Wyobraźmy sobie taką sytuację: powstaje szeroka Koalicja Obywatelska od lewa do prawa – od PSL-u, przez PO, nieistniejącą już [edit: jako samodzielny byt] Nowoczesną, nieistniejący jeszcze Ruch Biedronia, Partię Razem, Zielonych i SLD. Wygrywa wybory. Uff, „pokonaliśmy PiS”. Schetyna zostaje premierem.
I co dalej? Teraz jest ten moment, zapowiadany zresztą przez wielu zwolenników Frontu Jedności Narodu, w którym następuje „a potem się kłóćcie do woli”. No to tak:
– na pierwsze 100 dni rządu Razem i SLD oczekują od rządu progresywnych podatków i wyższej stawki godzinowej
– Fasadowa Nowoczesna żąda obniżki podatków i zajęcia się losem ciemiężonych przedsiębiorców (przywrócenia elastycznych form zatrudnienia)
– SLD, Razem i Zieloni domagają się natychmiastowej liberalizacji aborcji i wypowiedzenia konkordatu
– PSL chce utrzymania konkordatu i zachowania status quo w sprawie aborcji
– Nowoczesna z Biedroniem chcą, by kobieta musiała konsultować swoją decyzję dotyczącą ciąży z jakąś komisją
– Platforma chce obniżenia podatków, podwyższenia wieku emerytalnego i niezajmowania się sprawami które „dzielą Polaków”. Premier Schetyna wygłasza mocne orędzie, w którym mówi, że właśnie wreszcie udało się naród scalić i pogodzić, i apeluje do Polek i Polaków, by nie zajmowali się tematami ideologicznymi. „Teraz jest czas odbudowy państwa po PiS-ie, musimy się zająć przywróceniem demokracji i niezależnego sądownictwa, o sprawy takie, jak aborcja, spierać się będziemy mogli później, teraz trzeba odbić z pisowskich rąk kluczowe instytucje demokratyczne: TK i SN. Musimy napisać specustawy, które to wszystko odkręcą”.
– Schetyna pisze specustawy, Duda, który jest prezydentem jeszcze przez rok, ich nie podpisuje. Ponieważ do Sejmu dostały się tylko dwa bloki: PiS i Anty-PiS, nie ma jak odrzucić prezydenckiego weta, bo d’Hondt spowodował, że opozycyjny klub PiS to 48% składu Sejmu. Duda nie podpisuje generalnie ŻADNEJ ustawy. Te mniej ważne kieruje od razu do wciąż obsadzonego nominatami PiS-u TK. TK je uwala (nie będzie przecież kręcił sobie sznura na własną szyję).
– Jest grudzień 2019 roku, trzeba uchwalić budżet. Jeśli nie uda się go przegłosować w Sejmie, to za 4 miesiące oznacza to koniec rządu Anty-PiSu i przedterminowe wybory, bo prezydent zarządzi skrócenie kadencji. No więc lewica chce w budżecie zwiększenia pomocy socjalnej dla emerytów i rencistów i obniżenia wydatków na zbrojenia, zamiast tego chce te pieniądze przekazać na oświatę. Nie zgadza się PO i N. W nocy 16 grudnia przychodzi do tzw. „Pieczary” Grzegorza Schetyny Kamila Gasiuk-Pihowicz i komunikuje mu, że albo ona zostaje premierem, albo ma w dupie budżet i ona i inni dysydenci z Nowoczesnej nie zagłosują za uchwaleniem budżetu. Schetyna każe jej wyp***, ale ona i jej frakcja nie przychodzą na głosowanie w sprawie budżetu. By się ratować, Schetyna zamyka wszystkie wyjścia z Sejmu, ale i tak nie ma wystarczającej liczby posłów, bo niektórzy skorzystali z metody opracowanej przy okazji głosowania nad projektem Ratujmy Kobiety i zacięli się w kiblu. Rządowi nie udaje się uchwalić budżetu. Prezydent Duda ogłasza skrócenie kadencji Sejmu i muszą się odbyć nowe wybory.