19 kwietnia 2024

loader

Wojna o Ukrainę (cz. I)

Na świecie utarło się już określanie działań bojowych u naszych wschodnich sąsiadów mianem „wojny na Ukrainie”. Ale to tylko część prawdy. Bowiem, po pierwsze, jest to raczej brutalna „wojna o Ukrainę” toczona pomiędzy dwoma zarozumiałymi, egocentrycznymi i hegemonistycznymi pretendentami do panowania nad światem: Stanami Zjednoczonymi i Federacją Rosyjską. Nieszczęsna Ukraina – w wyniku swej niefortunnej polityki – znalazła się więc pomiędzy młotem i kowadłem. Wojna o Ukrainę, szczególnie wokół Kijowa i na obszarach południowo-wschodnich, odzwierciedla wielkie nieszczęście narodu ukraińskiego, który cierpi i ciągle nie może doczekać się normalności, dobrobytu, spokoju, zrównoważonego rozwoju i efektywnej współpracy z zagranicą. Co gorsza, są to cierpienia trwające od stuleci. Wytrzymałość społeczna jest na wyczerpaniu. Nie jest to wojna w interesie społeczeństw lecz zachłannych krajowych i zagranicznych decydentów oraz oligarchów.

Po drugie – obiektywnie rzecz biorąc – wojna o Ukrainę jest najwyraźniej dramatyczną ilustracją oraz wynikiem niedowładu i anachronizmu dotychczasowych „systemów”, szczególnie faszyzmu, sowietyzmu, amerykanizmu i neoliberalizmu oraz rodzimego nacjonalizmu, które zainfekowały ten kraj. Globalny i regionalny surrealizm i bałagan systemowy polega też na tym, że, wcześniej czy później, wojujące strony będą musiały zainaugurować nieuchronnie negocjacje pokojowe bowiem wojować nie da się bez końca. Zapytuję więc, czy nie można było odbyć tych negocjacji przed wojną a nie dopiero po niej? Można było! Ale na przeszkodzie stanęły sprzeczne interesy powaśnionych stron oraz – subiektywnie – niezdolność ich elit politycznych i intelektualnych do wypracowania oraz do wdrożenia optymalnego modelu ustrojowego dla Ukrainy, a także do określenia jej miejsca na geopolitycznej i geostrategicznej mapie Eurazji i świata.
Istnieją zasadnicze różnice i sprzeczności pomiędzy Ameryką i Rosją w kontekście ich dążeń do panowania nad światem. Jeśli chodzi o USA – to ich celem długofalowym, niejako strategicznym, jest (już nierealne) dążenie do odzyskania dominacji globalnej oraz do umocnienia autorytetu i wpływów utraconych, np., w wyniku przegranych wojen, kompromitującego wycofania się z Afganistanu po 20 latach okrutnej, niszczycielskiej i krwawej okupacji tego kraju itp.
Tym razem wybór globalistów i militarystów amerykańskich padł na Białoruś i na Ukrainę. Póki co, na Białorusi im się nie powiodło. Natomiast, w szczególnym przypadku Ukrainy głównym i bezpośrednim celem (średnioterminowym) jest proklamowane coraz głośniej w USA przedłużanie wojny (tak czy inaczej) nie tylko w dążeniu do wycieńczenia głównego przeciwnika lecz, nade wszystko, do zarabiania dużych pieniędzy. Dwiema metodami – poprzez dostawy militarne w czasie trwania wojny; a następnie – poprzez udział inwestycyjny w powojennej odbudowie kraju. W znacznym stopniu owa strategia na wycieńczenie przeciwnika przypomina to, co robił prezydent Ronald Reagan narzucając Związkowi Radzieckiemu morderczy i bardzo kosztowny wyścig zbrojeń, szczególnie w kosmosie (tzw. gwiezdne wojny – „Star Wars”). Wyścig ten był jednym z głównych powodów upadku ZSRR i rozpadu „imperium radzieckiego”. Innym kluczowym aspektem owej strategii amerykańskiej, stosowanej od dawien dawna, jest prowadzenie działań bojowych jak najdalej od terytorium amerykańskiego (Korea, Wietnam, Afganistan, Jugosławia, Irak, Libia, Syria itp.) oraz metodami per procura (przy pomocy „pełnomocników”). Na tej właśnie zasadzie, nie US Army lecz wojsko ukraińskie zostało uwikłane bezpośrednio w beznadziejny i raczej długotrwały konflikt rosyjsko-amerykański.
Natomiast, z rosyjskiego punktu widzenia, Ukraina była i pozostaje nadal swoistą pięknie błyszczącą perłą w tworzonej koronie imperialnej. Tak – właśnie imperialnej; bowiem w Federacji Rosyjskiej nasilają się coraz bardziej tendencje zmierzające do odbudowy imperium w zmodernizowanej formie i – możliwie – z jak największym udziałem byłych jego części składowych. W takiej sytuacji, kierownictwo amerykańskie popełniło kardynalny błąd polityczno-strategiczny usiłując włączyć Ukrainę do swej strefy wpływów w Europie Środkowo-Wschodniej, ustanawiając władze jednoznacznie proamerykańskie oraz rozwiązania systemowe made in USA. Tak to miała powstać na Ukrainie silna proamerykańska i antyrosyjska strategiczna baza wypadowa (tuż obok Kremla) oraz liczący się rynek o wielkim potencjale gospodarczym. Z góry było wiadome, że Rosja nie może pozwolić sobie na takie poczynania amerykańskie (i zachodnie) oraz na ich długofalowe negatywne konsekwencje dla własnego narodu i państwa. Doszło więc, na gruncie ukraińskim, do bezpośredniej konfrontacji rosyjsko-amerykańskiej (per procura) o niezwykle poważnych konsekwencjach długofalowych i globalnych jeszcze trudnych do przewidzenia. Jedną z nich jest hipotetyczna ewentualność powtórki ww. „doświadczeń reaganowskich”, także w stosunku do współczesnej Rosji, która, raczej, nie dopuści do tego. Alternatywa jest więc dramatyczna: albo odbudowa neoimperium rosyjskiego i nowy ład światowy na zasadach kompromisu z USA (oraz Wschodu z Zachodem); albo też trzecia wojna światowa, czyli niewyobrażalny Armagedon i rozpoczynanie wszystkiego od nowa! Problem jednak polega na tym, że – póki co – żadna z powaśnionych stron nie jest skłonna do ustępstw i do kompromisów – chyba że poczuje przysłowiowy „nóż na gardle”.
Bezprecedensowa dramaturgia sytuacji polega też na tym, że wojna sprowokowana przez obce czynniki zewnętrzne toczona jest pomiędzy dwoma największymi narodami słowiańskimi – na ich niekorzyść i z pożytkiem dla owych czynników zewnętrznych. Odrabianie rosyjsko-ukraińskich strat ludzkich, materialnych i moralnych może trwać przez całe stulecia, do czasu aż narodzą się nowe pokolenia obywateli, którzy ułożą realistycznie i po nowemu swe wzajemne powiązania. Ale strat i krzywd nijak nie da się zapomnieć i wybaczyć. Jak, zatem, zakończyć tę bratobójczą wojnę na dziś? Propozycji jest kilka, a jedna z nich zakłada tzw. rozwiązanie koreańskie (Ukraina Zachodnia i Ukraina Wschodnia jako odrębne podmioty państwowe). Byłoby to jednak „rozwiązanie” poronione, jak świadczy o tym właśnie casus koreański. Otóż, po morderczej wojnie z udziałem USA (pod sztandarem ONZ), nie udało się zawrzeć traktatu pokojowego, a jedynie chwiejne porozumienie o zawieszeniu broni (z dnia 27.07.1953 r.). Porozumienie wprowadzało „całkowity zakaz aktów wrogości i wszelkich poczynań zbrojnych w Korei do czasu zawarcia ostatecznego traktatu pokojowego…”. Tyle lat minęło, a traktatu jak nie było tak nie ma! Półwysep Koreański jest coraz groźniejszym zarzewiem napięcia na Dalekim Wschodzie oraz w skali globalnej. USA traktują Południową Koreę jako instrument prowokowania i podszczypywania Chin i Rosji, inwestują coraz więcej w modernizację jej potencjału militarnego itp., choć władze południowo-koreańskie wykazują od czasu do czasu przebłyski i wolę normalizacji stosunków z KRL-D i z dwoma ww. wielkimi mocarstwami azjatyckimi. Komuś jednak zależy na tym, aby Półwysep Koreański nieprzerwanie generował niebezpieczne napięcie międzynarodowe!? ONZ jest bezsilna w obliczu takich inklinacji. Nie życzyć Ukraińcom losu Koreańczyków!

Przeszłość i teraźniejszość:

w konfiguracji rosyjsko – ukraińsko – amerykańskiej występuje, ponadto, pewien poważny i drażliwy problem trochę z pogranicza sensacji politycznej, czy nawet teorii spiskowej. Warto wspomnieć o nim, gdyż jest już dość głośno w tej kwestii w stosunkach międzynarodowych. Wojna o Ukrainę intensyfikuje tę głośność coraz bardziej. Problem nazywa się tak: ew. utworzenie państwa Chazaria. Nawet jeśli można by potraktować ten pomysł w kategoriach pobożnych życzeń czy bajki politycznej, to, jak w każdej bajce, można w niej znaleźć choć źdźbło prawdy. Sedno sprawy polega na tym, iż – w zamyśle jego promotorów – państwo o tej nazwie miałoby powstać na historycznych terenach Chazarów (obecnie: południowo-zachodnia Ukraina a nawet południowo-wschodnia Polska). Byłoby to coś w rodzaju Izraela-bis, dokąd można by – ewentualnie – przesiedlić mieszkańców Ziemi Świętej (obywateli biblijnego narodu wybranego) zagrożonych przez nasilającą się presję arabsko-islamską. Warto przedstawić pokrótce najważniejsze aspekty analizowanej kwestii, aby lepiej zrozumieć jej współczesne uwarunkowania także w kontekście wojny o Ukrainę. Głównym przedmiotem dyskusji i sporów jest pytanie, czy współcześni Żydzi pochodzą od Chazarów? Chodzi głównie o Żydów aszkenazyjskich stanowiących zdecydowaną większość światowej wspólnoty żydowskiej mówiącej językiem jidysz. (Nota bene: nazwa Aszkenazy wywodzi się od imienia sławetnej postaci biblijnej – Aszkanaza). Natomiast mniejszościowi Żydzi sefardyjscy uważają, iż są potomkami i spadkobiercami prawdziwych starożytnych Izraelitów.
Piśmiennictwo fachowe dotyczące Chazarii jest relatywnie bogate, ale dość tajemnicze, zagmatwane i sprzeczne w wielu przypadkach. Jednym z najwybitniejszych znawców tej problematyki jest, znany również w Polsce, prof. Shaul Stampfer z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie. Teraz krótko o sprawie Chazarii i Chazarów. Był to lud koczowniczy o rodowodzie tureckim. W latach 630-650 Chazarowie utworzyli państwo (Kaganat Chazarski) rozpostarte pomiędzy północnym Kaukazem (Dagestan) aż po Krym i rzeki Kama, Samara i Dniepr. Przez te tereny prowadziły znane szlaki handlowe, łącznie ze Szlakiem Jedwabnym. W okresie swej świetności Chazarowie podporządkowali sobie plemiona Słowian wschodnich, w tym Polan naddniestrzańskich. Początkowo starożytni Chazarowie byli poganami, wyznawali tengryzm – „religię” ludów ze stepów azjatyckich. Zmuszeni oni zostali do ucieczki z terenów Bizancjum w obawie przed prześladowaniami. W 737 r. Chazarowie zostali pokonani przez Arabów, ale nie opowiedzieli się po stronie islamu. Później, do wyboru mieli pozostałe wielkie religie, spośród których, na przełomie VIII i IX wieku, wybrali judaizm uznany za religię oficjalną i państwową – najpierw przez elity rządzące, a później przez całą społeczność. Taka jest, przynajmniej w jednej spośród wielu teorii, geneza pochodzenia Żydów aszkenazyjskich od Chazarów. W roku 965, Światosław I, książę Rusi, rozbił wojska chazarskie, a ich państwo przestało istnieć. Po tym zwycięstwie Ruś Kijowska zgłaszała pretensje do części ziem chazarskich. Ostatni władca Chazarów schronił się w Gruzji, zaś Chazarowie i Żydzi przenieśli się na Krym. Z kolei, potomkowie zjudaizowanych Chazarów zasiedlili następnie ziemie polskie, litewskie i ukraińskie, tworząc, niejako, jądro społeczności żydowskiej w Europie Środkowo-Wschodniej. Najstarsza wspólnota żydowska na terenach polskich utworzona została w Przemyślu, w roku 1069. Wydaje się, iż powyższe maksymalnie syntetyczne przedstawienie wybranych aspektów chazarskich może ułatwić realistyczne zrozumienie i interpretację szerszego kontekstu współczesnej wojny o Ukrainę.

Teraźniejszość i przyszłość:

prawie wszyscy zainteresowani uczestnicy wydarzeń ukraińskich oraz inspiratorzy i decydenci krajowi i zagraniczni udają, niepoważnie, przysłowiowych „wariatów” czy clown’ów cyrkowych. Nie chodzi im bynajmniej o dobro narodu i państwa ukraińskiego, lecz prawie wyłącznie o własne egoistyczne interesy – wielkomocarstwowe, polityczne, strategiczne, gospodarcze, partyjne, osobiste i prestiżowe. Po drugie, tragikomedii ukraińskiej, poważnych ofiar i strat, można było z łatwością uniknąć przy odrobinie dobrej woli, wzajemnego zrozumienia i troski o obywateli i o dobro uniwersalne. Bowiem, kwestia wejścia Ukrainy na nową drogę, była (i jest) do uregulowania metodami pokojowymi, racjonalnymi, cywilizacyjnymi, negocjacyjnymi, kompromisowymi i in. Tak trzeba było postępować niezwłocznie, gdy tylko rozliczne konflikty interesów i nowe pomysły wyszły na jaw oraz uległy gwałtownemu zaostrzeniu na Ukrainie i wokół niej.
Przyczyn kryzysu ukraińskiego jest bardzo wiele. Wspomnijmy jedynie o najważniejszych spośród nich. Głównym inspiratorem są Stany Zjednoczone. Skutki kryzysu globalnego i zmiana układu sił na niekorzyść USA zwiększyły ich agresywność nie tylko w kwestii ukraińskiej lecz również w przypadku, np., Chin, Egiptu, Syrii, Iraku, Iranu i in. W polityce globalnej działa system naczyń połączonych. Jest wyraźne iunctim między prowokacyjną rolą Stanów wobec Rosji, poprzez stymulowanie kryzysu ukraińskiego oraz wobec Chin – poprzez podsycanie napięcia w kwestii tajwańskiej i ujgurskiej oraz w sporach terytorialnych z Japonią, z Koreą Południową i z Filipinami. W ten sposób, USA starają się odzyskiwać utracone pozycje i umacniać swe wpływy na arenie międzynarodowej. Jednakże Rosja i Chiny blokują, z coraz wyraźniejszą łatwością, efektywnością i zręcznością, te niebezpieczne starania (magia zmiany układu sił). Poza aspektami makro, Stany Zjednoczone chciały także uzyskać pewne doraźne „korzyści” w kontekście kryzysu ukraińskiego: zakłócić olimpiadę zimową w Soczi, zemścić się za przyjęcie agenta Edwarda Snowden’a w Rosji (i za wykorzystywanie jego rewelacji) itp. Jednak – jest prawie pewne, iż te wysiłki amerykańskie spełzły na niczym. Faktem pozostaje jednak, iż strona amerykańska wydała już wiele set miliardów dolarów na operację ukraińską (najpierw na doprowadzenie do i na finansowanie prozachodnich i proamerykańskich – skorumpowanych oligarchów i skompromitowanych później – rządów w Kijowie: prezydenta Wiktora Juszczenko i premiera Julii Tymoszenko. Zresztą, podobne mechanizmy i skala finansowania została zastosowana przez Waszyngton w odniesieniu do „rewolucji solidarnościowej” w Polsce. Zatem, metodologia kreowania kryzysu ukraińskiego – to nic nowego pod słońcem!
Początkowo, wydarzenia na Ukrainie można było zaliczyć do kategorii tzw. rewolucji majdanowych (placowych) – np.: plac przed Stocznią im. Lenina w Gdańsku, plac Tien An Men w Pekinie, plac Tahrir w Kairze, plac Taksim w Istambule i plac = Majdan w Kijowie. Od samego zarania tych wydarzeń, niektórzy czołowi politycy i wysocy urzędnicy rządowi z USA i z innych państw zachodnich zachęcali bezpośrednio i bezceremonialnie swych zwolenników (tzw. opozycjonistów) do walki o obalenie władzy (tzw. prorosyjskiej) na Ukrainie. Zwycięstwo w tej walce miałoby utorować drogę do powrotu władzy (tzw. prozachodniej i proamerykańskiej) w Kijowie. Znamienne, iż władze ukraińskie, przecież legalnie wybrane przez naród i władze rosyjskie reagowały początkowo dość tolerancyjnie na poczynania Amerykanów (oraz ich popleczników zagranicznych, także unijnych i polskich) na Majdanie, choć stanowiły one jawną i brutalną ingerencję w sprawy wewnętrzne niepodległego kraju (Ukrainy). A contrario – USA nie zgodzą się nigdy na to, aby, np., minister spraw zagranicznych Rosji czy Ukrainy, przemawiał do niezadowolonych tłumów na placu przed Białym Domem i wzywał je do obalenia prezydenta i rządu USA.
Charakterystyczne jest w tym kontekście, iż władze niemieckie postępują z umiarem i z rozwagą w kwestii ukraińskiej. Najwyraźniej, uzgadniają i koordynują one swe poczynania z innym zainteresowanym supermocarstwem – Rosją. Rola Gerhard’a Schroeder’a, byłego kanclerza RFN i obecnie głównego doradcy Gazprom’u, nie powinna być niedoceniana w tym względzie. Generalnie, Niemcy – we własnych interesach – rozgrywają raczej perfekcyjnie kartę ukraińską (rosyjską, polską i in.). Czego Adolf Hitler nie zdołał osiągnąć drogą wojny i zbrodni (wschodnie rynki zbytu, siła robocza, surowce itp.), Angela Merkel i Olaf Scholz osiągają ze względną przebiegłością i łatwością drogą pokoju i negocjacji. Polska jest już de facto półkolonią niemiecką; zaś Ukrainie groziłoby to samo, albo jeszcze gorzej, po jej przystąpieniu do UE. Widać już jak na dłoni, że kwestia stowarzyszenia Ukrainy z UE i zablokowanie tego procesu przez poprzedniego prezydenta Wiktora Janukowicza stanowiło jedynie pretekst i swoiste alibi dla ukierunkowania opozycji w stronę prób obalenia tegoż prezydenta i jego rządu.
Inne przyczyny kryzysu na Ukrainie: jest ona swoistą ofiarą nasilającej się obecnie konfrontacji między Wschodem i Zachodem oraz widocznego już nawrotu „zimnej wojny” czy kreowania „II zimnej wojny”. Stany Zjednoczone nie mogą pogodzić się z erozją swej pozycji supermocarstwa nr 1 (do niedawna) i absolutnej dominacji w świecie. Stają się one coraz bardziej nieobliczalne, agresywne, nerwowe i wybuchowe. To źle wróży całej ludzkości. Ale proces ich erozji jest już nieodwracalny, tym bardziej, iż kryzys globalny wyrządził ogromne szkody materialne i moralne jego sprawy i winowajcy (USA). Głównym elementem nasilającego się awanturnictwa amerykańskiego w świecie jest zaostrzenie się walki o „strefy wpływów”, szczególnie na obszarach Azji-Pacyfiku, w Europie Środkowo-Wschodniej (EŚ-W) i in. Walka ta toczy się z nową siłą – generalnie – między Wschodem i Zachodem oraz, w szczególności, między Stanami Zjednoczonymi i Rosją (w Europie i w Azji), a także między Chinami i Stanami Zjednoczonymi (na rozległych obszarach Azji i Pacyfiku).

Sylwester Szafarz

Poprzedni

Kinga Dunin i groby pobielane

Następny

Lekcja francuskich wyborów