20 kwietnia 2024

loader

Śmierć „polskiego Rwandyjczyka”

Śmierć "polskiego Rwandyjczyka"

Henryk Hoser

Zmarł arcybiskup Henryk Hoser. Miał 78 lat i w swej karierze piastował wiele znaczących stanowisk w hierarchii Kościoła w Polsce i na świecie. Pallotyn, wizytator apostolski w Rwandzie w latach 90. XX w., przewodniczący Papieskich Dzieł Misyjnych w latach 2005–2008, biskup diecezjalny warszawsko-praski w latach 2008–2017. Zawsze jednak będzie kojarzył się z Rwandą właśnie.

Między kwietniem a lipcem 1994 r. bojówki Hutu zamordowały od 800 tys. do miliona ludzi. Masowe mordy na Tutsi były potworną porażką całej społeczności międzynarodowej, ale przede wszystkim Kościoła. Rwanda (i sąsiednie Burundi), gdzie Tutsi i Hutu są największymi grupami etnicznymi, były zawsze najbardziej schrystianizowanymi państwami Afryki. Stanowiły dla Kościoła podstawową bazę dla pozyskiwania nowych kadr (księży, zakonnic, zakonników, misjonarzy i katechetów). Hoser przebywał w Rwandzie od 1975, pełniąc tam różne funkcje. Był głównym w tej części Afryki propagatorem nauk Jana Pawła II odnośnie środków antykoncepcyjnych, nawet w świetle postępującej w kosmicznym tempie epidemii AIDS. Jako sekretarz komisji ds. zdrowia i rodziny rwandyjskiego episkopatu twardo narzucał upowszechnianie naturalnych metod planowania rodziny i abstynencji seksualnej.

Katolickie media podkreślają, że podczas rzezi w Rwandzie, między kwietniem a lipcem 1994 r., biskupa w kraju nie było. Miał wyjechać wtedy do Rzymu. Co innego twierdziło kilku świadków podczas rozpraw Międzynarodowego Trybunału Karnego dla Rwandy (MTKR), który, powołany pod auspicjami ONZ, sądził winnych ludobójstwa. To, że Hosera nie było w Rwandzie w tamtym okropnym czasie, neguje także wybitny dziennikarz Wojciech Tochman, autor niezwykle sumiennie napisanej i udokumentowanej książki „Dzisiaj narysujemy śmierć.” Abp Hoser nie chciał z nim rozmawiać.

Hoser, przebywając w Rwandzie i Burundi od lat, znać musiał doskonale miejscowe stosunki. Trudno też uwierzyć, by nie miał złych przeczuć ani nie umiał przewidzieć, do czego zmierza sytuacja. Klimat roztaczany przez dziennikarzy z plemienia Hutu, którzy opanowali miejscowe media, kilkanaście miesięcy przygotowywał tragedię, kształtując emocje i uzasadniając hekatombę. Oto kilka przykładów języka newsów ze stacji radiowych w Rwandzie: „Trzeba Tutsich wytępić jak szczury i karaluchy” (Radio 1000 wzgórz), „Z karalucha nie narodzi się motyl. Karaluch rodzi karalucha” (Radia RTLM), „Tutsi to komuniści, wrogowie Pana Boga” (Radio RTLM), „Karaluchy musimy rozdeptać naszymi nogami” (Radio 1000 wzgórz).

Bojówki Hutu były zaopatrywane permanentnie w broń i narzędzia mordów od czerwca 1993 (zajmowała się tym brytyjska firma Mil-Tec Corporation Ltd, a faktury za dostawy opiewały na 6,5 mln USD). Dostawy były jawne, Ekscelencja nie mógł nic o tym nie wiedzieć. Trudno też sądzić, iż Hoser nie znał masowo rozpowszechnianego przez media dekalogu Hutu. A w nim takich przykazań jak „Każdy Hutu powinien wiedzieć, że kobieta Tutsi, gdziekolwiek jest, pracuje dla interesów ludu Tutsi. Dlatego będzie uznany za zdrajcę każdy Hutu, który: a) poślubia kobietę Tutsi; b) przyjaźni się z kobietą Tutsi; c) zatrudnia kobietę Tutsi jako sekretarkę lub konkubinę”, albo „Wszystkie strategiczne pozycje polityczne, administracyjne, ekonomiczne, wojskowe i policyjne powinny być w rękach Hutu”, czy wreszcie „Hutu nie powinien dłużej litować się nad Tutsi”?
Rwanda to kolejna plama na wizerunku Jana Pawła II. Papież przez trzy miesiące rzezi nie podjął próby podróży do najbardziej katolickiego kraju Afryki, nie stanął przed wiernymi Kościoła i w dramatycznym wystąpieniu – potrafił takie wygłaszać jako zdolny aktor – nie wykrzyczał: „Nie mordujcie !!!!!”.

I jeszcze jedna refleksja. Obrońcy oskarżonych dziennikarzy, których pociągnięto do odpowiedzialności karnej za podżeganie do ludobójstwa argumentowali, że istnieje swoboda słowa, a media przecież nie zabijają. Sąd odrzucił takie uzasadnienia. Samo słowo nie zabija, nie prowadzi ręki uzbrojonej w kamień, pałkę, nóż, maczetę czy karabin. Stwarza jednak klimat, dehumanizując tego INNEGO. Kiedy odziera go z człowieczeństwa, stawiając na równi np. ze zwierzęciem, wówczas pośrednio kieruje rękoma zadającymi śmierć. Taka była sentencja owych wyroków, jakie spadły na ludzi mediów. Dotyczy ona także katolickiego duchowieństwa, które wykorzystując ambony, by publicznie szerzyć nienawiść, sankcjonować agresję i deptać godność ludzi innych wyznań czy niewierzących. To jest stwarzanie klimatu dla analogicznych wydarzeń do tych, jakie miały miejsce w Rwandzie wiosną 1994 r. Wiemy, kto w naszym kraju kreuje taką atmosferę spośród hierarchów, księży, zakonników i wykładowców katolickich uczelni.

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Nasza misja na Wschodzie

Następny

Quanzhou – „Muzeum Religii Świata”

Zostaw komentarz