„Opozycja Nne może skupiać się na dyskursie kulturowym i antyklerykalnym. To jest i będzie politycznie nieskuteczne” – mówi prof. Rafał Chwedoruk w rozmowie z Kamilą terpiał (wiadomo.co).
KAMILA TERPIAŁ: Znamy oficjalne wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego. PiS zdobył 45 proc. poparcia i wygrał 7 punktami procentowymi z Koalicją Europejską. Dla partii rządzącej to wynik marzeń?
RAFAŁ CHWEDORUK: Nie ulega najmniejszej wątpliwości. O ile w wyborach samorządowych wynik procentowy był daleki od marzeń, natomiast wynik mandatowy przekraczał te marzenia, to w tym wypadku i jedno, i drugie je przekracza. Gdyby postarać się przełożyć ten rezultat na wynik wyborów sejmowych, to oznaczałoby pewność samodzielnej większości i to nawet z zapasem. Na dodatek stało się to w wyborach, które dla prawicy były zawsze trudniejsze. Pod uwagę trzeba wziąć też nieprzewidywalność tych wyborów. Wszyscy wiedzieli, że frekwencja będzie wysoka, a zwycięstwo PiS-u było pewne, niespodzianką jest za to dystans względem KE w liczbach bezwzględnych.
Taki wynik należy traktować jako zapowiedź wygranej PiS-u w jesiennych wyborach?
Od pierwszego dnia tej kadencji Sejmu było dla mnie jasne, że PiS będzie największą partią także w kolejnej kadencji, czyli że wygra wybory parlamentarne. Natomiast wątpliwość dotyczyła tego, czy będzie miał większość mandatów. W obecnym Sejmie układ sił był wynikiem zbiegu okoliczności. Wczorajsze wybory pokazały, że PiS może liczyć nie tylko na zbiegi okoliczności i błędy innych, ale wystarczy im własna kampania.
PiS-owi najłatwiej też przekonać wyborców niezdecydowanych, których będzie więcej przy wyższej frekwencji.
PiS przekupił wyborców i nadal będzie tak robił?
Polacy generalnie są społeczeństwem umiarkowanie egalitarnym. Ogromna część miała poczucie strukturalnej niesprawiedliwości po 1989 roku i to emanowało na kolejne pokolenia. Nadzieję lokowano w różnych okresach w różny sposób. PiS konsekwentnie przez kilkanaście lat powtarzał te same treści. Nie ulega wątpliwości, że obywatele czekają na aktywną rolę państwa oraz instytucji publicznych w polityce społecznej czy regulowaniu gospodarki, natomiast liberalizm kulturowy jest największą przegraną – większości ludzi to po prostu nie interesuje.
Czekają na kolejne 500 Plus?
Społeczeństwo konsumpcyjne, po 25 latach szkolenia w neoliberalnej ekonomii, nie interesuje się na przykład tym, jak zachowuje się miejscowy ksiądz. Można powiedzieć, że nastąpiła prywatyzacja świadomości. Nie chcemy obecności państwa w sferach, które uważamy za intymne, i w kwestiach światopoglądowych. Polacy są od lat co do tego zgodni. Oczekują od państwa aktywności w polityce społecznej i gospodarczej, np. w walce z bezrobociem. Dlatego problemem Koalicji Europejskiej nie są jej własne działania, które były dosyć ostrożne, ale to, że PiS zmobilizował ponadstandardową liczbę wyborców. KE „zawdzięcza to” swojemu zapleczu w postaci elit opiniotwórczych, aktorów, mediów i środowisku bliskiemu Donaldowi Tuskowi. Okazało się, że poprzez eskalację dyskursu kulturowego uskrajniło go. W efekcie KE przyciągnęła tylko tych, których i tak miała już po swojej stronie. Paradoks historii polega na tym, że triumfy PO z ubiegłej dekady były możliwe poprzez zanegowanie dawnej Unii Demokratycznej i Unii Wolności, poprzez brak wyrazistości w kwestiach kulturowych i światopoglądowych. Miała być partią ostrożnego, codziennego pragmatyzmu, rozliczającą rządzących.
KE stała się nagle koalicją wojującego antyklerykalizmu, chociaż większość jej członków nie powinna być traktowana w takich kategoriach.
„Zbudowaliśmy koalicję, to nie wystarczyło. Trzeba się zastanowić i trafić tam, gdzie przegraliśmy” – mówił lider PO Grzegorz Schetyna w poniedziałek rano w TVN24. Jak to zrobić?
Jeżeli opozycja chce się zbliżyć wynikiem do PiS-u i liczyć na to, że nie wystarczy im mandatów do samodzielnego rządzenia w przyszłym Sejmie, to nie może być formacją skoncentrowaną na tematyce istotnej dla mniejszości wyborców. Nie może skupiać się na dyskursie kulturowym i antyklerykalnym. Taka koalicja musi potrafić nie tyle zmobilizować dodatkowych wyborców wokół siebie, bo na to jest już po prostu za późno, ale przynajmniej próbować zneutralizować ponadstandardowo wysokie poparcie dla PiS-u. W najważniejszych sprawach, zwłaszcza zero-jedynkowych dla elektoratu, musi mieć spójny przekaz. Poza tym, jeżeli próbuje pokazać, że nie jest prostym powrotem do tego, co było przed ostatnią serią wyborów, i że jest nową jakością, to jej twarzą nie może być polityk kojarzony z rządami PO, z tym, co udane i nieudane, czyli Donald Tusk. To jest i będzie politycznie nieskuteczne, bo jeżeli dotrze, to tylko do tych, którzy są a priori przeciwko PiS-owi, a to stanowczo za mało, aby ich pokonać.
Partia rządząca przy wszystkich swoich słabościach bardzo szybko uczy się na własnych błędach i potrafi tasować nawet niewielką ilością kart, które posiada. I to jest też ważny wniosek z tych wyborów. Poza tym ma wyraźnie wskazany ośrodek kierowniczy, w postaci formalnego kierownictwa PiS-u jako partii.
Wśród opozycji za to chętnych do przewodzenia jest wielu. W takiej kakofonii nie ma szans, aby nawiązać walkę z profesjonalną partią polityczną, którą PiS z czasem się stał. Pokazał też nie po raz pierwszy, że lepiej odczytuje nastroje wyborców, którzy mogli się zawahać w swoich preferencjach.
Zjednoczonej opozycji potrzebny jest silny i wyrazisty przywódca?
Nie chodzi nawet o samą personalizację. W sytuacji, w której startuje się z pozycji słabszego, to może ona spowodować, że zalety oraz wady danego polityka staną się zaletami i wadami wszystkich. W skali ogólnopolskiej skuteczniejsze może być rozpisanie na role, zwłaszcza jeżeli próbuje się pozyskać zróżnicowany elektorat, dalece wykraczający poza samych wyborców PO. Problemem KE jest jej niekontrolowane otoczenie. W PiS-ie natomiast wszyscy grają do jednej bramki, a konflikty i spory wewnętrzne rozstrzygane są odpowiednio wcześnie. Podczas kampanii wyborczej widać było, że w KE niektóre z ośrodków grały na to, aby przejąć władzę, a rywalizacja z PiS-em była tylko instrumentem. To powinno być przedmiotem refleksji, nie tylko ze względu na sam wynik, ale przede wszystkim skalę straty do PiS-u. W liczbach bezwzględnych wynik nie jest zły. To jest zsumowanie elektoratu PO, SLD czy PSL-u. A to jest też pewna sztuka.
A może koalicja powinna zostać rozszerzona na przykład o Roberta Biedronia?
To byłoby nie do zaakceptowania dla niektórych członków koalicji, mam na myśli oczywiście PSL. Jej poszerzenie o skrajność polskiej polityki w wymiarze kulturowym byłoby dysfunkcjonalne. Ten ruch nie ma samodzielnej racji bytu i w tym momencie nie sądzę, aby był w stanie cokolwiek dyktować nawet osłabionej wyborami KE.
Na szali pomiędzy PSL-em, nawet z jego słabnącymi strukturami, a kontrowersyjnym Biedroniem zielona koniczynka jednak przeważy nad gasnącą Wiosną.
Zjednoczona opozycja w takim kształcie przetrwa?
Myślę, że będzie toczyła się o to walka. Z jednej strony obecne struktury będą się opierały dalszym zmianom. Z drugiej strony dla Donalda Tuska to jest być może ostatnia szansa na wejście jako wielki gracz do polskiej polityki. Może być przedstawiany jako swoisty metaprzywódca, który stworzy nową jakość poprzez to, że będzie miał za sobą poparcie kilku prezydentów większych miast. W naturalny sposób zderzy się z beneficjentami KE. To nastąpi zapewne w ciągu najbliższych kilku tygodni.
Prawdziwe stracie i tak dopiero przed nami…
Waga kampanii parlamentarnej jest najważniejsza. Przede wszystkim dla Koalicji Europejskiej, ale także dla PiS-u. Dla premiera Mateusza Morawieckiego to będzie być albo nie być. Na razie ma szansę grać dalej o poważne role w polskiej polityce.
Ale to odsunięta z funkcji premiera Beata Szydło „rozbiła bank” i uzyskała historyczny wynik. O czym to świadczy?
Popularna premier, kojarzona z największym sukcesami wyborczymi PiS-u i z polityką społeczną, startująca w swoim okręgu wyborczym – to musiało zadziałać. Ale wiadomo, że w PiS-ie nikt nie może rosnąć za bardzo. Myślę, że jej rola ograniczy się do Parlamentu Europejskiego. Ona będzie jedną z twarzy w wyborach do Sejmu i Senatu, ale do ważnej funkcji w polityce krajowej w kolejnej kadencji Sejmu raczej nie wróci.
Rekonstrukcja rządu będzie dla prezesa PiS-u problemem czy wręcz przeciwnie?
Raczej może dodać PiS-owi politycznej siły. W taki sposób można zaprezentować opinii publicznej twarze, które będą miały już podczas kampanii dotrzeć do określonych grup wyborczych. Stworzy to przestrzeń, aby dotrzeć do niszowych grup.
Długofalowo ważne jest to, co stanie się z Joachimem Brudzińskim. Jest to jeden z polityków, o którym można powiedzieć, że należy do ścisłego kierownictwa tej partii i jest jednym z najpoważniejszych kandydatów do przejęcia w przyszłości najważniejszej roli w tej partii.
Szykowany jest na następcę Jarosława Kaczyńskiego?
Jego kolejne awanse są formą przygotowywania. Sznyt europejski w polityce zawsze był ważny, a zawsze był piętą achillesową PiS-u. Nieprzypadkowo więc został wysłany do Parlamentu Europejskiego. Zobaczymy.
Co mogłoby powstrzymać PiS w marszu po zwycięstwo?
Pamiętajmy, że kampanie wyborcze są tylko fragmentem polityki, decydują przede wszystkim czynniki gospodarcze.
Mamy do czynienia z koniunkturą gospodarczą, działaniami strukturalnymi zmierzającymi do dystrybucji tego, co z niej wynika, przetasowaniami na arenie międzynarodowej. To są wszystko czynniki tylko częściowo zależne od polskich władz.
Dopóki któryś z tych czynników nie zacznie się zmieniać w sposób przekładający się na codzienne życie obywateli, opozycja musi sobie zdawać sprawę, że aby walczyć o przyszłe zwycięstwo, najpierw musi przetrwać jako polityczna siła. Dopiero wtedy może czekać na moment, w którym te obiektywne czynniki wyczerpią swoją moc. Na razie żadnej sensownej gwarancji zwycięstwa z PiS-em dać nie może.