Tegoroczne wybory parlamentarne – niezależnie od ich wyniku – przyniosły ważną zmianę w polityce polskiej: utworzenie wspólnej listy niemal całej lewicy.
Będzie to miało, mam nadzieję, istotny w pływ na charakter polskiego życia politycznego. Uzyskanie przez lewicę dobrego, to znaczy kilkunastoprocentowego, wyniku i powstanie silnej reprezentacji lewicy w Sejmie ( a także wejście kilku lewicowych kandydatów do Senatu) zapoczątkuje proces przywracania lewicy tego znaczenia politycznego, które utraciła ona w wyniku klęski wyborczej 2005 roku. Taki rezultat wyborów powinien stać się punktem wyjścia dla dłuższego procesu konsolidacji lewicy w postaci nie tylko wspólnego klubu parlamentarnego, ale także jednej partii.
By proces ten miał autentyczny, a nie koniunkturalny, charakter, konieczna jest poważna praca programowa dotycząca podstaw ideowych, na których opierać się powinna nowoczesna partia polskiej lewicy. Praca ta nie może się powieść bez poważnego ustosunkowania się do istniejących problemów spornych. Nie są one, moim zdaniem, tak dalece sporne, by niemożliwe było wypracowanie akceptowalnego dla całej lewicy stanowiska. Wymaga to jednak poważnego zastanowienia się nad tymi kwestiami, które dotychczas dzieliły, a w jakimś stopniu nadal dzielą lewicę w naszym kraju.
Widzę cztery takie podstawowe obszary do dyskusji.
Pierwszy to polityka społeczno-ekonomiczna. Niezbywalnym elementem myślenia lewicowego jest wrażliwość na krzywdę i niesprawiedliwość społeczną, co powinno dyktować takie podejście do polityki gospodarczej, w którym troska o grupy słabsze zajmuje bardzo istotne miejsce. To stanowi wspólną, niekwestionowaną przez nikogo, cechę myślenia lewicowego. Problem pojawia się jednak wtedy, gdy trzeba wyważyć proporcje między dążeniem do realizacji zasad sprawiedliwości społecznej a potrzebami zapewnienia wzrostu gospodarczego. Neoliberalizm, który święcił szczególnie wielkie triumfy w ostatnich dwóch dziesięcioleciach poprzedniego wieku, zakładał mylnie, że wzrost gospodarczy automatycznie zapewni poprawę sytuacji wszystkich, w tym także najbiedniejszych. Dziś wiemy, ze tak nie jest. Ostatnie dziesięciolecia przyniosły w skali światowej bardzo znaczny wzrost nierówności a także pogłębianie się ubóstwa w tych krajach, gzie zabrakło świadomej polityki państwa na rzecz realizacji bardziej sprawiedliwego podziału owoców wzrostu gospodarczego. Wystarczy porównać USA ze Szwecją lub Norwegią, by zdać sobie sprawę z tego, jak ważna jest polityka społeczna dla sposobu, w jaki rozkładają się owoce wzrostu gospodarczego. Dlatego dla ludzi lewicy skandynawski model socjaldemokratycznej polityki społeczno-gospodarczej stanowi nieodzowny element myślenia o gospodarce. Problem komplikuje jednak to, ze Polska stała dotychczas i w znacznym stopniu nadal stoi przed koniecznością przezwyciężania wielowiekowego opóźnienia gospodarczego, zaś w niedawnej przeszłości także przed koniecznością wydobycia się z głębokiego kryzysu. Gdy dwukrotnie lewica dochodziła do władzy (w latach 1993 i w 2001), zastawała bardzo trudną sytuację gospodarczą, przy czym w drugim z tych momentów przyczyną kryzysu finansów publicznych była przede wszystkim błędna polityka poprzedniego rządu. Wydobycie Polski z kryzysu, przywrócenie wysokiego wzrostu gospodarczego, zmniejszenie skali bezrobocia i redukcja relacji długu publicznego do dochodu narodowego – to były absolutne priorytety polityki gospodarczej. Sformułowana przez wicepremiera Grzegorza Kołodkę „strategia dla Polski” stanowiła oryginalną, dobrze dostosowaną do warunków polskich koncepcję polityki gospodarczej. Strategia ta była jednak atakowana przez radykałów jako „niedostatecznie lewicowa”. Z drugiej zaś strony niektórym politykom lewicy oczywista konieczność prowadzenia skutecznej polityki wzrostu gospodarczego tak dalece przesłaniała cele socjalne, że nie bez powodu byli oskarżani o sprzyjanie koncepcjom neoliberalnym. Klasycznym przykładem było sugerowanie, by progresywny podatek dochodowy zastąpić podatkiem liniowym. Nie zrobiono tego, ale sam fakt, ze sugestie takie padły z ust bardzo ważnego polityka lewicowego, zaciążył na wizerunku kierowanego przez lewicę rządu.
Dla niektórych polityków lewicowych słuszny sprzeciw wobec ulegania koncepcjom neoliberalnym stał się punktem wyjścia dla udzielenia poparcia prawicowej, ale głoszącej socjalne hasła, partii Prawo i Sprawiedliwość. Przykładem najbardziej znaczącym tego zjawiska było poparcie udzielone PiS-owi przez byłego przywódcę Unii Pracy Ryszarda Bugaja, który z czasem z tego poparcia się wycofał, ale nigdy jasno nie uznał go za poważny błąd polityczny.
Ludzie lewicy powinni więc poważnie podchodzić do sprawy polityki społeczno-gospodarczej tak, by łączyć potrzebę wzrostu gospodarczego z racjami socjalnymi a także co dziś nabiera coraz większego znaczenia, z dążeniem do poważnej redukcji zagrożeń, jakie dla przyszłości naszej planety niesie z sobą powodowany przez dotychczasowy sposób gospodarowania wzrost temperatury. Są to sprawy trudne, wymagające kompromisów między różnymi racjami. Lewica nie może iść w kierunku haseł tak radykalnych, że ż utopijnych, ale powinna mieć odwagę przedstawić śmiałą koncepcję ekonomiczną, inspirowaną wartościami sprawiedliwości społecznej i odpowiedzialności za to, jaką przyszłość zgotujemy następnym pokoleniom.
Drugim obszarem są sprawy światopoglądowe, w tym zwłaszcza obrona świeckiego charakteru państwa oraz praw wszystkich mniejszości, w tym także – obecnie szczególnie atakowanych przez prawicę – mniejszości seksualnych. W odróżnieniu od problematyki ekonomicznej w tych sprawach nie ma na lewicy zasadniczego sporu ideowego. Trudno sobie wyobrazić człowieka lewicy, który byłby zwolennikiem mariażu „tronu z ołtarzem”, przyklaskiwałby homofobicznym wystąpieniom dość licznych polityków prawicy i sprzymierzonych z nimi biskupów, popierałby dyskryminację ludzi należących do którejś z kategorii zbiorczo nazywanych LGBT. Istnieją jednak dwa problemy. Pierwszym jest niejednakowy stopień uznania tych spraw za istotne. Zdarza się słyszeć pogląd, że są to sprawy „marginesowe”, którymi lewica nie powinna zbyt aktywnie się zajmować – także dlatego, że naraża ja to na tak ze strony fundamentalistów katolickich. Uważam takie stanowisko za błędne. Lewica nie ma czego szukać w szeregach „obrońców życia poczętego” czy fanów arcybiskupa Jędraszewskiego, gdyż jedni i drudzy są i będą silnie zakotwiczeni w obozie prawicy. Natomiast odważne stawanie w obronie zagrożonych dyskryminacją mniejszości może jedynie budować dla lewicy szacunek i poparcie wśród tych, dla których tolerancja i prawa wszystkich obywateli są ważnymi wartościami i którzy potrzebują partii odważnie tych wartości broniącej.
Istnieje jednak inny problem, z którym lewica musi się zmierzyć. Jest nim ultraradykalizm części środowisk laickich., wyrażający się w pogardliwym a nawet wrogim stosunku do kościoła katolickiego jako instytucji a nawet do symboli religijnych. Lewicowość nie jest i nie powinna być utożsamiana z ateizmem i z wrogością wobec instytucji wyznaniowych. Będąc człowiekiem niewierzącym i dostrzegając wiele wysoce negatywnych zjawisk w postępowaniu hierarchii kościelnej, byłem i jestem przeciwny łatwym uogólnieniom. Znałem i znam wielu ludzi łączącym głęboką wiarę z autentycznym zaangażowaniem lewicowym. Biski jest mi takie odejście do tych spaw, które reprezentował mój starszy przyjaciel, wybitny działacz socjalistyczny Jan Strzelecki, którego piękną postać przypomniałem niedawno na tych łamach z okazji stulecia jego urodzin. Nowoczesna lewica musi łączyć zdecydowaną obronę świeckości państwa i praw wszystkich grup zagrożonych przez fanatyzm religijny z autentyczną gotowością budowania wspólnoty ludzi wierzących i niewierzących, o której pięknie mówi preambuła do polskiej konstytucji.
Trzeci obszar do dyskusji to sprawy państwa i narodu. Jesteśmy świadkami wznoszącej się fali nacjonalizmu, który zaprzecza całej tradycji Polskim tolerancyjnej. Będącej wspólnym domem wszystkich jej obywateli. Dzisiejszy nacjonalizm nawiązuje do najgorszych wzorów polskiej i nie tylko polskiej przeszłości. Premier Mazowiecki oddając hołd Brygadzie Świętokrzyskiej NSZ in prezydent Duda obejmując protektorat honorowy nad obchodami ku czci tej formacji nie kierowali się ignorancją wobec dobrze znanej historii tej formacji. To były świadome gesty zmierzające do pozyskania poparcia dzisiejszych kontynuatorów tego nurtu politycznego, który w latach międzywojennych i w czasie drugiej wojny światowej czynił z nacjonalizmu i antysemityzmu synonim miłości ojczyzny. Politycy kierujący dziś państwem nie są antysemitami i faszystami, ale dla politycznej korzyści starają się o poparcie środowisk faszyzującej i nacjonalistycznej ekstremy. Przynosi to w efekcie wznoszenie się brunatnej fali w polskim życiu politycznym. Lewica jest od tego wolna, ale nie dla wszystkich ludzi lewicy jest oczywiste, że jest to wielkie, wręcz śmiertelne zagrożenie dla państwa polskiego i jego obywateli. Odpowiedzią na fale nacjonalizmu musi być na nowo odczytany program polskiego patriotyzmu, opartego nie na micie krwi, lecz na identyfikacji z państwem polskim – wspólna ojczyzna wszystkich obywateli.
Czwarty obszar do poważnej dyskusji to ocena niedawnej historii – zwłaszcza okresu Polski Ludowej. Do niedawna była to kwestia tak dalece dzieląca, że wydawać się mogła nieprzezwyciężalną. Wynikało to częściowo z uwarunkowań życiorysowych. W starszym pokoleniu ludzi lewicy są zarówno dawni działacze PZPR (jak miedzy innymi ja) i dawni działacze opozycji demokratycznej. Czy musi to jednak skazywać na wieczny konflikt? Moje własne doświadczenie mówi mi, że tak być nie musi. Miałem dobre, wręcz przyjacielskie stosunki z dwoma wybitnymi przywódcami opozycji demokratycznej: Bronisławem Geremkiem i Jackiem Kuroniem, choć nasze drogi polityczne rozeszły się. Jednym z dowodów, że polityczna przeszłość nie musi stanowić nieprzezwyciężalnej przeszkody dla mądrego dialogu jest oparta na rozmowach Andrzeja Werblana i Karola Modzelewskiego „Polska Ludowa”- najmądrzejsza książka o tym okresie, którą czytałem.
Upływ czasu i wymiana pokoleniowa nie unieważniła sporu o historię. Wręcz przeciwnie! To właśnie część młodego pokolenia lewicy przyjęła bardzo pryncypialną i jednostronną ocenę Polski Ludowej, co jeszcze niedawno wydawało się przeszkodą uniemożliwiającą ich współdziałanie z SLD. Trzeba o tych sprawach rozmawiać poważnie. Tak robiliśmy niemal trzydzieści lat temu w czasach tworzenia Socjaldemokracji RP, gdy bardzo wyraźnie potępiliśmy to co było złe, błędne a nawet zbrodnicze w polityce okresu Polski Ludowej, a zarazem okazując szacunek temu co w niej na taki szacunek zasługuje. Nie powtarzając szczegółowo od dawna rozwijanej argumentacji przypomnę, że w ocenie okresu 1944-1989 trzeba poważnie brać pod uwagę trzy sprawy: (1) konsekwencje narzuconego Polsce podziału Europy i radzieckiej hegemonii, której zasięg zdołaliśmy w znacznej mierze po 1956 roku ograniczyć, ale której nie można było znieść tak długo, jak trwała zimna wojna; (2) zasługi PRL dla odbudowy kraju, regenerację sił biologicznych naszego narodu, skok edukacyjny i awans społeczny wielu milionów; (3) rolę nurtu reformatorskiego, z którego wywodzili się inicjatorzy odbudowy lewicy po 1989 roku i który w znacznej mierze spowodował, że to właśnie w Polsce powstały warunki dla wielkiego kompromisu historycznego, od którego zaczęła się zmiana systemu w Polsce, a potem w naszej części Europy.
Praca nad kształtowaniem racjonalnego stosunku do historii musi uwzględniać różnice doświadczeń – tak własnych, jak i doświadczeń rodziców. Do wspólnej formacji lewicowej idziemy różnymi drogami i z tej różnorodności powinniśmy uczynić cenny kapitał na lata, które są przed nami.