19 kwietnia 2024

loader

Ból fantomowy

fot. unsplash

Z euforią jest jak z erekcją- kiedyś musi opaść. Ze strachem, jak z kacem po trzydniowym przepiciu- trzyma dłużej. Obejrzałam propagandowy film Federacji Rosyjskiej nawołujący do zgłaszania się do wojska. Woreczek żółciowy mnie rozbolał. Źle, kiedyś tak miałam tylko po koniaku…

Stary Bukowski opowiadał o tym jak wylądował w komisji wojskowej po przystąpieniu USA do II Wojny Światowej. „Bukowski, czy jest Pan za wojną?” „Nie”. „Czy pójdzie Pan na wojnę?” „Tak”. Dowiedział się, co powtarzał z dumą-, że jest świrem i puszczono go wolno. My pisarze, lubimy uchodzić za świry, przynajmniej dopóki negatywnie nie wpływa to na sprzedaż naszych książek. Osobiście uważam, że dwudziestoletni Bukowski powiedział to samo, co powiedziałby nieomal każdy biedny dwudziestolatek, gdyby w porę nie ugryzł się w język. „Czy jest Pan za wojną?” „Nie, ale jakie ma to znaczenie?” „Czy pójdzie Pan na wojnę?” „Tak, bo co mógłbym zrobić innego?” 

Mam świadomość, że pacyfizm w czasach pokoju może wydawać się niegroźną fiksacją. W czasach wojny, sprawy mają się zupełnie inaczej. Staje się niebezpieczny i dla państwa i dla pacyfisty. I pozwolę sobie powtórzyć, że dla mnie wojna to śmiercionośny bezsens. Co już samo w sobie jest oksymoronem. Usłyszałam ostatnio, że pacyfiści to hipisi. „Każda sztuka wyprodukowanej broni palnej, każdy zwodowany okręt, każda wystrzelona rakieta to w ostatecznym rozrachunku okradanie tych, którzy są głodni i nikt ich nie karmi, którym jest zimno i nikt ich nie ubiera.”- Powiedział Dwight Eisenhower. Nie miałam pojęcia, że Naczelny Dowódca Alianckich Ekspedycyjnych Sił Zbrojnych był hipisem.

Mój pacyfizm to ból fantomowy. Amputowaliśmy rozsądek, stoicyzm, doświadczenie, etykę miłosierdzia a nawet umiejętność czytania politycznej mapy świata. 

W niewybaczalny sposób ignorujemy dzieci. Zostawimy im w spadku- o ile cokolwiek zostawimy- świat pełen traum, biedy i strachu. Urodziłam się 33 lata po zakończeniu wojny. A jednak szybko zorientowałam się, że dla mojej rodziny ona nigdy się nie skończyła. Z dzieciństwa pamiętam szeregi mężczyzn w późnym wieku dojrzałym z protezami nóg, rąk i czarnymi okrągłymi klapkami na oczach. Także mężczyzn, którzy kompulsywnie rżnęli w karty, bo skoro jesteś żydowskim „U-Bootem” i jako nastolatek przez półtora roku, z innym nastolatkiem siedzisz w skrytce pod podłogą, to twoją matką i ojcem staje się talia kart. Pamiętam swoje zwierzęce przerażenie, to jak skóra w upale przylepiała mi się do  tapicerki taksówki, kiedy taksiarz tłumaczył mojej babce, że Hitler, to był zły człowiek, ale jedno mu wyszło: zrobił porządek z Żydami. Miałam z 5 lat wtedy.

Mój ojciec umknął Kostusze, ale nie umknął konieczności regularnego noszenia broni. Przeżył „drezdeńskie walentynki” w 1945 roku, ale, kiedy pruł do domu, nadział się na wojska sowieckie; odpierdolił, co było do odpierdolenia i wylądował w kompanii karnej. I znowu nie dał się zabić. Jestem mu za to wdzięczna, bo dzięki temu, co musiał zrobić- po prostu jestem ja. Kiedy umierał, był szczęśliwy, że umiera przy mnie, a pod jego łóżkiem stoją ciepłe papucie. Jego kumple skończyli w rowach, w błocie. Bosi, bo pochowanie kogoś w całych butach, byłoby jeszcze większym bezsensem niż pochowanie Elżbiety II w brytyjskich klejnotach koronnych. Ojciec całe życie czytał każdą książkę, która mówiła o II wojnie światowej. Całe życie oglądał filmy wojenne. Cały życie próbował dojść do tego:, co w zasadzie mi się przytrafiło? I całe życie był przeciwko wojnie.

Hipis? Pierdolcie się!

Zapytałam go- nastoletnia idiotka- przy okazji jakiegoś wspólnego oglądania filmu video, czy kogoś zabił na wojnie? Popatrzył na mnie i długo milczał. W tym milczeniu było wszystko. A później obejrzeliśmy do końca wojenny film. A dalej: każde poszło do swojego pokoju, swoich spraw, a jednak spraw wspólnych.

Matka twierdzi, że jestem trudna, nieomal jak ojciec. A jeden z moich wydawców, że gdyby jego wszyscy autorzy byli tacy jak ja, to wylądowałby w psychuszce. Jestem nieufna, gniewna i wiem, że trupa chowa się na boso. A od szlachectwa ważniejsza jest skuteczność. Wiem też, że ręce, nogi, oczy i sumienia- nie odrastają. W złych czasach traci się je raz na zawsze. Chcecie więcej takich dzieci? Takich dorosłych? Nie chcecie.

Izabela Szolc

Poprzedni

Obłoczki wyobraźni

Następny

Godard est mort