
Oto jest pytanie:
Post-liberalizm, relatywnie mało znany w Polsce, jako teoria i praktyka, pojawił się najpierw w W. Brytanii (w Błękitnej Frakcji Partii Pracy) i w USA pod koniec XX wieku. Na początku XXI w. tu i ówdzie post-liberalizm stał się już poważną alternatywą wobec neoliberalizmu. W pewnym sensie post-liberalizm może być traktowany jako przyznanie się przez co przytomniejszych Zachodniaków do historycznej klęski liberalizmu i neoliberalizmu. Szczerze powiedziawszy, bardziej wskazane byłoby chyba używanie pojęcia „post–neoliberalizm”, który — merytorycznie i chronologicznie — jest swoistym spadkobiercą nieszczęsnego skrajnego neoliberalizmu, a nie klasycznego liberalizmu. Ale, mniejsza o słowa. Póki co jednak, ta nowa kategoria teoretyczna, a także praktyczna — szczególnie, w niektórych krajach Ameryki Łacińskiej — nie jest jeszcze w stanie wypełnić niebezpiecznej luki systemowej, jaka powstała na świecie w wyniku totalnego i globalnego fiaska np. amerykańskiej (reaganomics), czy też brytyjskiej (thatcheryzm) odmiany neoliberalizmu. Została ona zaaplikowana również w licznych krajach świata, łącznie z Polską, po upadku systemu dwubiegunowego.
Konsekwencją tego fiaska był II wielki kryzys finansowo-gospodarczy, zapoczątkowany w USA, w roku 2007, a także krach współczesnej globalizacji neoliberalnej i nieładu międzynarodowego. Wniosek generalny wynikający z tego jest przygnębiający: w XIX, w XX i w XXI wieku najwięksi myśliciele oraz najprzebieglejsi przywódcy polityczni nie zdołali wypracować i wdrożyć optymalnego, efektywnego, a także trwałego systemu (ustroju), odpowiedniego dla poszczególnych krajów oraz dla całego świata. Kolejne poronione systemy upadały jak przysłowiowe domki z kart: prymitywny kapitalizm, kolonializm, liberalizm, faszyzm, sowietyzm (kojarzony czasem z tzw. komunizmem) oraz – wreszcie – wiszący na włosku neoliberalizm. Każdy taki upadek powodował, w konsekwencji, albo wielki kryzys globalny, albo też II wojnę światową i liczne regionalne konflikty zbrojne. Właśnie skrajny neoliberalizm amerykański doprowadził do tych dramatów i tragedii ludzkich. Należy mieć cichą nadzieję, że nie dojdzie do III wojny światowej, która mogłaby oznaczać kres naszej cywilizacji. Solidnym argumentem uzasadniającym tę nadzieję jest dynamiczny i pokojowy rozwój Chin Ludowych, które mają swój oryginalny system – socjalizm o specyfice chińskiej w Nowej Erze i na Nowej Drodze. Kojarzy on elementy etatyzmu i liberalizmu, interwencjonizmu państwowego i wolnego rynku oraz dążenie do pokojowych, równoprawnych, wzajemnie korzystnych i harmonijnych stosunków międzynarodowych, a także do utworzenia nowego i sprawiedliwego ładu światowego.
Czymże jest ów post-liberalizm i czym odróżnia się on od nieszczęsnego liberalizmu i neoliberalizmu? Grono wybitnych teoretyków i polityków post-liberalnych jest już dość liczne. Do pierwszej grupy zaliczają się m.in.: John Grey, John Milbank, Patrick Deneen, Andrew Jones i in.; a do drugiej: Viktor Orban, Marco Rubio, Maurice Glasman, James Davis Vance i Ryszard Legutko! Otóż,zwolennicy i promotorzy post-liberalizmu krytykują ostro swych poprzedników za ich poronione teorie i praktyki, które doprowadziły do osłabienia więzi społecznych, za gospodarkę wolnorynkową preferującą pogoń za zyskiem, a nie dobro społeczeństw i poszczególnych obywateli; za koncentrowanie się na jednostkach, co osłabiało i osłabia powiązania rodzinne, wspólnotowe, społeczne, ogólnonarodowe i ogólnoświatowe. A tymczasem życie jednostek jest uwarunkowane i uzależnione od kontekstu (środowiska) społecznego, gospodarczego, kulturalnego itp. Post-liberałowie postulują więc potrzebę preferowania elementów wspólnotowych zamiast neoliberalnej autonomii i niezależności jednostek szczególnie w sferze gospodarczej. W ślad za tym post-liberałowie popierają solidaryzm gospodarczy, działania na rzecz ochrony tradycyjnych wartości oraz środowiska naturalnego człowieka.
Co więcej, post-liberałowie krytykują też liberalną i neoliberalną (dla jednostek) koncepcję (formułę) państwa, które przecież powinno promować i stymulować dobrobyt (dla wszystkich obywateli), ale tego nie czyni; a także potępiają oni neoliberalną metodologię popierania jednostek, preferowania wolnego rynku i ograniczania roli państwa w ewolucji politycznej, społecznej i gospodarczej. Zarzuty wobec liberałów i neoliberałów są więc bardzo poważne, gdyż nie rozwiązali oni tak kardynalnych problemów, jak: erozja wartości rodzinnych i wspólnotowo-społecznych, nierówności i dysproporcje dochodowe, powszechny indywidualizm, tzw. demokracja liberalna i neoliberalna oraz pomniejszanie roli państwa. Zdaniem post-liberałów państwo nie powinno być traktowane, jako „neutralny mediator”, lecz działać w imię dobra wspólnego (powszechnego).
Na szczególną krytykę ze strony post-liberałów zasługuje liberalna (i neoliberalna) polityka gospodarcza, która przyczynia się do skupienia (koncentracji) bogactwa i władzy w wąskich gronach. Powoduje to rozwarstwienie i zwiększanie sprzeczności pomiędzy elitami a ludźmi pracy, szczególnie klasą robotniczą. Niestety, neoliberalna polityka wolnego rynku i globalizacji gospodarczej, prowadzona, w szczególności, od końca XX wieku, doprowadziła do osłabienia fundamentów post-liberalizmu i do powstania obecnych poważnych wyzwań (challenges), na jakie napotyka ludzkość. A w ogólności, neoliberalny porządek lansowany w świecie na komendę USA i na zasadach „indywidualizmu i dobrowolności” (rzekomo) w państwach narodowych (nation states) przynosi więcej szkody niż pożytku. Jak widać, są to istotne oraz zdecydowane oceny i propozycje post-liberałów, z którymi raczej trudno byłoby się nie zgodzić!
W celach komparatywnych, przypomnijmy, pokrótce, główne etapy ewolucji klasycznego liberalizmu i neoliberalizmu oraz uzgodnijmy najważniejsze pojęcia i definicje. I tak, termin liberalizm wywodzi się od łacińskiego słowa „liber” – czyli „wolny”. Liberalizm (klasyczny) jest więc filozofią polityczną i ekonomiczną, czy też światopoglądem bazującym na wolności i na równości. Są to wzniosłe ideały, ale – jak uczy doświadczenie historyczne – nigdy i nigdzie nie zostały one w pełni osiągnięte w całym okresie dominacji liberalizmu, nawet w krajach uznawanych za jego pionierów. Głównymi kanonami liberalizmu były: wolność słowa, religii, rynku, prawa człowieka, równość płci, demokracja społeczna, świeckie rządy, nieskrępowana współpraca międzynarodowa itp. Genezy liberalizmu należy poszukiwać jeszcze w czasach Oświecenia, kiedy zaczęto negować przywileje dziedziczenia władzy, prymat religii państwowej, monarchię absolutystyczną i boskie atrybuty panujących. Za praojca i twórcę liberalizmu uważany jest znany brytyjski filozof, John Locke (1632 r. – 1704 r.). Głosił on, że każdy człowiek ma prawo do życia, do wolności i do własności osobistej. Rządzący nie powinni deptać tych praw. Stosunki pomiędzy rządzącymi a rządzonymi powinny być regulowane i rozwijane na mocy umowy społecznej. J. Locke opracował też teorię wartości pieniądza, która stała się prekursorem XX-wiecznego monetaryzmu (np. w wydaniu Miltona Friedmana i jego „Chicago boys”).
Na zasadach liberalizmu bazowały też wielkie rewolucje społeczne czasów nowożytnych, jak np. American Revolution (po wojnie domowej), rewolucja francuska, a nawet – z początku – rewolucja październikowa w Rosji. Bowiem nadrzędnym celem ich wszystkich było obalenie tyranii. Po tej ostatniej rewolucji i po wkroczeniu Rosji na tory sowietyzacji, nastąpił rozkwit liberalizmu. Poczynając od XIX wieku, systemy liberalne rozprzestrzeniały się w Europie, w Ameryce Północnej oraz Południowej i in. Jednocześnie, na przeciwstawnym biegunie teoretycznym, praktycznym oraz systemowym, politycznym, społecznym i ekonomicznym, rozwijał się konserwatyzm (a później – również neokonserwatyzm, w czasach neoliberalizmu). Odmianą liberalizmu klasycznego był liberalizm społeczny, który doprowadził do powstania systemów państwa dobrobytu (welfare state) w wielu krajach świata (np. w Skandynawii, w Szwajcarii, w Niemczech i in.). Później jednak systemy te poupadały wskutek perturbacji kryzysowych, napięć międzynarodowych i braku środków na sowite świadczenia socjalne.
W sferze ekonomicznej, liberalizm lansował tzw. klasyczną (swobodną) gospodarkę rynkową, wolny handel, leseferyzm władzy (laissez-faire, czyli zgoda na swobodne działania rządzących, producentów i konsumentów – czyli: „róbta, co chceta”); ale to nie do końca jest tak, bowiem nawet w liberalizmie sroży się interwencjonizm oraz terroryzm państwowy, wymuszający na obywatelach posłuszeństwo wobec rządzących i potrzebny im tzw. pokój społeczny. A przecież liberalizm zakładał minimalizację interwencjonizmu państwowego, ograniczenie skali poboru podatków oraz równowagę budżetową. Wieszczami i promotorami takiej wersji liberalizmu byli wybitni myśliciele, jak np.: – Adam Smith (1723 r. – 1790 r.), który był zdecydowanym zwolennikiem „niewidzialnej ręki rynku”, leseferyzmu kapitalistycznego oraz tezy, że wolny handel służy utrzymaniu pokoju między narodami, – Jeremy Bentham (1748 r. – 1832 r.), – John Stuart Mill (1806 r. – 1873 r.) i in. Ten ostatni lansował, zwłaszcza, tzw. liberalizm demokratyczny.
Tak pojmowany i realizowany liberalizm doprowadził, w końcu, do wielkiego kryzysu globalnego z przełomu lat 20-tych i 30-tych XX wieku. To był jednocześnie kres owego liberalizmu. Już wtedy „niewidzialna ręka rynku” na nic się nie zdała. Odpowiedzią nauki na kryzys były nowe teorie i koncepcje polityczne i ekonomiczne, które znalazły (chyba) najdobitniejszy wyraz w pracach John’a Maynard’a Keynes’a (1883 r. – 1946 r.), w szczególności, w jego sztandarowym dziele pt. „Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pieniądza”. Autor rozwinął i uzasadnił teorię interwencjonizmu państwowego, pełnego zatrudnienia, liberalizmu społecznego i państwa dobrobytu. Pomysły J.M. Keynes’a zostały najpierw zrealizowane, z niemałym powodzeniem, w USA, przez prezydenta Franklin’a D. Roosevelt’a (1882 r. – 1945 r.); był to sławetny New Deal (czyli Nowy Ład), w którym stosowano szeroko metodologię interwencjonizmu państwowego; a następnie również w Wielkiej Brytanii, po zakończeniu II wojny światowej.
Jednak odejście od keynesizmu nastąpiło dość szybko – w przypadku USA, za prezydentury Ronalda Reagana (1911 r. – 2004 r.), a w Wielkiej Brytanii – podczas premierostwa Margaret Thatcher (1925 r. – 2013 r.). Działo się to w latach 80-tych XX wieku. Przywódcy ci (oraz inni – ich śladem) porzucili teorie keynesowskie (szczególnie interwencjonizm państwowy) i ukierunkowali swe państwa i gospodarki w stronę chyba najbardziej wulgarnej wersji liberalizmu, zwanej neoliberalizmem. Jego korzenie sięgają jeszcze XIX wieku oraz ww. leseferyzmu i liberalizmu ekonomicznego. Uczony niemiecki, Alexander Ruestow jako pierwszy użył terminu „neoliberalizm” jeszcze w 1938 r. System ten charakteryzuje się: maksymalną prywatyzacją, finansowym zaciskaniem pasa, deregulacją gospodarki, ograniczeniem interwencjonizmu państwowego, wolnym handlem, „niewidzialną ręką rynku”, umocnieniem sektora prywatnego w gospodarce, ze szkodą dla innych form własności, ideologią pieniądza i zysku, dehumanizacją, neoliberalną globalizacją itp.
W naszych czasach, kulminacja neoliberalizmu nastąpiła w latach 70-tych i 80-tych XX wieku. Poza USA, UE i innymi krajami, koncepcje neoliberalne stosowane były w praktyce także w… Chile, w latach 1973 – 1990 (dyktatura gen. Augusto Pinochet’a; ur. w 1915 r., zm. w 2006 r.). W sumie, neoliberalizm trwał, w zasadzie, do początku XXI wieku. Traktowano go jako swoistą „trzecią drogę” pomiędzy klasycznym liberalizmem a sowietyzmem. Głównymi teoretykami neoliberalizmu oraz fanatykami wolnego rynku i monetaryzmu byli: Friedrich von Hayek (1899 r. – 1992 r.) oraz Milton Friedman (1912 r. – 2006 r.) i jego szkoła myśli neoliberalnej, tzw. „Chicago boys”. Normy wolnego rynku, prywatyzacji, denacjonalizacji, deregulacji oraz globalizacji itp. zostały doprowadzone do niebywałych rozmiarów i do skrajności, faktycznie do absurdu. Ale sama niewidzialna ręka rynku nie tylko nie regulowała i nie równoważyła gospodarki, lecz powodowała w niej coraz większy chaos i dysproporcje. Jednak, gdy w USA, w bastionie skrajnego neoliberalizmu, kryzys zajrzał ludziom w oczy, władze zastosowały natychmiast wypróbowane instrumenty interwencjonizmu państwowego (miliardowe dotacje dla wielkich banków, towarzystw ubezpieczeniowych i koncernów – „za dużych, żeby zbankrutować”, drukowanie papierowych dolarów bez pokrycia, zamówienia państwowe, militaryzacja gospodarki, nowe technologie, także kosmiczne itp.). Upadek neoliberalizmu, podobnie jak poprzednich poronionych „systemów” wymyślonych na Zachodzie, oznacza jednocześnie swoisty tryumf i nawrót do keynesizmu
Nastąpiła w owym neoliberalizmie bezprecedensowa dehumanizacja życia politycznego, społecznego oraz gospodarczego. Człowiek – obywatel został pozostawiony sam sobie oraz pozbawiony pomocy i opieki ze strony państwa. Mottem tych czasów było: „radź sobie sam, jak tylko potrafisz”. Rzecz jednak w tym, że większość społeczności i obywateli nie potrafiła uporać się samodzielnie ze swymi potrzebami i problemami. Pogłębiło to znacznie zjawiska patologiczne – biedę, bezrobocie, korupcję, złodziejstwo, zadłużenie, migracje i in., czego ówczesna obecna sytuacja w Polsce jest, niejako, „klasycznym przykładem”. Ponadto, zdestabilizowało to kompletnie gospodarstwo światowe i gospodarki licznych krajów oraz doprowadziło, w efekcie, do II i do III wielkiego kryzysu globalnego oraz do ogromnego wzrostu napięcia na arenie międzynarodowej. Obciążają one poważnie sumienia i konta skrajnych fanatycznych neoliberałów, szczególnie amerykańskich.
Diagnoza eksperta amerykańskiego:
Czytając prasę amerykańską, natknąłem się nie tak dawno na bardzo ciekawe opracowanie, którego autorem jest red. Ross Douthat, znany publicysta „The New York Times” [1]. Źródło: „International New York Times”, z dnia 10.10.2016, str. 9.; tytuł:” Pośród post-liberałów” (w oryginale: „Among the Post-liberals”; tłum. na polski – s.sz.). Kluczowym tematem i wątkiem jego rozważań jest kwestia post-liberalizmu. Oto, w tłumaczeniu na język polski, prezentuję główne fragmenty tego interesującego opracowania: „System zachodni – liberalny, demokratyczny, kapitalistyczny – pozostawał, w zasadzie, niekwestionowany od wewnątrz przez całe dziesięciolecia, bowiem jego rywale ideologiczni zostali zdyskredytowani lub też okiełznani (unieszkodliwieni). Marksiści wycofali się do swych warowni akademickich, faszyści zajmowali się swymi ogłoszeniami internetowymi, natomiast chrześcijaństwo zachodnie zaakceptowało pluralizm oraz porzuciło marzenia o powiązaniach tronu i ołtarza. Jednakowoż, słabe strony systemu liberalnego nie zanikły. Wprawdzie zapewnił on pokój, ład (porządek) i dobrobyt (pomyślność), ale jednocześnie osłabił siły z okresu poprzedzającego liberalizm – plemienne, rodzinne oraz religijne, które spełniają lepiej niż kapitalizm konsumencki podstawowe potrzeby ludzkie, takie jak: tęsknota za honorem (godnością), dążenie do wspólnoty oraz pragnienie rozwiązań metafizycznych. Choć przytłumione, ale nie wyeliminowane przez większą równość społeczną i przez wzrost PKB, potrzeby te przetrwały w dalszym ciągu.
Niemniej jednak, konsensus liberalny okazał się nadspodziewanie prężny (wytrzymały), nawet w warunkach marnego rządzenia sprawowanego przez elity. Ani zamach z dnia 11 września (2001 r., w Nowym Jorku – s.sz.), ani wojna w Iraku itp., ani też, jak się początkowo wydawało, zwiastowanie przez ów konsensus kryzysu finansowego, nie zaszkodziło mu w sposób znaczący. A tu nagle konsensus napotyka na opór. Jego politycznym wyrazem jest gniewny nacjonalizm oraz rewolta mas zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak też w Europie. Jednakże, jeszcze ważniejsze wydarzenia dzieją się w kołach intelektualistów, w których wielu młodszych badaczy uważa konsensus liberalny za coś, co powinno zostać zaniechane albo wręcz odrzucone, a nie reformowane lub przemyślane (przetworzone) ponownie.
Pierwsza spośród szkół post-liberalnych może zostać określona mianem nowych radykałów, którzy stanowią konstelację myślicieli lewicowych, dla których odżywają ponownie marzenia marksistowskie. W czasopismach ideologicznych, na wzór jakobinów, czy n+1 (to nazwa amerykańskiego czasopisma literackiego, wydawanego w Nowym Jorku, drukiem i w wersji elektronicznej. Na jego łamach publikowane są teksty na tematy polityczne, społeczne, kulturalne i in.- s.sz.) oraz w tyglach polityki protestu (protestów politycznych) myśliciele owi usiłowali wypracować jednorodną krytykę liberalnego ładu kapitalistycznego w oparciu o różnorodne kryteria: rasizm i seksizm strukturalny, zmiany klimatyczne, nierówność ekonomiczna i in. Nie pojawiła się jeszcze wspólna pełnowymiarowa platforma jednocząca poglądy takich uczonych, jak Thomas Piketty, Naomi Klein czy Ta-Nehisi Coates (amerykański myśliciel, pisarz i dziennikarz, korespondent „The Atlantic” — s.sz.). Jednakowoż, zróżnicowanie frakcyjne lewicy, jej skomplikowane spory na tle rasowym, seksualnym i klasowym kryją w sobie energię, której najwyraźniej brakuje w miarę zbliżania się do centrum neoliberalnego. Ponadto, lewicowcy są przepełnieni gniewem (złością) w stosunku do procedur neoliberalnych, skłonnością do czystek i rozliczeń oraz wolą wytyczenia szlaku do znacznie doskonalszej sprawiedliwości niż ta, którą wytworzył ład powstały po zakończeniu „zimnej wojny”.
Druga grupa — Illiberalizm (antyliberalizm) tych nowych radykałów znajduje swe przeciwieństwo lustrzane w postaci „nowych reakcjonistów”, będących ugrupowaniem ustosunkowanym sceptycznie wobec demokracji, egalitaryzmu i podziwu dla ładu bardziej zhierarchizowanego oraz wobec dążeń zmierzających do obalenia status quo na Zachodzie. Podobnie, jak po stronie lewicy, również wśród prawicy brak jest, jak do tej pory, określonego programu reakcyjnego; zaś tzw. neo-reakcja (nowa reakcja) prezentuje się też rozmaicie w zależności od tego, czy utożsamia się ją z nacjonalizmem białych, wywodzącym się z tradycyjnej prawicy, z nader kąśliwym pesymizmem europejskim Michel’a Houellebecq’a, czy też z techno-utopijnymi pomysłami takich postaci z Silicon Valley, jak Peter Thiel. Wszakże owa różnorodność, sama przez się, oznacza, że nowa reakcja wpływa na środowiska nie tylko przeciwników ćwierkania w Internecie, czy na nosicieli transparentów trumpowskich. Bowiem ideologia reakcyjna dociera z wolna, ale jednak do głównego nurtu prawicy; przypadek intelektualistów popierających Trumpa, świadczy o wąskiej, ale wymownej ścieżce wiodącej do „zmiany ustroju (rządów) w kraju”. Co więcej, reakcjoniści spotykają się z odzewem w takich branżach, jak przemysły techniczne, wśród których konserwatyzm głównego nurtu posiada obecnie niewielki wpływ; bowiem, (jak to bywało w apogeum faszyzmu) nowa reakcja wykazuje nostalgiczny stosunek do hyper-modernizmu, będącego panem w służbie trans-humanizmu oraz wyraża wątpliwości odnośnie do równości ludzi, lecz za to marzy o podróżach kosmicznych i o A.I. (A.I. = artificial intelligence = sztuczna inteligencja).
I wreszcie, występuje trzecie ugrupowanie post-liberałów, mniej wybitne, ale jednak znaczące pod względem kulturalnym; a mianowicie: odszczepieńcy (dysydenci) religijni. Są nimi chrześcijanie zachodni, szczególnie ci, którzy uważają, iż zarówno liberalny, jak też neokonserwatywny styl uprawiania polityki chrześcijańskiej okazał się raczej poronionym doświadczeniem (eksperymentem); nieudanym, bowiem, oba te style poszukiwały (zmierzały do) pojednania z orientacją liberalną wyznającą tolerancję, co stanowi pożywkę dla materializmu oraz tzw. niewiary (ateizmu). Niektórzy spośród owych odszczepieńców (dysydentów) religijnych rozważają poczynienie taktycznego kroku wstecz od modernizmu (nowoczesności) liberalnej, co byłoby świadectwem elastyczności subkulturowej w stylu ortodoksyjnych Żydów, Menonitów czy Mormonów. Jednakże, pozostali (dysydenci) są zainteresowani dalszą ofensywą. W moim własnym kościele, część młodego pokolenia wygląda na rozczarowaną polityką kościoła katolickiego po Soborze watykańskim II i skłania się raczej ku odrodzeniu integralności katolickiej, bądź ku socjalizmowi katolickiemu spod znaku Tradinistów (Tradinista — to ugrupowanie katolickiej młodzieży socjalistycznej w USA — s.sz.). Obydwa te ugrupowania religijne potwierdzają „społeczny majestat (panowanie)” Jezusa Chrystusa, co jest twierdzeniem uderzającym do żywego w nowoczesny ład liberalny.
Obydwa te ugrupowania mają bardzo marginalne znaczenie. Jednak, podobnie jak radykałowie i neo-reakcjoniści, dysponują one energią, jakiej nie posiadają główne nurty ideologiczne. Ponadto, wszystkie trzy tendencje post-liberalne współgrają z różnymi aspektami populizmów grasujących w polityce zachodniej, tzn.: z radykałami Bernie Sanders’a i Jeremy Corbyn’a, z partiami Podemos i Syriza, z neo-reakcjonistami Trump’a, Brexit’u i Le Pen’a, z integrystami katolickimi i z promotorami zwrotu na prawo w Europie Wschodniej. Zapewne, ich ideologia jest rzeczywiście niebezpieczna w odniesieniu do ładu, który uważamy za dany na Zachodzie. Bądź też, w zależności od rozwoju sytuacji, mogą oni przynieść określony pożytek, bowiem rozkwit cywilizacji liberalnej był często uzależniony od sił, których nie mógł wyłonić zwykły tryb (ład) proceduralny oraz od radykalnych i religijnych poprawek w stosunku do spłaszczonego (wygładzonego) wizerunku życia człowieczego”. W swoim ciekawym opracowaniu red. Ross Douthat ukazał obiektywnie, acz beznamiętnie, współczesne przejawy oraz formy post-liberalizmu — z amerykańskiego punktu widzenia. To zrozumiałe i normalne. Ciekawsze byłoby, natomiast, zaprezentowanie tego zjawiska w szerszej skali – kontynentalnej, czy nawet globalnej. Co więcej, autor nie podaje przyczyn pojawienia się tej nowej koncepcji, zwłaszcza, tego, dlaczego ona powstała, skoro neoliberalizm był, rzekomo, tak „znakomity i niezastąpiony”, zdaniem jego autorów, promotorów i wykonawców?
Utopia post-liberalizmu:
I tak, dochodzimy do finalnej oceny post-liberalizmu (w ujęciu autora amerykańskiego), czy też do post-neoliberalizmu (w moim rozumieniu). Jak wiadomo, koncepcja ta pojawiła się w latach 90-tych XX wieku, a obecnie jest ona efektem dość nerwowej i gorączkowej reakcji pokrzywdzonych na kryzysy globalne oraz poszukiwania dróg wyjścia z sytuacji kryzysowych. Póki co, nie ma jeszcze zbyt wielu wybitnych myślicieli i teoretyków post-liberalizmu, choć uczeni tej miary, jak np. Thomas Piketty i Naomi Klein cieszą się niemałym uznaniem w świecie. Nie wiadomo, czy post-liberalizm wytrzyma próbę obecnych bardzo trudnych czasów? Wygląda bowiem na to, że jest to tylko marna namiastka – z braku poważniejszego lekarstwa systemowego i antykryzysowego (np. innowacyjna społeczna gospodarka rynkowa) wobec współczesnych bolączek naszej cywilizacji. W każdym razie, post-liberalizm w swym obecnym kształcie, nie jest jeszcze racjonalną, optymalną oraz perspektywiczną, choć jakościowo lepszą alternatywą wobec skrajnego neoliberalizmu, który ciągle wegetuje oraz szkodzi nadal tu i ówdzie na świecie.
W sumie, ww. główne założenia post-liberalizmu są następujące: zwiększenie roli państwa w życiu politycznym, społecznym, kulturalnym i gospodarczym, czyli interwencjonizmu państwowego, renacjonalizacja („sprywatyzowanych”) przedsiębiorstw oraz banków (nawet w naszej Polsce przebąkiwało się o ich „repolonizacji”), redystrybucja dochodów z myślą o poprawieniu bytu obywateli najgorzej sytuowanych oraz o likwidacji biedy (ubóstwa) i wykluczenia. Jednym z kluczowych postulatów post-liberałów jest uwolnienie się od jarzma tzw. „konsensusu waszyngtońskiego” [2], szczególnie tych państw, którym nałożono owe jarzmo. Jest już niemało zastosowań praktycznych tych koncepcji, szczególnie, w Ameryce Łacińskiej. Np. przemiany tego rodzaju zostały dokonane w Wenezueli (za czasów prezydentury Hugo Chavez’a), w Boliwii (Evo Morales) i w Ekwadorze (Rafael Correa). Nastąpiła renacjonalizacja całych kluczowych branż gospodarki, jak np., wydobycia ropy naftowej, kopalnictwa i in.
Jednak proces odchodzenia od szaleństwa neoliberalnego oraz likwidacji szkód i strat spowodowanych przez nie, będzie, zapewne, długotrwały i bolesny. Nawet w Polsce zauważalne są pewne przebłyski post-liberalne (repolonizacja, re-humanizacja? zwiększenie roli państwa, walka z korupcją, ze złodziejstwem i in.). Ale to nie wystarcza, bowiem niezbędne jest jak najszybsze i całkowite wyrwanie się RP z jarzma systemu neoliberalnego, wkroczenie na drogę autentycznej demokracji społecznej oraz innowacyjnej gospodarki rynkowej i realistycznej polityki zagranicznej. Dopiero po pewnym czasie możliwe będzie sporządzenie bilansu ogromu szkód i strat, jakie poniosła cała nasza cywilizacja w wyniku perfidnych manipulacji i bezprecedensowego oszustwa historycznego neoliberałów oraz USA i całego Zachodu, którego kolejna koncepcja systemowa okazała się groźnym i bardzo kosztownym niewypałem. W konkluzji: odpowiedź na pytanie zawarte w tytule opracowania brzmi następująco: neoliberalizm — na śmietnik historii, a post-liberalizm, jeśli musi, to niech pozostanie, ale po niezbędnych uzupełnieniach i poprawkach.
Przypisy:
[1]. Autor opracowania urodził się 28 listopada 1979 r., w San Francisco. Obecnie mieszka w Waszyngtonie. Jest absolwentem Uniwersytetu Harvard. Przeszedł na katolicyzm; szanowany bloger i publicysta „The New York Times”;
[2]. konsensus waszyngtoński — to pomysł zaprezentowany najpierw przez brytyjskiego ekonomistę John’a Williamson’a, w pamiętnym roku 1989, a następnie zatwierdzony i realizowany przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy i Ministerstwo Skarbu USA. Konsensus zawiera 10 zasad neoliberalnych (prywatyzacja, deregulacja, wolny rynek itp. itd.), których realizacja była wymagana, szczególnie, od krajów rozwijających się dotkniętych kryzysem, jako główny warunek uzyskania paskarskich kredytów od ww. międzynarodowych instytucji finansowych. Wymagania takie postawiono również Polsce, przy jej przechodzeniu „ze Wschodu na Zachód” i dziesiątkom innych krajów. Np., w Boliwii realizacja norm konsensusu waszyngtońskiego doprowadziła do katastrofy gospodarczej. Inflacja przekroczyła 2.500%! Za 1 kg chleba płaciło się walizkę pieniędzy. Nawet ich druk był tak nieopłacalny, że — chwilę po wydrukowaniu — waluta krajowa (boliviano) traciła natychmiast na wartości.
* * * *









