8 grudnia 2024

loader

Ten stary, niezawodny Wolter

Znane i nieznane

Do licznych książkowych „relikwii” w mojej domowej bibliotece zaliczam edycję (rok1971) „Powiastek filozoficznych” Woltera we wspaniałej piwowskiej serii „Klasyki polskiej i obcej”, w przekładzie Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Od tamtego czasu (48 lat) i Wolter i Boy przeszli w przestrzeni polskiej recepcji drogę od kanonu do lamusa. Tego pierwszego wyklęto (nieoficjalnie) jako pierwszego spiritus movens sprzeciwu wobec Religii i Tradycji, ojca chrzestnego wszelkiego „duchowego lewactwa”, rewolucji kulturowej, nowożytnego prawodawcę ateizmu i nihilizmu. Tego drugiego – jako żadnego tam nawet niedobrego liberalnego, „zdradzieckiego” polskiego inteligenta, lecz jako zwyczajnego „komucha” i „sowieciarza”. Nieprzypadkowo to właśnie Boy przyswoił polszczyźnie wolterowskie powiastki. I tak był to tzw. najwyższy czas, a fakt że stało się to dopiero sto kilkadziesiąt lat po ich francuskim wydaniu nie pozostał bez znaczenia dla procesów wychowania polskiego społeczeństwa. Bez percepcji „Powiastek filozoficznych” nie sposób powiedzieć, że zaczerpnęło się choćby „okruszynę” Oświecenia. To, że w myślowym, potocznym krwioobiegu polskim nie ma ani Oświecenia, ani Woltera, że Polska nie przeżyła zbiorowej, oświeceniowej edukacji, lekcji nawet, nie pozostaje bez wpływu na polską wizję życia i negatywne tego skutki widać wyraźnie niestety do dziś. Gdy otworzyłem egzemplarz nowej edycji „Powiastek” przypuszczałem, że znajdę tam jedynie te, które znam: „Kandyda”, „Zadiga”, „Prostaczka” i „Tak toczy się światek” – kanoniczne świadectwa oświeceniowej wiary i esencję wolterianizmu. Tymczasem znalazłem tam dodatkowo dziewięć innych powiastek, których nie znałem, więc uczulam na to właścicieli wspomnianej starej edycji i miłośników prozy Woltera, gdyby nie wiedzieli. Nabywając tę edycję z piękną okładką, nabędą rzecz w znaczącym stopniu nową. Lekturę zacząłem od końca, od powiastki „Uszy hrabiego Chesterfield i kapelan Gudman” i znalazłem tam tego najsmakowitszego Woltera z jego przekorą wobec ustalonych sądów, z jego niepokorą wobec utartych opinii i pojęć, z jego brawurową i nie liczącą się z niczym dezynwolturą w formułowaniu opinii zawsze obrazoburczych, często ekstrawaganckich (jak ta o wpływie wypróżnienia bądź niewypróżnienia jelit na nasze życie duchowe, która po prawdzie wcale nie jest tak zupełnie od czapy, co wielu może potwierdzić), z jego sceptycyzmem wobec wszelkich „poprawności” (paradoksalnie, bo to nikt inny jak Wolter jest ojcem krytycznej a nawet szyderczej postawy w stosunku do tzw. „politycznej poprawności”), wobec wszelkich złudzeń („Jeannot i Collin”) i tak dalej. Powróciłem też oczywiście do dużych pereł tego kanonu z „Kandydem” na czele. I także ta ponowna lektura, pierwsza tak uważna po wielu latach, pozytywnie zweryfikowała moje obawy co do tego, czy mające przeszło dwustuletnią metrykę „Powiastki filozoficzne” Woltera nie są już jedynie tylko zabytkiem kultury piśmienniczej, cennym jako składnik tradycji, „obiekt muzealny”, ale „nieczytliwym”, martwym jako teksty z językowego i historycznego punktu widzenia. Otóż nie. Klarowność i żywość prozy Woltera jest wręcz współczesna w swoim brzemieniu, co zapewne stanowi także zasługę translatora. Poza pewnymi rekwizytami z epoki, tworzywo „powiastek filozoficznych” może być, a może nawet powinno, podlegać naszemu współczesnemu przetwarzaniu myślowemu. Gdy się czyta Woltera, wcale nie czyta się anachronicznego filozofa w pudrowanej peruce, ale niemal „naszego współczesnego”. To niewiarygodne, jak ciągle tak samo lub bardzo podobnie, nasz „toczy się światek”.

Wolter – „Powiastki filozoficzne”, przekład, wstęp i przypisy Tadeusz Boy-Żeleński, Wydawnictwo Marek Derewiecki, Kęty 2016, str.430, ISBN 978-83-64408-75-5.

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Fetowanie zwycięstwa czy poronionej doktryny?

Następny

O miłości i wstydzie

Zostaw komentarz