29 listopada 2024

loader

Socjalpatriotyzm czy postkapitalizm. Lewica pozwala POPiSowi okradać Polaków z przeszłości

O podwyżki w budżetówce

lewica logo

Szykują się wcześniejsze wybory. Tymczasem Lewica parlamentarna nie może wyartykułować własnego  programu, trzeciego obok opcji liberalnej i narodowej. To byłby projekt V RP: socjalnej, demokratycznej, solidarnej, w federalnej UE, w globalnej wspólnocie życia i pracy.  Teraz polski patriota na konia mechanicznego wsiędzie, …i jakoś to będzie. Będzie… się ślimaczył  strukturalny kryzys kapitalizmu, niszczy on planetę, doprowadza do nędzy masy jej mieszkańców.

Socjalpatriotami nazwała Róża Luksemburg tych socjaldemokratów, którzy w parlamentach głosowali z zwiększeniem wydatków na zbrojenia w przededniu pierwszej wojny światowej. Skończyło się rzezią milionów pracujących na polach bitew. Kogo wzbogaciły tamte zbrojenia? Nie były to ówczesne koncerny zbrojeniowe? Nie wiadomo, czy chociaż z części dochodów ich właścicieli i udziałowców postawiono pomniki poległym. Soldateska chętnie potem zorganizuje patriotyczną galę, czasem zawyją syreny, a wędrowni handlarze patriotycznym frazesem mają okazję zademonstrować zbolałe pozy i miny. Po zagłosowaniu przez posłów Nowej Lewicy i partii Razem za zwiększeniem wydatków na zbrojenia do 3% PKB w przyszłym roku znów powraca pytanie: czym się ona różni od POPiSu? Tym bardziej, że według szacunku Grzegorza Kołodki, ograniczanie zbrojeń o 1 proc rocznie (z 2,35 proc. do 1,35 proc. światowego produktu brutto) pozwoli zaoszczędzić bilion dolarów rocznie. Lista najpilniejszych wydatków na ochronę klimatu jest długa, np. czeka na budowę „zielony mur”, by zatrzymać  pochód Sahelu w głąb Afryki. Obecnie świat wydaje na zbrojenia około 2 bln dolarów. Przyszłość bezpieczeństwa UE to własny obronny arsenał, odbudowa euroazjatyckiej przestrzeni współpracy gospodarczej, sojusz z Chinami dla zrównoważonego rozwoju głównych centrów wytwórczych świata. W USA znajduje się tylko sanktuarium cudownej przemiany oszczędności świata na obligacje amerykańskiego państwa – mekka rentierów i właścicieli platform cyfrowych. Stworzyli oni kolejną wyciskarkę renty, praktycznie z niczego, bo z pośrednictwa między usługodawcą a klientem (Uber), bądź ze sprzedaży reklamodawcom informacji o potencjalnych klientach (Facebook, Google).  Z amerykańskim centrum finansowym zespolony jest europejski kapitał finansowy, przynajmniej dopóki dolar jest rezerwową walutą, Wall Street  dyspozytornią, a Komisja Europejska wartownikiem. W tej sytuacji przychodzi czas na poważną debatę, co dalej z atlantyzmem, z NATO, z UE.

Obie zblatowane postsolidarnościowe formacje reprezentują na krajowym podwórku dwa światowe obozy odpowiedzialne za obecny kryzys neoliberalnego kapitalizmu. Głosowanie na nich to przyzwalanie na dalszy dryf  kraju, UE i całego Zachodu. Dryf ku kolejnemu kryzysowi legitymizacji: kontestacji systemu przez rozczarowanych coraz gorszymi warunkami zatrudnienia i płac, spadkiem poziomu usług publicznych, gorszącym niezasłużonym bogactwem oligarchów. Rozczarowanych bierze pod swoje skrzydła narodowa prawica. W Polsce to PiS i Konfederacja. Nastroje pogorszy migracja ludzi zbędnych z globalnego Południa – oni podniosą temperaturę ksenofobii, wzrośnie też przyzwolenie na autorytaryzm. Z kolei liberałowie spod znaku PO i Polski 2050 mają własny populizm. Na wszystkie ułomności kapitalizmu mają jedną receptę: więcej przedsiębiorczości,  mniej państwa. Jedna recepta poradzi na wszystko: prekarną pracę, narastające nierówności, słabości demokracji przedstawicielskiej, niewydolny system ochrony zdrowia. Wystarczy zmniejszyć podatki, bardziej skomercjalizować  służbę zdrowia, zagrabić emerytury. Natomiast ci, którzy jeszcze nie rządzili, zwłaszcza Wielce Wymowny, spróbują „odpartyjnić” aparat państwa, by zwolnić stanowiska i urzędy dla swojaków z zaplecza finansowego. Ilu wyborców nabierze się jeszcze raz na ten stary numer?

Historyczny rezerwat, w którym znalazła się lewica, szkodzi przyszłości kraju. Uboga kondycja lewicy jest tylko częściowo jej winą. Dzieje po 1989 pokazały potęgę hegemonii kulturowej – poglądy i postawy jednostki kształtują panujące w systemie edukacji i w mediach „prawdy”. To konwencjonalne mądrości  o tym, jak to komuna niszczyła dumnego i wolnego polskiego ducha, a on przecież na Zachodzie poczęty. Dążenie do egalitarnego społeczeństwa na wieki skojarzono ze zbrodniami Stalina i Pol Pota. Lewica doznała podwójnej  klęski. Nie tylko oddala władzę konkurentom. Nie potrafiła też obronić osiągnięć  industrializacji i kulturowej modernizacji kraju w Polsce Ludowej. Złożyły się na nią i świeckie państwo, i wysoki poziom edukacji oraz kultury. Kolejne pokolenie mieszkające w blokach zapomniało o kurnych chatach rodziców, i o dziadkach utrzymujących się z małych wyżywieniowych działek w okresie międzywojnia. Ich kontakt z rynkiem ograniczał się do zakupu nafty, gwoździ i zapałek. Przyzwoliła też liberałom na demontaż państwa socjalnego w „wolnej Polsce”. Intelektualny opór stawiali tylko Tadeusz Kowalik i Karol Modzelewski. Przypomina te okoliczności niedawno opublikowana książka Grzegorza Konata, „Polska rewolucja”, poświęcona epigońsko-mieszczańskiej transformacji roku 1989 (Książka i Prasa 2021). Pozwoliła by Polska Ludowa kojarzyła się młodemu pokoleniu z pustymi półkami w sklepie, choć  mogły tam stać butelki octu.  Imaginarium narodowe tworzy teraz kaleki naukowo IPN, rozmiłowany w katowniach UB i żołnierzach wyklętych.

Znaczącą rolę w zaniku lewicowej ideologii odegrały wyleniałe kocury, które jej przewodziły po 1989 r. Co prawda, żadnemu nie można odmówić wysokich osobistych kwalifikacji intelektualnych czy medialnych. Znaleźli się oni w trudnym czasie panowania neoliberalnej wulgaty. Łamała ona nawet najsilniejsze męskie charaktery. Ulegli jej wszyscy na lewicy: Clinton, Blair, Schroeder itd. Świetne kiedyś towarzystwo. Nie wypadało w tym towarzystwie wybrzydzać ani na wojnę w Iraku, ani na niskie podatki od korporacji. Doszło do tego, że nawet na łamach Trybuny bankowi ekonomiści z FOR mogą ubolewać nad  trudnymi warunkami dla błogosławionych tworzących miejsca pracy (ale czy dobrej płacy?), bronią wytrwale, niemal w każdym numerze, ich bieda-biznesy przed wścibskim fiskusem. Za wzór stawiana jest Polakom malutka Estonia, która ma 20-procentowy podatek dochodowy, podatek od  nieruchomości dotyczy tylko gruntu, zwalnia też z krajowego podatkowania  100 proc. zysków zagranicznych, uzyskanych przez rodzime firmy (Trybuna, 3-4 listopada 2021). Niestety, na brak rozumu nikt się nie skarży. Tylko mlecznych barów żal. Przynajmniej jedzenie było zdrowsze niż u McDonald`sów.

Ciągle przypomina o tej słabości polskiej lewicy na łamach Trybuny Tymoteusz Kochan, ostatnio w Przeglądzie zrobił to Jakub Dymek. Wiele cennych sugestii pada w wywiadzie Jacka Żakowskiego z Thomasem Pikettym (Polityka 15/2022). Ten ruch myśli nie dociera  do zajętej własnym gniazdem lewicy. Przegrywa sprawę aborcji, choć tyle progresywnych ruchów na różnych kontynentach  przeforsowało radykalne prawo uwalniające kobiety spod władzy lokalnego talibanu. Ostatnio  nawet w Kolumbii. Dobrze, że chociaż w czasie pandemii udało się zebrać 200 tys. podpisów pod obywatelskim projektem liberalizującym obecny stan prawny. Nie można mówić, że lewicy brakuje trybuny. Jest trybuna sejmowa. Są portale. Są ulice. Telewizję opanował co prawda POPiS, ale tu też bywają okazje, przynajmniej do sygnalizowania własnego programu, gdyby był.

Nie wielki reset tylko postkapitalizm

W debacie publicznej lewicową diagnozę neoliberalnego kapitalizmu przesłania kryzys demokracji i lęk przed populizmem. Mami się publikę bajkami o rzekomej transformacji energetycznej, o wielkim resecie, o rewolucji przemysłowej 4.0. Modnie się prezentującą papkę ideologiczną produkuje chałupniczo twórca, a jakże, Międzynarodówki Davos Klaus Schwab z towarzyszami. To melodie, które łatwo wpadają w ucho: sztuczna inteligencja, gospodarka współdzielenia, internet rzeczy, rewolucja cyfrowa, smart factory, work-life balance, tech-life harmony. Wszechwładzę zdobyły bity. Zapomniano o poczciwych atomach, a przecież nie samą informacją człowiek żyje. Z czym do ludzi? Jak zwykle w kapitalizmie chodzi o nową falę inwestycji, wywołaną  postępem technicznym, by obrót kapitału móc wzmóc. Tylko dociekliwi pamiętają, że kapitalizm wymaga wzrostu gospodarczego, zawsze musi miętosić kapitał. Dobrobyt bez wzrostu go zabije, dlatego o postkapitalizmie cisza. Żyjemy przecież w antropocenie. Istotę problemu celnie wyłuskał jak zwykle Stanisław Lem. Strategię przetrwania podpowiada sama przyroda, której składnikiem jest też homo sapiens. Mechanizm relacji człowieka z przyrodą  powinien respektować przede wszystkim zasadę homeostazy. Technologia służy tylko pomocą, ale nie może wyznaczać hierarchii celów. Kapitalistę interesuje nie społeczna odpowiedzialność tylko,  ile może wycisnąć renty z  wdrożenia innowacji, z praw własności, z zaspokajania potrzeb, które się wcześniej wytworzyło z pomocą specjalistów marketingu.

Jakie są zadania lewicy w obecnej fazie ewolucji formacji kapitalistycznej? Chodzi o pokazanie lewicowego pomysłu na pokonanie strukturalnego kryzysu, w jakim tkwi finansowo-monopolistyczny kapitalizm. Rozlał się on po całym globie. Każdy stał się oczkiem w jego sieci łowienia renty z taniej pracy, z surowców, z myśli technicznej, z aktywności ludzi w przestrzeni cyfrowej.

Baza społeczna

Cała trudność polega na zespoleniu sprawnej organizacji z adekwatnym programem. Taki program musi być realistyczny, a zarazem unikać tego, co dawniej określało się jako oportunizm, tj. ograniczanie się tylko do bieżących zadań, nie wykraczających poza zastany ład. Realizm wymaga, by program mógł ukierunkowywać działania kierownictwa wobec związków zawodowych, ruchów społecznych, miejskich, wielości stowarzyszeń klas pracowniczych. Cel strategiczny jest bowiem wszystkim. Chodzi o postkapitalistyczny ład społeczny, gdyż tylko podporządkowanie gospodarki potrzebom biogennym i kulturowym społeczeństwa zamiast logice zysku dla posiadaczy kapitału pieniężnego – może uchronić cywilizację przed katastrofą klimatyczną, poprzedzoną długotrwałą stagnacją, czyli barbarzyństwem. Ważnym ostatnio przystankiem na drodze do obrony interesów ludzi pracy było uczestnictwo posłanek i posłów lewicy w pomocy strajkującej załodze Solarisa. Dla potocznej świadomości pracowników najważniejsza jest minimalizacja wyzysku, czyli większe płace i krótszy czas pracy, prawo do strajku, ograniczonego od 1991 r. tylko do interesów zawodowych. Dlatego postulat minimum to 35godzin pracy w tygodniu, najlepiej tylko w ciągu czterech dni. Niestety, do tradycyjnej klasy robotniczej trafił PiS. Ale pozostaje szerokie spektrum pracowników budżetówki, w tym też administracji publicznej i samorządowej. Pozostają także sfeminizowane sektory  jak gastronomia, branża kosmetyczna, instytucje kultury. Do tego dochodzi prekariat, a także studenci, stażyści, bierni zawodowo, bezrobotni. Do nich mogą dotrzeć międzyzakładowe organizacje środowiskowe jak Konfederacja Pracy Młodych (wywiad z Nadią Oleszczuk, Trybuna 71-72/2022). Duża rezerwa sympatyków to także uczestnicy Młodzieżowego Strajku Klimatycznego. To praca niewdzięczna i żmudna, gdyż potoczna świadomość  klas pracowniczych zorganizowana jest wokół optymalnej sprzedaży własnej siły roboczej. Jest kształtowana głównie przez szkołę, ambonę, rodzinę, środowisko pracy, media. Tu dominuje POPiS.

Unia Pracy?

Trudność obecnie polega na tym, że nie wystarczy sukces na własnym krajowym podwórku, choć to  tu zdobywa się mandat. Zmienił sytuację  wymuszony przez globalizację wyścig państw do podatkowego dna. Obecnie skuteczne działanie przenosi się na poziom całej UE. Chodzi tu o europejskie podatki federalne, a nawet globalne, co od dawna postuluje Th. Piketty. W unijnym głosowaniu nad 15 proc. minimalnym opodatkowaniem korporacji wyłamała się tylko pisowska minister. Była to  rzeczywiście popisówa. Obecną neoliberalną Unię Traktatu z Maastricht powinna zastąpić unia socjalna i republikańska. Do tego konieczna będzie redystrybucja majątków oligarchów za pomocą podatków, ich uspołecznienie, skoro w ich powstaniu ma udział wiele pokoleń wynalazców, pracowników, przyroda. Z podatków powstaje przecież infrastruktura, a z pracy majątki, w tym również z pracy opiekuńczej kobiet. Przedsiębiorczości, otaczanej kultem przez liberałów, przypada tylko 10 proc. zasługi, nawet jeśli kreatywność nie ogranicza się tylko do optymalizacji podatkowej. Kolejnym zadaniem będzie likwidacja rajów podatkowych, gdzie ukrywają się przed fiskusem zyski korporacji i oligarchów. Będzie to zatem powrót coraz bardziej unitarnego państwa i planowania (wspólna  polityka podatkowa, fiskalna, zaciąganie zobowiązań finansowych).  Ale nie może to być państwo pod kontrolą lobbystów biznesu i jego marionetek, czyli polityków. Najważniejsze jest to, by stworzyć różne formy społecznej kontroli nad decyzjami inwestycyjnymi nawet właścicieli prywatnych środków produkcji. Taka też była idea J. M. Keynesa.

Atlantyk dzieli

Wójek z Ameryki nie może być przewodnikiem lewicy. Amerykańskie państwo jest gwarantem neoliberalnego imperialnego ładu światowego. I to ono stanowi główną bezpośrednią przeszkodę na drodze głębokiej reformy systemu. Na dodatek chce przewodzić światu państwo, które zafundowało obywatelom oligarchiczny model kapitalizmu, w którym dominuje indywidualna strategia sukcesu bez względu na koszty społeczne, psychologiczne, ekologiczne i kulturowe. Lekarzu ulecz najpierw siebie. Nieprędko rezydentką Białego Domu zostanie Alexandria Ocasio-Cortez.

Kiedy runą mury?

Z pola uwagi znikli chwilowo imigranci z globalnego Południa. Ekspansja zachodniego agrobiznesu zredukowała rolników, utrzymujących rodziny z kilkuhektarowych gospodarstw. Zachodnie agrokorporacje rozwijają tu uprawy plantacyjne, ich produkty podróżują po świecie. W rezultacie dochody 1,75% najbogatszych w centrum przekraczają dochody 77% najbiedniejszych na globalnym Południu. W tej sytuacji 168 mln dzieci pracuje zamiast chodzić do szkoły, a 9 mln umiera każdego roku przed 5. urodzinami na łatwo uleczalne choroby. Zarazem 90% ziaren zbóż w krajach bogatych przeznacza się  na pasze dla zwierząt. W tym czasie mieszkańcy bogatej Północy wyrzucają 30-40% wyprodukowanej żywności na śmietnik. Niedobór żywności i rosnące ceny pogrążają w chaosie ubogie kraje. Dlatego będą wzbierać coraz większe fale uciekinierów przed biedą, przemocą, beznadzieją, zmianami klimatu.

Idea dobrego życia

Domknięciem programu lewicy jest postulat powrotu do greckiej i oświeceniowej  idei dobrego życia. Jej przeciwieństwem jest koncepcja życia jako użycia, którą lansuje kapitalizm. Musi to robić, by upłynniać zbiorowisko towarów, by je znów zamienić w pieniądz w ciągłym obiegu okrężnym. Dochody płacowe obracane są na zakup towarów i usług. Wydatek klienta staje się dochodem firmy ze sprzedaży. Umożliwiała ten proceder tania energia, ale skutki jej spalania zrodziły kryzys klimatyczny. Dlatego konieczny staje się model egzystencji zbilansowanej ekologicznie, w której praca dostarcza środków zaspokających życiowe potrzeby człowieka, zapewnia udział w podziale dóbr społecznych.  Pozwala też na współdziałanie z innymi, może być pożyteczna dla całego społeczeństwa, zyskiwać społeczne uznanie i dawać moralną satysfakcję, Co więcej, zostawia czas wolny dla siebie, rodziny, przyjaciół, społeczności lokalnej.

Postulaty kulturowe

mają swój ciężar gatunkowy w kraju okupowanym przez narodowy kościół i jego wpływowych wspólników wśród wszystkich sił politycznych: w całym POPiSie, w PSLu, w Konfederacji, w Polsce 2050. Postulaty wolnościowe znaczą wiele dla formacji opowiadającej się za szeroką emancypacją jednostki. Jednak pomijając lokalny koloryt, koszty uznania szerokich swobód jednostki niewiele kosztują korporacje. Wspierają one chętnie  marsze równości, nie mają nic przeciwko likwidacji form opresji rasowych, płciowych, seksualnych, nawet narodowych. Dla nich najważniejsze jest utrzymanie słabego pracownika, by go nie wspierał związek zawodowy, umowy branżowe, by niewiele kosztował. Podstawą wolności nie jest bowiem własność jak chcą liberałowie. Jest nią natomiast praca i dochody, które zapewnia.

Tadeusz Klementewicz

Poprzedni

Duży sukces kadry U-17

Następny

Za ropę, za gaz, za Putina!