17 maja 2025

loader

Skóra po dziadku

Każdy z nas ma coś po dziadku (i babci), trochę genów, trochę wyglądu, trochę charakteru i czasem trochę pamiątek. Ja po jednym moim dziadku nie mam nic oprócz genów i nazwiska. Nie wrócił z Auschwitz. Po drugim, oprócz kolejnej porcji genów, zostało mi trochę wspomnień i drugie imię.

Mateusz Pakuła po swoim dziadku odziedziczył skórzaną kurtkę. „Skóra po dziadku” – książka i spektakl na jej podstawie – przypominają trochę Almodóvara – Wszystko o mojej matce. Pakuła pisał swoją książkę tak, jakby miał już pomysł na jej wystawienie, albo jakby wiedział, że musi ją wystawić.

Można więc czytać książkę przed spektaklem, by w teatrze skupić się na inscenizacji, aktorach i głosie Jana Peszka. Jednak jeśli uczynicie odwrotnie i będziecie czytać po zobaczeniu spektaklu, to słowa Henryka Pakuły z książki i tak będzie w waszej głowie wypowiadał Jan Peszek. Bo po prostu inaczej być nie może.

W czasie spektaklu można się skupić na grze aktorów, na inscenizacji i na czarnej dziurze w środku sceny. W zależności od przebiegu sztuki, interpretacji aktorów, a także widzów, symbolizować ona może Suków, Kielce, Polskę… Miejsca, z których trudno się wydostać. Chyba że jest się kimś na kształt Żeromskiego. Albo Pakuły.

Książka/sztuka obraca się wokół dziadka Henryka i Kielc. Ze znaczącym udziałem Sukowa. Każdy pewnie spyta, co to ten Suków. To oczywiste. Czym jest, wie tylko ten, który w nim był. Czyli mniej niż promil (jedna tysięczna) obywateli naszego kraju. Niewiele więcej niż jedna dziesiąta promila.

Suków jednak uratował przed śmiercią jednego Żyda. Ktoś powiedział, że trzeba całej wsi, żeby uratować człowieka, a wystarczy jeden, by zginął. Mieszkańcy Sukowa zachowali się godnie. Nie znalazł się taki, który by doniósł, co mogło się przecież skończyć zagładą całej miejscowości.

Pakuła zwraca uwagę na złożoność losów ludzkich, podkreśla nieoczekiwane zależności. Robi to na przykładzie swojej rodziny, swojego dziadka. Tylko dzięki tym nieoczekiwanym splotom ludzkich losów jego dziadek przeżył, choć w zasadzie zrobił wiele, by jego życie skończyło się dużo wcześniej. Dzięki temu mogli się urodzić i żyć jego potomkowie. Dzięki temu mamy „Skórę po dziadku”.

Dziadek Henryk miał to szczęście, że nie było go w Kielcach w dniach pogromu w 1946 roku. Przebywał w Sukowie, chodził do podstawówki, być może jeszcze nie był tak szalony jak parę lat później. Jego wnuk w książce/sztuce przytacza dyskusje o przyczynach pogromu. O modnej hipotezie nt. prowokacji – czy to ubeckiej, czy to nawet radzieckiej.

W opublikowanych w 2006 roku wynikach śledztwa Instytut Pamięci Narodowej podał, że materiał dowodowy nie wskazał jednoznacznie na to, by którakolwiek z tych hipotez była prawdziwa. Jako najbardziej prawdopodobną hipotezę IPN uznał wersję, że wydarzenia kieleckie z 4 lipca 1946 roku miały charakter spontaniczny i zaistniały wskutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności natury historycznej i współczesnej.

Są dwa prawdopodobne powody, o których Pakuła również wspomina. Jednym jest Kościół katolicki, którego jednym z mitów założycielskich jest opowieść o tym, że Żydzi zabili Jezusa. Nie jest oczywiście istotne, że jest on sprzeczny z innym mitem, który mówił, że Jezus wraz ze swoim ojcem wymyślili plan zbawienia poprzez śmierć i zmartwychwstanie, i wszyscy „bohaterowie” Ewangelii byli tylko pionkami na boskiej szachownicy.

Zgodnie z pierwszym mitem Kościół wymyślił i powielał różne opowieści o złych Żydach, w tym również tę o chrześcijańskich dzieciach zabijanych przez nich na macę. Do dziś w sandomierskiej katedrze wisi obraz Karola de Prevot (ok. 1670–1737), należący do cyklu Martyrologium Romanum, przedstawiający rzekomy mord rytualny dokonywany przez Żydów.

Przez jakiś czas zasłonięty, teraz uzupełniony o tabliczkę z napisem:
„Obraz ten przedstawia rzekomy mord rytualny, który miałby być dokonany przez sandomierskich Żydów w celu dodania krwi dziecka chrześcijańskiego do macy używanej w czasie Paschy. Wydarzenie to nie jest zgodne z prawdą historyczną, a co więcej nigdy nie mogło mieć miejsca, gdyż prawa judaizmu zabraniają spożywania krwi. Żydzi nie mogli dokonywać i nie dokonali mordów rytualnych. Z powodu podobnych oskarżeń byli często prześladowani i mordowani, jak to wydarzyło się również w Sandomierzu. Począwszy od XIII wieku papieże zabraniali rozpowszechniania tego rodzaju fałszywych zarzutów i bronili Żydów przed nimi.”

Z tą obroną Żydów przed fałszywymi zarzutami bywało różnie. Również w Kielcach. To jedno z niewielu miast biskupich w Polsce. Należało do biskupów krakowskich i na mocy przywileju Zygmunta Starego objęte było zakazem osiedlania się Żydów. Zakaz przestał w praktyce obowiązywać dopiero w drugiej połowie XIX wieku.

Przez cały poprzedni okres Kielce przebywały nieustannie w biskupiej niewoli. Nic dziwnego, że najważniejszym i chyba najbardziej okazałym, do czasu zbudowania słynnego dworca autobusowego, budynkiem był Pałac Biskupi. Potem przebił go biurowiec Exbudu. Biurowiec został, choć Exbudu już nie ma.

Ale wracając do Kościoła i Żydów. W ostatnich latach II Rzeczypospolitej rządząca Sanacja rozpętała prawdziwą nagonkę na Żydów, przy wsparciu Kościoła i imperium medialnego – przedwojennego Ojca Rydzyka, czyli Maksymiliana Kolbego. To jego działalność medialna i misjonarska stanowi wzór dla toruńskiego teleewangelisty. Oczywiście postbiskupie Kielce nie były wolne od wpływu Ojca z Niepokalanowa, raczej płynęły w głównym nurcie.

Prości ludzie, a o innych w Kielcach było trudno, z dziada pradziada, z dziada na wnuka, byli poddani kościelnej indoktrynacji. Wyjątkiem był chyba tylko Żeromski. O tym wszystkim, może oprócz Żeromskiego, wspomina Mateusz Pakuła.

Na mnie, czytelniku i teatralnym widzu, największe chyba wrażenie zrobiła interpretacja Akademii Pana Kleksa. Choć jestem wielbicielem całości twórczości Brzechwy, nie spotkałem się jeszcze z takim odczytaniem Akademii. Gdyby była prawdziwa, obnażałaby tragizm bezsilności Brzechwy i wszystkich Żydów, którzy przeżyli Holokaust.

Obojętnie, czy byli związani z religią, czy kompletnie zlaicyzowani – jak Brzechwa czy choćby Tuwim. Chcąc nie chcąc, po wizycie w Łaźni Nowej i lekturze „Skóry po dziadku”, poczułem się zobowiązany do lepszego przyjrzenia się Brzechwie i sięgnięcia po jego biografię autorstwa Mariusza Urbanka.

Zbieg okoliczności, który pewnie spodobałby się Mateuszowi Pakule, spowodował, że w promocji nabyłem również biografię Tuwima. Więc pozostaję wdzięczny Panu Mateuszowi – za sztukę, książkę, Brzechwę i Tuwima.

„Skóra po dziadku” – koprodukcja Teatru Łaźnia Nowa oraz Teatru im. Żeromskiego w Kielcach. Na podstawie książki Mateusza Pakuły wydanej przez Wydawnictwo Agora.

Czytajcie lub oglądajcie, a najlepiej jedno i drugie.
Zdjęcie ze strony Teatru – Klaudyna Schubert.


Źródło: aristoskr.wordpress.com

Adam Jaśkow

Poprzedni

Geopolityka minerałów. Czym jest trumpizm-muskizm?

Następny

Badanie o dochodzie podstawowym