Legia przegrała w III rundzie kwalifikacji Ligi Europy z mistrzem Luksemburga
Piłkarze Górnika Zabrze, Jagiellonii Białystok, Lecha Poznań i Legii Warszawa pobili niechlubny rekord. Jeszcze nigdy występy polskich zespołów klubowych w eliminacjach europejskich pucharów nie zakończyła się tak wcześnie.
Górnik odpadł z eliminacji Ligi Europy już w II rundzie, ulegając słowackiemu AS Trencin 0:1 i 1:4. Porażka zabrzan nie jest jednak jakoś przesadnie wstydliwa, bowiem ich pogromcy w kolejnej rundzie równie dotkliwie rozjechali znacznie wyżej notowany Feyenoord Rotterdam, pokonując holenderską ekipę u siebie 4:0 i remisując z nią na wyjeździe 1:1. Jeśli jednak zważymy, że inny ze słowackich zespołów, Spartak Trnava, wyeliminował Legię Warszawa w II rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów, te porażki budzą pytanie, jakim cudem dysponujące znacznie niższymi budżetami kluby naszych południowych sąsiadów przejechały się po naszych z taką łatwością?
Wstyd, a w kasie tylko drobne
Odpowiedź przyniosła konfrontacja Legii w III rundzie kwalifikacji Ligi Europy z mistrzem Luksemburga F91 Dudelange. Warszawski zespół najpierw w kompromitującym stylu przegrał u siebie 1:2, a w rewanżu rozegranym na więcej niż przaśnym stadioniku w Luksemburgu już pod wodzą nowego trenera Ricardo Sa Pinto zdołał jedynie zremisować 2:2.
Jagiellonia i Lech trafiły na belgijskie zespoły i zaraz po losowaniu było wiadomo, że będą miały niewielkie szanse na wywalczenie awansu do następnej rundy rozgrywek. Te przewidywania się potwierdziły – białostocczanie nie poradzili sobie z KAA Gent i przegrali oba spotkania – 0:1 u siebie i 1:3 na wyjeździe. Ekipa „Kolejorza” też się nie popisała ulegając dwukrotnie KRC Genk – na boisku rywali 0:2, a w Poznaniu 1:2.
Mimo tak wczesnego zakończenia udziału w rozgrywkach o europejskie puchary, na otarcie łez na konta naszych czterech klubów UEFA przeleje trochę „drobnych”. Najwięcej wpadnie do kasy Legii – 1,2 mln euro, Lech otrzyma 780 tys. euro, Jagiellonia 540 tys. euro, a Górnik równe pół miliona euro. Każdy pieniądz się liczy, ale prawda jest taka, że awansując do kolejnych faz rozgrywek nasze eksportowe zespoły mogły zarobić znacznie, ale to znacznie więcej. Nie jest to jednak jedyna strata, jaka nasz klubowy futbol poniesie z powodu tego kompromitującego występu.
Ranking prawdę ci powie
Po czwartkowych porażkach Legii, Lecha i Jagiellonii nasza rodzima Lotto Ekstraklasa w ligowym rankingu UEFA znajdzie się na 21. miejscu. Tegoroczne wyniki naszych drużyn w europucharach przyniosły ledwie 2,250 pkt do tego zestawienia. To najgorszy wynik od sezonu 2009-2010, gdy polskie zespoły zdobyły 2,125 pkt. Jeszcze gorzej pod tym względem było w sezonie 2007-2008 (tylko 1,666 pkt). Teraz Lotto Ekstraklasa ma w sumie 19,25 pkt i tego dorobku już nie powiększy jako jedyna liga narodowa z pierwszej trzydziestki rankingu. Tracąc wszystkie zespoły tak wcześnie nasza piłkarska ekstraklasa znalazła się w towarzystwie krajowych lig San Marino, Liechtensteinu, Malty, Estonii, Gibraltaru i Kosowa, podczas gdy zespoły z Mołdawii, Macedonii, Gruzji, Walii i rzecz jasna Luksemburga pozostają nadal w grze. Mogą nasi piłkarscy działacze pleść co chcą, ale ta sytuacja dla jest po prostu upokarzająca. A to jeszcze nie musi być koniec upadku. W najbardziej pesymistycznych prognozach Lotto Ekstraklasa w rankingu UEFA może zjechać po tym sezonie na 26. lokatę, a nawet na 29. A jeszcze niedawno snuto plany awansu na 15. miejsce w rankingu, dające dwie drużyny w kwalifikacjach Ligi Mistrzów, a trzy w Lidze Europy. O takim wariancie na razie trzeba zapomnieć.
Polscy piłkarze są w mniejszości
Oceniając ten wybitnie niedany występ polskich zespołów w europejskich pucharach nie powinno się jednak używać myślowego skrótu, że był to blamaż polskich piłkarzy. Dla zobrazowania kadrowej sytuacji dla uproszczenia podajemy wyliczenie oparte na składach w ostatnich meczach naszego pucharowego kwartetu. W zespołach Legii, Lecha, Jagiellonii i Górnika wystąpiło w sumie 56 zawodników – tylko połowa z nich to byli Polacy, druga połowę tworzyło 28 graczy z 20 krajów. Do sromoty polskich klubów na europejskiej arenie dołożyło się czterech piłkarzy z Hiszpanii, trzech z Portugalii, po dwóch z Chorwacji, Czech i Słowenii oraz po jednym z Brazylii, Irlandii, Litwy, Słowacji, Bośni i Hercegowiny, Norwegii, Czarnogóry, Szwajcarii, Argentyny, Węgier, Danii, Luksemburga, Finlandii i Gwinei. A także Ukrainy, bo chociaż pomocnik Jagiellonii Taras Romanczuk zdobył polski paszport i nawet zagrał w reprezentacji Polski, to jako piłkarz został ukształtowany w swoim rodzinnym kraju i nie ma co odbierać tej zasługi Ukrainie.
Trzeba jednak podkreślić, że tę w miarę wyrównaną statystykę psuje trochę Górnik, który wyraźnie stawia na polskich piłkarzy. W zespołach Legii, Lecha i Jagiellonii proporcje kadrowe są wyraźnie na korzyść obcokrajowców. W miniony czwartek na 42 wystawionych w sumie do gry zawodników tych trzech klubów, polskich piłkarzy było 17, zaś cudzoziemców aż 25, zaś ich trenerami byli Polak, Serb i Portugalczyk. Na papierze wygląda to nieźle, ale na boisku tragicznie.