Paw prezydenta

Wiemy już na co prezydent Nawrocki nie pozwoli. Opowiedział o tym Polsce i światu 11 listopada w Warszawie podczas obchodów Święta Niepodległości.

Wtedy zagrzmiał, że „nigdy nie pozwoli, abyśmy znów stali się pawiem i papugą narodów, bezwolnie powtarzającą to, co przychodzi z Zachodu. I mówię to jako zwolennik Polski w Unii Europejskiej, ale mówiący przede wszystkim: po pierwsze Polska, po pierwsze Polacy. Polska wolna, niepodległa i suwerenna to nasze zobowiązanie i o tym jest to święto.”

To programowe przemówienie prezydenta Nawrockiego wywołało lawinę komentarzy w polskich mediach. Zwykle odmieniających zwrot „pawiem i papugą” na wszystkie polityczne przypadki. Dowodzących, że polscy komentatorzy polityczni potrafią wyguglać sobie skąd ten paw i papuga przepisane zostały.

Śmieszy

W pogardzanej przez prezydenta Nawrockiego Polsce Ludowej każdy uczeń znał ten cytat. Wiedział, że Juliusz Słowacki, autor wiersza „Grób Agamemnona” krytykował w nim Polaków rodaków. Za ich nieróbstwo umysłowe, czyli papugowanie dorobku innych oraz magnacką i szlachecką bezmyślną konsumpcję, życie ponad stan, których symbolem był wtedy paw. To doprowadziło do upadu I Rzeczpospolitej. Można rzec, że ten Słowacki propagował „pedagogikę wstydu”, tak znienawidzoną przez ideowych przyjaciół prezydenta Nawrockiego.

Władysław Łoziński w wydanej w 1907 roku monografii „Życie polskie w dawnych wiekach” reasumował te XIX wieczne krytyki. Szlachta polska miała monopol na produkcję i handel żywnością. Za uzyskiwane dochody kupowała dobra konsumpcyjne. Zwykle na zachodzie Europy, bo tam je wytwarzano. W Polsce nie, bo szlachta obsesyjnie walczyła z polskim mieszczaństwem. Tłumiła polskie rzemiosło. Akceptowała niemieckie i żydowskie mieszczaństwo, za co krytykował ją też Roman Dmowski.

Styl życia umysłowego i materialnego kształtowali w I Rzeczpospolitej dwór królewski, magnateria, studenci i żołnierze.

Pierwsza Rzeczpospolita rozkwitała w XV i XVI wieku kiedy dwór i stan szlachecki brały wzorce z ówczesnej zachodniej Europy. Kiedy polscy studenci z bogatej szlachty jeździli po nauki do państw włoskich i niemieckich.

Potem nastąpiła kontrreformacja. Europejskie uniwersytety zastępowały polskim studentom krajowe kolegia jezuickie. Europejskich humanistów zastępowali agenci obcych mocarstw korumpujący polskie elity polityczne. A biedniejszej szlachcie wiedzę o świecie i dobra „szablą nabyte” przywozili krewniacy z ciągle toczonych wojen.

Ponieważ I Rzeczpospolita nie produkowała architektów, inżynierów, malarzy, muzyków, złotników, snycerzy to narodowy strój polski, uważany za wzorcowo patriotyczny przez przyjaciół ideowych prezydenta Nawrockiego, był zlepkiem papugowanych strojów węgierskich i tureckich, podszytych ruskim futrem.

Słynna polska szabla wzorowana jest na tureckiej. Polski czekan to wschodni dżukan. Koncerz to turecki kandżar, a polski kołczan też od Tatarów pochodzi. Polonizacja tych zagranicznych podróbek polegała wtedy przede wszystkim na dodawania im bogatego, zbytkownego, pawiego charakteru.

Polska szlachcianka bywała tak obwieszona klejnotami, że złośliwie pisano, iż „swoje folwarki wzięła wraz z chłopy i gumny na barki”.

Polski strój męski, delia, kontusz, żupan były zapinane na guzy, upstrzone feretami, pontałami i „sztuczkami z brylantów”. Każda z tych ozdób to oprawiony w szlachetny metal kamień szlachetny lub perły.

„Rzekłbyś, że żywe chodzą po świecie jarmarki”, komentowano.

W I Rzeczpospolitej zwykle w obiegu były liche i podejrzanej wartości kruszcowej monety, bo władcy polscy i obcy regularnie fałszowali polskie pieniądze. Wtedy takie guzy lub popularnie noszone złote łańcuchy, jak dziś w kulturze dresiarskiej, służyły jako twarda waluta. Skąd tyle niepolskich klejnotów brało się na polskich strojach? Z ziem obcych „szablą tam wziętych”. Łatwych do przewożenia w przeciwieństwie do obrazów, rzeźb, książek. Dlatego w polskich magnackich pałacach i szlacheckich dworkach zawsze więcej było srebrnej zastawy i wschodnich kobierców niż galerii obrazów i bibliotek.

Najbardziej znanym obrazem przez Polaków „szabla wziętym” jest ruska ikona zrabowana na Ukrainie. Przedstawiająca ciemnoskóra Żydówkę, zwaną „Matką Boską Częstochowską”. Ukoronowana przez króla polskiego Jana Kazimierza, syna Szweda i Austriaczki, na duchową Królową Polski. Uważana przez polskich patriotów za symbol polskiej polskości.

A rzeczywistym, niepodważalnym, niepapugowanym wkładem polskiego dziedzictwa kulturalnego I Rzeczpospolitej w światowy dizajn jest polski kołtun. Noszony na polskiej wsi jeszcze w XIX wieku.

Tumani

Prezydent Nawrocki wspomniał o Maurycym Mochnackim, który „pisał, że to, co najważniejsze, to rozpoznanie w swoim jestestwie.” Ale nie wspomniał, że ten prawdziwy Mochnacki po upadku Powstania Listopadowego znalazł azyl polityczny w Belgii. I w Europie Zachodniej szukał sojuszników w walce o odbudowę niepodległej Polski. Bo tak wynikało mu z tego „rozpoznania jestestwa”.

Przypomniał też prezydent Nawrocki sukcesy miłej mu II Rzeczpospolitej. Jako dowód czysto polskiego wysiłku niepodległościowego, dokonanego polskimi siłami i zasobami, wskazał budowę Centralnego Okręgu Przemysłowego.

Gdyby znał historię COP, wiedziałby, że ta inwestycja powstała dzięki zaciągniętej w 1936 roku pożyczce od rządu Francji. II Rzeczpospolitą nie stać było na taka inwestycję. Początkowo pożyczkę chciano przeznaczyć na zakup uzbrojenia. Przede wszystkim we Francji. Ale ówczesny wicepremier i minister skarbu Eugeniusz Kwiatkowski przeforsował zużycie tych pieniędzy na industrializację Polski. Budowany COP nie zdążył uzbroić polskiej armii, która przegrała wrześniową wojnę z Niemcami. Ale fabryki zostały.

Ideę budowy COP przejęli niemieccy okupanci, którzy dokończyli zaporę i elektrownię w Rożnowie. Inne fabryki zmodernizowali i rozbudowali. Kolejne rozbudowy COP-u to dzieło „Planu Trzyletniego” i kolejnych inwestycji w czasach Polski Ludowej. Dzisiejszy COP, który tak chwali prezydent Nawrocki, to wspólne dziecko Drugiej Rzeczpospolitej Polskiej, Trzeciej Rzeszy Niemieckiej i Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.

Ale o tym prezydent Nawrocki nie wspomina. Woli tumanić Polki i Polaków.

Przestrasza

Prezydent Nawrocki powiedział też: „Co chcemy dziś powiedzieć tym, którzy krwią, wysiłkiem i pracą przynieśli nam niepodległość 11 listopada, kiedy widzimy, że część polskich polityków gotowa jest do tego, aby po kawałku oddawać polską wolność, niepodległość i suwerenność obcym instytucjom, trybunałom, obcym agendom Unii Europejskiej.”

I na to zapiał z radości, że: „Prezydent Donald Trump zaprosił Prezydenta Polski na szczyt grupy G20. Ten sam nasz wielki sojusznik zadeklarował, z czego z Panem Premierem, Ministrem Obrony Narodowej się cieszymy, że ci żołnierze amerykańscy, którzy są na terytorium Rzeczypospolitej i wspomagają żołnierza polskiego, pozostaną w Polsce – i jest to dla Rzeczypospolitej także dobra informacja.

Jesteśmy gotowi do tego, aby Polska stała się także energetycznym i gazowym hubem dla całej Europy Środkowej i Wschodniej razem z naszymi amerykańskimi partnerami.”

To oznacza, że walcząc o polską suwerenność polityczną i gospodarczą prezydent Nawrocki będzie rugował polską współpracę z nasza Unią Europejską i jednocześnie zapraszał do Polski jeszcze więcej żołnierzy amerykańskich. Na nasz koszt zresztą.

Będzie rugował z programów szkolnych wiedzę o higienie i oddawał polską ziemię amerykańskim firmom handlującym skroplonym gazem.

Będzie dalej wetował rozwój polskich firm energii odnawialnej i dodatkowo otwierał porty dla amerykańskiego węgla kamiennego?

Tylko dlatego, że wielki mocarz, prezydent Trump zaprosi prezydenta Nawrockiego i jego świtę na jakiś bankiet wydany po wcześniejszym koncercie mocarstw.

I na bankiecie prezydent nadmie się jak paw.

Suwerenny, wolny paw.

Piotr Gadzinowski

Poprzedni

Między edukacją a zdrowiem

Następny

Zmagania o naprawę cywilizacji ludzkiej