ale zależnym od zagranicznych zleceń i pozbawionym ambicji tworzenia własnych przełomowych technologii.

Prawda jest brutalna – mamy trochę zdolnych specjalistów i rozwijamy swoją infrastrukturę cyfrową. Ale to wciąż zdecydowanie za mało, by zbudować silny, niezależny ekosystem innowacji oparty na rodzimych firmach, inwestycjach i pomysłach. Brakuje nam drugiego piętra – odwagi, nowoczesnej edukacji i sprawnych instytucji, które pozwoliłyby przekuć nasz potencjał w trwały rozwój. Jeśli chcemy być czymś więcej niż zapleczem inżynierskim dla Doliny Krzemowej, musimy przestać fetyszyzować rodzynki i zacząć piec porządne cyfrowe ciasto. Inaczej dalej będziemy tylko krajem, z którego wywodzi się współtwórca ChatGPT.

Piotr Kusznieruk

Poprzedni

Koniec świata jaki znamy

Następny

1 maja 2025