28 marca 2024

loader

Wołodja mocny i Andrzej twardy

Praca czyni wolnym

59928522_766204557113405_2029245023702220800_n

Oglądam jednak olimpiadę; głównie z rana. W zasadzie to tylko z rana, żeby nie jeść śniadania w samotności. Kiedyś oglądałem „Ukrytą prawdę” albo „Malanowskiego”, ale kiedy grają nasz hymn, to ciągle jeszcze mi staje. I staję wtedy ja, na baczność, choć przy tegorocznych, olimpijskich zmaganiach mam po temu niewiele okazji. Nawet San Marino nas wyprzedziło w strefie medalowej.

Prawdę rzekł parę dni temu Łukasz Kadziewicz, były reprezentant Polski w siatkówce: świat nam uciekł. Sportowy świat. Ale jak tak dalej pójdzie, ucieknie nam i każdy inny. Kiedy igrzyska się zakończą, olimpijski ogień zgaśnie, zacznie się u nas stawianie stosów i palenie żywcem winnych najgorszego występu Polaków w historii olimpijskich startów. Naturalnie, pierwszym do spłonięcia, przynajmniej ze wstydu, winien być minister, odpowiedzialny za sport. Kiedyś był od tego osobny „fachowiec”, a dziś jego kompetencje przejął, zdaje się, Gliński. Ten, jak wiadomo, ogniowi się nie kłania i nawet choćby płonął jak pochodnia, krzyczał będzie, że Nowy Ład jednak się kręci. Prędzej wyjdą mu na licach plamy opadowe niźli płowe rumieńce wstydu. Bo gdyby Pan minister mógł, to by przed sobą klękał. O ile jeszcze tego nie robi. Co się zaś tyczy wstydu, uczucia nieznanego w polityce polskiej, mistrzami jego deficytu, prócz Glińskiego, zostają na najbliższe dni dwaj z pozoru różni, ale mentalnie tożsami politycy: Duda Andrzej i Czarzasty Wołodja.

Pierwszy podpisał ostatnio kwity, dzięki którym posłowie i senatorowie oraz inna, polityczna menażeria, dostaną z naszych podatków podwyżki pensji. Kiedy inflacja przekracza nienotowane od 20 lat pułapy, banda darmozjadów przyznaje sobie dodatkowe apanaże. Trzyma się to, w sumie, kupy, bo jak w kraju drożyzna, trzeba zarobić więcej, żeby rachunki w budżecie domowym się spięły. Dodaj do tego, człowieku prosty, wyrzucone na bruk rodziny i krewnych ze spółek skarbu państwa i obrazek masz jak malowanie. Nie wszyscy jednak uwierzyli w tragiczną sytuację naszych polityków, i zaczęli utyskiwać, że to niemoralne, żeby w chwilach trudnych, gdy ludziom żyje się coraz gorzej i muszą się natrudzić dwa razy tyle, żeby zarobić na chleb i oliwki, państwo senatorstwo przyznawało sobie podwyżki, a prezydent łaskawie się na to godził. Andrzej Duda szybko uciął tę dyskusję. Zupełnie inaczej, niż zwykł nas do tego ostatnio przyzwyczajać, bo z życzeniami gratulacyjnymi dla jedynych, jak do dziś, medalistek z Tokio, zeszło mu parę dni. Tym razem prezydent Duda nie kazał na siebie czekać, i podpis pod podwyżkami złożył od razu, argumentując to w sobie znanym stylu, że liczy się co prawda z protestami opinii społecznej, ale całe odium tego występku bierze na siebie. I to właśnie on, a nie kto inny, będzie musiał z tym żyć. W myśl zasady, że jeśli chcesz być prezydentem, to musisz być twardy; bo taki prezydent, to nie byle co; to bezwzględny, twardy profesjonalista, który nie może okazać grama słabości; a jak okaże, to znaczy, że się do tej roboty nie nadaje. Chyba tylko grafen albo diament może być w naszym kraju twardszy. Tak właśnie: Andrzej Duda, grafen i damasceńska stal. Gdyby MKOl dołożył do rywalizacji w Tokio dyscyplinę twardości, mamy kandydata jak się patrzy. Szkoda tylko, że już wyjechał, bo może byłoby zeń więcej pożytku, gdyby sobie w Japonii jeszcze trochę posiedział. Przynajmniej by niczego nie podpisał. To akurat prezydent też dobrze potrafi.

Ongiś, jeden z polityków SLD starszego pokolenia powiedział mi na ucho, że gdy ważyły się losy przywództwa w partii, Włodzimierz Czarzasty miał się początkowo wstrzymywać z kandydowaniem, tłumacząc się, że wątroba już nie ta. Jak się okazało, było to jeno zwykłe hamletyzowanie miłośnika żółtych swetrów, do których ja też się zaliczam. Wziął Czarzasty SLD jak Bronek ślepą Kaśkę, i nikt złego słowa nie powiedział. Ani Zandberg, ani Biedroń, ani Zawisza, ani Dziemianowicz-Bąk. Wszyscy pospuszczali oczy poniżej depresji i przyklepali czarzastową rabację w biały dzień, a trzeba być naprawdę pełnym złej woli, żeby nie widzieć nahaja w ręku oprawcy, którym poprzetrącał młodzieży kręgosłupy. Takiej, Szanowne Posłanki i Posłowie (z podwyżkami) lewicy chcecie, na której można łamać statut, terleckizować regulamin i witkować głosowania do skutku, aż wyjdzie na nasze? Ludzie to widzą i widzą Was, jak skundliliście pod butem hegemona. Jeśli chcecie dołączyć do zacnego grona bezwstydników, którzy cynizmem wypełniają półeczki na honor i własne zdanie a sejmową pengą portfel, to jesteście na bardzo dobrej ścieżce i kursie i nic nie zmieniajcie. Tyle macie w sobie buntu i woli walki z niesprawiedliwością co na ajpadach i ajfonach. Jak PiS zeszmaca ludzi to zamach na demokrację, ale jak szef ugrupowania opozycyjnego łamie demokratyczne reguły gry i pozbywa się przeciwników za pomocą cepa, to już skuteczność, ceniona bardziej nad styl. Poważnie? Adrian!

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Tadeusz Wojtych (1931-2021)

Następny

IO Tokio 2020/21: Wreszcie pierwsze złoto dla Polski

Zostaw komentarz