We wtorek w TVP Ino zwyczajowo dochodzi do ostrej polemiki (kiedyś to się nazywało „pyskówka”) pomiędzy działaczka Platformy Obywatelskiej, a działaczem Prawa i Sprawiedliwości.
Działacz PiS
twierdzi, że jego partia już przedstawiła swój proogram samorządowy i przedstawia w kolejnych miastach, podczas gdy Platforma ograniczyła się do krytyki działalności PiS i to w sprawach tzw. wielkiej polityki – polityki na szczeblu ogólnopolskim, szczeblu państwa, nie zaś na szczebelku samorządowym, szczeblu „małych ojczyzn”.
Wzburzona działaczka PO
odpowiada, że Platforma ma badzo dobry i kompetentny program samorządowy, który wkrótce przedstawi na swojej konwencji.
Jak mówi działaczka Platforma jest za dużymi uprawnieniami samorządu terytorialnego, kosztem władzy centralnej, która jest oczkiem w głowie PIS.
Zdaniem PO w samorządach powinny pozostawać praktycznie wszystkie zbierane przez państwo podatki i powinny pozostawać w gestii władz samorządowych, gdyż to one wiedzą najlepiej jak sensownie wydatkować pieniądze podatników. Zdaniem Platformy – mówiła działaczka PO – samorządy wraz z większymi finansami powinny otrzymać zarówno większe kompetencje, jak i większe obowiązki.
Ale działaczka Platformy Obywatelskiej, opowiadając takie rzeczy, zapewne nie nie zna ani mechanizmów działania państwa, ani konstytucji Polski.
Można zapewnić
wspomnianą działaczkę Platformy, jak i całe PO, że nawet gdyby Platforma wygrała wybory do wszystkich samorządów w Polsce i to na wszystkich szczeblach, to i tak nie zmieni tym kompetencji samorządu, ani sposobu podziału podatków na różne struktury państwa.
Tak więc opowiadanie, że Platforma Obywatelska idzie na wybory samorządowe pod hasłami zwiększenia możliwości finansowych samorządów i ich kompetencji jest albo czystą nieznajomością polskiego prawa albo robieniem z wyborców idiotów.
I nie wiadomo co jest groźniejsze.
Oczywiście można zwiększyć wpływy podatkowe do samorządów (rzecz jasna kosztem wpływów do skarbu państwa – przecież to się musi sumować) i kompetencje samorządów, tyle tylko, że to jest w gestii parlamentu i pod takimi hasłami można oczywiście iść do wyborów – ale parlamentarnych.
Zresztą to nie jeden dowód
na pomieszanie przez Platformę Obywatelską problemów wymagających poruszenia w wyborach samorządowych i parlamentarnych – podobnie rzecz się ma z kilkoma rodzajami bilbordów „PiS wziął miliony i coś tam coś tam”.
Wspomniane bilbordy
nie dość, że są głupie, jakby robione przez półinteligentów dla ćwierć mózgów (co chlubnie świadczy o tym jak Platforma Obywatelska ocenia polskich wyborców), to jeszcze nie nie mają nic wspólnego z wyborami samorządowymi.
A powiedzmy sobie szczerze
– patrząc na dotychczasowy przebieg wyborczej kampanii samorządowej, to mam wrażenie, że wszyscy ją traktują jako ostatni akord poprzedniej kampanii wyborczej do Sejmu i Senatu, albo próbę generalną przed następnymi wyborami parlamentarnymi. A przecież nie o to chodzi.
Marzy mi się taka chwila, kiedy do moich drzwi zadzwoni pani czy pan i powie: „Panie Ilka, kandyduję na radnego, bo już dostaję szału jak patrzę na to co robią z komunikacją miejską w naszej dzielnicy.
Jak już będę radnym, to zrobię porządek z przystankami w naszej okolicy, a zielone i czerwone światła na głównych skrzyżowaniach obok nas wreszcie będą działały.
No i ten skwerek obok to powinno się zazielenić.
No i z przedszkolem coś trzeba zrobić – jak by dostali większą dotację to przyjęliby więcej dzieci – a wie pan ile trzeba płacić w prywatnych przedszkolach w naszej dzielnicy? Czy nie uważa pan, że dobrze myślę? – Jeśli tak tak to niech pan na mnie zagłosuje”.
Jak taka pani/pan zapuka do moich drzwi to oczywiście na nich zagłosuję.