29 marca 2024

loader

Francuski trop masakry

„Byłem zadowolony, choć bez przesady, kiedy dwie godziny później spotkałem młodego Araba znakomicie zbudowanego, który od razu podał mi prezerwatywę. Trochę go possałem. Przeżył rozkosz branzlując się, gdy lizałem mu sutki. Nie był niemiły ten młody człowiek, powiedział grzecznie do widzenia. Ale w sumie Arabowie są dla mnie zdecydowanie zbyt mechaniczni.“ Czy gdyby muzułmanie byli lepszymi kochankami, nie doszłoby do tragedii w Christchurch?

Ten cytat to wyjątek z Dziennika intymnego francuskiego pisarza, 72-letniego Renaud Camusa (nic wspólnego z Albertem Camusem). To dystyngowany straszy pan, mieszkaniec zamku z XIV w. w Gaskonii, intelektualista, działacz gejowski i autor niezliczonych selfie. To on jest propagatorem konceptu Wielkiej Zamiany, który tak oczarował Australijczyka Brentona Tarrenta, sprawcę masakry w dwóch meczetach nowozelandzkiego Christchurch – 50 zabitych, prawie drugie tyle rannych. Camus zareagował zresztą na tragedię w charakterystyczny sposób: „Bardzo martwię się o naszych muzułmańskich przyjaciół. Myślę, że dla bezpieczeństwa powinni zgrupować się w rozległej fortecy, „ziemi islamu“ (to jednak 57 krajów…), i żyć tam w pokoju według swych gustów i wiary, dobrze chronieni przed wariatami“. Camus jest rasistą, ideologiem europejskich ruchów „tożsamościowych“, które u nas chodzą z pielgrzymkami do Częstochowy.
Tarrent zetknął się z książką Camusa Wielka Zamiana podczas pobytu we Francji dwa lata temu. Jak wyjaśnia w swoim delirycznym elaboracie o identycznym tytule, to tam, w czasie wizyty na cmentarzu wojskowym, podjął ostateczną decyzję, że sam „podejmie walkę z najeźdźcami“. Przegrana Marine Le Pen z Emmanuelem Macronem w wyborach prezydenckich z 2017 r. przekonała go, że kwestia imigracji „nie ma rozwiązania demokratycznego“. Skonstatował, że Francja jest ofiarą „inwazji nie-Białych“, co wywołało w nim „niebywałą wściekłość i duszącą beznadzieję“. Uważa się za Europejczyka (bo jest biały), więc po długich przygotowaniach rozładował te uczucia w Christchurch.

Halucynacje ideowe

Powtarzające się u Camusa wspomnienia o rozczarowaniu nie-białymi kochankami i w końcu oprawienie tego w rasistowską teorię Wielkiej Zamiany wywołało swego czasu protesty. Inny gejowski pisarz Didier Lestrade, współzałożyciel znanej organizacji LBGT+ Act Up, oskarżył Camusa o „zdradzenie epoki, gdy homoseksualność stanowiła most między mężczyznami różnego pochodzenia“, ale było już za późno. Ta epoka minęła: Camus, uczeń Rolanda Barthesa, obracał się w światowym towarzystwie artystyczno-intelektualnym, które budziło szacunek – Louis Aragon, Andy Warhol, Marguerite Duras, Alain Robbe-Grillet… Miał wpływ na młodych, publikując co tydzień w największym gejowskim piśmie Francji Le Gai Pied. Już dawno francuscy geje i lesbijski wolą głosować na Zjednoczenie Narodowe (RN) Marine Le Pen niż na jakąkolwiek inną partię.
Tarrent jest nie tylko mordercą mimetycznym (naśladował Breivika), ale jego kilkudziesięciostronicowy tekst, który rozpropagował przed masakrą, dowodzi, że każda jego refleksja pochodzi skądinąd. W 2017 r. Camus jak zwykle wezwał do głosowania na Le Pen, choć kręcąc nieco nosem („jest najmniej zamianowa“). Podobną opinię prezentuje Tarrent („nacjonalistka słaba i mdła“). Le Pen co prawda wydaje się zwolenniczką konceptu Camusa (mówiła kiedyś: „Można się zastanawiać, czy szalony proces imigracji nie ma na celu zwykłego zastąpienia populacji francuskiej“), ale w jego oczach, jak i dla Tarrenta nie nadaje się na autorkę „prawdziwej zmiany“, która miałaby polegać na deportacji wszystkich nie-Białych do ich krajów pochodzenia lub – co proponuje Tarrent – ludobójstwie.

Wielka Zamiana

Koncept Wielkiej Zamiany Camus tłumaczył mediom, inspirując się słynnym powiedzeniem Bertolda Brechta o „zmianie narodu“: „To proste: jest naród i nagle niemal za jednym zamachem, w jedno pokolenie, na jego miejscu pojawia się jeden lub wiele innych narodów. To wprowadzenie w życie tego, co u Brechta było dowcipem, zmianą narodu. Wielka Zamiana jest możliwa dzięki Wielkiej Dekulturacji – to najważniejsze zjawisko w historii Francji od wielu wieków, prawdopodobnie od zawsze“. „Wielka Dekulturacja“, której Camus poświęcił osobną książkę, to pojęcie, które ma ilustrować „samobójcze“ wyniki działania współczesnych mediów i edukacji.
Wydawałoby się, że koncepty Camusa utoną gdzieś wśród marginalnych ekstremistycznych grupek, ale nic podobnego. Rozpropagowali je nie tylko geje-nacjonaliści, ale i bardzo znani francuscy publicyści-syjoniści, jak Eric Zemmour czy Alain Finkielkraut, członek Akademii Francuskiej, który pomógł ostatnio Macronowi zakwalifikować antysyjonizm jako antysemityzm i przy okazji oczernić „żółte kamizelki“. Finkielkraut jest zresztą filozofem, na którego gęsto powoływał się Anders Breivik w swoim 1500-stronicowym tekście opublikowanym przez niego zaraz po zamachu (77 zabitych, 151 rannych). Jerusalem Post określał wtedy Breivika jako „członka skrajnej prawicy syjonistycznej zdecydowanie przeciwnego islamowi“. Breivik używał terminu „Eurabia“, by usprawiedliwić zabijanie Palestyńczyków w Norwegii, choć byli tylko z wizytą. Dziś podpisuje się pod teoriami Camusa, tak samo jak wielu europejskich polityków prawicy. Geert Wilders, znany gej-rasista, szef holenderskiej skrajnie prawicowej, syjonistycznej Partii Wolności, uważa go za „geniusza“.

Wielka Paranoja

Rozprawka Tarrenta jest dużo krótsza niż grafomański tekst Breivika, ale równie ponuro groteskowa. Ma też ten sam cel: masowemu morderstwu powinien towarzyszyć ideologiczny dyskurs mający go usprawiedliwić i zachęcić do imitacji. „Współczynnik dzietności, współczynnik dzietności, współczynnik dzietności“ – powtarza terrorysta w pierwszych liniach swej Wielkiej Zamiany. Obsesje, które prezentuje, są charakterystyczne dla europejskich faszystów i dobrze znane w Polsce: biali ludzie, dotknięci kryzysem demograficznym, rozbrojeni przez „indywidualistyczny hedonizm i nihilizm“, są przeznaczeni do „kompletnej zamiany kulturalnej i rasowej“. To według autora tym bardziej pewne, gdyż „rasy mają wielki wpływ na sposób organizacji społecznej i współczynnik dzietności“. Jedyne lekarstwo na to „zaprogramowane ludobójstwo Białych“ to „zmiażdżenie imigracji i masowa deportacja“, a póki co – ludobójstwo nie-Białych.
Tekst jest mieszaniną idei Camusa i Breivika, więc jest tu wszystko, co znamy z naszego podwórka: „inwazja Afrykanów i Arabów“ w Europie to konsekwencja „islamskiej wojny demograficznej“, w krórej tacy ludzie, jak Breivik, Tarrent, czy inni faszyści-terroryści odgrywają rolę „ruchu oporu“, są „żołnierzami“. Tarrent porównuje się nawet do Jana III Sobieskiego, którego nazwisko wypisał na na swojej broni, i innych europejskich postaci, które kiedyś walczyły z „islamską nawałą“. Konsekwentnie przekonuje, że „nie ma niewinnych w inwazji“: swoim ewentualnym naśladowcom zaleca zabijanie kobiet i dzieci, bo „dzieci staną się dorosłymi i będą się reprodukować“, a kobiety – wiadomo – „to tylko macice“. Sam co prawda nie uczestniczy w reprodukcji Białych, ale w zamian wskazuje „dobre“ cele do zabicia: Merkel, Erdoğana, czy burmistrza Londynu Sadiqa Khana.

Zglobalizowany ekofaszym

Tarrent pisze o sobie, że „choć jeden raz osoba nazwana faszystą naprawdę jest faszystą“, jak i zresztą „rasistą“, ale wpisuje swoje wizje w dyskurs post-narodowy, przywiązany nie do państw narodowych, ale do tożsamości etnicznych i „cywilizacji europejskiej“. Jego zdaniem Australia i Nowa Zelandia są uprawnionymi „koloniami europejskimi“, co ma być wyrazem „zglobalizowanego faszyzmu“, w którym globalny konflikt etniczny ma zastąpić konflikty narodowe. Tarrent głosi „rasizm separatystyczny“: celem nie jest nawet dominacja jednej rasy nad drugą, lecz zakończenie wszelkiej współpracy między nimi. Zabójstwa „polityków-zamianowców“ mają „pogłębić podział między Europejczykami a najeżdźcami, którzy okupują ich ziemię“. To projekt identyczny z celami Państwa Islamskiego: zamachy miały wzmocnić antagonizmy w europejskich społeczeństwach.
Dokładniej morderca określa się jako „ekofaszysta“ – w wielu miejscach swego tekstu okazuje się zmartwiony stanem przyrody. Jest w tym coś z „postmodernistycznego faszyzmu“, który majstruje swoją ideologię czerpiąc z innych tradycji politycznych (choć bardzo „ekologiczni“ byli też niemieccy naziści). Jego elaboratowi towarzyszy graficzny znak „czarnego słońca“, czasem używany w III Rzeszy, nazywany też „słowiańską swastyką“ i popularny wśród członków ruchów neonazistowskich. Oczywiście nie mogło zabraknąć wielokrotnie powtarzanego zdania: „Musimy zapewnić egzystencję naszego narodu i przyszłość dla białych dzieci“. To credo amerykańskiego suprematysty Davida Lane’a jest tak znane, że neonaziści zastępują je skrótowym wyrażeniem „czternastu słów“, a liczba 14 stała się jednym z najczęściej używanych przez nich kodów. Ostatnia rada dla „żołnierzy“: muszą tworzyć internetowe, rasistowskie memy, gdyż „memy zrobiły więcej dla ruchu etnonacjonalistycznego, niż jakikolwiek manifest“.

Czarny horyzont

Wyspy na antypodach należą akurat do najmniej rasistowskich krajów, ale ich spokój przyciąga różne wywiady. Np. w 1985 r. francuskie tajne służby podłożyły bombę i zatopiły „Rainbow Warriora“, flagowy statek Greenpeace’u, ktory uczestniczył w protestach przeciw francuskim próbom atomowym na archipelagu Mururoa (zginęła wtedy jedna osoba). Miastem Christchurch interesował się mocno izraelski Mosad. Dziś prawicowe media przypominają, że jeden z zaatakowanych meczetów (Al-Noor) „dostarczył“ dwóch dżihadystów jemeńskiej, prosaudyjskiej Al-Kaidzie, która dokonała zamachu na redakcję Charlie Hebdo w 2015 r. Obaj zginęli w Jemenie. Jednak władze nowozelandzkie, które po cichu monitorują kazania w meczetach utrzymują, że w obu świątyniach nic radykalnego, czy wzywającego do dżihadu nie było.
Masakra w Christchurch wywołała tam taki szok, że płacz rodzin ofiar mało nie zginął pod warstwą różnych głośnych oświadczeń i zapewnień. Ludzka solidarność i współczucie w końcu zwyciężyły, ale satysfakcja, którą przy tej okazji manifestują różni rasiści na całym świecie każe spodziewać się najgorszego. Bez oporu społeczeństw wobec tej czarnej fali, popartej pseudointelektualnymi protezami, powtórki tego, co stało sie Christchurch, pozostaną niestety na horyzoncie wydarzeń.

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Niepokoje na Bałkanach

Następny

Macron straszy

Zostaw komentarz