20 kwietnia 2024

loader

Labirynty, kamuflaże i klucze Hermana Melville

„Herman Melville to wariat”, „wyobraźnia Melville’a jest chora” – tak niektórzy recenzenci pisali o prozie tego pisarza u zarania jego twórczości.

Spotkało go też ze strony krytyki lekceważenie. Jednak już od dziesięcioleci Herman Melville (1819-1891) należy do największych klasyków literatury amerykańskiej, sławny najbardziej z powieści „Moby Dick” zaliczanej do arcydzieł światowej literatury i zekranizowanej w 1956 przez Johna Hustona w formie pompatyczno-operowej. „Nowele i opowiadania” Melville’a opublikowane nakładem PIW, to zmultiplikowany obraz skomplikowanego, ale fascynującego zjawiska, jakim jest jego proza. O „przewrotności, zwodniczości, podstępie, ukrytych klucze i ścieżkach interpretacyjnych i „narracyjnych kamuflażach” – napisali Adam Lipszyc i Mikołaj Wiśniewski autorzy posłowia do zbioru.
„Wydaje się (…) że Melville ma zwyczaj ukrywania w tekście kluczy otwierających drogę ku innym odczytaniom niż to, do którego explicite zachęca narrator. Gdzie ich szukać? W przelotnych odwołaniach czy to do historii, czy literatury, które na pierwszy rzut oka nie wnoszą nic istotnego do opowieści, w porównaniach i metaforach sprawiających wrażenie wydumanych, mętnych, bądź nietrafnych. Jest więcej niż prawdopodobne, że klucze te znajdują się gdzieś w rozbudowanych wstępach, które drobiazgowo opisują miejsce akcji, zupełnie jakby Melville chciał zniecierpliwić żądnego anegdoty czytelnika i skłonić go do pominięcia akapitu lub dwóch. Ze szczególną nieufnością powinniśmy podchodzić do puent, w których narrator podsuwa nam jakąś konkluzję lub przesłanie. Im bardziej natarczywie to robi, im bardziej jest patetyczny, tym większe prawdopodobieństwo, że mamy do czynienia z zasłoną dymną, a właściwe zakończenie nastąpiło już wcześniej”. Autor posłowia zwraca też uwagę, że w narracji opowiadań Melville’a „musimy zauważyć te momenty, które pozwalają się domyślić, że nie mówi on całej prawdy, nie dostrzega czegoś, co my mamy szanse dostrzec; te dziwne, dwuznaczne sformułowania lub niejasne sugestie; stwierdzenia pozostające w sprzeczności z tym, czego dowiadujemy się w dalszym ciągu opowieści; pozornie trywialne nieścisłości lub różnego rodzaju błędy, które popełnia narrator; niespodziewane zmiany rejestru językowego. Krótko mówiąc, Melville stosuje cały wachlarz strategii kojarzonych (raczej przez czytelników „Harper’s” i „Putnam’s”) z niewiarygodną narracją”.
Kto sięgnie po ów zbiór opowiadań i nowel, tego uderzy przede wszystkim zróżnicowana paleta tematyczna tych utworów, także wewnętrzna, różnorodność stosowanych przez pisarza technik narracyjnych, nastrojów, klimatów mentalnych. I tak na przykład „Stolik z drewna jabłoni, czyli autentyczne manifestacje świata duchów”, to między innymi satyra na XIX-wieczną modę na spirytyzm, ale też replika na idee zawarte w słynnej powieści „Walden” Henry’ego Thoreau czyli na tzw. amerykański transcendentalizm. Owad który niespodziewanie ożywa w starym stoliku mającym stupięćdziesięcioletnią metrykę ma być figurą „nieśmiertelności i obietnicy zmartwychwstania”, pochwały witalnych sił tkwiących w naturze ludzkiej. Jednak autorzy posłowia nie poprzestają na takiej konstatacji interpretacyjnej. W fakturze narracyjnej opowiadania doczytują się figury „odwrócenia”, inwersji sensów, co czyni dla nich sens tego opowiadania tajemniczym. „Narrator „Stolika” podkreśla, że „gdy już człowiek zdobędzie klucz do czegoś, zaraz bierze go chętka, buy otwierać, szperać i eksplorować. Szukajmy więc kolejnych ukrytych kluczy, obracajmy nimi…” – sugeruje Mikołaj Wiśniewski. Idąc śladem tych sugestii, w każdym z pozostałych opowiadań można doszukiwać się szarad, zwodniczych tropów i wieloznaczności. Jak zatem odczytać opowiadanie „Ja i mój komin”? Czy tylko jako „studium architektonicznej monomanii” czy też jako rzecz o podwójnym dnie? A jak odczytać „surrealistyczny koszmar” „Raju Kawalerów i Tartaru Panien” czy sens „przewrotnych historii” w „Skrzypku”, „Jimmym Rose”, „Kukuryku, czyli pianiu szlachetnego koguta zwanego Benvenuto”, w „Galcach”, „Les Encantadas, czyli Wyspach Zaklętych”, „Dwóch świątyniach”, „Leguminie biedaka i okruchach ze stołu bogacza”, w „Szczęśliwym fiasku. Przygodzie na rzece Hudson”, „Sprzedawcy piorunochronów”, „Dzwonnicy”, w „Werandzie”. Każde z tych opowiadań odznacza się dość ekscentrycznym konceptem, nasyconym wyraźnym klimatem ironii, atrakcyjnym w lekturze, wielostronnym i obfitym w konteksty. Na przykład w „Kukuryku” pojawia się nawiązanie do sławnego „Tristrama Shandy” Lawrence’a Sterne’a, ale także „obraz depresji bohaterów”. Jest to też być może „ponura parodia transcendentalizmu”. W każdym z wymienionych opowiadań pojawiają się liczne konteksty, które można rozmaicie odczytywać. I tak na przykład opowiadanie „Benito Cereno”, które w warstwie zewnętrznej można zaliczyć do gatunku marynistycznego, zawiera odniesienia do świata teatru, do przedstawienia jako ważnej formuły ludzkiej egzystencji, a „teatralna intryga leży w centrum noweli Melville’a”.
Jednak pod względem potencjału interpretacyjnego na pierwsze miejsce wysuwa się opowiadanie „Kopista Bartleby, czyli opowieść o Wall Street”. „Kopista Bartleby” (pierwsze wydanie w 1853 r.) to na pierwsze wejrzenie lekko komiczna historia o tym, jak pracownik kancelarii adwokackiej z Wall Street, szaraczek, swym lakonicznym „wolałbym nie” odmawia pracodawcy wykonania kolejnych zleceń; kontestując przyjęte zasady postępowania, wywraca na nice cały świat zachowań i myślenia adwokata i innych ludzi. Opowiadanie to, nieobfitujące w dramatyczne zwroty akcji, jest w istocie powiastką filozoficzną. Kryje w sobie jakieś niepokojące głębie, ma liczne, jak by to dziś powiedzieli informatycy, linki. Pisarstwo Hermana Melville’a doczekało się wszechstronnych analiz. Jest to choćby „Bartleby jako formuła” francuskiego filozofa Gillesa Deleuze’a (1925–1995) czy „Bartleby, czyli o przypadkowości” włoskiego filozofa Giorgio Agambena (ur. 1942 r.). Szczególnie wielostronna i rozbudowana jest interpretacja Deleuze,a. Pisał on o „Bartleby,m wszystkich krajów”, wykluczonym, outsiderem, „typowo amerykańskim sposobem na walkę z hegemonicznymi systemami”. „Bartleby” to utwór, który obrósł w niezliczone interpretacje i z tego powodu stał się niezwykłym fenomenem literackim. Opowiadanie „Bartleby” obrosło setkami tekstów, studiów, interpretacji. Widziano w nim też m.in. „oskarżenie wolnorynkowego kapitalizmu”, „tragedię cierpiącej duszy”, „studium zaburzenia psychicznego”, studium „odmienności”, acedii czyli melancholijnej niechęci do życia, rzecz o „rozleniwieniu ducha, które prowadzi do „zwątpienia, niewiary, rozpaczy”, „opowieść o utracie Boga, o staczaniu się w czarną noc duszy” czy o „przerażającym odkryciu pustki i absurdu ludzkiego istnienia” („Bartleby byłby wówczas egzystencjalnym antybohaterem, kimś w rodzaju camusowskiego „Obcego”). Puentując deleuzowski punkt widzenia na nowelę „Bartleby”, Mikołaj Wiśniewski zauważa, że „mimo tragicznego finału opowieści, Deleuzjańska lektura „Bartleby” jest przewrotnie pesymistyczna, o czym chyba świadczą słowa zamykające esej francuskiego filozofa: „nawet w katatonicznym czy anorektycznym stanie Bartleby nie jest pacjentem, lecz lekarzem chorej Ameryki, „uzdrowicielem”, nowym „Chrystusem” albo naszym bratem”. Niektórzy interpretatorzy widzieli też w Bartlebym proletariusza a w jego zachowaniu rodzaj strajku.
„Na koniec musimy zadać najważniejsze pytanie: Jak rozeznać się w tym gąszczu interpretacji? Skąd mamy wiedzieć, która z perspektyw rzeczywiście pozwala lepiej zrozumieć „Bartleby’ego”, a która jest nadużyciem?” – zastanawia się autor posłowia. Pomocą w tym gąszczu stanowią – do pewnego stopnia – bogate przypisy, które dyskontują kulturową warstwę prozy Melville’a, pełną nawiązań do wątków literackich, filozoficznych, historycznych i które, obok cennego posłowia są ważnym składnikiem tej edycji.
Nie potrafię rozstrzygnąć tych wątpliwości. Szczypta powyższych uwag jest zaczerpnięta z ogromnego obszaru, jaki tworzy proza Hermana Melville i jej interpretacje. Przynależy ona do tego rodzaju paradygmatu kontaktu z literaturą, który polega na wędrowaniu szlakami wieloznaczności i twórczym szukaniu sensów, odczytywaniu jej jako swoistej szarady. Odnajdywaniu sensów istniejących i dopisywania sensów wywiedzionych z naszych własnych, czytelniczych odczuć i przemyśleń, a więc nawet takich, które być może obce były twórcy. Literatura w takim wydaniu jest przestrzenią do odkrycia, do odczytania, tworzywem, polem interpretacyjnej gry z autorem, a nie jakością otrzymaną jako „gotowiec”. Sam wykonałem spory wysiłek, by odnaleźć jak najwięcej sensów i znaczeń w prozie, a przecież po kilkutygodniowej lekturze, a nawet studiowaniu kolejnych opowiadań i nowel osiągnąłem zaledwie szczyptę z tej obfitości. Dlatego, rekomendując czytelnikom zmagania z niełatwą, wieloznaczną, wielostronną, wielowarstwową, pełną tajemnic, zagadek, niespodzianek i meandrów prozą Hermana Melville, sam sobie zalecam dalszą przez nią wędrówkę. Może właśnie na tym polega najprawdziwszy kontakt z literaturą, najatrakcyjniejsza formuła przygody z literaturą, może tu tkwi istotny sens alchemii procesu, jakim jest czytanie? Czytanie nieoczywiste. Czytanie jako zmaganie z lekturą.
Herman Melville – „Nowele i opowiadania”, przekład zbiorowy, posłowie i przypisy Adam Lipszyc i Mikołaj Wiśniewski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2020, str.654, ISBN 978-83-8196-141-7

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Sadurski na dzień dobry

Następny

Z Gruzą po Warszawie

Zostaw komentarz