Makowski Szewc
Gdy się wpada w tarapaty, wówczas ma się dylematy – twierdzi szewc Fabisiak na podstawie obserwacji tego, co dzieje się po rządzącej strony sceny politycznej.
PiS popadło w tarapaty od momentu, gdy zaczęła się kruszyć sejmowa większość. W związku z tym decydent Jarosław Kaczyński stanął przed dylematem: albo doprowadzić do wcześniejszych wyborów albo ciągnąć ten cały bałagan do końca kadencji. Szewc Fabisiak uważa, że przedterminowe wybory mogłyby być dla PiS-u o tyle korzystne, że nie zdążyłyby się jeszcze w pełni uzewnętrznić skutki finansowych niedoborów wynikających z konieczności płacenia gigantycznych pieniędzy za nierespektowanie orzeczeń TSUE zarówno w kwestiach związanych z praworządnością, jak i z kopalnią w Turowie. Dotyczy to również zapaści służby zdrowia oraz skumulowanych efektów innych nierozwiązanych przez rząd problemów. Z kolei wybory w sytuacji, gdy się nie ma mocnych atutów dających realną szansę na zwycięstwo wiążą się z ryzykiem utraty władzy o te kilka miesięcy, co może być szczególnie dotkliwe nie tyle dla samego Kaczyńskiego, co dla całej kręcącej się wokół niego kamaryli, która szybciej utraciłaby wiążące się z władzą synekury.
Tak czy siak prezes musi ciągle główkować nad utrzymaniem wciąż niepewnej większości sejmowej. Po odejściu ze Zjednoczonej Prawicy Gowina wraz z cząstką jego zwolenników musi teraz uważać na Ziobrę. Ten bowiem też może się usamodzielnić, gdyby premier na polecenie prezesa dogadał się z unijnymi decydentami w sprawie likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego po to by ratować obiecany przez Unię szmal. Jednakże taki manewr oznaczałby polityczną porażkę Ziobry, który albo musiałby z zaciśniętymi zębami nadal tkwić w rządzie po to by jego zaufani nie utracili lukratywnych synekur albo tak jak Gowin odpuścić sobie sojusz z Kaczyńskim, co – podobne jak w przypadku Porozumienia – mogłoby doprowadzić do ewakuacji części jego działaczy w kierunku PiS. W końcu w polityce liczą się nie wzniosłe idee, lecz przyziemne osobiste interesy. Przynajmniej w polityce polskiej – zauważa szewc Fabisiak. Tak więc może się okazać, że dla Kaczyńskiego cenniejszy od Ziobry będzie Kukiz (choć jego wsparcia nie można być do końca pewnym), Bielan czy Ociepa wraz z garstkami swoich popleczników. Jeśliby do tego grona dołączyli jeszcze dysydenci z Solidarnej, lecz już nie z Ziobrą ale z Kaczyńskim, Polski to wówczas byłaby szansa nie tylko na w miarę stabilną większość, lecz także na start w wyborach już bez niewygodnego Ziobry. Jednak póki co PiS musi od czasu do czasu ratować się kroplówkami spływającymi z innych ugrupowań po to by utrzymać przy życiu zdychającą koalicję o mylącej nazwie Zjednoczona Prawica.
Konsekwencją tych leczniczych zabiegów jest handel stanowiskami. Kiedy trzeba było zrobić miejsce w rządzie dla dysydenta z Porozumienia Kamila Bortniczuka, to utworzyło się dla niego Ministerstwo Sportu i Turystyki. Sam pomysł merytorycznie słuszny. Włączenie bowiem sportu do resortu zajmującego się dziedzictwem narodowym mogło jedynie mieć na celu snucie przez rząd nostalgicznych wspominków opiewających sukcesy polskich sportowców w okresie międzywojennym a przede wszystkim w epoce PRL. Jak zauważa szewc Fabisiak, zabawy w łączenie i dzielenie resortów stają się nową specjalnością siły rządzącej. Najpierw wydzielono Ministerstwo Klimatu aby następnie ponownie włączyć sprawy klimatyczne do resortu środowiska. Okazuje się bowiem, że ważniejsze od kwestii klimatycznych jest żonglowanie ministerialnymi stanowiskami.
Kolejnym łupem PiS-u jest aneksja klubu poselskiego „OdNowa” kierowanego przez Marcina Ociepę. Wygląda jednak na to, że w kalkulacjach prezesa od Ociepy ważniejszy jest Bortniczuk. Ten bowiem ma już zagwarantowaną rządową posadę natomiast Ociepie obiecano jedynie wspólną kandydaturę w wyborach na prezydenta Warszawy, co nie daje żadnej gwarancji na wygraną. Wręcz przeciwnie, w Warszawie z reguły wygrywa kandydat PO przy którym nikt namaszczony przez PiS nie ma realnych szans na zwycięstwo. A tym bardziej nieznany w stolicy uciekinier od Gowina Jakub Banaszek o którym przebąkuje się, że to on ma być tym wspólnym kandydatem. Banaszek wygrał co prawda wybory na prezydenta Chełma, co w żadnym wypadku nie oznacza, że może wygrać w Warszawie. Mający 30 lat Banaszek jest najmłodszym spośród prezydentów polskich miast. Wątpliwe jednak aby jego wiek mógł przyciągnąć warszawską młodzież, która chętniej preferuje antypisowskie demonstracje. Z kolei starszy wiekiem, konserwatywny elektorat PiS może mieć opory przed wspieraniem jakiegoś w ich mniemaniu młokosa i to w dodatku z prowincji. Jest to jednak problem nie tylko Banaszka, Ociepy i Kaczyńskiego ale całej sprawującej władzę formacji. Dziwić się można jedynie Marcinowi Ociepie, że okazał się na tyle naiwny, iż poszedł na tak niepewny układ z Jarosławem Kaczyńskim. Ale skoro nie dostał propozycji ministerialnych. Atutem Banaszka ma być to, że jest on inicjatorem pakietu zmian mających poprawić sytuację mniejszych miast, które kiedyś miały status wojewódzkich. Co to jednak może obchodzić mieszkańców stolicy, których jako żywo to nie dotyczy – wnioskuje szewc Fabisiak.