⛅ Ładowanie pogody...

Jacek przykładny

W wielu krajach, jak choćby w znanych mi Bułgarii i Wietnamie, prawdziwy mężczyzna powinien regularnie pisać wiersze. Podobnie jak japoński samuraj. Tradycyjni polscy męscy twardziele zwykle wstydzą się przyznać, że wiersze piszą. Bo poezja niepoważną sferą jest.

Wybitny polski historyk Jan Baszkiewicz, wielce ceniony też przez Krzysztofa Lubczyńskiego za monografie francuskiej rewolucji, wielokrotnie opowiadał nam podczas seminariów magisterskich o bogactwie domowych archiwów we Francji. W wielu francuskich mieszczańskich domach pieczołowicie przechowywane są pamiątkowe zdjęcia, zaproszenia na śluby i menu uczt weselnych, bilety do teatrów, opery, do kolei żelaznych, górskich, na statki. Pisane kiedyś listy i często spisywane przez przodków wspomnienia. Raje dla historyków pragnących odtworzyć minione myślenie i style życia.

W Polsce takie domowe skarbczyki są rzadkie. Nie było u nas tak licznego i zamożnego mieszczaństwa jak w zachodniej Europie. Wiele z istniejących kiedyś archiwów nie przeżyło grabieży i pożogi w czasie dwóch wojen światowych. Nie było u nas zwyczaju pisania wspomnień, przechowywania diariuszy domowych wydatków i rachunków.

Dodatkowo czasy wojennych okupacji i stalinowskich represji sprawiły, że pokolenie naszych dziadków i rodziców szeptem przestrzegało, że „o tym się nie mówi”.

Dlatego mamy luki w pamięci, tradycji, historycznych monografiach. Mamy syntezy dziejów pisane z pozycji elit politycznych i niedobór historii opisujących życie codzienne klas ludowych, grup zawodowych, polskiej prowincji.

Pewnie to jest jednym z powodów wielkiego czytelniczego sukcesu książki „Chłopki” Joanny Kuciel-Frydryszak.

Jacka Gallanta, lublinianina, prawnika, samorządowca i dziennikarza znaliśmy z reporterskiej książki „Pisane w kotle 2013–2018”, przybliżającej nam gorące, polityczne życie na Bałkanach.

Teraz prezentuje się jako prozaik i poeta, zapisujący swą prozą luki domowych archiwów — swoich, sąsiednich, pokoleniowych. Jego opowiadania, jak „Matka”, „Wigilijna opowieść”, „Gdy moja gitara zapłacze”, to perełki literackie. I „PeeReLki” — ocalające obrazy życia w PRL-u.

Jego fraszki i limeryki to znowu lekcje pogodnego życia. Na luzie, ale nie bezmyślnie.

Zaś opowiadanie „Lili Marlene” może być inspiracją do scenariusza filmu o Niemcu ratującym polską Żydówkę. Filmu europejskiego o polskiej historii uciekającej od nacjonalistycznych stereotypów i głupiej poprawności politycznej.

Tak to Jacek Gallant podąża ścieżką japońskiego samuraja i zapełnia wskazywane przez profesora Baszkiewicza luki.

Bierzcie wszyscy przykład z Jacka.
Nie wstydźcie się pisać.

Jacek Gallant, „Gal/l/anteria”. Lublin 2023. Wydawnictwo GALLANT

Piotr Gadzinowski

Poprzedni

Debata w TV Republika. Mentzen zaorany własnymi słowami

Następny

Zawieszenie broni w Kaszmirze po czterech dniach eskalacji. Czy napięcie między Indiami a Pakistanem opadnie na dobre?