9 grudnia 2024

loader

Euro 2020/21: Nie ma wiary w biało-czerwonych

Jakość gry zaprezentowana przez reprezentację Polski w czerwcowych meczach z Rosją i Islandią nie daje wielu powodów do optymizmu. W przededniu pierwszego występu w mistrzostwach Europy biało-czerwoni znów stali się „boską drużyną”, bo chyba tylko Bóg wie, jak zagrają w poniedziałek w Petersburgu przeciwko Słowacji.

Zaczynając swoją pracę z kadrą Polski Paulo Sousa był dobrej myśli. „Polscy zawodnicy mają jakość, ale muszą ją przenieść z klubów do reprezentacji. Moim zadaniem jest im w tym pomóc” – twierdził. Na razie nic nie wskazuje, by wywiązał się z tego zadania. Pod jego wodzą biało-czerwoni rozegrali jak dotąd pięć meczów – w marcu trzy o punkty w eliminacjach mistrzostw świata z Węgrami (3:3), Andorą (3:0) i Anglią (1:2), a na początku czerwca towarzysko zmierzyli się z Rosją (1:1) i Islandią (2:2). Bilans nie oszałamia, chociaż nie jest też jakiś tragiczny – jedno zwycięstwo, trzy remisy i jedna porażka, a w bramkach 10:8. Problem w tym, że po żadnym z tych spotkań nie dało się z czystym sumieniem powiedzieć, że Polacy zagrali świetnie.
Osiem straconych goli w pięciu meczach to stanowczo zbyt wiele, chyba że było to wkalkulowane ryzyko w proces przestawiania naszej drużyny na grę trzema obrońcami. Próbowali to bez powodzenia robić już wcześniej Adam Nawałka i Jerzy Brzęczek, a Sousa w takim ustawieniu zaczął spotkanie z Węgrami. Przejechał się na tym mocno, bo już w 6. minucie było 1:0 dla rywali, a w 52. już 2:0. Zastanawia też dlaczego portugalski selekcjoner za każdym razem grał innym składem. Można to jeszcze zrozumieć w przypadku trzech marcowych meczów, bo miał z kadrą ledwie kilka treningów i nie do końca orientował się w możliwościach poszczególnych zawodników. Ale w Opalenicy miał już dość czasu na poznanie aktualnych możliwości wszystkich kadrowiczów i dokonanie najlepszych wyborów.
W meczu z Rosją wystawił jednak skład jakby na odczepnego, zwłaszcza w linii defensywnej, bo posłał do gry tercet Kędziora, Helik, Piątkowski, natomiast w sparingu z Islandią, ostatnim przecież przed startem w turnieju Euro 2020, postawił na Kędziorę, Glika i Dawidowicza. Dla przypomnienia – w marcu z Węgrami zagrali Bereszyński, Helik (59. minuty zastąpił go Glik) i Bednarek: z Andorą Bereszyński (w 60. minucie wszedł za niego Dawidowicz), Glik i Piątkowski, a z Anglią Helik (w drugiej połowie zastąpił go na tej pozycji Bereszyński), Glik i Bednarek.
Selekcjoner w spotkaniu z Islandczykami zamieszał też w taktycznym ustawieniu zespołu, bo zaczął mecz systemem1-4-4-2 (Szczęsny – Kędziora, Glik, Dawidowicz, Puchacz – Frankowski, Krychowiak, Moder, Zieliński – Lewandowski, Świerczok), by po zmianie stron i dokonaniu czterech pierwszych zmian przestawić drużynę na schemat 1-4-3-3 (Szczęsny – Kędziora, Glik, Dawidowicz, Puchacz, od 80. Rybus – Kozłowski, Linetty, Moder – Płacheta, Lewandowski, od 81. Świderski, Jóźwiak). Niestety, w żadnym z tych ustawień nasza reprezentacja nie potrafiła zdominować przeciwników, nie potrafiła też ułatwić gry Robertowi Lewandowskiemu, co zapowiadał przed zgrupowaniem kadry Sousa. Inna sprawa, że gdy w 81. minucie „Lewy” zszedł z boiska na własną prośbę, to jego zmiennik Karol Świderski strzelił wyrównującego gola, odpowiadając tym najlepiej jak można na złośliwy żart jednej z angielskich firm bukmacherskich, która na Twitterze napisała: „Reprezentacja Polski w 10 słowach: znana z gry w wyjątkowym systemie taktycznym: cokolwiek – cokolwiek – Lewandowski”.
Przypomnijmy zatem w przededniu rozpoczęcia Euro 2020/21 jak wybrańcy Paulo Sousy radzili sobie w ligowych zespołach.
W bramce w meczu z Rosją zagrał Łukasz Fabiański, a z Islandią Wojciech Szczęsny, lecz wiadomo już, że w spotkaniu ze Słowacją wystąpi ten drugi. To subiektywny wybór selekcjonera, bo obaj dużo grali w swoich klubowych zespołach i mają zbliżone statystyki – Szczęsny zaliczył w Juventusie Turyn 38 występów, wpuścił 40 goli, a w 9 meczach zachował czyste konto. Na boisku spędził 3428 minut, natomiast Fabiański w West Ham United rozegrał 37 meczów, puścił 44 gole, a czyste konto zachował w 10 spotkaniach i w sumie zaliczył na boisku 3150 minut. Trzeci z golkiperów, Łukasz Skorupski, ma na koncie w FC Bologna 28 meczów, 46 puszczonych goli, 4 czyste konta i 2520 minut, więc gdyby zaszła taka konieczność, też sobie w turnieju poradzi.
Z obrońców po ligowym sezonie najwięcej w nogach ma Michał Helik, który w barwach Barnsley rozegrał 52 mecze, strzelił 6 goli, zaliczył 2 asysty i spędził na boisku 4591 minut. Drugi w kolejności pod tym względem jest Jan Bednarek (Southampton) – 42 mecze, 1 gol, 1 asysta, 3628 minut, a trzeci Tymoteusz Puchacz (Lech Poznań – 41 meczów, 3 gole, 6 asyst, 3132 minuty. Kolejne miejsca zajmują: Tomasz Kędziora (Dynamo Kijów) – 40 meczów, 1 gol, 4 asysty, 3550 minut; Kamil Glik (Benevento) – 37 meczów, 2 gole, 1 asysta, 3297 minut; Maciej Rybus (Lokomotiw Moskwa) – 37 meczów, 1 gol, 4 asysty, 3330 minut; Kamil Piątkowski (Raków Częstochowa) – 33 mecze, 3 gole, 4 asysty, 2970 minut; Bartosz Bereszyński (Sampdoria Genua) – 32 mecze, 1 gol, 2696 minut i Paweł Dawidowicz (Hellas Werona) – 32 mecze, 1957 minut.
Wśród pomocników najbardziej zapracowany w klubowym zespole był Piotr Zieliński (SSC Napoli), który rozegrał 47 meczów, strzelił 10 goli, zaliczył 13 asyst i spędził na boisku 3155 minut. Drugi w kolejności jest Kamil Jóźwiak (Derby County) – 45 meczów, 1 gol, 5 asyst, 3022 minuty, a trzeci Jakub Moder (pół sezonu w Lechu, a pół w Brighton & Hove) – 38 meczów, 4 gole, 3 asysty, 2783 minuty. Dalsze miejsca w zestawieniu zajmują: Mateusz Klich (Leeds United) – 35 meczów, 4 gole, 5 asyst, 2397 minut; Grzegorz Krychowiak (Lokomotiw Moskwa) – 35 meczów, 11 goli, 4 asysty, 3071 minut; Karol Linetty (AC Torino) – 30 meczów, 1 gol, 2029 minut; Kacper Kozłowski (Pogoń Szczecin) – 25 meczów, 3 gole, 4 asysty, 1496 minut; Przemysław Frankowski (Chicago Fire) – 6 meczów, 519 minut, ale MLS dopiero rozpoczęła sezon.
Wśród napastników prym wiedzie Robert Lewandowski, od którego co prawda więcej meczów ma na koncie Karol Świderski, ale w liczbie minut spędzonych na boisku i dokonaniach gwiazdor Bayernu Monachium bije innych graczy ofensywnych kadry na głowę. „Lewy” ma na koncie 40 meczów, 48 goli, 9 asyst i 3379 minut; wspomniany Świderski zagrał w 49 spotkaniach PAOK Saloniki, strzelił 11 goli, miał 8 asyst, ale na boisku przebywał przez 2442 minuty. Pozostali napastnicy zaliczyli taką samą liczbę spotkań: Jakub Świerczok (Piast Gliwice) – 28 meczów, 17 goli, 3 asysty, 2055 minut; Przemysław Płacheta (Norwich City) – 28 meczów, 1 gol, 2 asysty, 1117 minut; Dawid Kownacki (Fortuna Düsseldorf) – 28 meczów, 7 goli, 5 asyst, 1449 minut.
Jak widać trener Sousa ma pod swoją komendą całkiem niezłą grupę zawodników i trzeba wierzyć, że wie jak stworzyć z niej wysokiej klasy piłkarski zespół. My przestaliśmy wierzyć, że potrafi i że mu się uda, ale w innych krajach (może poza Anglią) aż tak źle biało-czerwonych się nie postrzega. Niedawno hiszpański dziennikarz Jose Alvarez Haya programie stacji telewizyjnej MEGA wyraził taki oto pogląd: „Jako rewelację Euro 2020 widzę Polskę i chociaż jest w jednej grupie z Hiszpanią, to uważam, że awansuje z pierwszego miejsca. I potem stać ja na dojście co najmniej do ćwierćfinału, co zważywszy na osiągnięcia tego zespołu w mistrzostwach Europy na pewno będzie rewelacją”.
Dla przypomnienia: nasza reprezentacja zacznie turniej w poniedziałek 14 czerwca w Petersburgu meczem ze Słowacją.

Jan T. Kowalski

Poprzedni

Liga Narodów: Polscy siatkarze szykują formę na Brazylię

Następny

Euro 2020/21: Turniej rozrzucony przez UEFA po całej Europie

Zostaw komentarz