26 kwietnia 2024

loader

Bezosmeni i deliberaci

Lewica popełniła historyczny błąd, trudny teraz do naprawienia.

Kapitalizm miał nawet ludzką twarz. Uśmiechała się ona do pracownika bezpieczeństwem socjalnym, stabilną pracą, wysokim poziomem ochrony zdrowia, a nawet współudziałem w zarządzaniu wielką firmą. Obecnie ma twarz Jeffa Bezosa.
Ideologiczny i polityczny uwiąd europejskiej lewicy

Kto kapitalizmowi odmienił oblicze?

Kapitalizm złotej ery po drugiej wojnie światowej organizowało państwo, a konkretnie rządząca elita wystraszona rozległością wielkiej depresji l. 30. i traumą drugiej wojny światowej. Kasa była pełna dzięki wysokim podatkom dochodowym, majątkowym, a także spadkowym, zwłaszcza progresywnemu opodatkowaniu własności. Przykładowo w Stanach Zjednoczonych do lat 60. podatki ogółem płacone przez 0,1 proc. i 0,01 proc. najzamożniejszych podatników oscylowały wokół 50-80 proc. ich dochodów. Z kolei połowa ludności o najmniejszych dochodach płaciła 10-20 proc. stawki. Średnia dla całej populacji wynosiła wówczas 15-30 proc. (za Thomasem Piketty, Kapitał i ideologia, 2022, s.522). To jednak ograniczało wolność kapitału, wolność przechwytywania nadwyżki z ludzkiej pracy, darów przyrody, wiedzy. Nie dało się wtedy łatwo eksploatować miejscowej pracy, niedostępna byli tania siła robocza peryferii. Ekspansję zewnętrzną utrudniały nie tylko ograniczenia, które na swobodę przemieszczania się kapitału nakładał system Bretton Woods. Także byłe kolonialne państwa miały jeszcze ambicje nadrobienia rozwojowego dystansu. Kapitalizm bez granic państwowych, społecznych i ekologicznych, zwany neoliberalną globalizacją, lepiej turbokapitalizmem, firmują pomnikowe nazwiska Margaret Thatcher i Ronalda Reagana. Padają też nazwiska ich ideologicznych, bo przecież nie naukowych, inspiratorów: Miltona Friedmana i Friedricha von Hayeka.
Ale to tylko część prawdy. Wolność dla kapitału wywalczyli też prominenci ówczesnej lewicy. Wśród najważniejszych osiągnięć lewicy na tym polu znajdujemy kilka przełomowych reform dla likwidacji państwa dobrobytu. I tak Bill Clinton uchylił ustawę Glassa-Steagalla z 1933 o rozdzieleniu bankowości detalicznej i spekulacyjnej. Tony Blair zastąpił welfare reżimem workfare, czyli zmniejszył bezpieczeństwo zatrudnienia i ograniczył gwarancje dochodowe w okresie poszukiwania nowej pracy lub podwyższania kwalifikacji. Tego samego dokonały reformy rynku pracy kanclerza Gerhardta Schroedera, znane jako Hartz IV. Z kolei Francois Mitterand do spółki ze swoim ówczesnym ministrem finansów J. Delorsem (późniejszym szefem KE) przenieśli krajową politykę gospodarczą na poziom UE. Nie byłoby nic w tym złego, gdyby nie reforma unijnych instytucji w duchu neoliberalnego Traktatu z Maastricht. Skromny 1 proc. podatek, w efekcie skromny budżet; brak wspólnej polityki fiskalnej, niezależny bank centralny – wszystko to sprawia, że unia odtąd jest tylko rajem dla przedsiębiorców: strefą swobody przemieszczania się kapitału finansowego, towarów, usług i do pewnego stopnia pracowników. Do tego trzeba dodać kryzysy bilansów handlowych gospodarek południa Europy wskutek stałego kursu euro, a także przewagę konkurencyjną gospodarki niemieckiej. Dzięki uzyskanym nadwyżkom handlowym (możliwym przy jednym kursie waluty w całej strefie), Niemcy stały się wierzycielem całej Europy. Gdzie wspólna polityka inwestycyjna, którą postuluje Janis Varoufakis, gdzie Unia Pracy z kartą praw socjalnych? Dorobek Leszka Millera jest skromniejszy: to tylko 19 proc. liniowy podatek dla „samozatrudnionych”, głównie menedżerów i kolejne zwolnienia podatkowe dla zagranicznych „inwestorów”. Inny socjalista P. Lamy reformował WTO, by globalne Południe otworzyło na oścież wrota dla wielkich korporacji, wrota do swoich surowców mineralnych, ziemi, łowisk, lasów tropikalnych, sektora usług. WTO stała się odźwiernym ponadnarodowych korporacji.
Wszyscy honorowi członkowie lewicy zapisali się do drużyny pionierów widzialnej ręki rynku. Wespół w zespół z liberałami zderegulowali przepływy kapitału, dokonali „depolityzacji” kwestii fiskalnych i monetarnych, wprowadzili ochoczo niezależność banków centralnych, obowiązek zadłużania się państwa u rentierów. Przede wszystkim przyzwolili na wysuszenie finansowe państwa za sprawą dumpingu podatkowego. W deregulacyjnym szale pominięto sprawę przejrzystości informacji o zyskach i dochodach, ochronę środowiska, nakłady na edukację czy służbę zdrowia. W rezultacie udział w l.1980-2018 we światowym wzroście dochodów 1 proc. najbogatszych wyniósł 27 proc. , tymczasem połowie najuboższym przypadło 12 proc. światowego wzrostu dochodu. Ogółem, 50 proc. najuboższych posiada obecnie tylko 5 proc. majątków, natomiast 50-60 proc. pozostaje w rękach najbogatszych (Piketty, s.41).
Lewicowi sekundanci turbokapitalizmu nie tylko nie zgłaszali sprzeciwu. Czy była to tylko niefrasobliwość, czy dołączenie do klas uprzywilejowanych dzięki coraz większemu wykształceniu i coraz większym majątkom (nieruchomości, akcje, doświadczenie pracy w sektorze prywatnym). Stawali się stopniowo coraz większymi marionetkami biznesu. Dlatego w Polsce nie musieli stać długo na wycieraczce salonu III RP. Faktem pozostaje, że wsparli wysiłki państwa amerykańskiego i kierowanych przezeń z tylnego siedzenia organizacji międzynarodowych, zwłaszcza Banku Światowego i WTO. Wszyscy wówczas lewitowali. Do raju dostatku dla wszystkich unosił ich dolar uwolniony od rezerw złota, kontenerowy morski transport, tania komunikacja lotnicza, cyfrowa rewolucja, która połączyła filie korporacji i rynki finansowe. Na dodatek upadły gospodarki centralnie planowane. Kolejny raz państwo wyciągnęło pomocną dłoń do kapitalisty pieniężnego. Szukał on nowych szans akumulacji kapitału. Do zagospodarowania były bowiem eurodolary z handlu ropą naftową. A tło gospodarcze stanowił przedłużający się kryzys stagflacji, który rzekomo odesłał do lamusa kompromis keynesowski. Utrzymywał on w ryzach płace menedżmentu korporacyjnego (skoro były wysokie podatki). Zniszczenie państwa dobrobytu ostatecznie przyczyniło się do upadku partii socjalistycznych we Francji i we Włoszech.
Wydawało się, że wieki kryzys wolnorynkowego kapitalizmu lat 30 XX w. doprowadzi ostatecznie do jego przepoczwarzenia. Nic z tego. Powróciła rzeczywistość przedkryzysowych dekad: niepewność zatrudnienia, powstanie pracującej biedoty i nowych podklas, rezerwowa armia bezrobotnych i ludzi zbędnych. W reakcji odepchnięci od coraz mniejszego „szwedzkiego” stołu wybrali kult narodu według prawicowego modelu, w Polsce modelu endeckiego. Oferta prawicowa ma też socjalną pigułkę znieczulającą – owe 13, 14 emerytury, 500+. Droga do podmiotowości tych nowych sił społecznych wiedzie przez prawicowy nacjonalizm, walkę z uchodźcami i LGBT. Zabieg ten polega na zastępowaniu tożsamości klasowej tożsamością narodową. Liberałowie natomiast oferują tożsamość kulturową – walkę o pozostałe prawa jednostki, walkę z dyskryminacją rasową, płciową, etniczną. Są to jednak uniwersalne prawa jednostki bez społecznego adresu. Dla klas pracowniczych ważne są sprawy socjalne: brak biletów wstępu do raju konsumpcji wskutek spadającego udziału płac w PKB, narastające nierówności społeczne. Rozczarowanie na tym polu doprowadziło do zmian postaw wobec dotychczas rządzących elit i integracji europejskiej, a także do poszukiwania zastępczych wspólnych wartości w emocjach narodowych i ksenofobicznych.

To ekonomiści bankowi, zwłaszcza balcerowiczowskiego FOR, oraz ich katedralni przewodnicy, nagradzani tzw. ekonomicznym noblem – inspirują obecne kierownictwo lewicy. Jednak zakłamują oni faktyczne dzieje kapitalizmu. Np. zgodnie z koncepcją Adama Smitha rozwijały się Chiny, natomiast kolonialna Anglia stosowała w miarę potrzeby protekcjonizm (zakaz importu indyjskich tkanin drukowanych i farbowanych), narzuciła monopol angielskiej floty na transport towarów, stosowała przemoc w budowie kolonii, przykładem wojny opiumowe w Chinach. Według ekonomistów głównego nurtu państwo powinno przypominać „konserwatora” w fabryce. Ma być co najwyżej sędzią na boisku, nie zaś graczem (Ludwig Erhard). Co zatem z azjatyckimi tygrysami, teraz z państwem chińskim? Co z państwem przedsiębiorczym Mariany Mazzucato? Błąd liberałów gospodarczych tkwi w łączeniu przedsiębiorczości z prywatną własnością. Arbitralne jest też ich przekonanie, że własność publiczna obniża zdolność adaptacji, możliwości uczenia się, a także możliwości dostosowania produkcyjnej oferty do zmieniającego się popytu, zmian preferencji konsumentów, postępu technicznego. Tak bywa, ale nie musi być , np. w Skandynawii. Może też istnieć ścisła asekuracja biznesu jak w Japonii, sterowanie aktywnością gospodarczą społeczeństwa jak w Chinach. W neoklasycznych modelach gospodarki nie mieściły się jej efekty ekologiczne i społeczne: efekt cieplarniany, luka rozwojowa między centrum a peryferiami, strukturalne bezrobocie. Neoklasycznym ekonomistom nie przeszkadzają tylko góry bogactwa i władza udzielnych książąt. Oni sami, jak Musk, Zuckerberg czy Bezos, chcą decydować o przyszłości cywilizacji: przemysłu, pracy, rozrywki. Za nic mają debatę nad preferencjami ogólnospołecznymi, nie przeszkadzają im miliony uciekinierów przed biedą globalnego Południa. Tym bardziej groteskowo brzmią bajdurzenia prawicy o suwerenności państwa (przecież uzależnionego poprzez zadłużenie od tzw. „rynków”), a także o „depozycie” chrześcijaństwa i jego rodzimych egzekutorach.
Lepsze podstawy do diagnozy obecnej postaci kapitalistycznej gospodarki tworzy inne zaplecze niż gawędy liberałów o przedsiębiorczości czy wolności jednostki bez przymiotników. Klasycznego kapitalizmu rodzinnych firm i indywidualnej przedsiębiorczości już nie ma. Zmiana główna polega na powstaniu rynku długoterminowych długów, wielkich korporacji, oligopoli w najbardziej rentownych gałęziach gospodarki. System cen wówczas tylko rozprowadza zyski między korporacjami. Czy można sensownie badać global governance, unijne „kryteria konwergencji”, „pakt stabilizacji” z pominięciem władzy korporacji? Czy można pomiąć rolę banków, towarzystw ubezpieczeniowych, funduszy emerytalnych, funduszy inwestycyjnych? Czy one współcześnie bankrutują? Rynek też, jak wiadomo, nie wycenia wszystkich efektów zewnętrznych. Na dodatek inną pozycję na rynku ma właściciel kapitału pieniężnego, handlowego czy przemysłowego, a inną właściciel swojej siły roboczej. Nie można aktywności gospodarczej sprowadzić do przedsiębiorczych inaczej i pożądliwych konsumentów.

Nie masz znikąd nadziei?

Obecna lewica obsługuje politycznie tzw. klasę średnią, wysoko kwalifikowanych pracowników. Zatrudniają ich urzędy, filie zagranicznych korporacji. Jako klasa kompradorska zrasta się ona z panującym systemem. Oferuje on nie tylko wiele darów Rynkowego Pana, ale także możliwości lokowania uzyskanych dochodów w nieruchomościach, obligacjach, akcjach. Wielu może rzec: chwilo trwaj.
Kiedy klasy pracownicze uwięzione są w opresyjnym turbokapitalizmie, niektórzy jej suflerzy prawią o społeczeństwie 5.0 (T. Otulak, Z. Olesiński, Trybuna 95/2022). To nowomowa w stylu Klausa Schwaba, współtwórcy Międzynarodówki Davos. Trzeba otwartym tekstem mówić o postkapitalizmie albo wręcz, jak Piketty, o partycypacyjnym socjalizmie. I jako pokutę dla parlamentarnej lewicy polecać jego tysiąc dwustu stronicowe dzieło „Kapitał i ideologia”. To w nim czytelnik znajdzie „baczną analizę” obecnej postaci kapitalizmu w jednym: socjologiczną, psychologiczną, antropologiczną, politologiczną, a nawet… ekonomiczną. Dodatkowo opartą na danych z rejestrów podatkowych i katastrów. Analiza ta obejmuje rozkład bogactwa społecznego od w. XVIII do ostatniej dekady. To dane z jednej strony o rosnących dochodach i majątkach 1 proc. i 10 proc. najbogatszych, a z drugiej o względnym ubożeniu pozostałej połowy żyjących z pracy To te dane powinny stać się punktem wyjścia nowego programu lewicy – regulacji neoliberalnej deregulacji. To bolesne realia turbokapitalizmu, a nie gospodarki 4.0. Numerologię pozostawmy wróżbitom.
Ale dostępne są i inne inspiracje do politycznego działania. I intelektualne (M. Kalecki, P. Sweezy, J. B. Foster, J. Toporowski, K. Łaski, L. Podkaminer, Th. Piketty, J. Varoufakis), i polityczne: B. Sanders, A. Ocasio-Cortez, hiszpańskie Podemos, indyjska lewica w stanach Uttar Pradesh i Kerali. Są też ożywcze lewicowe reformy dotychczasowego neoliberalnego kanonu w Boliwii czy w Chile. Największy odsetek młodego francuskiego pokolenia zagłosował w pierwszej turze wyborów prezydenckich na Jean-Luc Melenchon`a. W Polsce uchodzi on za radykała. Idźcie tę drogą. Prowadzi ona do ograniczenia wszechwładzy korporacji i ich akcjonariuszy. W tym celu konieczne są sprawiedliwe podatki: progresywne podatki dochodowe i spadkowe, a także roczne progresywne podatki od własności. To podpowiedz Pikettego. Taką głęboką reformę globalnego systemu podatkowego umożliwia technologia cyfrowa (gospodarka 4.0?). To przecież tak chwalona big data. Możliwa jest obecnie i przejrzystość informacji o dochodach akcjonariuszy, i o zyskach korporacji uzyskanych w poszczególnych państwach. Dostępne są także procedury koordynacji tych danych. By skutecznie opodatkować wielkie korporacje konieczne stanie się ograniczenie optymalizacji podatkowej, likwidacja rajów podatkowych, a także kontrola platform cyfrowych. Głębokich reform wymaga też UE, zniewolona ideologią konkurencyjności i sakralizacją swobodnego przepływu kapitału. Dalsze kroki w stronę federalizacji będą wymagały poświęcenia reguły jednomyślności w sprawach fiskalnych.
Lewica zrobiła dwa kroki w tył. Teraz musi zrobić ogromny krok naprzód, by uprzedzić kryzys planetarny – produkt dodatkowy kapitalizmu, coraz bardziej wrogiego pracownikom i przyrodzie.

 

Tadeusz Klementewicz

Poprzedni

Z igłą w oku

Następny

Przeżyć, napisać i tyle