29 marca 2024

loader

Czy tak musiało się stać?

Plan Balcerowicza spowodował, że w Polsce nastąpił największy spadek produktu krajowego brutto spośród krajów naszego regionu.

Omawiając wyzwania przed jakimi stanął rząd premiera Mazowieckiego w 1989 r., Leszek Balcerowicz wymieniał: stan gospodarczej katastrofy, ceny galopowały 23-30 proc. miesięcznie, potężne kolejki, gospodarka się kurczyła, kraj był bankrutem. Stwierdził też: „dodatkowo w PRL pobrano od ludzi przedpłaty na samochody i mieszkania, które rząd wykupi z pieniędzy budżetowych”.

Istotnie takie były z grubsza  fakty. Z jego wypowiedzi wynika, że musiał stawić czoła takiej sytuacji i stosować drastyczne środki. Ale analizując działania L. Balcerowicza widać, że w dużej części taka sytuacja była wywołana właśnie przez niego. .

Tak, ceny galopowały ale dlaczego? Ano dlatego, że pod pozorem walki z inflacją w ramach planu Balcerowicza dokonano kolejnego uwolnienia cen (pierwsze uwolnienie nastąpiło jeszcze przed Balcerowiczem). Ceny mogły sobie hulać, a więc poszybowały w górę.

Przeciwdziałaniem tej sytuacji powinno być podjęcie energicznych działań dla zwiększenia produkcji rynkowej i usług dla ludności. Tymczasem L. Balcerowicz podejmował działania odwrotne. Polegały one na ograniczeniu podaży produkcji i usług rodzimych przedsiębiorstw. Produkcja przemysłowa w latach 1990-1991 zaczęła raptownie spadać, poprzez prywatyzację i niszczenie (prywatyzowanie) rodzimych przedsiębiorstw, gloryfikowanie kapitału obcego, zwolnienie go z podatków, przekazywanie przedsiębiorstw za bezcen, przekazywanie praw własności jeszcze przed sprzedażą, po zapłaceniu pierwszej raty. I nie zawsze egzekwowano wpłaty wszystkich rat.

Czy sprzedaż za złotówki, a nie za dolary (przy chronicznym braku dewiz i rosnącym zasłużeniem zagranicznym) i płacenie dolarami wygórowanych cen za usługi firm konsultingowych, to też było narzędzie pomocne dla pokonania powyższych wyzwań?

Z drugiej zaś strony mamy gnębienie, jeszcze polskich przedsiębiorstw, nałożonymi dodatkowymi podatkami: tzw. dywidenda państwowa płacona od wartości majątku trwałego (uprzednio znacznie podwyższonego w wyniku aktualizacji podwyżek cen) po tzw. skomercjalizowaniu (przygotowaniu do prywatyzacji), podatek od ponadnormatywnych wynagrodzeń tzw. popiwek, wpłaty z zysku netto, bezwzględne egzekwowanie zaciągniętych wcześniej kredytów (ciągle zwiększających się wskutek zwiększania oprocentowania).

Przedsiębiorstwa zaciągały kredyty na działalność przy oprocentowaniu normalnym. Po zwiększeniu stóp procentowych przez L Balcewicza nagle banki domagały się (wtedy jeszcze państwowe) horrendalnie wysokich odsetek: kilkadziesiąt, kilkaset procent, w tym za zaległości przeterminowane jeszcze wyższych. Żadne przedsiębiorstwo w normalnych warunkach nie jest w stanie udźwignąć tego ciężaru. Dochodziło do blokady udzielania nowych kredytów przez banki jeszcze państwowe na kontynuowanie działalności państwowym podmiotom – co przecież prowadziło do hamowania produkcji, bankructwa i w konsekwencji do złodziejskiej prywatyzacji (często likwidacji). Wszystko to jest opisane szczegółowo w książkach R. Ślązaka oraz W. Kieżuna. Z opisów tych wynika, że działania w tym okresie nie miały nić wspólnego z przezwyciężeniem wyzwań stojących przed gospodarką – realizowały zupełnie inne cele (głównie uwłaszczenie nomenklatury i likwidację przedsiębiorstw). Do tego dochodził skrajny brak ochrony rynku  wewnętrznego (likwidacja ceł w marcu 1990 r.) i w rezultacie uwolnienie importu. Spowodowało to zalewanie naszego rynku towarami przemysłowymi i importowaną żywnością dotowaną przez ówczesną EWG. 

Ten masowy import był dodatkowym elementem, oprócz wyżej wymienionych, do unicestwiania polskich producentów – na przykład wyroby dziewiarskie i pończosznicze z Chin, Indii, Tajlandii, Turcji i Włoch często bez oznaczeń firmowych ani jakościowych. Nie trzymanie wymogów jakościowych umożliwiało sprzedaż na rynku polskim po relatywnie niskich cenach. (co zresztą trwa do dzisiaj w supermarketach – specjalna produkcja  z przeznaczeniem na polski rynek).

W tym miejscu warto zacytować trafne spostrzeżenie A. Dryszela: ”Naukowe, jedynie racjonalne podejście opiera się na przeświadczeniu, jeżeli coś się zdarzyło, to znaczy, że musiało się zdarzyć – czego dowodem jest właśnie to, że się zdarzyło. Wydaje się, że Leszek Balcerowicz powinien to rozumieć, skoro sam o sobie mówi, że jest człowiekiem, który stara się opierać na empirii”. Dodajmy: skoro sam uprawia naukę i jest doktorem habilitowanym.

Koncepcje polskiej transformacji powstały nie w Polsce. Polskie propozycje polskich ekspertów były odrzucane (szczegółowo jest o tym mowa w książce W. Kieżuna i T. Kowalika). Były one dziełem  George’a Sorosa i Jeffrya Sachsa. Pisze o tym bardziej szczegółowo M. Barański. L. Balcerowicz był twórczym realizatorem tej  koncepcji. George Soros włączał się do uruchomienia transformacji finansując Fundację Batorego, która popierała tak realizowaną transformację (fundacja działa do dziś). Jedynie Jeffrey Sachs był wyrocznią, z którym rozmawiano i którego słuchano.

Pełna lista kroków cytowana jest w  książce W. Kiezuna (str. 123-126) jako „Program  J. Sachsa i D. Liptona” . W ramach twórczej adaptacji L. Balcerowicz nieznacznie go zmienił, na przykład nie zlikwidował popiwku dla przedsiębiorstw państwowych. Skutkowało to m. in. tym, że załogi dążąc do zwiększenia zarobków przychylnie odnosiły się do prywatyzacji, ponieważ było to droga do pominięcia bariery wzrostu wynagrodzeń.

Warto przytoczyć opinię laureata nagrody Nobla Miltona Friedmana (liberała): „Kontrola płac nie ma nic wspólnego ze zwalczaniem inflacji. Przeciwnie pogłębia ją, ponieważ powoduje nieefektywne rozmieszczenie sił roboczej, spadek produkcji pogorszenie sytuacji społeczeństwa. Kontrola plac przy jednoczesnym swobodnym kształtowaniu się cen prowadzi w prostej drodze do katastrofy” (za W. Kieżunem str. 185). Tak więc wyzwania, z którymi przyszło stawić czoła L. Balcerowiczowi były wywołane jego polityką, a nie zastanym stanem.

Autor wyżej wymienionych działań zaznacza, że „gospodarka została zliberalizowana” i można było podejmować własną działalność gospodarczą”. Przytacza przykład owej liberalizacji: „legalnie można było importować dobra” Jak widać, podawany przykład – że można było zalewać rynek importem ze wszystkimi tego konsekwencjami (eliminowanie polskiej produkcji, generowanie bezrobocia itd.) – może być odbierany jako efekt pozytywny.

L. Balcerowicz stwierdza, że na kolejne zmiany trzeba było więcej czasu, żeby rozwój sektora prywatnego przewyższył kurczenie się starego. Sektor prywatny zwiększał się wskutek prywatyzacji przez kapitał zagraniczny i rodzimą oligarchię, likwidacji ulegał  polski sektor prywatny (rzemiosło). Podkreślił też, że produkt krajowy brutto zaczął rosnąć w połowie 1991 r. Aby podkreślić skuteczność jego reform, przytoczył przykład Wielkiej Brytanii: że podobne reformy Margaret Thatcher przyniosły pierwsze efekty dopiero po trzech latach.

Chwyt narracyjny, że PKB zaczął rosnąć w połowie 1991 r. przykrył rzeczywistość, która została opisana w artykule A. Jakubowicza, stwierdzającym, iż spadek PKB w latach 1990-1991 w stosunku do 1989 wynosił aż 22,7 proc., a w 4-leciu (1990-1994) 19,1 proc. Spadek ten był największy spośród krajów naszego regionu. L. Balcerowicz jednak dodaje, że spadek statystycznego PKB w dużej mierze wynikał z tego, że GUS nie był w stanie mierzyć tego, co rosło, czyli sektora prywatnego, bo dopiero później udoskonalono metody liczenia. To jest gołosłowne podważanie wiarygodności statystyki, bez żadnego uzasadnienia.

Na uwagę, że jednak nie wszyscy identyfikują Plan Balcerowicza z pozytywami, bo wiele osób straciło pracę i trudno było im się odnaleźć w nowej rzeczywistości, Leszek Balcerowicz odpowiada: „Gdybyśmy zbyt wolno zmieniali naszą gospodarkę jak Łukaszenka na Białorusi, to efekty reform z pewnością byłyby mniej dotkliwe niż efekty ich braku /…/ Można to sprawdzić, jadąc np. na Białoruś”.

Porównanie do Białorusi całej patologii związanej z likwidacją PGR i bezrobociem oraz wykluczeniem mówi samo za siebie. Można tylko dodać, że dzięki temu na Białorusi nie było bezrobocia takiego jak u nas ze wszystkimi tego konsekwencjami. To myśmy kupowali od Białorusi traktory „Mińsk” po tym jak osaczono zakłady Ursusa reformami L. Balcerowicza. Zresztą, argumentacja ta jest kulą w płot. PKB Białorusi przyjmując rok 1995 za 100 proc. wzrósł o 299,6 proc. w roku 2018, czyli prawie 3-krotnie, zaś polski 249,7 proc. czyli prawie 2,5-krotnie w tymże 2018 r. (vide A. Jakubowicz w artykułach w Trybunie).

L. Balcerowicz powtarza: „Polska na tle innych krajów postsocjalistycznych osiągnęła najlepsze wyniki pod względem rozwoju gospodarki”. Odnosząc się do tego, że na Śląsku nie wspomina się dobrze tej reformy, podkreśla, iż  górnicy wcale nie chcieli, żeby ich synowie pracowali w niewydajnych i niebezpiecznych kopalniach – a dziś wiele osób pracuje tu w nowoczesnych usługach, jak w każdym prosperującym europejskim regionie.

K. Duda  opisując losy ludzi pozbawionych pracy na przykładzie Katowic Załęże, m.in. podaje, że pozbawieni pracy mężczyźni znajdowali pracę w firmach ochroniarskich, a kobiety w firmach sprzątających, które powstały z eliminowania tego rodzaju usług na zewnątrz. Hinduski właściciel Arcelor Mittal,  niezlikwidowanej części polskiego hutnictwa (m.in. dwóch największych hut w Polsce w tym Nowej Huty) wyłączył jedyny wielki piec w krakowskim kombinacie. Czy to miałby być koniec koniec hutnictwa w Polsce?

 Nie sposób się zgodzić się z tym, że usługi ochroniarskie, lub sprzątanie są nowoczesnym usługami. Ani z tym, że w wyniku reform efektem pozytywnym ma być to, że nie mamy dziś polskiego hutnictwa ze wszystkimi ujemnymi tego konsekwencjami tego.

Nie sposób pominąć milczeniem, w świetle dyskusji w Trybunie, wypowiedzi M. Zielińskiego w Gazecie Wyborczej z 2 stycznia 2020. To już jest szczyt hipokryzji, bowiem tytuł artykułu brzmi „30-lecie planu Balcerowicza Tak Polskę zbudowano”. I podtytuł „Dane liczbowe nie pozostawiają wątpliwości; bilans polskich reform po 1989 r jest jednoznacznie pozytywny”.

Przytaczane dane PKB zostały wyrwane z kontekstu innych danych. Jak wiadomo, już uznano, że podawanie samych wielkości PKB nie może być miarą wzrostu stanu gospodarki bez szeregu innych danych (bezrobocia, emigracji, poziomu zasobności, plac, potencjału gospodarczego, innowacyjności itp.). W ten sposób autor zdyskredytował wyniki badań z cytowanych przez siebie opracowań. O poziomie argumentacji niech świadczy następująca fraza: „Pierwsze rządy po 1989 r. musiały zmierzyć się ze spuścizną ponad czterech dekad socjalizmu, której przejawami były chociażby hiperinflacja, dominacja państwowych monopoli, brak cen rynkowych”. Odsyłam autora do książki zespołu autorskiego A. Karpiński. St. Paradysz, P. Soroka, W. Żółtowski pt. „Od uprzemysławiania w PRL do deindustrializacjl Kraju” oraz do prac, przynajmniej w części cytowanych w Trybunie, uznanych autorytetów polskiej ekonomii. Z lektury tej autor zrozumie, kto zbudował Polskę, a kto zrujnował (i kiedy została zbudowana, a kiedy zrujnowaną).

Z tekstów publikowanych w Trybunie autor zrozumie też, kiedy i dlaczego była hiperinflacja, kiedy ceny rynkowe prowadziły do biedy szerokich rzesz obywateli, z jaką spuścizną potencjału gospodarczego miał do czynienia L. Balcerowicz w 1989 r.  

Opisany wyżej sposób narracji o „sukcesie” transformacji jest przykrywką jej katastrofy. Nie są tam prezentowane wyniki badań ani analiza liczbowa łącznych wskaźników obrazujących gospodarkę. Jeżeli już, to tyko wielkości PKB, które bez kontekstu z innymi wskaźnikami nie dają rzeczywistego obrazu gospodarki.

 Cytowane wyżej prace pokazują PKB wraz z innymi wskaźnikami. Powtórzę jeszcze raz: L. Balcerowicz i jego apologeci nie podjęli rzeczowej polemiki z tymi publikacjami. Nie powołują się na badania, o których wspomina z dumą L Balcerowicz (które rzekomo mają być dla niego źródłem oceny sukcesu transformacji). O faktycznym braku takich badań świadczy fakt, że w dyskusji posługują się ogólnikami i inwektywami.

Andrzej Dryszel

Poprzedni

Nasza historia jest porozbijana jak dzban

Następny

O polskim „Indianie Jonesie” opowieść

Zostaw komentarz