Najgłupszym, co może zrobić człowiek innemu, to wmawiać mu, że wie, jak ten pierwszy się czuje, kiedy widać jak na dłoni, że nie ma o tym zielonego pojęcia. Współczuć, zasromać się, pochylać nad losem innego. Mówić: wiem jak ci ciężko. Mówić, dla mówienia. Czasami więc lepiej zamilknąć, żeby nie robić z siebie błazna.
Prezydent Polski Duda udzielił niedawno wywiadu dla telewizji komercyjnej. To już dało komentatorom życia politycznego w naszym kraju powody do zastanowienia. Czyżby próba otwarcia się na drugą stronę? Czasy są wymarzone, żeby zaczynać odrywać z siebie pisowską łatkę i stroić się we własny drelich, bo im gorzej, tym lepiej. Dość szybko jednak prezydent pokazał, że uniformu zmieniać nie zamierza i nadal będzie dziarsko maszerował, ramię w ramię, przy „Marszałku”. Taki pieszczotliwy pseudonim ma Jarosław Kaczyński u swoich najbardziej oddanych mołojców. Żeby jeszcze prezydent zaczął mówić, za co kocha Jarosława i jego partię, to niech tam sobie gada po próżnicy, bo kto go słucha, chyba babka głucha. Andrzej Duda poszedł w wywiadzie o krok dalej, i jął się silić na artykułowanie swoich własnych przemyśleń. I tu sprawa się rypła.
Zapytany o przedsiębiorców, którzy otwierają swoje biznesy wbrew zakazom, prezydent oświadczył, że rozumie ich desperację, ale łamania rządowych zakazów nie pochwala. Jak wychowawca w klasach 1-3, który napomina dziatwę: rozumiem, że troszczysz się o dobro szkoły i naskarżyłeś na Piotrusia, że nie zmienił butów, ale donosicielstwa nie lubię. Rozumiem, dobrzy ludzie, że jest Wam ciężko, 18 filmów o tym zrobiłem, ale samowolki nikt mi tu robił nie będzie. Od porządku jest policja. No właśnie, o policji też pan prezydent się zająknął. Zapytany o przemoc, gaz i teleskopowe pałki na protestach Strajku Kobiet oświadczył, że tam, gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Innymi słowy, jak się idzie na zadymę, trzeba się liczyć z tym, że się dostanie pałą przez plecy. Tak było, jest i będzie. A na tle innych państw, nasze organa władzy milicyjnej wypadają jak harcerstwo. Niech się więc ci wszyscy, co oberwali miotaczem gazu cieszą, że się skończyło tylko tak, bo jakby trafili na francuskiego stróża prawa, co się w tańcu nie pir…oli, to inaczej byśmy rozmawiali. Jeśli jednak komuś nadal w naszym demokratycznym kraju źle, to nikt nikogo pod pistoletem nie trzyma. Jeszcze. Może zmienić otoczenie, jeśli tylko otworzą na oścież lotniska. Podobnie, jeśli komuś nie w smak bycie prokuratorem, może się przeflancować na adwokata, radcę prawnego albo komornika. Pan prezydent wie to najlepiej, bo sam odebrał gruntowne, prawnicze wykształcenie, i jeśli tylko zechce, zawsze będzie mógł wrócić do zawodu. Przecież do końca życia nie będzie prezydentem, więc z czegoś trzeba żyć na starość. Woli człowiek bardziej osiadły tryb życia, to zostaje adwokatem. Jak lubi przygodę, adrenalinę i niepewność jutra, wybiera dla siebie zawód np. prokuratora albo księdza, bo zarówno jednego jak i drugiego jego przełożeni mogą przesuwać z parafii do parafii, z prokuratury do prokuratury, kiedy zajdzie taka potrzeba. I mylą się ci wszyscy, którzy widzą w delegowaniu prokuratorów do odległych jednostki elementy politycznej dintojry. Ot, po prostu są wakaty, więc minister musi je kimś zapełnić. Przecież nie pośle do pracy piekarzy czy zdunów. O co więc ta afera? Trzeba było zostać piekarzem, to by nikt człowieka po Polsce nie ganiał, jak psa z pęcherzem.
I tak przez dzień boży cały, plótł prezydent swe pochwały. Dla rządu i rządzących ma się rozumieć. Dla stylu i poszanowania przezeń prawa i obyczaju. Zdobył się też na niemały gram empatii, zapewniając przedsiębiorców o swoim dlań ciepłym serduszku, ale cóż on, jako prezydent może zrobić. Radzi zacisnąć zęby, te które jeszcze ludziom zostały, i przeczekać w spokoju do wiosny a później się zobaczy. Wizjoner.
Jak się chodzi na wywiady do prezydenta, bo do prezydenta u nas się chodzi, a nie prezydent chodzi po telewizjach, wprzódy wywiad taki dość szczegółowo się przygotowuje. Normą na tym szczeblu jest wcześniejsze zaznajomienie pytaego z pytaniami, ewentualnie z obszarami tematycznymi, które będą w rozmowie poruszane, żeby człowiek mógł się przygotować. Zastanawiam się, czy może coś mi umknęło i dziś jest już inaczej, czy ktoś tu pokpił sprawę i nie przygotował się z prezydentem do rozmowy. A może było tak, że prezydent poszedł na żywioł i mówił, co naprawdę myśli. Ale jeśli tak właśnie miałoby być, to po tym, cośmy usłyszeli, pora umierać.