29 marca 2024

loader

Jednym głosem

„Nie jest naszą rolą kreować liderki, które potem dostaną się do władzy. Nie mamy żadnych złudzeń co do polityków i polityczek. Nasze doświadczenie pokazuje, że osoby, które są u władzy, nie reprezentują naszych interesów” – mówiła jedna z uczestniczek II Socjalnego Kongresu Kobiet, który odbył się w sobotę w Poznaniu.

 

I faktycznie, podczas całego dnia obrad głos polityczek nie był praktycznie słyszalny. Najważniejsze było bowiem to, co miały do powiedzenia działaczki ruchu lokatorskiego, aktywistki na rzecz praw reprodukcyjnych, a także pracownice medyczne i związkowczynie.

Jakie są przyczyny nieufności wobec władz, również lokalnych? Kolejne mówczynie podawały przykłady z codziennego życia. – Pomimo tego, że kobieta od 12 lat sprawuje władzę w Warszawie, sytuacja lokatorska nadal jest tragiczna. Mieszkania są zagrzybiałe, niedogrzane, drogie” – zwracała uwagą Maria Burza z warszawskiego Kolektywu Syrena, dodając, że perspektywa feministyczna powinna przede wszystkim obejmować sprawy socjalne, a nie „problemy businesswoman”, a takimi właśnie zajmuje się Hanna Gronkiewicz-Waltz – polityczka, która jest stałą gościnią liberalnego Kongresu Kobiet. – Musimy się organizować same, oddolnie, wtedy mamy największy wpływ. Dlatego założyłyśmy organizacje lokatorską – mówiła aktywistka.

Organizatorki przypomniały, że Socjalny Kongres Kobiet jest inicjatywą mającą korzenie w pracowniczym konflikcie. Impuls do jego powstania dały kobiety zatrudnione w poznańskich żłobkach, które, zrzeszone w Inicjatywie Pracowniczej, od kilku lat prowadzą walkę przeciwko wyzyskowi i niskim standardom pracy w budżetowce. Fakt ten nie tylko uzmysławia pryncypia jakie przyświecają SKK, ale również stanowi wyraźne odróżnienie od Kongresu Kobiet. Ten, jak podkreślały uczestniczki wczorajszego wydarzenia, jest organizowany przez bogate biznesmenki, których wizja równości obejmuje również prawo do wyzyskiwania innych kobiet, zatrudnionych często na umowach śmieciowych.

Kluczowym pojęciem, które powracało na Socjalnym Kongresie Kobiet nie była „przedsiębiorczość”, co próbuje corocznie forsować Henryka Bochniarz z koleżankami, lecz „solidarność” pojmowana jako świadomość wspólnoty interesów pracownic różnych zawodów. Łączy nie tylko walka o wyższe płace, przeciwko dyskryminacji, ale również fakt, że wiele z nich po godzinach pracy musi wykonywać pracę opiekuńczą przy wychowywaniu dzieci oraz szereg innych prac reprodukcyjnych. – Istotne jest budowanie solidarności między pracownikami. Dostępne nam narzędzia są różne – to są m.in. spory zbiorowe, spowalnianie prac. To się dzieje, dziś opowiadały o tym nie tylko pracownice Amazona, ale też kobiety pracujące w żłobkach – one też mogą to robić. Mogą opóźniać wydawanie rodzicom dzieci, mogą odmawiać wykonania dodatkowych prac, które nie są w zakresie ich obowiązków – podsumowywała konferencja Joanna Malinowska z Inicjatywy Pracowniczej, jedna ze współorganizatorek wydarzenia.

Podczas paneli dyskusyjnych można było usłyszeć przejmujące historie o fatalnym stanie mieszkań komunalnych i samotnych kobietach pracujących na niestabilnych formach zatrudnienia za pensje z trudem wystarczającą na opłacenie czynszu i utrzymanie. Działaczki pracujące w żłobkach mówiły o wydłużającym się dniu pracy, który po powrocie do domu przeradza się w drugi etat. Aktywistki ruchu lokatorskiego tłumaczyły dlaczego warto blokować eksmisje, a jeszcze inne kobiety objaśniały znaczenie strajku jako konieczności na drodze do realizacji wszystkich najważniejszych praw, również praw kobiet.

Kongres Socjalny Kobiet udowodnił, że jest obecnie najsilniejszym, najciekawszym i najbardziej zaawansowanym intelektualnie ośrodkiem samoorganizacji feministycznej, a jego moc tkwi w umiejętności wykorzystywania różnorodności do efektywnej wymiany doświadczeń i tworzeniu świadomości spójności interesów. KSK buduje mosty pomiędzy przedstawicielkami pozornie od siebie oddalonych zawodów, które łączy to, że są po jednej stronie również w walce klasowej.

Znakomitym podsumowaniem SKK są słowa jednej z uczestniczek, Marysi Świetlik. Socjalny Kongres Kobiet to miejsce, gdzie można tę współzależność dostrzec. Jak to, że walka o niższe opłaty za prąd, dostępność mieszkań komunalnych, czy z reprywatyzacją, jest też walką o prawa pracownicze. Bo jeśli nie mamy bezpiecznego dachu nad głową, to o ileż trudniej zaryzykować konflikt z pracodawcą albo rzucić pracę w ogóle. Im większy przymus pracy najemnej, tym słabsza pozycja w walce z pracodawcą. I odwrotnie, gdy walczymy o podwyżki dla opiekunek osób starszych, salowych, czy przedszkolanek, dzięki którym mogą lepiej wykonywać swoją pracę, to my też zyskujemy wolność od ciągłego martwienia się, czy bliskie nam osoby są dobrze zaopiekowane. Wolny czas możemy poświęcić na coś innego niż obowiązkowa praca reprodukcyjna. To samo dotyczy norm pracy – jeśli w pracy narzuconym tempem wyciskają z nas wszystkie poty, wymuszają nadgodziny, czy nie dają czasu na sensowny posiłek, to jak mamy mieć siły, by wykonać potem jeszcze naszą pracę reprodukcyjną? Nie dajemy rady, pękają nam kręgosłupy i serca, siada psychika. Przełamać może to tylko wzajemna solidarność i wspólnota walk. Dostrzeżenie tych współzależności to pierwszy krok. Drugi to dzielenie się doświadczeniami oporu, by skuteczniej planować kolejne batalie. Oba udało się wykonać na Kongresie. Cd w naszych rękach” – napisała działaczka po zakończeniu wydarzenia.

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Lublin wybrał wolność

Następny

Co z dezubekizacją?

Zostaw komentarz