28 marca 2024

loader

„Magnificate Dominum mecum”

Oficjalne obchody 70-lecia robotniczych buntów grudniu 1970 roku dowiodły, że rządzące Polską elity PiS niczego się z historii nie potrafią nauczyć.

Rozpoczęły się 17 grudnia przed pomnikiem w Gdyni. Przed szóstą rano, bo o tej porze zaczynała się wtedy dla klasy robotniczej pierwsza zmiana. O szóstej też wychodzili z roboty ci, którzy pracowali „na nockę”.
Dlatego pan prezydent Duda musiał zerwać się teraz ze snu jeszcze wcześniej, aby wpierw starannie wymuskany przez stylistki, dobrze potem wyglądać w TVP info.
Mówił tam znacznie już gorzej niż wyglądał. Bolało go, że tamta władza strzelała do robotników, tylko za to, że oni chcieli pracować. Strzelała zamiast zaprosić ich, rozmawiać z protestującymi, z całym buntującym się narodem.
Dzisiaj jest lepiej, to już każdy słuchający pana prezydenta dośpiewa sobie. Stoczniowcy nie muszą zasuwać na szóstą do roboty, bo w Polsce nie ma już stoczni. Jedną z ostatnich, w Świnoujściu, zamknięto w zeszłym miesiącu.
Nie protestował przeciwko temu pan prezydent, ani pan wicepremier. Nie przepraszali stoczniowców. To przecież nie ich wina, tylko tej „niewidzialnej ręki wolnego rynku”.
Zresztą jest postęp. Widoczny wszędzie. Dziś oligarchia PiS nie strzela ostrą amunicją do protestujących robotników.
Strzela jedynie uśmierzającymi ból kłamstwami. Pana premiera Morawieckiego, który tak przekonywująco obiecywał szczecińskim stoczniowcom renesans polskiego przemysłu okrętowego. Rządowe zamówienia na morskie promy.
Stępkę do pierwszego z nich uroczyście, przy obecności chóru telewizyjnych kamer, przyklepał. Wszystko po to aby do wyborców poszedł przekaz, że elity PiS repolonizują krajową gospodarkę.
Dwa lata minęły. Stępka w stoczni szczecińskiej rdzewieje, a świnoujska filia stoczni poszła do likwidacji. Teraz pan premier obiecuje budowę polskiego samochodu elektrycznego.
Kolejny raz zresztą, ale przy użyciu nowych slajdów i filmików. Teraz pierwszy samochód pan premier obiecuje już za cztery lata.
Kiedy pan Morawiecki nie będzie już premierem, tylko wypasionym rentierem.
Sojusz szabli i kropidła
Żal było patrzeć na składającą wieniec pod pomnikiem stoczniowców wieniec grupę rekonstrukcyjną NSZZ ”Solidarność”. Reprezentującą tam „ludzi pracy”.
Nie tylko dlatego, że rządowa cenzura znowu nie dopuściła pod pomnik jednego z inicjatorów ufundowania tego pomnika. Najsłynniejszego i najbardziej zasłużonego związkowca z „Solidarności”. Lecha Wałęsę.
Wykasowano go z programów oficjalnych uroczystości, jak w stalinowskim ZSRR wizerunków Lwa Trockiego z historycznych zdjęć , bo dziś Wałęsa nie chce „wsławiać Pana” prezesa Kaczyńskiego. Zamiast niego pojawiła się grupka starszych, otyłych mężczyzn. Jeden z nich przebrany był w galowy mundur górnika rodem z Polski Ludowej. Zupełnie nie pasujący do obecnego stanu polskiego górnictwa, ani do grobowego nastroju niedawno obchodzonej na Śląsku „Barbórki”.
Najdłużej, spośród wszystkich zebranych tam funkcjonariuszy, przemawiał pod pomnikiem katolicki biskup. Potwierdzając raz jeszcze „sojusz szabli i kropidła” jaki hierarchowie kościelni zawarli z oligarchią PiS.
Wspominając wydarzenia sprzed pięćdziesięciu lat biskup Wiesław Szlacheta szybko przeszedł do bieżących problemów trapiących bliską mu władzę.
Uznał, że obecnie protestujący w imię praw kobiet i mniejszości seksualnych „mentalnie tkwią w tamtej zbrodniczej ideologii”. I „nadają jej nowy kształt, kształt ideologii bezwstydu, której celem jest wywracanie hierarchii wartości, dekonstrukcja rodziny, demoralizacja dzieci i młodzieży”.
W ten sposób “zamęt i chaos próbuje się wprowadzać w sposób przewrotny, pod szyldem pięknych haseł równości, tolerancji i wolności”. I choć przemawiający tak biskup wzywał boga, aby ten przebaczył jednak dziedzicom „zbrodniczej ideologii”, w szczerość jego słów trudno było uwierzyć.
Bo obecna oligarchia PiS nie czyni żadnych kroków ku temu. Nie widzi w protestujących Polkach partnerów do rozmów, podobnie jak ekipa Władysława Gomułki w grudniu 1970 roku.
Nie potrafi dostrzec w masowych protestach nowych aspiracji nowego pokolenia obywateli naszego kraju. Tkwi mentalnie i intelektualnie w minionej epoce.
Zamiast dialogu wybiera twardy kurs. Kult pana prezesa Kaczyńskiego wsławianego razem przez bliskie jej media.
PS. Biskup Szlachetka to dziecko Polski Ludowej. Urodził się w 1959 w Małej Komorzy. Kształcił w Technikum Rolniczym w Sypniewie, potem w latach 1981–1986 w seminarium duchownym w Pelplinie. Magisterium z teologii uzyskał w 1986 na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. Tam też napisał doktorat z zakresu biblistyki. Nic dziwnego, że w Konferencji Episkopatu Polski
jest delegatem ds. Duszpasterstwa Kobiet.
Jako zawołanie biskupie przyjął „Magnificate Dominum mecum”. Po polsku znaczy to „Wysławiajcie razem ze mną Pana”.

Piotr Gadzinowski

Poprzedni

Nasza polska, klasyczna niemożność

Następny

Wielkie kroki w rozwoju Chin ku spokojowi i stabilności

Zostaw komentarz