24 kwietnia 2024

loader

Gikiewicz chce zatrzymać Lewego

Przed ostatnią w tym sezonie kolejką Bundesligi wielkich emocji nie było, bo wszystkie najważniejsze rozstrzygnięcia zapadły już wcześniej. Pewnie dlatego niemieckie media wałkowały do znudzenia temat, czy Robert Lewandowski w ostatnim meczu, z Augsburgiem, pobije legendarny rekord Gerda Muellera 40 strzelonych goli w jednym sezonie, który w poprzedni weekend w 38. kolejce wyrównał w meczu z Freiburgiem.

Po 33 ligowych kolejkach Lewandowski ma w dorobku 40 goli, co oznacza, że wyrównał osiągnięcie legendarnego niemieckiego napastnika sprzed niemal pół wieku, co samo w sobie jest wydarzeniem epokowym. Ale może je jeszcze przebić i przejść do historii niemieckiej ekstraklasy jako samodzielny rekordzista wszech czasów w liczbie goli strzelonych w jednym sezonie. Oczywiście pod warunkiem, że zagra w ostatniej kolejce przeciwko ekipie Augsburga i zdoła pokonać bramkarza tej drużyny, Rafała Gikiewicza. Wbrew pozorom nie będzie to wcale takie łatwe, bo Gikiewicz w tym sezonie należy do ścisłej czołówki golkiperów w Bundeslidze i właściwie nie bardzo wiadomo, dlaczego nie ma go w kadrze Paulo Sousy na mistrzostwa Europy. Choćby zamiast Radosława Majeckiego w roli rezerwowego. Portugalski selekcjoner nie kierował się przy wyborze metryką, bo wprawdzie Gikiewicz ma już 33 lata, ale i tak jest przecież młodszy od Łukasza Fabiańskiego (34 lata), a od 30-latków Wojciecha Szczęsnego i Łukasza Skorupskiego niewiele starszy. Poza tym w reprezentacji Polski powinna obowiązywać zasada, że grają w niej najlepsi aktualnie piłkarze. Paulo Sousa tym oczywistym kryterium doboru kieruje się jednak dość wybiórczo, a pominięcie Gikiewicza jest tego jednym z dowodów.
Wobec kontuzji jakiej w środę nabawił się Fabiański, portugalski szkoleniowiec być może w ostatniej chwili zdecyduje się na jakąś spektakularną zmianę w składzie bramkarzy, a w najbliższy weekend najbardziej zwrócić na siebie jego uwagę może właśnie Gikiewicz, który zapowiada, że w sobotę na Allianz Arenie w Monachium nie ułatwi zadania Lewandowskiemu. ”Mój cel jest jasny – zachowa czyste konto. Ale musimy zagrać dobrze jako zespół, bo sam nie będę w stanie powstrzymać Roberta” – przyznał Gikiewicz w wypowiedzi udzielonej przed meczem gazecie „Augsburger Allgemeine Zeitung”.
Lewandowskiego do bicia rekordu Gerda Muellera próbowała zniechęcić w Niemczech całkiem spora grupa tamtejszych futbolowych autorytetów, ale przed meczem z Augsburgiem apele, żeby odpuścił, były coraz mniej płomienne. Pewnie dlatego, że sam „Lewy” stwierdził, że bicie rekordów strzeleckich to cel każdego napastnika i nie widzi powodu, żeby miał z tego rezygnować. I podkreślał, że gdyby Gerd Mueller miał świadomość, iż jego blisko półwieczny rekord może zostać pobity, z cała pewnością nie miałby o to pretensji. A że w podobnym tonie wypowiedziała się także żona legendarnego niemieckiego piłkarza, nawet kąśliwy zazwyczaj wobec Lewandowskiego tabloid „Bild” napisał, że jeśli w sobotę polski napastnik zostanie samodzielnym rekordzistą Bundesligi, będzie godnym następcą niemieckiej legendy, bo pod wieloma względami był od niego lepszy. Na poparcie tej tezy przytaczają statystyki, z których jasno wynika, że w obecnym sezonie Polak w lidze zdobywał bramki średnio co 59 minut, a Mueller niemal 50 lat temu wpisywał się na listę strzelców średnio co 77 minut. Kapitan reprezentacji Polski znacznie lepiej wykonuje też tzw. stałe fragmenty gry. Na niemieckich boiskach Lewandowski wykorzystał 35 z 39 rzutów karnych (29 z 32 w koszulce Bayernu), co daje skuteczność na poziomie 89,7 procent, zaś Gerd Mueller w karierze wykorzystał 51 „jedenastek” na 63 wykonywane (skuteczność 80,9 procent). Lewandowski jest także skuteczniejszy w rzutach wolnych – w Bundeslidze strzelił cztery gole z tego stałego fragmentu gry, a Gerd Mueller jednego.
W sobotę niemal cały piłkarski świat będzie więc z zapartym tchem śledził występ Lewandowskiego przeciwko Augsburgowi, w barwach którego w bramce zagra Gikiewicz, a na lewej flance obrony Robert Gumny, zakwalifikowany przez Paulo Sousę do grupy graczy rezerwowych. Z tej dwójki przeciwko „Lewemu” grał tylko Gikiewicz. I to jeszcze w czasach, gdy obaj występowali w zespołach polskiej III ligi: 19-letni wówczas Lewandowski w Zniczu Pruszków, a rok starszy Gikiewicz w Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie. W kolejnych latach stawali przeciwko sobie wielokrotnie, w polskiej ekstraklasie i Bundeslidze, ale Gikiewiczowi tylko raz nie dał Lewandowskiemu wbić gola – w meczu Pucharu Niemiec w 2015 roku jako zawodnik Eintrachtu Brunszwik. Gdyby w sobotę zatrzymał go ponownie, rzeczywiście miałby co wspominać do końca życia.

Jan T. Kowalski

Poprzedni

48 godzin sport

Następny

Nawet w Radomiaku mają Mercedesy

Zostaw komentarz