9 kwietnia 2025

Imieniny: Jarosława, Marka

loader

Prawo, równość, sprawiedliwość. Solidarnościowa demonstracja tureckich studentów na UW

fot. Julian Mordarski

Wczoraj na kampusie głównym Uniwersytetu Warszawskiego zebrała się grupa studentów – głównie z Turcji – by zamanifestować solidarność z koleżankami i kolegami aresztowanymi w ich ojczyźnie. Nie był to protest tak liczny ani donośny jak ten sprzed tygodnia, kiedy tysiące Turków przeszły ulicami stolicy – ale był spontaniczny, przejmujący i pełen emocji.

W centrum dziedzińca rozciągał się czerwony baner z napisem: „Hak, hukuk, adalet – prawo, równość, sprawiedliwość”. Tutaj, w Warszawie, mogli powiedzieć to, za co w Turcji grozi więzienie. Ich demonstracja była nie tylko gestem solidarności, ale też aktem wolności – na który w ojczyźnie nie mogą sobie bezpiecznie pozwolić.

Wydarzenie było reakcją na trwającą falę represji w Turcji, zapoczątkowaną aresztowaniem burmistrza Stambułu Ekrema İmamoğlu – jednego z głównych liderów tureckiej opozycji. Jak podkreślali uczestnicy, nie chodzi już o jeden przypadek. To walka o przyszłość całego pokolenia.

– „301 studentów w Turcji zostało zatrzymywanych tylko dlatego, że skorzystali ze swoich praw politycznych” – powiedziała mi jedna z uczestniczek.

– „Jak widzisz na tych wszystkich plakatach – wiele osób trafiło do więzienia bez procesu. W Turcji protesty wciąż trwają. Chcemy sprawiedliwości dla nich. Ale jesteśmy też tutaj, by mówić w imieniu matki Yeşim Akbaş – młodej kobiety, zastrzelonej przez policjanta ponad dwa lata temu. On nadal pracuje w służbach. Ona nadal walczy o prawdę.”

Sprawa zabójstwa 26-latki była jednym z najgłośniejszych przypadków policyjnej przemocy w Turcji. Kobieta została znaleziona martwa w domu funkcjonariusza, który – według oficjalnej wersji władz – miał być jej partnerem. Policja od początku utrzymywała, że popełniła samobójstwo. Rodzina temu zaprzecza: twierdzi, że Yeşim była wcześniej zastraszana, a feralnego dnia to policjant oddał strzał. Do dziś nie zapadł żaden wyrok, nie toczy się pełnoprawne śledztwo, a sprawca – jak mówią bliscy – pozostał bezkarny.

Dla protestujących Yeşim Akbaş to symbol. Jej historia stała się jednym z punktów odniesienia szerszego sprzeciwu wobec przemocy instytucjonalnej, policyjnej bezkarności i ignorowania głosu ofiar.

„301 już siedzi. Nie chcemy być 302”

Liczba 301 stale przewijała się w przemówieniach. Jeden z głównych organizatorów, przemawiając przez mikrofon, powiedział:

– „Dopóki trwa niesprawiedliwość, nie przestaniemy mówić. Tych 301 studentów nigdy nie było i nie będzie samych. To, że jesteśmy za granicą, nie znaczy, że nie możemy ich wspierać. Jeśli nie chcesz być kolejnym – musisz zabrać głos.” 

Przemawiały kolejne osoby w języku angielskim i tureckim. Wśród przemawiających studentów dominowały głosy sprzeciwu wobec represji, brutalności policji, niszczonej demokracji i kryzysu ekonomicznego, który odbiera młodym ludziom jakiekolwiek perspektywy.

– „To nie tylko sprawa aresztowania jednego burmistrza. To cała Turcja się sypie – demokracja, gospodarka, prawa człowieka. A my, jako młodzi, czujemy, że w każdej chwili może to spotkać także nas” – powiedział jeden z uczestników.


Z kolei inna studentka zwróciła uwagę na przemoc seksualną wobec kobiet zatrzymywanych podczas protestów:

– „Jedna z uczestniczek ostatnich protestów padła podczas zatrzymania ofiarą przemocy seksualnej ze strony policji. I nie była jedyna. Do dziś żadna z tych spraw nie została wyjaśniona, nikt nie poniósł konsekwencji. Chcemy sprawiedliwości – nie tylko dla niej, ale dla wszystkich kobiet, które ten system najpierw krzywdzi, a potem ucisza.”

Przemawiający zaznaczali, że sytuacja w ich kraju ma szerszy wymiar – to ostrzeżenie dla całego świata.

– „To nie jest tylko problem Turcji – to sprawa globalna. Wasza obecność tutaj ma ogromne znaczenie. Razem pokazujemy, że solidarność ma siłę.”

Inny mówca przypomniał, że İmamoğlu został najpierw pozbawiony dyplomu przez sąd – co miało utorować drogę do jego aresztowania rzekomo z powodu błędów formalnych.

Ten manewr miał utorować drogę do oskarżenia go o fałszerstwo dokumentów i przygotować grunt pod jego zatrzymanie. Dla protestujących Turków to nie była pomyłka, tylko pokazowa operacja polityczna – zrobiona po to, by wyeliminować jednego z najgroźniejszych przeciwników władzy przed wyborami.

– „To pokazuje, jak władza próbuje usuwać opozycję, udając legalizm. Ale to właśnie studenci pierwsi powiedzieli: dość”.

„Tu możemy mówić”

Fotografia zrobiona przed rozpoczęciem protestu fot. Julian Mordarski

Już przed demonstracją na ziemi rozłożono dziesiątki ręcznie wykonanych plakatów. Ich treść była zarówno emocjonalna, jak i precyzyjnie osadzona w faktach. Oto niektóre z haseł:

  • „Students are voices of change, not criminals” – Studenci są głosem zmian, nie przestępcami
  • „Justice behind walls” – Sprawiedliwość za murami więzienia
  • „Justice for my classmates – and many more remain detained” – Sprawiedliwości dla moich kolegów – wielu innych wciąż jest przetrzymywanych
  • „5072 women reported abuse – where was the police?” – 5072 kobiet zgłosiło przemoc – gdzie wtedy była policja?
  • „1900+ DETAINED: 301 students, 201 politicians, 20 children, 13 journalists” – Ponad 1900 zatrzymanych: 301 studentów, 201 polityków, 20 dzieci, 13 dziennikarzy
  • „Spring will come, but first: democracy” – Wiosna nadejdzie, ale najpierw: demokracja
  • „GENÇLİK BİAT ETMEZ!” – Młodzież się nie podporządkuje!
  • „ODTÜ’DE TOMANIN NE İŞİ VAR?” – Co robi armata wodna na kampusie ODTÜ (Środkowowschodniego Uniwersytetu Technicznego)?
  • „UW stands with you” – Uniwersytet Warszawski jest z wami

Najbardziej oczywiście rzucał się w oczy czerwony baner z napisem „Hak, hukuk, adalet – prawo, równość, sprawiedliwość”. Obok niego wyróżniał się również czarno-biały portret Ekrema İmamoğlu – burmistrza Stambułu i nieformalnego lidera tureckiej opozycji – z uniesioną pięścią i podpisem: „Gençliğimiz var!” („Mamy młodzież!”).

fot. Julian Mordarski

W protestującej Turcji İmamoğlu stał się symbolem walki o demokratyczną zmianę. Ale to właśnie młodzi ludzie – studenci, aktywiści, uczennice – stają dziś w pierwszym szeregu. To oni wychodzą na ulice, to oni ryzykują zatrzymania, to ich głos słychać najmocniej. To deklaracja siły pokolenia, które nie chce już milczeć.

To nie tylko protest. To bunt wobec systemu

Jak pisze Onur Acaroğlu na łamach amerykańskiego lewicowego magazynu „Jacobin”, protesty studentów w Turcji to coś więcej niż reakcja na jedno aresztowanie. To świadome odrzucenie całego systemu, który przez lata odbierał młodym ludziom marzenia – i godność.

To bunt wobec islamizacji edukacji, prywatyzacji usług publicznych, upokorzenia klasy średniej i przemocy instytucjonalnej. Protestujący nie widzą już różnicy między codziennym kryzysem ekonomicznym a brakiem demokracji – bo jedno i drugie sprowadza się do tego samego: życia bez przyszłości.

Wielu z nich – mimo wykształcenia – pracuje jako kurierzy, kasjerki, kelnerzy. Ich rzeczywistość to proletaryzacja wykształcenia. Uniwersytety, które miały być gwarantem awansu społecznego, dziś przypominają zamknięte twierdze pod nadzorem władz i skrajnej prawicy.

„To nie jest tylko kryzys demokracji. To wynik dekad prywatyzacji, demontażu państwa świeckiego, upokorzenia edukacji i życia publicznego” – pisze socjolog. „Dlatego dziś wychodzą na ulice – i nie zamierzają się cofnąć.”

Protesty to nie chwilowy zryw. To pokoleniowe przebudzenie, w którym – jak zauważa Acaroğlu – młodzi ludzie nie tylko kontestują rząd Erdoğana, ale całą logikę państwa, które „traktuje obywatela jak poddanego, a posłuszeństwo uznaje za cnotę najwyższą”.

Milczący apel

Demonstracja na Uniwersytecie Warszawskim nie była widowiskowa. Nie było sceny, nagłośnienia ani tłumów. Wszystko odbyło się spokojnie, niemal po cichu – bez jednego organizatora, bez kamer, bez nagłaśniania wydarzenia w mediach. Oddolnie, z potrzeby solidarności z represjowanymi kolegami i koleżankami.

Sam trafiłem tam przypadkiem – właśnie kończyłem zajęcia na Wydziale Dziennikarstwa, gdy na kampusie zobaczyłem rozstawione plakaty i czerwoną tkaninę z wyraźnie lewicującym hasłem, która zadziałała na mnie jak płachta na byka. Postanowiłem się temu przyjrzeć – zwłaszcza że tydzień wcześniej pisałem o tym, jak kandydat Konfederacji na prezydenta, Sławomir Mentzen, straszył „islamizacją”, komentując wcześniejszy protest Turków w Warszawie. Wśród tamtych demonstrantów byli również studenci, z którymi wczoraj rozmawiałem. I jasno dali mi do zrozumienia, że nie reprezentują żadnego radykalizmu religijnego – przeciwnie: bronią świeckości państwa, demokracji i wolności obywatelskich.

Mentzen buduje swój przekaz na strachu i kalkulacji politycznej, ale żadna z jego tez nie znajduje potwierdzenia w rzeczywistości. Ci ludzie demonstrują i demonstrowali nie dla islamizacji, tylko przeciwko niej.

Natomiast wczorajszy przekaz tureckich studentów był jasny:

„Nie chcemy być 302!” – hasło wyraża prostą, ale stanowczą niezgodę na sytuację, w której kolejne osoby trafiają do więzienia tylko dlatego, że nie milczą. To jednocześnie apel o zatrzymanie spirali represji i wyraz sprzeciwu wobec państwa, które karze za odwagę.


Na zdjęciach z protestu twarze zostały celowo zamazane – na wyraźną prośbę uczestników. Bo choć dziś studiują w Polsce, dobrze wiedzą, że po powrocie do Turcji nawet gest solidarności może sprawić im spore problemy, a nawet być może odebrać wolność.

Julian Mordarski

Redaktor Trybuny. Absolwent Polityki Społecznej na Uniwersytecie Warszawskim, obecnie studiuje Dziennikarstwo i Medioznawstwo na WDiB UW. Od 3 lat związany z lewicowymi mediami, aktywnie angażujący się w tematy społeczne i polityczne. Hobbystycznie pasjonuje się piłką nożną, śledząc zarówno rozgrywki krajowe, jak i międzynarodowe.

Poprzedni

Zawód strategiczny bez strategii