
Co robi prezydent RP? Kłopoty, kłopoty, kłopoty.
A kiedy już kadencja mu się skończy, to dalej ból głowy polskim patriotom przynosi. Kiedy zaczyna życie byłego prezydenta RP.
Nie wszyscy prezydenci RP giną w katastrofach lotniczych. Chowani są potem na Wawelu. Stawia się im pomniki i msze w ich intencji zamawia.
Pozostali dalej żyć muszą na tym łez padole.
Rzecz jasna, żaden z głodu nie umrze. Do śmierci mają zagwarantowaną prezydencką emeryturkę, niewielką kasę na biuro ich obsługi i parasol bezpieczeństwa. Czyli jednego, dwóch ochroniarzy ze Służby Ochrony Państwa. Zwykle emerytowanych, jak ochraniany prezydent.
Nie wszyscy polscy prezydenci kończą prezydentowanie w wieku statecznym. Kiedy aktywność życiową mogą ograniczyć do spisywania wspomnień i procesu swego umierania. Kiedy nigdzie już nie chodzą, nie przemawiają, nie reprezentują. Mogą zdzierać buty kupione ze środków reprezentacyjnych, donaszać garnitury i zaszywać się na łonie natury w przezornie zakupionej leśnej posiadłości.
Pozostali muszą pracować na prezydenckiej emeryturze. Dorabiać do niej. Bo choć wyższa jest od średniej krajowej, to ceny rosną, a jakość państwowej opieki społecznej spada. Zwłaszcza kiedy się całą kadencję wetowało wszelkie podwyżki podatków.
Zwykle były prezydent RP może doradzać. Zwykle przywódcom nieortodoksyjnie demokratycznych państw deklarujących wszczęcie procesu demokratyzacji. Celował w tym Aleksander Kwaśniewski.
Jego poprzednik Lech Wałęsa też ma zasługi w demokratyzowaniu Polski. Ale źle wypada w roli analityka i eksperta. Ze względu na swój specyficzny język — pełen bon motów o plusach dodatnich i ujemnych, o tym, że jest za, a nawet przeciw.
Obserwowałem prezydenta Wałęsę podczas jego spotkania ze skandynawskimi biznesmenami. Tylko kunszt tłumacza ratował Lecha od śmieszności.
Wieczorem Wałęsa miał w Kopenhadze spotkanie z publiką. Biletowane. Przyszło ponad tysiąc osób. Byli zachwyceni, bo Lech był świetny. Bo jest trybunem ludowym, politykiem wiecowym, szołmenem.
Prezydent Andrzej Duda ma kłopoty w znalezieniu dobrej i uczciwej pracy. Bo nie ma historycznej rangi Wałęsy, choć też potrafi być szołmenem.
Nie może doradzać, jak demokratyzować autorytarne reżimy, bo Duda niszczył polską demokrację.
Choć jest formalnym doktorem nauk prawnych, to żadna porządna uczelnia nie zatrudni go — nawet macierzysty Uniwersytet Jagielloński. Bo w czasie swych kadencji łamał konstytucję RP.
Może mieć propozycję wykładów u Ojca Dyrektora Rydzyka. Ale ten przywykł, że to politycy mu płacą, a nie on politykom.
Podobne kłopoty ze znalezieniem uczciwej roboty ma pani Agata Duda. Przez dziesięć lat musiała robić za Pierwszą Damę. Taką medialną małpę. Jedynie za wikt i opierunek. Dopiero od kilku lat budżet państwa zaczął opłacać jej składki emerytalne.
Oczywiście pani Dudowa mogłaby wrócić do swej poprzedniej pracy — do nauki języka niemieckiego w krakowskim liceum.
Ale jakby to politycznie wyglądało, gdyby była Pierwsza Dama, małżonka narodowo-katolickiego prezydenta, podjęła się nauki języka Niemców, którzy chcą ukraść Polakom nasze państwo! Codziennie plułaby w twarz pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego!
Nie powinna też wrócić do nauczycielskiego zawodu, bo wtedy rozpoczęłyby się na to krakowskie liceum najazdy mniej lub bardziej głupich dziennikarzy, przede wszystkim internetowych — influencerów i początkujących celebrytów, polujących na wypowiedzi o niej uczniów i grona pedagogicznego.
Wszystko po to, by wylansować się, zwiększyć swą rozpoznawalność.
Prezydent RP ma uregulowany status prawny i finansowy po zakończeniu jego kadencji. Jego małżonka — nie ma.
Choć zwyczajowo musi pracować jako Pierwsza Dama. Za darmo.
Ale wielce efektywnie, bo codziennie, podniecany medialnymi newsami, naród polski chce mieć najwspanialszą polską Pierwszą Damę — na miarę brytyjskiej królowej.
Dlatego polska Pierwsza Dama ma być przystojniejsza niż wybrany przez naród prezydent RP. Musi się ładniej od niego ubierać, bo stale jest pod medialnym obstrzałem celebryckich stylistów szczujących medialnie na Pierwszą Damę.
Każda jej rzeczywista lub medialnie wykreowana wpadka jawi się w internetowych mediach jako narodowa katastrofa.
Dodatkowo Jolanta Kwaśniewska bardzo wysoko podniosła poprzeczkę następnym Damom.
Dziś polscy wyborcy stawiają obecnie większe wymagania przed reprezentującymi ich Pierwszymi Damami niż wybieranymi przez nich prezydentami!
I często zdarza się, że Pierwsze Damy są takimi „chłopcami do bicia” dla przeciwników politycznych prezydentów RP.
Prezydent RP nabroi, a psy wieszają na Pierwszej Damie medialne hieny.
Skoro naród polski chce mieć zawsze piękną, świetnie ubraną, aktywną i jeszcze mądrą Pierwszą Damę, to powinien prawnie i finansowo uregulować jej status. Pierwsza Dama RP albo Pierwszy Mąż RP powinni otrzymywać pensję za pracę na stanowisku Pierwszej Damy/Męża.
A po zakończeniu kadencji powinni zostać dożywotnim senatorem lub senatorką RP.
Polska mieni się dwudziestą potęgą gospodarczą świata.
Ale zarobki jej prezydentów, premierów, ministrów i parlamentarzystów są tak niskie, że zachęcają do złodziejstwa w czasie pełnienia ich funkcji.
Potem — szukania roboty. Każdej, byle dobrze płatnej.
Nie każdy polski mąż stanu ma szczęście, jak były premier Marcinkiewicz — aktualnie „starszy doradca” jednego z szejków arabskich.
PS. Więcej w tygodniku „Fakty po Mitach”.









