28 marca 2024

loader

Byłam, jestem, będę!

fot. Archiwum

15 stycznia 1919 została zabita Róża Luksemburg.

Wiesława Toporowicz – zapomniana obecnie badaczka burzliwych i nader skomplikowanych dziejów polskiego, europejskiego i międzynarodowego ruchu robotniczego odnosząc się w jednym ze swoich tekstów do bezpośredniej przyczyny i następnie przebiegu brutalnie i krwawo stłumionego przez miłującą „spokój” i „porządek” reakcyjną i przeżartą nacjonalizmem burżuazję robotniczego powstania zbrojnego, które miało miejsce w pierwszej połowie stycznia 1919 roku w ogarniętej wrzeniem rewolucyjnym stolicy Niemiec – Berlinie stwierdzała w tej kwestii: „Zdymisjonowanie przez Radę Pełnomocników Ludowych (Rada Pełnomocników Ludowych jako prowizoryczny rząd została utworzona w dniu 10 listopada 1918 r. Jej przewodniczącym został szczerze nienawidzący rewolucyjnej niemieckiej lewicy spod znaku Grupy (Związku) Spartakusa działacz SPD – Friedrich Ebert. Jego prawą ręką został natomiast inny „socjaldemokrata” mianowicie Philipp Scheidemann, który szczerze nienawidził ówczesnej rewolucyjnej niemieckiej lewicy z Różą Luksemburg i Karolem Liebknechtem na czele – przyp. R. R.) w dniu 4 stycznia 1919 roku prezydenta policji berlińskiej Emila Eichhorna (przedstawiciela lewicowego skrzydła USPD), który został mianowany na to stanowisko przez Berlińska Radę Delegatów Robotniczych , i desygnowanie na jego miejsce członka SPD Eugena Erbsta doprowadziło do (…) zaostrzenia sytuacji i kilkudniowych walk zbrojnych w Berlinie. KPD i lewica USPD oceniły ten akt jako próbę prowokacji ze strony Eberta, zmierzającą do umocnienia jego pozycji w stolicy i nasilenia walki z ruchem rewolucyjnym. Lewica wezwała więc robotników do akcji protestacyjnej.

Klęska 

W dniu 5 stycznia 1919 roku rozpoczął się strajk powszechny w Berlinie. Robotnicy nie ograniczyli się jednak do „pokojowego” protestu, lecz opanowali wiele gmachów publicznych, redakcje gazet SPD i główny urząd telegraficzny. Nie udało im się jednak zająć Komendantury Miasta i Ministerstwa Wojny. Wieczorem powołano Tymczasowy Komitet Rewolucyjny z udziałem komunistów i lewicy USPD. Jego przewodniczącymi zostali: Georg Ledebour, Karol Liebknecht i Paul Scholze. W łonie Komitetu nie było jednolitego stanowiska, część członków opowiadała się bowiem za natychmiastowym obaleniem rządu Eberta, część zaś za podjęciem z nim rokowań. Rząd zyskiwał więc na czasie i przygotowywał się do kontruderzenia. W istocie rządzącej prawicy socjaldemokratycznej chodziło o sprowokowanie awangardy klasy robotniczej do przedwczesnego wystąpienia.

Siły lewicy, które wezwały robotników do akcji protestacyjnej, nie miały pełnego rozeznania stopnia gotowości berlińskich mas robotniczych do walki, stąd wahania i niezdecydowanie nie tylko części działaczy lewicowego skrzydła USPD, ale i kierownictwa KPD. Większość członków kierownictwa KPD z Różą Luksemburg na czele, nie nastawiała się w pierwszych dniach wydarzeń styczniowych na zbrojne obalenie rządu Eberta, słusznie oceniając, że takie hasło byłoby przedwczesne, gdyż nie wciągnęłoby do walki większości klasy robotniczej w innych ośrodkach robotniczych Niemiec. Ponadto lewicy nie udało się pozyskać poparcia większości mas ludowych, zwłaszcza chłopstwa i żołnierzy. Bieg wydarzeń wciągnął jednak KPD do bezpośredniej akcji, ale KPD nie przypuszczała, że socjaldemokratyczny rząd zdecyduje się na krwawą rozprawę z robotnikami Berlina i siłami rewolucyjnej lewicy.

W dniu 6 stycznia 1919 roku socjaldemokrata Gustav Noske uzyskał pełnomocnictwo rządu do zorganizowania sił do walki z rewolucją i 10 stycznia oddziały wojskowe i korpusy ochotnicze, w znacznym stopniu złożone z zawodowych oficerów i podoficerów, ruszyły na Berlin. Przez trzy dni toczyły się walki uliczne; 14 stycznia opór robotników został złamany” – stwierdzała w swoim kompletnie dziś zapomnianym tekście Wiesława Toporowicz.

Czternastego stycznia 1919 roku, w dniu, w którym opór robotników berlińskich – spartakusowców został złamany z błogosławieństwem prawicy socjaldemokratycznej przez będące z nią w sojuszu skrajnie nacjonalistyczne Freikorpsy. Na łamach naczelnego organu prasowego Komunistycznej Partii Niemiec (KPD) – „Die Rote Fahne” („Czerwony Sztandar”) ukazał się artykuł: Porządek panuje w Berlinie (Die Ordnung herrscht in Berlin). Jego autorką była współzałożycielka KPD – Róża Luksemburg.

Analiza przegranej

W artykule Porządek panuje w Berlinie, który jak się miało nazajutrz okazać stał się jej ostatnim tekstem napisanym za życia, Róża Luksemburg „podsumowuje gorzkie nauki rewolucji niemieckiej, szuka źródeł jej klęski i źródeł jej przyszłych nowych sił żywotnych”.

We wstępie ostatniej publikacji Róży Luksemburg znalazły się takie oto przepełnione nad wyraz gorzką, zgryźliwą i w pełni uzasadnioną pogardliwą ironią uwagi. Brzmiały one następująco: „Porządek panuje w Berlinie! – oznajmia z triumfem burżuazyjna prasa, oznajmiają Ebert i Noske, oznajmiają oficerowie „zwycięskich oddziałów”, które drobnomieszczańska gawiedź Berlina pozdrawia powiewając chusteczkami i wiwatując na ich cześć. Sława i honor oręża niemieckiego zostały uratowane przed historią świata. Sromotnie pobici we Flandrii i w Argonach, zrehabilitowali się wspaniałym zwycięstwem nad (…) spartakusowcami (…) kto będzie pamiętał w obliczu tak wspaniałych czynów haniebne klęski poniesione w walkach z Francuzami, Anglikami i Amerykanami? Wróg nazywa się „Spartakus”, a miejscem, gdzie nasi oficerowie umieją zwyciężać, jest Berlin” – stwierdzała bez ogródek Róża Luksemburg po czym dodawała, że: „triumfujący „zwycięzcy” nie dostrzegają, że „porządek”, który trzeba (…) utrzymywać za pomocą krwawych rzezi, niepowstrzymanie zbliża się ku swemu historycznemu losowi, ku swojej zagładzie”.

Słowo – zwycięzcy – wzięte tu przez Różę Luksemburg celowo w cudzysłów oznaczało ni mniej, ni więcej, iż kontrrewolucyjna reakcja odniosła – jej zdaniem tylko i wyłącznie iluzoryczny i tym samym kompletnie nietrwały sukces. Luksemburg jako marksistka, która kierowała się w swoich analizach społeczno – politycznych wyłącznie zasadami naukowego socjalizmu, a nie emocjami doskonale o tym wiedziała.

Ostatnia publikacja Róży Luksemburg skierowana była przede wszystkim i to warto podkreślić do rewolucyjnych niemieckich proletariuszy – bohaterów styczniowego powstańczego zrywu. Pobitych – zdaniem Róży Luksemburg militarnie, ale nie politycznie. „Czym był ten ostatni, „spartakusowski tydzień” w Berlinie, co przyniósł nam, czego nas uczy?” – zapytywała ich współzałożycielka KPD i od razu zwracała im przy tej okazji wymowną w swojej treści uwagę, że: „Jeszcze w toku walk, wśród zwycięskiego wycia wrogów rewolucji muszą rewolucyjni proletariusze zdać sobie sprawę z tego, co się stało, zmierzyć wielką historyczną miarą wydarzenia i ich rezultaty”.

Zdaniem Róży Luksemburg na krwawo stłumione berlińskie powstanie robotnicze należało spojrzeć samokrytycznym okiem. Jakiekolwiek zdominowane przez niezdrowe emocje podejście do tej ważnej kwestii było w jej przekonaniu niewskazane i po prostu szkodliwe.

Róża Luksemburg przypominała, że: „Rewolucja nie ma ani chwili do stracenia, prze dalej – poprzez otwarte jeszcze groby (…) ku swoim wielkim celom. Pierwszym zadaniem bojowników o międzynarodowy socjalizm jest uświadomienie sobie jej kierunków, jej dróg”.

W dalszej części swojego artykułu nawiązując do rezultatów styczniowego powstania w Berlinie, Róża Luksemburg zapytywała: „Czy możliwe było ostateczne zwycięstwo rewolucyjnych proletariuszy w tym starciu, czy można było spodziewać się obalenia rządu Eberta – Scheidemanna i ustanowienia dyktatury socjalistycznej?”. Jej odpowiedź na tak postawione pytanie brzmiała następująco: „Na pewno nie, jeżeli się weźmie pod uwagę wszystkie decydujące momenty. Już taka sama przez się bolesna sprawa rewolucji w danej chwili, jak niedojrzałość polityczna mas żołnierskich, które wciąż jeszcze dają się wykorzystywać oficerom do wrogich ludowi, antyrewolucyjnych celów, dowodzi, że trwałe zwycięstwo rewolucji w tym starciu nie było możliwe. Ale z drugiej strony ta niedojrzałość wojska jest jedynie wyrazem ogólnej niedojrzałości rewolucji niemieckiej” – otwarcie przyznawała z dużą dozą krytycyzmu a przy tym realistycznie i trzeźwo rzecz ujmując i oceniając autorka publikacji. Nie omieszkała zwrócić w tym kontekście także uwagę na oczywisty dla niej fakt, że: „walki ekonomiczne, właściwe wulkaniczne źródło rewolucji, zasilające bezustannie rewolucyjną walkę klasową, znajdują się dopiero w początkowym stadium rozwoju. Wszystko to dowodzi, że w chwili obecnej nie można było jeszcze liczyć na ostateczne, trwałe zwycięstwo”.

Czy było warto?

W związku z powyższym publicystka „Die Rote Fahne” zapytywała: „Czy stąd wynika, że walka w ciągu ostatniego tygodnia była „błędem”? Jeśliby tu chodziło o zamierzone „uderzenie”, o tzw. „pucz” – to tak. Ale co było punktem wyjścia walk ostatniego tygodnia? Tak jak we wszystkich dotychczasowych wypadkach (…) brutalna prowokacja ze strony rządu! (…) atak na berlińskie prezydium policji stał się przyczyną wszystkich dalszych wydarzeń”. Po czym wyjaśniała, że : „Postawieni przed faktem bezczelnej prowokacji Ebertów i Scheidemannów rewolucyjni robotnicy byli zmuszeni chwycić za broń. Co więcej, natychmiastowe odparcie napaści z całą energią było sprawą honoru rewolucji; w przeciwnym wypadku kontrrewolucja zostałaby zachęcona do dalszych ataków, a rewolucyjne szeregi proletariatu i moralny kredyt rewolucji niemieckiej w Międzynarodówce zostałyby zachwiane. Natychmiastowy odpór mas berlińskich był tak spontaniczny i zdecydowany, że moralne zwycięstwo od pierwszej chwili było po stronie „ulicy”.

O instynkcie i sile proletariatu berlińskiego świadczyło – zdaniem Róży Luksemburg przede wszystkim to, że: „nie zadowolił się on przywróceniem Eichhornowi jego stanowiska, że spontanicznie uderzył na inne gniazda kontrrewolucji: na siedzibę burżuazyjnej prasy, rządowe biura informacyjne, „Vorwärts”. Wszystkie te kroki mas robotniczych wypływały z instynktownego przekonania, że kontrrewolucja też nie uspokoi się po poniesionej porażce i wystąpi do generalnej próby sił”.

W swojej publikacji Luksemburg zaprezentowała ponadto niezwykle interesujące szczególnie z dzisiejszego punktu widzenia uwagi i refleksje w kontekście niełatwego w interpretacji zagadnienia rewolucji socjalnej. Brzmiały one następująco. Po pierwsze: „Rewolucja nie rozwija się bez przeszkód, w otwartym polu, według przemyślnego planu „strategów” . Jej przeciwnicy mają też inicjatywę, ba, wykazują jej z reguły więcej niż sama rewolucja”. Po drugie: „Wewnętrznym prawem życia rewolucji jest: nigdy nie poprzestawać na dokonanych krokach, nie popadać w bierność. Najlepszą obroną jest zdecydowany atak. Ta elementarna zasada wszelkiej walki potwierdza się na każdym kroku rewolucji”. Po trzecie: „Gdy jasno określi się podstawowy problem rewolucji – a jest nim w tej rewolucji obalenie rządu Eberta – Scheidemanna jako pierwszej przeszkody na drodze do zwycięstwa socjalizmu – wtedy ten podstawowy problem ciągle wyłania się w całej swej aktualności, każdy poszczególny epizod walki z nieodwracalnością prawa natury stawia go w całej rozciągłości, niezależnie od tego, czy rewolucja jest przygotowana do jego rozwiązania, czy sytuacja jest dojrzała, czy nie. „Przecz z rządem Eberta – Scheidemanna!” – hasło to wyłania się nieuchronnie przy każdym kryzysie rewolucyjnym jako jedyna wyczerpująca formuła wszystkich poszczególnych konfliktów i dzięki temu, dzięki swej wewnętrznej obiektywnej logice – czy kto chce, czy nie – zaostrza każdy epizod walki do ostatecznych granic”. I wreszcie po czwarte: „rewolucja jest jedyną forma „wojny” – to jest również jej szczególnym prawem życiowym – w której ostateczne zwycięstwo może zostać przygotowane jedynie przez szereg „klęsk””.

Historyczna odpowiedź

W dalszej części swojego artykułu Róża Luksemburg, zwracając się do niemieckich robotników, postanowiła, uwzględniając bolesny z historycznego punktu widzenia dla proletariatu motyw klęski udzielić odpowiedzi na następujące pytanie: „Co ukazuje nam cała historia współczesnych rewolucji i socjalizmu?”. W odpowiedzi na tak sformułowane pytanie rewolucjonistka, wyliczając historyczne przykłady stwierdziła bez ogródek: „Pierwszy płomień walki klasowej w Europie: powstanie tkaczy liońskich w 1831 r. skończyło się ciężką klęską. Ruch czartystowski w Anglii – klęską. Powstanie proletariatu paryskiego w czerwcu 1848 r. skończyło się druzgocącą klęską. Komuna Paryska skończyła się straszliwą klęską. Cała droga socjalizmu – o ile chodzi o walki rewolucyjne – usłana jest samymi klęskami”.

Zdaniem współzałożycielki Komunistycznej Partii Niemiec rewolucyjnemu proletariatowi, doświadczającemu na własnej skórze co pewien czas klęsk militarnych nie wolno było z historycznego punktu widzenia rezygnować pod żadnym pozorem z kontynuowania walk o swoje społeczno – polityczne wyzwolenie z kapitalistycznych pęt, bowiem paradoksalnie zdaniem Róży Luksemburg „historia tych walk niepowstrzymanie prowadzi krok za krokiem do ostatecznego zwycięstwa! Gdzie bylibyśmy dziś bez tych „klęsk”, z których czerpiemy doświadczenie historyczne, poznanie, siłę i ideowość? Dziś, w przededniu ostatecznych bitew proletariackiej walki klasowej, opieramy się właśnie na tych klęskach: żadna z nich nie jest dla nas obojętna, każda jest częścią naszej siły i świadomości celu”.

Walczyli, bo nie mieli innego wyjścia

Róża Luksemburg stawiała tu sprawę jasno. Niemiecki proletariat mówiąc współczesnym nam językiem, musiał, bo nie miał wówczas innego wyjścia, bo to była historyczna konieczność, pozbierać się do kupy, zacisnąć zęby, pięści i dalej walczyć. Musiał być twardy! Żadne, bezproduktywne w istocie rozczulanie się nad swoim losem nie wchodziło tu zdaniem Róży Luksemburg w rachubę. Taka postawa nie wzmacniała, ale jedynie niebezpiecznie osłabiała wewnętrznie proletariat.

W związku z tym działaczka starała się uświadomić dodatkowo niemieckiemu rewolucyjnemu proletariatowi świeżo doświadczonemu nie pierwszą, ale i nie ostatnią klęską militarną, że: „Z walkami rewolucyjnymi dzieje się wprost przeciwnie niż z walkami parlamentarnymi. W ciągu ostatnich 40 lat mieliśmy w Niemczech jedynie same „zwycięstwa” parlamentarne, kroczyliśmy wprost od zwycięstwa do zwycięstwa. A rezultatem ich była poniesiona w dniu wielkiej historycznej próby, 4 sierpnia 1914 r., niwecząca wszystko klęska polityczna i moralna, niesłychany krach, bezprzykładne bankructwo. Rewolucje natomiast przynosiły nam dotychczas jedynie same klęski, ale te nieuniknione klęski dają nam najpewniejszą gwarancję przyszłego zwycięstwa ostatecznego”. W jej słowach w ogóle nie czuć było nuty rezygnacji ani tym bardziej zwątpienia w słuszność idei socjalizmu. Wręcz przeciwnie. Bił od nich i nadal bije ogromny przesiąknięty bezkompromisowością i głęboką wiarą w słuszność socjalistycznej sprawy rewolucyjny optymizm. Słowa Róży Luksemburg były ponadto swoistą zachętą do kontynuowania walki, która pomimo często niesprzyjających okoliczności i dramatycznych kryzysów ma sens i społeczno – polityczne uzasadnienie. Walki o lepszą, bo socjalistyczną przyszłość.

Róża Luksemburg świadomie i celowo podejmując w swojej publikacji analizę motywu klęski, nie omieszkała zaznaczyć w tej kwestii, że: „Ważne jest to, w jakich okolicznościach została poniesiona ta czy inna klęska : czy nastąpiła ona wskutek tego, że rwąca naprzód energia bojowa mas rozbiła się o tamę niedostatecznej dojrzałości przesłanek historycznych, czy też przez to, że akcja rewolucyjna została sparaliżowana przez własną połowiczność, niezdecydowanie, słabość wewnętrzną”.

Z konstatacją tą ściśle powiązane były dwa pytania postawione przez autorkę w końcówce artykułu. Pierwsze: „Jak wygląda klęska naszego tzw. „tygodnia spartakusowskiego” w świetle powyższych zagadnień?” oraz drugie pytanie: „Czy była klęską spowodowaną wybuchem energii rewolucyjnej w niedostatecznie dojrzałej sytuacji, czy też klęską z powodu słabości i połowiczności działania?”. W odpowiedzi Róża Luksemburg przypomniała swoje konsekwentnie rewolucyjne credo : „I jedno, i drugie. Dwoisty charakter tego kryzysu, sprzeczność między energicznym zdecydowanym, ofensywnym wystąpieniem mas berlińskich a niezdecydowaniem, lękliwością, połowicznością berlińskiego kierownictwa jest cechą szczególną ostatnich wydarzeń. Kierownictwo zawiodło. Ale może i musi powstać nowe kierownictwo wyłonione przez masy i spośród mas. Masy są czynnikiem decydującym, są opoką, na której wzniesione zostanie ostateczne zwycięstwo rewolucji. Masy stanęły na wysokości zadania, uczyniły z tej „klęski” kolejne ogniwo owych historycznych klęsk, które stanowią dumę i siłę międzynarodowego socjalizmu. I dlatego z tej „klęski” wyrośnie przyszłe zwycięstwo”.

Przestroga dla burżuazji

Ostatni artykuł Róży Luksemburg kończył się przestrogą zaadresowaną w stronę triumfującej wówczas pijanej „zwycięstwem” niemieckiej burżuazji, która zdaniem współzałożycielki KPD była kompletnie nieświadoma, iż odniesione przez nią właśnie „zwycięstwo” było jedynie pozorne i prędzej czy później w ostatecznym, dziejowym rozrachunku zgodnie z logiką procesu historycznego obróci się ono z całym impetem i gwałtownością przeciwko niej: „Porządek panuje w Berlinie !” O nędzne zbiry! Wasz „porządek” jest zamkiem na lodzie. Rewolucja już jutro „znowu wśród grzmotów do góry się wzniesie” i ku waszemu przerażeniu i wśród dźwięków surm oznajmi: Byłam, jestem, będę!”.

Nazajutrz, 15 stycznia 1919 r. Róża Luksemburg została aresztowana, pobita i śmiertelnie zatłuczona kolbą karabinu przez polującą tego dnia po Berlinie na „czerwonych” jedną z bojówek Freikorpsu.

Dziś – na początku 2023 roku my – ludzie lewicy mamy moralny obowiązek, od którego nie wolno nam się uchylać bez względu na okoliczności, aby cały czas pamiętać o tej bohaterskiej kobiecie – rewolucjonistce, której obcy był w działalności politycznej zgniły kompromis, oportunizm, konformizm, drobnomieszczańska obłuda i hipokryzja, a która poświęciła całkowicie swoje życie konsekwentnej walce z kapitalizmem; walce o inny, lepszy, socjalistyczny świat. Świat bez fałszywych, kłamliwych pseudo wartości z bałwochwalczym kultem pieniądza na czele; świat bez wulgarnego wyzysku człowieka przez człowieka; bez kapitalistycznych i tym samym bezmyślnych próżniaków i cynicznych, przeżartych egoizmem pasożytów żyjących jak gdyby nigdy nic na koszt ludzi pracy; świat bez prymitywnego rasizmu i nietolerancji; bez nacjonalistycznej trucizny; bez ksenofobii; militaryzmu, imperializmu, szowinizmu, bez obrażającego inteligencję jednostki obskuranckiego rodem z głębokiego średniowiecza odmóżdżającego klerykalizmu i równie odmóżdżającej dewocji, świat bez przerażającej umysłowej ciemnoty i zacofania, na których żerują niczym sępy kapitalistyczni manipulatorzy, kombinatorzy, lichwiarze i inni pozbawieni skrupułów naciągacze. Dziś w 2023 roku, tak jak w 1919 r. wizja ta nadal czeka ona na swoją realizację.

„Byłam, jestem, będę!” – te trzy słowa nieustannie o tym przypominają, bo przecież kapitalizm nie jest wieczny!

Redakcja

Poprzedni

Na początek Polacy nieomal zremisowali

Następny

Boniek boi się FIFA