25 kwietnia 2024

loader

Flaczki Tygodnia

„W mediach będziemy słyszeć, że na lewicy jedna partia zwasalizowała drugą. Nie dajcie sobie tego wmówić”, przestrzegał Robert Biedroń swoich „Wiośniaków” podczas sobotniej Konwencji.

”Robert Biedroń udanie zakończył nieudany projekt polityczny, jakim okazała się Wiosna. Już na etapie budowania list wyborczych okazał się świetnym negocjatorem, który ułożył je tak, by do Sejmu weszły prawie wszystkie osoby, na których liderowi nowej formacji zależało. To z kolei dało mu większą siłę w rozmowach o klubie Lewicy i połączeniu z SLD.
Biedroń zyskał więc wszystko co chciał, poza tym, że: nie zbudował własnej siły politycznej, nie zrealizował swoich przywódczych ambicji i nie wniósł na polską lewicę nowej jakości, chyba, że na bardzo krótko.
Nie jest to historia na lewicy ani nowa, ani szczególnie dramatyczna. Różne ideowe mniejsze partie próbowały przez ostatnie 30 lat zabawy z tygrysem, którym była socjaldemokratyczno-liberalna formacja z korzeniami w PRL. PPS, Unia Pracy, Unia Lewicy, Ruch Palikota, SdPL… W sobotę dołączyła do nich Wiosna. Kilkadziesiąt osób zyskało możliwość kontynuowania kariery, czy choćby tylko zatrudnienia w polityce, spora grupa ma mandaty poselskie, co przecież nie jest – także z politycznego punktu widzenia – do pogardzenia”, tak napisała w „Rzeczpospolitej” Zuzanna Dąbrowska. Jedna z mądrzejszych polskich publicystek. I ta lewicy przychylna.

Konwencje debatujące o zjednoczeniu obu partii w jednym odbywały się domu. W sąsiadujących salach hotelu „Sungate”, którego współwłaścicielami są teraz polscy Wietnamczycy. SLD obradowało po cichu, jakby „wadzić nie chciało nikomu”. Wiosna przeciwnie, przy drzwiach otwartych. Na głośno „najdziksze wyprawiała swawole”. Medialne rzecz jasna.

Dzięki temu badacze polskiej sceny politycznej mieli znakomite pole do obserwacji. Oto w warunkach laboratoryjnych, spotkały się dwie odmienne stylowo kultury polityczne. Śmigająca Wiosna i stateczne SLD. Formacje różne pokoleniowo, fryzurowo, językowo, garniturowo. Ale wyznające ten sam program polityczny. Choć często akcentujący silniej jego poszczególne punkty.

„Nowa Lewica” ruszy zaraz po nowym roku. Będzie partią nowego typu. Bacznie obserwowaną przez media. Bo na szczeblu centralnym kierować nią będzie dwójka przewodniczących. Jeden z SLD, drugi w Wiosny. Podobnie będzie na szczeblu wojewódzkim. Niżej taka zasada nie będzie już wymagana. Do tej pory tylko polscy Zieloni praktykowali podwójne kierownictwo.

Ciężar działalności politycznej Nowej lewicy zapewne przeniesie się do frakcji politycznych. Frakcje mają wedle statutu odzwierciedlać „różne nurty ideowe w partii” i działać „na rzecz ich promocji w jedności programowej”.
Czyli z nowym rokiem będziemy mieli Nową Lewicę wielo nurtową, o wielu liderskich twarzach. Twór polityczny pluralistyczny wymagający od swych członków przynajmniej minimum lojalności. No i minimum zwyczajnego polubienia się.
Czy takie polityczne „małżeństwo z rozsądku”, zaaranżowane i wymuszone nawet przez lewicowych Wyborców utrzyma się?

Tu intuicja podpowiada ”Flaczkom” umiarkowany optymizm. Nowa Lewica pozostanie partią opozycyjną. Związkiem partii „po przejściach i z przeszłością” z formacją entuzjastów potrzebujących organizacyjnego i finansowego wsparcia.
Miejsca na lewicową, opozycyjną działalność jest w Polsce pod dostatkiem. Wystarczy dla Nowej Lewicy i dla Partii Razem, która pozostanie w dotychczasowym klubie parlamentarnym pod nazwą „Nowa Lewica Razem”.
I pieniędzy z dotacji państwowej wywalczonej przez wszystkich kandydatów zjednoczonego, lewicowego komitetu wyborczego też wystarczyć powinno. Zatem jeśli liderzy lewicy nie zachorują na dziecięcą chorobę medialnej najważności, nową Lewica ma wielką polityczną przestrzeń przed sobą.

Oczywiście w SLD i we Wiośnie są grupy partyjnych patriotów, które optują za pozostawieniem dotychczasowych nazw i symboli. Więcej ich w SLD, bo to partia z dłuższą przeszłością. I ci partyjni patrioci uważają, że nie trzeba się unifikować, bo idąc osobno też można przekroczyć próg wyborczy. Też mieć klub, czy choćby koło parlamentarne. Małe, ciasne, ale własne.

Jednak ostatnie wybory parlamentarne niezbicie pokazały, że dobry wynik lewicy został osiągnięty jedynie dzięki premii za jedność. Lewicowy wyborcy tak dość już mieli tych niezrozumiałych dla nich podziałów, dziecięcych sporów między liderami, że dopiero tej zjednoczonej Lewicy dali swój polityczny kredyt.

Zresztą, co zauważa redaktor Zuzanna Dąbrowska, „prawdę mówiąc SLD się zmieniło i to samo z siebie. Trudne czasy poza parlamentem nie sprzyjają budowaniu partyjnej biurokracji/…/ Samo SLD także zrobiło dobry interes, nowy szyld brzmi nieźle, zdejmuje z agendy dawne grzechy formacji, która odeszła ze sceny na pewien czas, po długim okresie rządzenia. Symbolicznie zamyka wszelkie reminiscencje afery Rywina, czy ciemne sprawki niegdysiejszych baronów. Teraz będzie Nowa Lewica i niech ktoś z politycznych konkurentów pierwszy rzuci kamieniem, jeśli o takim politycznym rebrandingu nie marzył.”
I dodaje. „Razem stanęło życzliwie z boku, jako partia, która nie chce jednak podzielić losu oranżady w proszku. I tak długo, jak długo stosunki między teraz już tylko dwoma lewicowymi podmiotami będą poprawne, tak długo wszyscy będą otrzymywać premię za współpracę. Być może już w maju, jeśli uda im się wyjść z impasu i zgłosić solidnego prezydenckiego kandydata”.

Co prawda lewicowa kandydatka na prezydenta RP miała być na najbliższe święta, ale przed wielkanocnymi zjednoczona lewica zdąży na pewno.
Jeśli zaś wierzyć sondażowi przeprowadzonemu dla portalu wPolityce.pl., to choć na PiS chce głosować nadal 40 procent respondentów, a Koalicję Obywatelską wskazało 22 procent badanych, a na koalicję SLD, Wiosny i Razem Lewica już 19 procent. Notowania jednoczącej się Lewicy wzrosły tam o 3 procent.

Zatem szykujcie weselisko, skoro lud lewicowy tak chce.

Piotr Gadzinowski

Poprzedni

Fakty o Xinjiangu

Następny

Ogłoszenie

Zostaw komentarz