Zaledwie niecały miesiąc, przed rosyjskim atakiem na Ukrainę, zebrana u mnie na przyzbie Rada Sklerotyków wyraziła przekonanie, że Władimir Władimirowicz nie podejmie takiej decyzji, jako niehumanitarnej, zbyt drastycznej i niedostatecznie uzasadnionej problemami politycznymi.
Dałem temu wyraz w felietonie pt. Jak to na wojence ładnie (Trybuna 04.02.2033.). W imieniu całej Rady składam samokrytykę i ze wstydem przyznaję, że się myliliśmy.
Dlaczego?
Powstaje pytanie, dlaczego kilku doświadczonych sklerotyków mogło się pomylić w tak ważnej sprawie?
Przeanalizowaliśmy dokładnie nasze ówczesne rozważania i – paradoksalnie – doszliśmy do wniosku, że, logicznie biorąc, mieliśmy rację. To Władimir postąpił nielogicznie, a tego nie byliśmy w stanie przewidzieć, bo, mimo pewnych niepokojących oznak, uważaliśmy, że jest człowiekiem rozsądnym.
Przyjęliśmy założenie, że maksymalne żądania Rosji w stosunku do Ukrainy, sięgały osiągnięcia statusu zbliżonego do jej udziału w ZSRR. Ale było jasne, że to już nie jest możliwe. Przypuszczaliśmy, że surogatem tego rozwiązania było by doprowadzenie do sytuacji, w której władzę w Ukrainie przejąłby nowy rząd, przyjaźnie nastawiony do Rosji, uznający jej polityczne przywództwo, zależny od niej gospodarczo i akceptujący utratę Krymu i zbuntowanych, wschodnich rejonów. Ten rząd przyjąłby oczywiście nową konstytucję, wyraźnie zakazującą przystępowanie Ukrainy do jakichkolwiek międzynarodowych struktur militarnych, poza Rosją. Syntetyzując – rozwiązanie zbliżone do istniejącego w przypadku Białorusi.
Trzy drogi.
Do takiego rozwiązania – według naszych naiwnych rozważań – można było doprowadzić trzema drogami.
Najdłuższą, ale formalnie w pełni legalną, przez wszechstronną i finansowo bogatą pomoc dla istniejących w Ukrainie ugrupowań politycznych, opowiadających się za ścisłą współpracą z Rosją. Doprowadzenie przez nie do wcześniejszych wyborów i zaangażowanie możliwe najzdolniejszych specjalistów od organizowania i prowadzenia propagandy. Wygranie wyborów przez te grupy, przejęcie przez nie władzy w Ukrainie i stopniowe zrealizowanie wszystkich odpowiadających Rosji rozwiązań.
Druga droga osiągnięcia celu pozornie mogła być podobna, ale „wzbogacona” o szeroką korupcję wśród politycznych i intelektualnych elit Ukrainy. Mogła być też wzmocniona utworzeniem grup lansujących siłowe wprowadzenie jedynie słusznych historycznie i ideologicznie powiązań z Rosją, – czyli zorganizowanie czegoś w rodzaju trzeciego Majdanu.
No i w końcu trzecia możliwość – wywołanie wojny i przestraszenie Ukraińców, a w pewnym stopniu także własnego narodu i Europy. Władimir i jego otoczenie wybrali tą trzecią drogę, wierząc zapewne, że będzie błyskawiczna, ale chyba zbyt optymistycznie oceniając koszty i straty. Trudno nam rozszyfrować przyczyny właśnie takiej decyzji, ale można [przypuszczać, że chodziło o możliwie najszybsze uzyskanie efektu. Władze Rosji wyraźnie obawiały się otwarcia przez Zachód uproszczonej ścieżki przyjęcia Ukrainy do Unii i NATO, a tym samym istotnego wzmocnienia „wrogiego” pierścienia, otaczającego Rosję po rozpadzie ZSRR. Mogły się też niepokoić dynamicznie rosnącym wśród ukraińskiej młodzieży poczuciem odrębności narodowej i związanym z nim patriotyzmem.
Niedocenione skutki.
Władimir Władymirowicz i jego współpracownicy nie doceniali jednak niechęci, jaką obecnie budzą na świecie wszelkie działania zbrojne podejmowane w stosunku do innego państwa. Wyjątkiem bywa jeszcze tolerowanie zrywów niepodległościowych i walk zmierzających do ustanowienia lub przywrócenia demokracji. W przypadku Ukrainy nie było zbliżonego do takich sytuacji powodu rozpoczynania działań zbrojnych. Jej skłonności do niewygodnych dla Rosji powiązań mogły być zahamowane jedną z poprzednio wspomnianych dróg, albo przez wspomagane ekonomicznymi naciskami negocjacje.
Przypuszczam, że po rozpoczęciu działań militarnych niemiłym zaskoczeniem było też mało widoczne zadowolenie rosyjskojęzycznej ludności wschodniej Ukrainy, która miała entuzjastycznie witać rosyjskie wojska. Zamiast tego włącza się aktywnie w struktury obronne.
Rozpoczęcie tej trudnej do uzasadnienia wojny spowodowało natychmiastową reakcję Europy, USA i w końcu właściwie wszystkich państw świata. Nastąpiło niespotykane dotychczas zjednoczenie w opracowaniu i zastosowaniu sankcji w stosunku do rosyjskiej gospodarki, niektórych polityków i właścicieli wielkich przedsiębiorstw i organizacji gospodarczych. Niektóre sankcje, jak np. zamknięcie przestrzeni powietrznej dla rosyjskich samolotów, uderzają bezpośrednio w wielu „zwykłych” obywateli, którzy chcieli polecieć na urlop czy w delegacje służbowe przedsiębiorstw, w których pracują.
Skutki sankcji są już poważnie odczuwalne przez Rosyjską gospodarkę. Piszą i mówią o tym wszystkie środki masowego przekazu, więc nie widzę potrzeby ich przytaczania w krótkim felietonie. Ale jest jeszcze jeden skutek tej zbrojnej napaści wielkiego państwa, na średnie i niezbyt bogate, o którym pisze się relatywnie mało.
Tym skutkiem, prawdopodobnie długotrwałym, jest utrata opinii i sympatii. Doświadczenie uczy, że dotyczyć to będzie głównie osób odpowiedzialnych za tą napaść, ale rozciąga się – niestety – na cały kraj. Będzie zapewne mniej zamówień z krajów europejskich na występy rosyjskich artystów, mniej turystów, mniej zaufania w rozmowach biznesowych. Utrata wiarygodności może być długo odczuwalna przez rosyjskich polityków – łącznie z szefem, Prezydentem Federacji Rosyjskiej Władimirem Władymirowiczem Putinem. I może się okazać, że bez względu na czas trwania i formę zakończenia tej wojny, militarny atak na Ukrainę był najbardziej kosztowną jego decyzją w historii Rosji po II wojnie światowej.