26 kwietnia 2024

loader

O pamięć o Norwidzie

Dwadzieścia lat temu, jesienią 2000 roku, wobec zbliżającej się 180. rocznicy urodzin Cypriana Norwida i 100. rocznicy wskrzeszenia obecności poety w polskiej kulturze (pierwszy numer „Chimery” Zenona Przesmyckiego) wystąpiłem na łamach „Trybuny” z inicjatywą ogłoszenia roku 2001 Rokiem Norwidowskim.

Wnet też wraz z wybitnym scenografem, a podówczas także znakomitym szefem wydziału kultury w samorządzie Mazowsza – Mariuszem Chwedczukiem oraz prężną animatorką kultury Ewą Czeszejko-Sochacką utworzyliśmy we trójkę Komitet Inicjatywny Obchodów Roku Norwidowskiego, nad którymi to obchodami szybko zgodził się objąć patronat zawsze podobnym sprawom życzliwy Prezydent Aleksander Kwaśniewski. Nie odmówił też nam swego cennego wsparcia „Naczelny Powiernik Spraw Norwidowskich” (określenie Stanisława Pigonia), czyli bardzo już wówczas sędziwy Juliusz Wiktor Gomulicki.
Rocznicowe inicjatywy, zwłaszcza w rodzinnych stronach poety – na Mazowszu, którego sejmik, kierowany przez Włodzimierza Nieporęta, przyjął stosowną uchwałę, posypały się jak z rogu obfitości. Biblioteka Narodowa pod wodzą swego dyrektora Michała Jagiełły błyskawicznie zorganizowała specjalną trzydniową wystawę autografów, rysunków i grafik Norwida, na której „nastrój panował taki, jak na pierwszej ekspozycji powojennej w Muzeum Narodowym w 1946 r., o której Jan Cybis mówił, że oglądano ją w ogromnym skupieniu i mówiono tylko szeptem”; zaraz potem oryginalne i okazałe Norwidowskie ekspozycje przygotowali Janusz Pulnar w kierowanym przez siebie Muzeum im. Malczewskiego w Radomiu oraz ekipa warszawskiego Muzeum Literatury im. Mickiewicza, gdzie osobistą pieczę nad licznymi rocznicowymi przedsięwzięciami wzięli na swe barki dyrektorzy Janusz Odrowąż-Pieniążek i Elżbieta Banko-Sitek.
Wielce radował gremialny i bardzo twórczy (warsztaty, konkursy recytatorskie i plastyczne, publikacje) udział młodzieży, mądrze inspirowany i koordynowany przez pedagogów stołecznego XXIV Liceum Ogólnokształcącego im. Norwida, Marię Rybińską i Ewę Sołtan, które to liceum stało się też gospodarzem I Ogólnopolskiego Zlotu Szkół Imienia Norwida. Edward Pałłasz i Krzysztof Knittel skomponowali cykle pieśni do wierszy Norwida, których prawykonanie odbyło się w Zamku Królewskim; warszawski Teatr Polski dał premierę „Nocy tysiącznej drugiej” i „Miłości-czystej u kąpieli morskich” w reżyserii Tadeusza Bradeckiego; specjalne Norwidowskie numery przygotowały „Twórczość”, „Poezja Dzisiaj”, „Przegląd Humanistyczny” i „Ciechanowskie Zeszyty Literackie”; wyszły książki: Wojciecha Siemiona „Lekcja czytania. Norwid” i Aleksandry Melbechowskiej-Luty „Sztukmistrz”. Mazowszu pozostały też z roku Norwidowskiego 2001 ustanowione wówczas i przyznawane po dziś dzień doroczne Nagrody im. Norwida w dziedzinie literatury, muzyki, sztuk plastycznych i teatru, zaś jego stolicy – ufundowana przez Towarzystwo Przyjaciół Warszawy tablica na fasadzie Pałacu Zamoyskich przy Nowym Świecie 69, upamiętniająca wydarzenia z 1863 roku, które dały asumpt do powstania Norwidowego „Fortepianu Szopena”.
Zawstydziwszy się swej początkowej bezczynności, do obchodów włączyło się też ówczesne AWS-owskie Ministerstwo Kultury, między innymi organizując przewiezienie do Polski urny z ziemią pobraną ze zbiorowego grobu w Montmorency, w którym spoczywały szczątki poety i złożenie jej w Krypcie Wieszczów w katedrze na Wawelu. Za granicą najbardziej bodaj ważkie przedsięwzięcie miało miejsce w Rosji – a było nim opublikowanie najobszerniejszego (ponad czterysta stron) w całych dziejach zagranicznej recepcji poety tomu przekładów z Norwida, zatytułowanego „Pielgrzym czyli Ostatnia z bajek”, a przygotowanego przez Andrieja Bazilewskiego i wydanego przez jego moskiewską oficynę „Wahazar” przy walnym wsparciu Wyższej Szkoły Humanistycznej w Pułtusku (w czym wydatnie zasłużył się Janusz Rohoziński, a co do dziś pozostaje wzorcowym przykładem udziału prywatnego polskiego podmiotu w zagranicznej promocji naszej kultury).
Rok 2021, w który teraz wkraczamy, będzie Norwidową rocznicą jeszcze bardziej zobowiązującą, bo dwusetną. Mówi się wszakże o niej i pisze jak dotąd niepokojąco niewiele; stosunkowo cicho było też wokół ustanawiającej Rok Norwidowski 2021, a podjętej w końcu listopada uchwały Sejmu RP, jak i wokół późniejszej o tydzień podobnej uchwały Senatu.
Przydał zresztą Norwidowi Sejm na ów rok dość liczne, choć zacne towarzystwo, zapowiadając równoczesne uczczenie stulecia urodzin Stanisława Lema, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i Tadeusza Różewicza; ponieważ zaś w dzisiejszej Polsce każde ludzkie zbiorowisko musi mieć swego kapelana, dorzucono do tego grona kardynała Stefana Wyszyńskiego, odwołując się do 120-lecia jego urodzin i 40-lecia śmierci; zapomniano za to o 100-leciu śmierci „bodaj najtęższej w literaturze światowej autorki teatralnej” (określenie Stanisława Marczaka-Oborskiego) czyli Gabrieli Zapolskiej.
Sejmowa uchwała o Norwidzie, wśród inicjatorów której było sporo posłów z Konfederacji (być może dlatego, że jeden z nich jest synem znanego inscenizatora, komentatora i popularyzatora twórczości poety, Kazimierza Brauna) skropiona została oczywiście wodą święconą: skwapliwie głosiła, że Norwid był „świadomym oraz głęboko wierzącym katolikiem” (jakby na tym właśnie zasadzała się jego wielkość) i nie zaniedbywała przywołania opinii „Świętego Jana Pawła II” (którego polska katoprawica zwykła cytować częściej niż w ZSRR cytowano Lenina, choć akurat w tym wypadku ze względu na szczególny stosunek Wojtyły do Norwida można jej to wybaczyć).
Do tego sejmowa uchwała zawierała oczywistą dezinformację, komunikując, jakoby Norwid „w 1855 r. uznany przez zaborcze władze rosyjskie za politycznego wygnańca do Polski nie mógł już powrócić”; rzecz miała się całkiem inaczej – to sam Norwid, dobrowolnie opuściwszy kraj, nie chciał do Królestwa Polskiego wracać, ani – choć otrzymywał urzędowe wezwania – przed rokiem 1855, ani później, gdy jak jego brat Ksawery mógł skorzystać z ogłoszonej przez Aleksandra II w roku 1856 amnestii (w jednym z listów uznał ją za „przebaczenie… tak jakby zbiegłym niewolnikom jako rzecz należącym do panów”).
Dość kuriozalny był też komunikat o Norwidowskiej sejmowej uchwale opublikowany przez pisowską PAP: zamiast po przytoczeniu fragmentów dokumentu podać choćby parę konkretów o planowanych przedsięwzięciach, koncentrował się na obronie zakonnic prowadzących paryski przytułek, gdzie Norwid zmarł, przed „niezasłużonym cieniem”, jaki przez lata rzucał na nie zarzut spalenia pozostałych po poecie, a uznanych za bluźniercze papierów; można było odnieść wrażenie, że dla PAP w przeddzień Roku Norwida ważniejsza aniżeli sam twórca i jego dzieło jest reputacja przytułkowych sióstr szarytek…
Skądinąd jednak być może na szczeblu centralnym takiego planu jubileuszowych działań wciąż nie ma – do podobnego podejrzenia upoważnia choćby indolencja okazana podczas niedawnych ważnych rocznic Sienkiewicza i Moniuszki; mało też prawdopodobne, by twórczość autora „Promethidiona” mogła budzić szczere uznanie i entuzjazm u decydentów pokroju Glińskiego czy Czarnka. Na szczęście są też samorządy – jeszcze przed uchwałami obu izb parlamentu list intencyjny w sprawie obchodów 200-lecia Norwida podpisały trzy mazowieckie powiaty (Wyszków, Wołomin i Węgrów) oraz cztery gminy (Zabrodzie, Wyszków, Dąbrówka i Strachówka) z okolic, gdzie Norwid przyszedł na świat i spędził dzieciństwo. Ufać też trzeba, że nie osłabnie oddanie i energia zespołu badaczy, od lat przygotowujących siedemnastotomowe krytyczne wydanie dzieł poety.
Bo takiego krytycznego wydania Norwid wciąż nie ma – podobnie jak nie ma na przykład własnego muzeum. Ma parę pomników i popiersi – aż dwa w Wyszkowie, najokazalszy w Lublinie. Ale na godny pomnik dla Norwida (bo ma tu tylko niewielką statuę w Łazienkach) powinno się przecież wreszcie zdobyć miasto, z którym w Polsce był związany najsilniej – Warszawa; opinia publiczna domaga się tego od lat. Na kolejny monit w tej sprawie, jaki niedawno wystosował Związek Literatów Polskich, biuro kultury stołecznego magistratu zareagowało informacją, że jakoby kilkanaście lat temu ustalono już (zresztą, jak można sądzić, bardzo niefortunną i wymagającą korekty) lokalizację takiego monumentu, nie wyjaśniło wszakże, dlaczego od tamtej chwili niczego więcej nie uczyniono.
Pomnik wielkiego polskiego twórcy, którego wysokie przesłanie pozostaje wciąż wyjątkowo aktualne, którego poetyckie słowo wciąż poraża siłą swej nowatorskiej inwencji, od którego cała polska kultura tak wiele zaczerpnęła, powinien stanąć w punkcie naprawdę reprezentacyjnym („bo nie jest światło, by pod korcem stało”), a zarazem mocno związanym z jego biografią – dla mnie takim wydaje się zbieg ulic Andersa i Solidarności koło placu Bankowego, ściślej skwer przy kinie Muranów w bezpośrednim pobliżu miejsca, w którym w 1836 roku zamieszkał, skąd mógłby spoglądać w kierunku swego równie wielkiego kolegi Juliusza Słowackiego.
Oby w nadchodzącym Roku Norwidowskim coś naprawdę w tej sprawie zrobiono!

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Sadurski na dzień dobry

Następny

„Szare na złote” czyli „wedle stawu grobla”

Zostaw komentarz