⛅ Ładowanie pogody...

Między kijem a współpracą

Julian Mordarski / fot. Redakcja

Stany Zjednoczone, niegdyś uznawane za wzór demokracji i globalnej stabilności, coraz częściej postrzegane są jako państwo pogubione – skonfliktowane wewnętrznie i nieprzewidywalne na arenie międzynarodowej. Wieloletnie interwencje zbrojne, agresywna presja gospodarcza, protekcjonizm handlowy i wykorzystywanie instytucji takich jak WTO czy WHO do realizacji własnych interesów podkopały zaufanie do USA jako strażnika światowego ładu. Coraz częściej postrzega się je nie jako partnera, lecz jako gracza kierującego się wyłącznie własnym interesem. Dawna amerykańska soft power – oparta na atrakcyjności kulturowej i sile przykładu – coraz bardziej przypomina dziś narzędzie politycznego nacisku.

W tym kontekście na scenę globalną wkraczają Chiny – nie jako siła rywalizująca z USA w tradycyjny sposób, ale jako alternatywna cywilizacja polityczna. Chińska soft power budowana jest na odmiennych założeniach: zamiast hegemonii – współistnienie, zamiast dominacji – harmonia, zamiast ingerencji – wzajemny szacunek. I przede wszystkim – długofalowa konsekwencja. Podczas gdy Stany Zjednoczone zmieniają politykę wraz z cyklem wyborczym, Pekin realizuje strategie planowane z perspektywą pokoleniową. Pekin nie odgrywa roli „nauczyciela demokracji”, ale partnera oferującego współpracę bez warunków politycznych. W przemówieniach Xi Jinpinga nie usłyszymy o „końcu historii” – dominującym jest raczej termin „wspólnota przyszłości ludzkości”, zakorzeniony w koncepcji świata wielobiegunowego, sprawiedliwszego i mniej zachodniocentrycznego. Jak podkreślał Xi Jinping w Davos (2022): „Musimy porzucić mentalność zimnowojenną, odrzucić izolacjonizm i unilateralizm, trzymać się jednego świata, jednej wspólnej przyszłości oraz wspierać budowę otwartego i inkluzyjnego świata o trwałym pokoju, uniwersalnym bezpieczeństwie i wspólnym dobrobycie”. To myślenie wyznacza ramy chińskiej polityki, gdzie rywalizacja nie jest koniecznością.

Soft power to nie tylko eksport kultury czy edukacji – to przede wszystkim sposób, w jaki państwo traktuje innych: partnerów, sojuszników, obywateli. Nie da się jej zadekretować ani kupić – trzeba ją zbudować konsekwencją i szacunkiem. To logika, którą zdaje się rozumieć Pekin, planując swoje działania w perspektywie dekad, a nie kadencji.

Warto zauważyć, że idea soft power w wykonaniu Chin nie sprowadza się wyłącznie do języka dyplomatycznego. Chińczycy przekuwają deklaracje w konkretne projekty: od Inicjatywy Pasa i Szlaku, przez budowę sieci szpitali i szkół w Afryce, aż po dostawy szczepionek i technologii cyfrowej dla krajów z ograniczonym dostępem do zasobów. Podczas gdy USA grożą, warunkują, karzą sankcjami, Pekin proponuje wymianę, inwestycje i dostęp do nowoczesnych rozwiązań technologicznych – bez moralizowania.

Kryzys amerykańskiej soft power szczególnie widoczny jest również w kontekście pogłębiających się napięć gospodarczych, które coraz częściej przybierają formę otwartej wojny handlowej. Najnowszym jej przejawem są zapowiedzi prezydenta USA o nałożeniu 50-procentowych ceł na towary z Unii Europejskiej.

Wypowiedź Donalda Trumpa jasno pokazała kierunek, w jakim zmierza amerykańska polityka handlowa – od wolnego handlu do protekcjonizmu opartego na presji i szantażu gospodarczym. „Nie szukam porozumienia. Wyznaczyłem warunki umowy na poziomie 50 proc. Nie zapłacą ceł, jeśli zbudują tu swoje fabryki” – oświadczył, sygnalizując, że Stany Zjednoczone coraz częściej traktują partnerów handlowych jak rywali. Takie podejście nie tylko pogłębia izolacjonizm USA, ale również podważa zaufanie do nich jako stabilnego ogniwa globalnych łańcuchów dostaw i wzmacnia obraz kraju kierującego się nacjonalizmem gospodarczym zamiast zasadami współpracy.

Utrata zaufania to najpoważniejsza konsekwencja błędów w polityce zagranicznej. Państwo postrzegane jako niestabilne, agresywne lub egoistyczne musi płacić coraz więcej – marchewką lub kijem – by utrzymać wpływy. Państwo postrzegane jako przewidywalne i konstruktywne może pozwolić sobie na subtelniejszą grę. Geopolityka nie znosi próżni. Jeśli jedno mocarstwo się wycofuje, inne przejmuje inicjatywę. I nie musi tego robić siłą – wystarczy, że oferuje współpracę tam, gdzie inni grożą.

Podczas gdy Waszyngton mówi dziś językiem taryf, ceł i gróźb, Chiny wchodzą w rolę stabilizatora światowego handlu – oferując projekty infrastrukturalne, kredyty inwestycyjne, wsparcie w zakresie zielonych technologii, budowę połączeń kolejowych oraz partnerstwa edukacyjne i zdrowotne dla krajów rozwijających się. W miejsce jednostronnych żądań i presji Pekin proponuje model oparty na wzajemnej współpracy. Tam, gdzie USA podważają zasady wielostronności, Chiny prezentują się jako obrońca nowego, bardziej inkluzywnego ładu. Takie podejście przynosi efekty – nie tylko w Azji czy Afryce, ale także w Europie, gdzie coraz więcej państw zaczyna dostrzegać w Pekinie partnera stabilnego, przewidywalnego i otwartego na długofalową współpracę. I choć Unia Europejska wciąż formalnie prowadzi negocjacje z USA, coraz częściej w debacie politycznej i gospodarczej pojawiają się głosy o konieczności dywersyfikacji strategicznych partnerstw – w tym o zacieśnianiu relacji z Chinami, które prezentują się dziś jako przewidywalny i konsekwentny gracz na globalnej szachownicy.

W dyplomacji Chiny stawiają na język współpracy i wspólnoty. Chińska retoryka „win-win” opiera się na zasadzie „pięciu nie”: nieingerencji w sprawy wewnętrzne, nieuzależniania współpracy od ideologii, nieprzekształcania projektów w narzędzia geopolityki, nieeksportowania modelu rozwojowego i nieprowadzenia wyścigu zbrojeń. Dla wielu państw to bardziej zrozumiały i akceptowalny język niż moralizatorskie tony Zachodu. Zamiast mówić partnerom, co powinni zrobić – pytają, co można zrobić razem. Ta różnica tonu nie jest kosmetyczna – to fundament nowoczesnej soft power. Podczas gdy USA zrywają porozumienia i obrażają się na globalne fora, Pekin systematycznie buduje alternatywne struktury współpracy. Szanghajska Organizacja Współpracy, BRICS+, Bank Azjatycki Inwestycji Infrastrukturalnych – to nie są chwilowe fanaberie, ale trwałe filary równoległej architektury świata, który przestaje być jednobiegunowy. I choć wielu wciąż wierzy w moc dolarowego porządku, coraz więcej państw rozważa transakcje w juanie, współpracę z chińskim systemem płatniczym czy dywersyfikację rezerw walutowych.

Wszystko to sprawia, że Chiny zyskują przewagę nie dzięki konfrontacji, lecz dzięki cierpliwości i konsekwencji. To ich długofalowa strategia, odporność na wahania i zdolność do oferowania realnych alternatyw dla dotychczasowego ładu sprawiają, że stają się punktem odniesienia dla wielu państw. W nowym, wielobiegunowym świecie to nie deklaracje, lecz zdolność do przewidywalnej i stabilnej współpracy może okazać się kluczowa.

Amerykański odwrót od multilateralizmu, połączony z brakiem przewidywalności, oznacza dla nas konieczność przemyślenia własnego miejsca w zmieniającym się układzie sił – i gotowość do budowania polityki zagranicznej opartej na więcej niż jednym filarze. Chiny są dziś największym partnerem handlowym dla ponad 140 państw, a dla Polski to najważniejszy partner spoza Unii Europejskiej i świata zachodniego. Nasza współpraca stale się rozwija – w handlu, inwestycjach, logistyce, energetyce i edukacji.

Połączenie kolejowe Chengdu–Łódź, jedno z najważniejszych na Nowym Jedwabnym Szlaku, obecnie umożliwia transport towarów w około 12 dni – co stanowi znaczący postęp względem realiów sprzed dekady, gdy trwało to ponad 40 dni. Trasa ta przebiega przez Małaszewicze – główny punkt przeładunkowy na granicy z Białorusią, określany jako „kolejowa brama do Europy” – gdzie następuje przeładunek z szerokotorowych wagonów na europejskie. Zakończona w 2025 roku modernizacja torów znacząco skróciła czas operacyjny i usprawniła przepływ towarów w kierunku centrów dystrybucyjnych w Łodzi i Warszawie, a wzrost przeładunków w porcie Gdańskim o 40% w latach 2020–2025 dodatkowo podkreśla, jak istotnym węzłem logistycznym staje się Polska. Rozwój terminali przeładunkowych i powiązanej infrastruktury transportowej w ramach BRI to przykład współpracy, która nie opiera się na presji czy warunkach politycznych, lecz na wzajemnych korzyściach i logistycznej efektywności.

Warto przy tym zauważyć, że współpraca polsko-chińska nie ogranicza się jedynie do logistyki. W ostatnich latach rosnącą wagę zyskują także inwestycje w zielone technologie i wymianę usług. W 2024 roku chińskie inwestycje w Polsce osiągnęły rekordowe 4,2 miliarda euro, co uplasowało nasz kraj na drugim miejscu w Europie Środkowo-Wschodniej po Węgrzech, koncentrując się m.in. na budowie farm fotowoltaicznych w województwach lubelskim i wielkopolskim. Równocześnie rośnie całkowity eksport z Polski do Chin – zarówno towarowy, jak i usługowy. W I kwartale 2025 roku eksport usług osiągnął wartość 27,7 miliarda euro, co oznacza wzrost o 10,3% rok do roku. Dodatnie saldo obrotów usługowych, wynoszące 10,7 miliarda euro, wynika głównie z usług transportowych, turystycznych i technologicznych – co dowodzi, że rola Polski w relacjach z Chinami obejmuje coraz więcej obszarów.

Polska i Chiny mierzą się dziś z podobnymi wyzwaniami: transformacją energetyczną, starzeniem się społeczeństwa, koniecznością wdrażania nowoczesnych technologii. W obliczu tych procesów potrzebujemy nie tylko kontynuacji dotychczasowej współpracy, ale także jej pogłębienia. Kluczowe będzie zarówno lepsze wykorzystanie istniejących forów dialogu, jak i tworzenie nowych mechanizmów, które odpowiadają na potrzeby społeczne i cyfrową rzeczywistość. To właśnie w takich punktach styku może zrodzić się coś więcej niż doraźny pragmatyzm – realne, długofalowe partnerstwo oparte na wspólnych interesach i zaufaniu.

Julian Mordarski

Redaktor naczelny Dziennika Trybuna, publicysta i komentator polityczny. Absolwent Polityki Społecznej, obecnie studiuje Dziennikarstwo i Medioznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Od czterech lat aktywnie związany z lewicowymi mediami, specjalizuje się w tematyce społecznej i międzynarodowej.

Poprzedni

Biejat: W drugiej turze zagłosuję na Rafała Trzaskowskiego. Zachęcam, by postawić tamę skrajnej prawicy