Zaszczepiłem się wczoraj na grypę. Bo tak. Potem obejrzałem mecz Polaków z Holendrami. Po meczu przeczytałem gdzieś, że Jarosław Kaczyński nie jest zadowolony z decyzji sędziego Rafała Wagnera, który zakazał dziennikarzowi Gazety Polskiej pisania o Zbigniewie Bońku. Ma prawo być niezadowolony. Ja też nie jestem.
Pod koniec sierpnia stołeczny Sąd Okręgowy w ramach zabezpieczenia procesowego zdecydował, że dziennikarz „Gazety Polskiej” Piotr Nisztor, ma roczny zakaz pisania o Zbigniewie Bońku. Nisztor w swoich artykułach sugerował związki prezesa PZPN z SB oraz dopatrywał się nieprawidłowości finansowych w kierowanym przez Bońka związku. Zbigniew Boniek złożył w tej sprawie pozew. Jarosław Kaczyński łaskaw był skomentować wyrok. Podług jego opinii, ten w pewnych aspektach przebija komunistyczną cenzurę. Ta decyzja jest wręcz niebywała, sprzeczna z konstytucją i ze zdrowym rozsądkiem ocenił Jarosław Kaczyński. Wyrok na Nisztora wydał sędzia Rafał Wagner. Ten sam sędzia, który uznał za zasadny pozew Jarosława Kaczyńskiego przeciwko „Super Expressowi” w 2011 r. Gazeta sugerowała wówczas psychiczną chorobę prezesa. Było to pokłosie głośnej sprawy Janusza Kaczmarka, którą ten wytoczył prezesowi za nazwanie go „agentem-śpiochem”. 10 lat temu sędzia Wagner był dobry. Dzisiaj jest zły, bo uderzył po łapach jednego z naszych. Moralność Kalego w stopniu najwyższym. To jednak aż tak bardzo mnie nie dziwi, bo zdążyłem już po wielekroć napatrzeć się na podwójne standardy, zwłaszcza na polskiej prawicy. Na hipokryzję świętoszków; podwójne i potrójne kościelne śluby poprzedzone rozwodami. Jednakowoż wyrok sędziego na Nisztora podobać mi się nie podoba, podobnie jak prezesowi. Z trochę innych powodów, ale zawsze.
Zakazywanie dziennikarzowi pisania o kimś lub o czymś w XXI wieku traktuję jako ponury żart duraczowskiej szkoły prawnej, który ktoś przeoczył i dlatego znalazł się on we współczesnych kodeksach. To, że nadal tam jest i ma się dobrze, traktuję już nie jako żart, ale zwykły skandal. Bo niedopatrzeniem nazwać tego nie sposób. Przez 30 lat wolnej Polski było dość czasu, żeby powyrywać te i podobne chwasty z polskiego prawa. Oczywiście, zawsze było coś pilniejszego do załatwienia; aborcja, konkordat, in vitro. Został więc sobie chwast, rozlazł się i od czasu do czasu daje o sobie znać. Szkoda, że polscy sędziowie miast omijać to zachwaszczone poletko szerokim łukiem, coraz częściej włażą w szkodę, ku swojej zgubie.
Pamiętam, jak w zeszłym roku sąd w Zamościu zakazał lokalnemu tygodnikowi pisania na temat miejskiej spółki, w której redakcja doszukiwała się nieprawidłowości. Ostatecznie wyrok skasowano w drugiej instancji, ale tylko dzięki temu, że środowisko dziennikarskie podniosło raban, że się knebluje wolne media wpisując je na indeks. Dzisiaj, sędzia który dekadę temu słusznie uznał, że nie wolno nikogo stygmatyzować szpitalem psychiatrycznym, staje na stanowisku, że wolno dziennikarzowi zabronić interesowania się człowiekiem i tematem, a co za tym idzie, wykonywania swojej pracy. To trochę tak, jakby murarzowi zabronić stawiania ściany z pustaków na budowie, bo zleceniodawcy nie podoba się, że ten trzyma kielnię w lewej zamiast w prawej dłoni.
Jeśli Zbigniew Boniek wie, że to co pisze Piotr Nisztor to nieprawda, niech go pozywa do sądu z prywatnego aktu oskarżenia, co też, z tego co się orientuję, uczynił. Gdy sąd dopatrzy się przewiny dziennikarza, wyda wyrok. Ten uprawomocni się lub nie. I tyle. Nie do pomyślenia jest prewencyjne cenzurowanie prasy zakazem pisania bądź mówienia o tych albo tamtych, bo prowadzi to mnożenia się w przestrzeni publicznej świętych krów oraz brania pod but wolnej prasy. Niezależnie, czy prawicowej czy lewicowej, ale wolnej. I w obronie tego właśnie staję. Bez względu na to, czy pisze o sprawie Nisztor czy Urban. Żadnemu zabraniać pisania nie wolno. Już nie.