Rutger Hauer (2018)
Jedną z moich największych pasji od zawsze było kino. I nie. To nie było tylko ambitne kino. Ceniłem sobie przede wszystkim kino z okresu lat 80’tych, jak chyba większość dzieciaków z mojego pokolenia kochałem kino akcji, fantasy jak i cyberpunk. W tamtym kinie mieliśmy dzieła, które dawały zarówno dużo frajdy, jak i nakłaniały do refleksji. Częstym bywalcem tamtego kina był pewien niebieskooki blondyn z obcym akcentem. To między innymi dzięki jego kreacjom tamte filmy dawały nam trochę więcej koloru, dzięki czemu nasze wyobraźnie zaczęły działać na nowych obrotach. Ten blondyn nazywał się Rutger Hauer i niestety dzisiaj jestem zmuszony go pożegnać.
Ikona kina. Legenda ekranu. Awanturnik. Postać bohemy. Artysta. Adonis. Na wiele sposobów można go opisywać. Można wymieniać w nieskończoność filmy, które weszły do kanonu, również dzięki niemu. Łowca Androidów, Zaklęta w sokoła, Autostopowicz, Ciało i Krew czy Ślepa Furia.
Zanim trafił do Hollywood razem z kolegami z podwórka holenderskiego kina czyli Paulem Verhoeven i Jeroenem Crabbe tworzyli historię kinematografii niderlandzkiej takimi dziełami jak kultowy Turecki owoc, Namiętność Kate, Ślepy traf czy warty polecenia dzieło pt. Orański Żołnierz. Cała ekipa potem trafiła za ocean do Fabryki Snów i realizowała na początku razem, a potem w osobnych projektach fascynujące dzieła, które z czasem zyskały miano kultowych. Po latach Verhoeven i Hauer mieli okazję ponownie pracować nad projektem „Czarna Księga”, a polscy widzowie mogli go oglądać w nagradzanym projekcie Lecha Majewskiego „Młyn i Krzyż”.
Grał też w mniej ambitnych projektach, które lądowały od razu do wypożyczalni VHS, ale robił to z taką gracją, jednocześnie nie ukrywając że czuje swobodę zarówno w ambitnych projektach jak i w kinie „klasy B”, że po prostu miło było go oglądać. On prostu lubił grać i podchodził do swoich zadań tak samo profesjonalnie jak i z humorem, jednocześnie mając duży dystans do siebie.
Żegnaj Rutger, bez Ciebie kino będzie o wiele smutniejszym miejscem.