W ostatnich miesiącach zauważyłem istotną zmianę w zachowaniach i publicznych wypowiedziach działaczy, a nawet moich znajomych, szeregowych członków PISu. Pewność siebie wspierana pewnością poparcia „mas” i wiarą w nieomylność politycznych posunięć i koncepcji przywódcy, zaczęła się wyraźnie zmniejszać. Zaczął je zastępować niejednolity i nie zawsze tak samo destrukcyjny strach przed niepożądanymi zmianami poglądów i odczuć społeczeństwa, czyli – w prawdopodobnej konsekwencji – wyborczych decyzji suwerena. Patrząc na świat moimi nie tylko coraz bardziej zepsutymi, ale i naiwnymi oczętami, nie mogę zrozumieć, dlaczego rządząca aktualnie partia popełnia ostatnio błąd za błędem, w dziedzinach, które irytują społeczeństwo.
Mój doradca i obserwator polityczny, uprawiający zanikający zawód nurka śmietnikowego, układając zebrane butelki w przyczepce rowerowej, dyktował mi ostatnio zestaw przyczyn, które – jego zdaniem – powodują, że poparcie dla PISu w naszej okolicy wyraźnie spada. Powtórzę jego cenne obserwacje i wnioski– nie siląc się na chronologię i ocenę skali ich oddziaływania.
Stare, odnawialne przyczyny niechęci
Zła passa PISu i jej rządu wyraźnie się zaostrzyła, gdy z pomocą trybunału tradycyjnie zwanego konstytucyjnym, doprowadzono do tego, że aborcja stała się właściwie całkiem zakazana – i to bez względu na stan płodu, zdrowie kobiety i jej plany życiowe. I to jeszcze nie wystarcza. Nawiedzeni obrońcy życia usiłują przeforsować przepisy pozwalające karać za aborcję tak, jak za morderstwo.
Ten „problem” irytuje przede wszystkim młodzież w wieku rozrodczym, która w swoim aktywnym życiu seksualnym najczęściej popełnia kłopotliwe błędy. Ma też uboczny wpływ na wzrost niechęci tej części społeczeństwa do kościoła – zwłaszcza katolickiego.
Równolegle doprowadzono do irytacji średnie i starsze pokolenie, którego reprezentanci wpadają w widoczne rozdrażnienie, kiedy w przydomowych i śmietnikowych dyskusjach porusza się temat reformy wymiaru sprawiedliwości. Wielu uważa, że aktualna władza zmierza wyraźnie w kierunku głębokiego PRLu. Chce mieć zależnych od niej sędziów i totalnie lekceważyć wyroki międzynarodowych trybunałów, Mój obserwator twierdzi, że szczególną wściekłość reformatorzy sądownictwa budzą u kobiet. Pan „nurek” znalazł ostatnio dodatkowe zajęcie, w którym jego styk z kobietami bardzo się rozwinął. Wynajmuje się „na godziny” do opieki nad pieskami, których zapracowani właściciele nie mają czasu, aby wyjść z nimi na spacer i aktywnie się pobawić w rzucanie i przynoszenie piłek i patyków. Na takich spacerach spotyka się z wieloma paniami, bo dzielnica jest „domkowa” i niemal wszyscy mają pieski. Bałagan w systemie sprawiedliwości bardzo wkurza te panie. W rozmowach przy bawiących się pieskach wyrażają się nieelegancko szczególnie o szefowej Trybunału zwanego konstytucyjnym i niektórych członkach tego „ciała”, a także o ministrze sprawiedliwości pełniącym dodatkowo funkcję prokuratora generalnego.
A wszystko coraz droższe
Na pierwszy plan narzekań na nieudolność władzy wchodzi jednak ostatnio wzrost cen. Nie każdy obywatel wie, czym jest inflacja. Nie każdy nawet rozumie to słowo. Ale każdy widzi, że musi niemal za wszystko – poczynając od chleba, a kończąc na benzynie – płacić więcej, niż poprzednio. Irytuje go, że rząd nie potrafi tego zatrzymać, a prezes NBP i premier wygłaszają radosne komunikaty tłumacząc, że podwyżki płac z nawiązką równoważą wzrost cen. Panie z pieskami twierdzą, że ministrom i posłom na pewno równoważą, ale dla wielu innych, a zwłaszcza emerytów, to są tylko bajki, w których ten rząd i jego premier się specjalizują.
Pan „nurek” uważa, że uśmiech politowania wywołują w społeczeństwie rządowe próby rozwiązywana konfliktu na polsko – białoruskiej granicy, czyli wschodniej granicy UE. Najbardziej irytujący jest widoczny brak zdecydowania, charakterystyczny dla rządów PISu. Nie chcemy przyjmować emigrantów (no – może poza obywatelami Ukrainy, bo oni są bliscy kulturowo), ale nie chcemy też, aby umierali w przygranicznych lasach. Jak zwykle nie możemy jednak podjąć decyzji o budowie barakowych ośrodków ich przetrzymywania, do czasu podjęcia indywidualnych decyzji o przyznaniu (lub nie) międzynarodowej ochrony. Za to chcemy budować mur na granicy z Białorusią, uważając, że tak jak w Izraelu powstrzyma on chętnych do nielegalnego przekraczania granicy. Jakoś nikt nie pamięta, że w Izraelu jednostki pilnujące muru mają zgodę władz na strzelanie, nawet bez ostrzeżenia do tych, którzy próbują go pokonać. U nas – i słusznie – nikt nie wyda takiego rozkazu.
Społeczeństwo znudziło się już nieustannym chwaleniem się władzy rzekomymi sukcesami, o których wszyscy wiedzą, że są porażkami, lub bezsensownymi, kosztownymi, działaniami propagandowymi. Obywatel wie, że politycy często kłamią, ale uważa, że i w tym zakresie są pewne granice logiki i „dobrego tonu”. Na początku panowania PISu traktowano to jak opowiadanie anegdot budzących przyjazną wesołość, dzisiaj budzi złośliwy krytycyzm, a czasem otwartą wrogość.
Głos wyborczy cenniejszy niż zdrowie
Wszyscy jesteśmy zagrożeni – mówił dalej mój śmietnikowy konsultant – nieudolnością rządu w zwalczaniu zagrożenia pandemicznego. Są wprawdzie pilnym obserwatorem pandemii, ale w walce z nią boją się naśladować innych i jeszcze bardziej – inicjować własne koncepcje. Otaczają się licznym gronem doradców, ale nie słuchają ich rad. Najbardziej rażącym przykładem jest brak jakichkolwiek działań wymierzonych przeciwko „antyszczepionkowcom” lub – szerzej –osobom niezaszczepionym. Podobno w tych grupach jest wielu zwolenników PISu i istnieje obawa, że obrażą się przy wszelkich próbach nacisku. A utrata ich głosów jest dla partii gorsza niż wzrost zachorowalności na covid!!
Narasta też niezadowolenie z nadmiernych różnic w dochodach, które parę lat temu było prawie niezauważalne. Ludzie stali się bardziej zawistni. Poprzednio tolerowali słynne oświadczenie, „że ministrom się przecież należało”. Dzisiaj uważają, że władza dba tylko o swoich. Złą „kropkę nad i” postawiono ostatnio, rezygnując z ujawnienia stanu majątkowego żony premiera. Miliony, o których się mówi są pewnie przesadą, ale tworzą coraz gorszą atmosferę.
Smutna perspektywa
No dobrze – powiedziałem – mogę zrozumieć, że ta zmiana społecznych nastrojów powoduje zdenerwowanie obozu władzy, ale nie powinna przecież być powodem uczuć zbliżonych do strachu.
Mój rozmówca roześmiał się głośno.
Pan i pańskie emerytalne towarzystwo zbierające się czasem na przyzbie, żyje już w oderwaniu od głównego nurtu, Nie zdajecie sobie sprawy, że obecnie rządząca ”partia i rząd” uwiły sobie wygodne i intratne gniazdeczka niemal na wszystkich poziomach – od spółek skarbu państwa, przez administrację państwową, aż do służby zagranicznej. Żadna z poprzednich ekip nie zapuściła tak głęboko korzeni i nie traktowała państwa, głównie, jako terenu łowów osobistych korzyści. Zmiana władzy będzie oznaczała dla większości z nich konieczność pożegnania się z tymi wygodnymi miejscami, które wymagały posłuszeństwa, jako podstawowej kwalifikacji, Dlatego też – i to jest dodatkowy składnik pogarszającej się sytuacji – blednie gwiazda idola tej władzy, Prezesa wszystkich prezesów. On już nie zawsze jest w stanie pomóc, pocieszyć, znaleźć nowe miejsce dochodowo – odpoczynkowe. Lata lecą, ząb czasu jego też gryzie. Odnosi się wrażenie, że chwilami jego tęsknota za odpoczynkiem zaczyna być silniejsza, niż miłość do sprawowania władzy.
Źle spałem po tej konsultacyjnej rozmowie. I od następnego dnia bardziej ostro widzę objawy strachu w oczach tych moich przyjaciół, którzy sympatyzują z obecną ekipą rządzącą. Wydaje mi się, że nie są już pewni dotrwania do końca kadencji.