2 grudnia 2024

loader

Pościg Lewego za Benzemą

W meczu 5. kolejki Ligi Robert Lewandowski strzelił cztery gole i powiększył swój dorobek w Lidze Mistrzów do 63 trafień

Siedem drużyn zapewniło już sobie awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów. Paris Saint-Germain, Bayern Monachium oraz Juventus Turyn o udział w pucharowej części rozgrywek nie musiały się martwić już po czwartej serii spotkań. Po piątej kolejce dołączyły do nich Real Madryt, Tottenham, Manchester City i FC Barcelona. Przedostatnia seria fazy grupowej miała wielu bohaterów, ale najwięcej mówiło się o trzech – Robercie Lewandowskim, Leo Messim i Erlingu Haalandzie.

Lewandowski znalazł się w centrum uwagi za sprawą strzeleckiego wyczynu. W wygranym przez Bayern Monachium wyjazdowym meczu z Crveną Zvezdą Belgrad kapitan reprezentacji Polski zdobył aż cztery bramki i z łącznym dorobkiem 10 trafień objął prowadzenie w klasyfikacji strzelców obecnej edycji Ligi Mistrzów.

Już sam fakt, że polski snajper Bayernu zdobył bramki w każdym z pięciu grupowych spotkań, uzyskując przy tym niebywałą średnią dwóch trafień na mecz, jest wyczynem nietuzinkowy. Ale jak to ostatnio jest częste w jego przypadku, przy okazji ustanowił też swoisty rekord Champions League, albowiem jak ustalili futbolowi statystycy, były to najszybciej strzelone cztery gole w tych elitarnych rozgrywkach – Lewandowski dokonał tego wyczynu w 14 minut i 31 sekund.

Cztery gole to rzadki wyczyn

W jego karierze nie był to pierwszy „czteropak” w Lidze Mistrzów. Wcześniej, dokładnie 24 kwietnia 2013 roku, czterokrotnie do siatki przeciwnej drużyny trafił jeszcze jako gracz Borussii Dortmund w pamiętnym meczu z Realem Madryt w półfinale edycji 2012/2013. Oprócz Polaka dwa „czteropaki” w strzeleckim dorobku ma jeszcze tylko gwiazdor Barcelony Leo Messi.
Dzięki czterem golom w meczu z Crveną Zvezdą Lewandowski jest od wtorku najskuteczniejszym piłkarzem Bayernu Monachium w Lidze Mistrzów – nasz piłkarz ma na koncie 45 bramek zdobytych w barwach bawarskiej drużyny i o trzy wyprzedza drugiego w klubowej hierarchii Thomasa Muellera. W klasyfikacji wszech czasów z łącznym dorobkiem 63 trafień „Lewy” zajmuje piątą lokatę, bo plasujący się na czwartej pozycji napastnik Realu Madryt Karim Benzema w tym sezonie podjął z Polakiem walkę o jej utrzymanie.

Wiadomo, że osiągnięcia prowadzących w tym zestawieniu Cristiano Ronaldo i Leo Messiego są praktycznie nie do pobicia, bo Portugalczyk ma na koncie 127, a Argentyńczyk 114 goli. Lewandowski i Benzema rywalizują zatem nie o te dwie czołowe lokaty, lecz o trzecie miejsce, które zajmuje inny z legendarnych graczy Realu Madryt, Raul, który występy w Lidze Mistrzów zakończył z dorobkiem 72 trafień.

Ostra walka o trzecią lokatę

Benzema w piątej kolejce w meczu z Paris Saint-Germain zdobył dwie bramki i z łącznym dorobkiem 64 trafień utrzymał czwartą lokatę, lecz Lewandowski z 63 golami jest tuż za nim. Ich rywalizacja będzie z pewnością rozpalać emocje kibiców nie tylko w tym sezonie, bo obaj mają dopiero po 31 lat, a grają w zespołach regularnie występujących w Champions League.

W obecnej edycji najgroźniejszym rywalem „Lewego” do zdobycia tytułu króla strzelców nie jest jednak francuski gwiazdor Realu Madryt, lecz występujący w barwach austriackiego RB Salzburg 19-letni Norweg Erling Haaland. Ten młody piłkarz także bije kolejne rekordy. W meczu z KRC Genk wszedł na boisko dopiero w 62. minucie, ale zdążył jeszcze zdobyć bramkę, już ósmą w tych rozgrywkach Ligi Mistrzów i jeszcze zaliczyć asystę, pomagając swojej drużynie w odniesieniu zwycięstwa 4:1, które daje jej szanse na wywalczenie awansu do 1/8 finału.

Haaland przeszedł do historii tych pucharowych rozgrywek, bo jest najmłodszym piłkarzem, który zdobywał bramki w pięciu kolejnych meczach. Pod tym względem nie ustępuje zatem Lewandowskiemu, a nie jest wykluczone, że wkrótce obaj będą grać w jednej drużynie, bo ponoć działacze Bayernu są młodym Norwegiem mocno zainteresowani.

Giganci na razie śpią

Na trzecie miejsce w klasyfikacji snajperów wskoczył Anglik Harry Kane z Tottenhamu Hotspur, który w wygranym 4:2 spotkaniu z Olympiakosem Pireus zdobył dwie bramki i powiększył swój łączny dorobek w tym sezonie do sześciu trafień. Po pięć goli strzelili jak na razie Heung-Min Son (Tottenham Hotspur), Lautaro Martinez (Inter Mediolan) i Raheem Sterling (Manchester City), a po cztery Karim Benzema (Real Madryt), Memphis Depay (Olympique Lyon), Serge Gnabry (Bayern Monachium), Achraf Hakimi (Borussia Dortmund), Kylian Mbappe (Paris Saint-Germain), Mislav Orsić (Dinamo Zagrzeb), Quincy Promes (Ajax Amsterdam), Mauro Icardi (Paris Saint-Germain) i Dries Mertens (SSC Napoli).

W czołówce klasyfikacji strzelców nie ma w tym sezonie żadnego z liderów klasyfikacji wszech czasów – Leo Messi w środowej potyczce Barcelony z Borussią Dortmund (3:1) zdobył dopiero drugą bramkę w obecnych rozgrywkach, a Cristiano Ronaldo z jednym trafieniem dla Juventusu nie jest nawet najskuteczniejszy w turyńskiej drużynie, bo w niej z trzema golami najlepszy w zestawieniu jest Argentyńczyk z polskimi korzeniami Paulo Dybala. Trzeba jednak pamiętać, że w fazie grupowej została do rozegrania jeszcze jedna kolejka, a potem w fazie play off dwa najlepsze zespoły rozegrają w drodze do finału kolejne siedem spotkań. Odbieranie już teraz szans Messiemu i Ronaldo na wygranie klasyfikacji strzelców jest zatem równie przedwczesne, jak przyznawanie tytułu Lewandowskiemu.

Tylko Bayern z kompletem punktów

Po pięciu kolejkach fazy grupowej tylko Bayern Monachium ma na koncie komplet 15 punktów. Bawarska jedenastka jest też bezkonkurencyjna w liczbie zdobytych bramek, bo ma ich na koncie 21. Zajmujące drugie pod tym względem miejsce zespoły Paris Saint-Germain, Manchestru City i Ajaksu Amsterdam zdobyły po 12 bramek. Wtorkowa wygrana Bayernu z Crveną Zvezdą Belgrad 6:0 to jedna z najwyższych w historii Ligi Mistrzów UEFA, ale nie najwyższa, nawet w dorobku bawarskiego zespołu, który ma na koncie dwa zwycięstwa po 7:0 odniesione 13 lutego 2012 roku nad FC Basel oraz 11 marca 2015 roku nad Szachtarem Donieck, a także 7:1 w spotkaniu ze Sportingiem Lizbona rozegranym 10 marca 2009 i AS Roma z 21 października 2014 roku.

Rekordzistami pod tym względem są jednak ekipy Realu Madryt oraz FC Liverpool, które wygrywały w Champions League po 8:0 – „Królewscy” takim wynikiem pokonali 8 grudnia 2015 roku Malmoe FF, natomiast „The Reds” 6 listopada 2007 roku Besiktas Stambuł. Rezultatami 7:0, czyli lepszymi od wtorkowego uzyskanego przez Bayern w Belgradzie, zwyciężały też zespoły Juventusu Turyn (10 grudnia 2003 z Olympiakosem Pireus), Arsenal Londyn (23 października 2007 roku ze Slavią Praga), Olympique Marsylia (3 listopada 2010 roku z MSK Żilina), Valencia (23 listopada 2011 roku z KRC Genk), Szachtar Donieck (21 października 2014 roku z BATE Borysów), FC Barcelona (z Celtikiem Glasgow 13 września 2016 roku), FC Liverpool (z NK Maribor 17 października 2017 roku) i Spartakiem Moskwa 6 grudnia 2017 roku) oraz Manchester City (z Schalke 04 Gelsenkirchen 12 marca 2019 roku), a wynikami 7:1 mecze kończyły drużyny Manchester United (z AS Roma 10 kwietnia 2007 roku), Olympique Lyon (z Dinamo Zagrzeb 7 grudnia 2011 roku, FC Barcelona (z Bayerem Leverkusen 7 marca 2012 roku) i Paris Saint-Germain (z Celtikiem Glasgow 22 listopada 2017 roku).

Prawdziwa walka od 1/8 finału

Faza grupowa to jednak tylko wstęp do walki o trofeum, o które prawdziwa rywalizacja zacznie się dopiero od 1/8 finału, ale Bayern, dzięki niesamowitej skuteczności Lewandowskiego, ma duże szanse aby stać się jedną z drużyn, które wygrały wszystkie sześć spotkań w fazie grupowej Ligi Mistrzów.

Bawarczycy w ostatniej kolejce zmierzą się 11 grudnia z Tottenhamem. Będzie to interesujące starcie nie tylko dwóch wybitnych snajperów, czyli Lewandowskiego i Kane’a, lecz także trenerów. Obecny szkoleniowiec angielskiej drużyny, Jose Mourinho, był w medialnych spekulacjach wymieniany jako następca zwolnionego niedawno przez Bayern trenera Niko Kovaca, ale chyba nie doszedł do porozumienia z szefami bawarskiego klubu i ostatecznie wybrał ofertę londyńskich „Kogutów”.

W ekipie Bayernu nikt chyba tym się nie zmartwił, bo drużyna pod trenerskimi rządami asystenta Kovaca, Hansa-Ditera Flicka, spisuje się nadspodziewanie dobrze – wygrała cztery mecze strzelając rywalom aż 16 goli i nie tracąc żadnego. Siedem z tych 16 bramek było autorstwa Lewandowskiego. „Miło jest widzieć, jak drużyna powoli zyskuje pewność siebie i zdobywa bramki. Do tego dobrze gramy w obronie, a to podstawa także dobrej gry w ofensywie” – powiedział Flick po meczu z Crveną Zvezdą Belgrad.
Na razie jest jednak szkoleniowcem tymczasowym i ma poprowadzić zespół tylko do końca tego roku, ale ponieważ wygrywa, a piłkarze go chwalą, niewykluczone iż zostanie do końca sezonu lub nawet dłużej. Jeśli Bayern pokona Tottenham, a w grudniu odzyska jeszcze pozycję lidera Bundesligi, takie stabilizujące rozwiązanie wydaje się wielce prawdopodobne. W takiej sytuacji trzeba będzie bawarską ekipę umieścić w gronie faworytów do wygrania obecnej edycji Ligi Mistrzów.

Zmienne szczęście polskich piłkarzy

W piątej kolejce oprócz Lewandowskiego zagrało jeszcze pięciu naszych piłkarzy. W bramce Juventusu Turyn świetny występ w meczu z Atletico Madryt (1:0) zanotował Wojciech Szczęsny. Włoskie i hiszpańskie media zgodnie uznały, że polski bramkarz był lepszy od słoweńskiego golkipera madryckiego zespołu Jana Oblaka. W spotkaniu SSC Napoli z Liverpoolem (1:1) z powodu kontuzji nie zagrał Arkadiusz Milik, natomiast drugi z naszych reprezentantów w barwach Napoli, Piotr Zieliński, rozegrał 85 minut. Włoskie media oceniły jego występ notą 6,5 w 10 punktowej skali. Tylko trzech zawodników Napoli dostało wyższe oceny – Kalidou Koulibaly, Giovanni Di Lorenzo oraz zdobywca bramki Dries Mertens.

W zespole Lokomotiwu Moskwa w przegranym 0:2 meczu z Bayerem Leverkusen Grzegorz Krychowiak i Maciej Rybus zagrali od pierwszej do ostatniej minuty, ale obaj reprezentanci Polski tym razem nie dokonali niczego spektakularnego. Rosyjski zespół po tej porażce stracił już szanse nie tylko na awans do 1/8 finału, ale nawet na występy w Lidze Europy.

Łukasz Piszczek zaczął wyjazdowe spotkanie Borussii Dortmund z Barceloną w podstawowym składzie, lecz w 76. minucie został zmieniony, głównie jednak z powodów taktycznych. Jego zespół wciąż zachowuje szanse na awans do 1/8 finału. Występujący w Dinamie Zagrzeb Damian Kądzior całe przegrane przez jego drużynę 0:2 spotkanie z Atalantą Bergamo spędził na ławce rezerwowych.

 

Jan T. Kowalski

Poprzedni

Nie uciekniemy od chaosu

Następny

VERVA Warszawa już nie jest niepokonana

Zostaw komentarz