28 marca 2024

loader

Gospodarka 48 godzin

Zrobię wam tu Polski Ład!

Polski Ład, czyli nowy sposób obozu rządzącego na wyciągnięcie pieniędzy z kieszeni obywateli, już się zakorzenił w świadomości Polaków. To z pewnością sukces przekazu ekipy „dobrej zmiany” oraz dowód – choć być może nieco a rebours – na skuteczność propagandowego działania partyjnych mediów „publicznych” przejętych przez PiS.
Dziś w Polsce rozpowszechnia się rozumienie Polskiego Ładu jako działania polegającego na tym, że ktoś świadomie wprowadza zamęt w życiu innych ludzi, prowadzący do pogorszenia ich sytuacji. Gdy więc ktoś mówi: „Ja wam tu zrobię Polski Ład”, to w istocie zapowiada: „Już ja was urządzę!”, albo: „Już wy mnie popamiętacie!”.
Jest to jeszcze termin rozwojowy, więc dość daleko mu na razie do popularniejszych zwrotów w rodzaju: „Prawdomówny niczym premier Morawiecki”, albo – gdy ktoś mnoży obietnice bez pokrycia – „A może jeszcze milion samochodów elektrycznych?”. Tym niemniej trend jest obiecujący i należy sądzić, że także inne PiS-owskie obietnice uzyskają społeczne rozumienie, odpowiadające ich rzeczywistym celom.

Wieś potiomkinowska

Prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński – zgodnie z PiS-owską zasadą, że obóz „dobrej zmiany” podejmuje wyłącznie najlepsze decyzje i zawsze inni są winni – stwierdził, iż niemożliwe było przewidzenie wzrostu inflacji. No owszem, dla prezesa Glapińskiego, który jeszcze niedawno ostrzegał przed deflacją, faktycznie było to niemożliwe. Narracja całego rządu oraz partyjnych PiS-owskich szczekaczek medialnych jest zaś taka, że to czynniki zagraniczne są winne wysokiej inflacji w Polsce. Tyle, że jakoś niemal wszędzie w Europie inflacja jest mniejsza niż w Polsce. Rząd oświadcza też, że za wysokie ceny odpowiada polityka gazowa Rosji – więc trzeba dywersyfikować dostawy. Rząd PiS już od sześciu lat opowiada, jak to dywersyfikuje dostawy – i jak widać, robi to z opłakanym skutkiem, skoro ceny gazu dla gospodarstw domowych wzrosły aż o 54 proc., zaś dla firm, jeszcze więcej. Ale nic dziwnego, skoro dywersyfikacja w wydaniu PiS polega na tym, że drogi gaz rosyjski zastępuje się jeszcze droższym, skroplonym gazem amerykańskim. Symbolem indolencji i bezradności rządu PiS jest budowa gazociągu Baltic Pipe z Norwegii, ślimacząca się od lat. Rząd nie miał tu wiele do roboty, przyszedł na gotowe, bo konkretne prace planistyczne i przygotowawcze rozpoczęto już w 2000 r. Ale jak widać, rząd PiS każdą sprawę potrafi zepsuć, więc i z dokończeniem Baltic Pipe nie jest sobie w stanie poradzić od 6 lat. A jeśli jakimś cudem może kiedyś go ukończy (o ile jeszcze będzie rządzić przez dziesięciolecia) to zapewne okaże się, że i ten gaz będzie droższy od rosyjskiego, na przykład ze względu na konieczność nabywania udziałów w złożach norweskich.
Rząd PiS mówi także o rozwoju krajowego wydobycia gazu – no i są tego efekty! Państwowe Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo w 2014, czyli ostatnim pełnym roku rządów Platformy Obywatelskiej, wydobyło jeszcze 4,50 mld metrów sześciennych gazu z polskich złóż. W roku 2020 – już tylko 3,75 mld m sześć. I tak właśnie wygląda konfrontacja PiS-owskich obietnic z rzeczywistością. Widać, jak pod panowaniem PiS polskie państwo funkcjonuje coraz bardziej teoretycznie i zamienia się w jedną wielką wieś potiomkinowską.

 

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Ścieki zatruwają Polskę

Następny

Wyższe ceny i wielkie nadzieje