3 maja 2024

loader

Decydujące walki o medale w siatkarskiej PlusLidze

W pierwszym meczu mistrzostwo naszej ekstraklasy siatkarzy Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle niespodziewanie przegrała na własnym boisku z Jastrzębskim Węglem 1:3. To duża niespodzianka, bo kędzierzynianie to przecież najlepszy zespół fazy zasadniczej PlusLigi oraz finalista Ligi Mistrzów.

Oba zespoły walczyły ze sobą w naszej krajowej lidze już 81 razy, ale w finale rozgrywek ekstraklasy mierzą się po raz pierwszy. W tym sezonie Jastrzębski Węgiel stawał wcześniej przeciwko ZAKSIE dwukrotnie w fazie zasadniczej ligowych rozgrywek oraz w finale Pucharu Polski i w każdej z tych potyczek doznawał bolesnych porażek. Ekipa trenera Nikoli Grbicia do tej pory zgarniała wszystkie siatkarskie „skalpy”. W półfinale w drugim meczu z PGE Skrą Bełchatów w dobrze funkcjonującej siatkarskiej machinie coś jednak zazgrzytało i kędzierzynianie musieli sobie przypomnieć jak smakuje porażka.
Trener Grbić miał obawy
Ostatecznie wywalczyli awans do finału pewnie wygrywając trzeci mecz, ponownie na swoim parkiecie, lecz przez konieczność rozegrania dodatkowego spotkania mieli mniej czasu na odpoczynek od zawodników Jastrzębskiego Węgla, którym do wyeliminowania VERVY Warszawa Orlen Paliwa wystarczyły dwa mecze. Nie to jednak spędzało sen z powiek trenera ZAKSY. W jednej z wypowiedzi przed środowym meczem dał temu wyraz. „Finał PlusLigi z udziałem ZAKSY i Jastrzębskiego Węgla trudno uznać za niespodziankę, bo te dwie drużyny wykazały w swojej grze w tym sezonie najwięcej jakości. W Pucharze Polski sytuacja była taka sama. Jastrzębianie mają za sobą bardzo udany sezon, który mógłby być jeszcze lepszy gdyby nie gnębiących ich koronawirus, ponieważ z powodu zakażeń nie mogli wystąpić w obu turniejach Ligi Mistrzów. Wylosowali wprawdzie trudną grupę i być może nie daliby rady awansować do ćwierćfinału, ale bez wątpienia mają w swoich szeregach wielu znakomitych zawodników.
Trzeba im uczciwie przyznać, że mają wystarczająco dużo atutów, aby nie tylko powalczyć, ale też zdobyć mistrzostwo Polski. Prawda jest taka, że w rywalizacji do dwóch zwycięstw wszystko może się zdarzyć. Jeśli gra się do trzech zwycięstw, margines błędu jest większy i nawet po dwóch ewentualnych porażkach można jeszcze odwrócić losy rywalizacji i ją wygrać” – przekonywał przed pierwszym meczem z Jastrzębskim Węglem Nikola Grbić.
Jego skrywane obawy znalazły potwierdzenie już w środę, bo w pierwszym spotkaniu ZAKSA tylko w pierwszym secie dominowała na boisku, wygrywając partię gładko 25:16. Przy stanie 11:17 trener jastrzębian Andrea Gardini wykorzystał drugą przerwę na żądanie, by zaapelować do swoich zawodników o spokój i opanowanie. Gdy to nie pomogło, zastąpił Tomasza Fornala Rafałem Szymurą. Ale szalejących po drugiej stronie siatki zawodników ZAKSY nic nie było w stanie powstrzymać, chociaż grali bez libero Pawła Zatorskiego, który w dwóch meczach z PGE Skrą pauzował z powodu kontuzji pleców. W kadrze na mecz z Jastrzębskim Węglem się znalazł, lecz pierwsze sety oglądał z ławki rezerwowych, a jego pracę na boisku wykonywał Adrian Staszewski, który sprawdził się w tej roli w półfinałowej rywalizacji z PGE Skrą Bełchatów.
Gardini zdołał jednak zmotywować swoich graczy i w drugim secie gra się wyrównała. Świetnie spisywał się Jurij Gladyr, „zaskoczył” przywrócony do gry Fornala, znakomicie serwował Yacine Louati, a odstającego od kolegów Al Hachdadiego udanie zastąpił Jakub Bucki, który siał w ekipie rywali zamęt swoim fenomenalnymi zagrywkami. To po jego ataku jastrzębianie po raz pierwszy w tym meczu wyszli na prowadzenie (16:15) i trener Grbić po raz pierwszy poprosił o czas. Ostatecznie gospodarze przegrali tego seta 23:25, lecz w ich szeregach nie widać było jeszcze paniki.
Jastrzębianie zaskoczyli ZAKSĘ
Nerwy zaczęły im szwankować dopiero po kilku akcjach w trzecim secie, gdy przyjezdni po ataku Fornala objęli prowadzenie 6:4. Rozkleił się wtedy Aleksander Śliwka i Grbić musiał zastąpił go Dominikiem Depowskim. Potem wziął czas i próbował wstrząsnąć zespołem. Na chwilę to mu się nawet udało, bo ZAKSA doprowadziła do remisu 16:16. Potem stało się jednak coś niewytłumaczalnego, bo jastrzębianie wygrali aż siedem kolejnych akcji. Grbić próbował ratować wynik, zaczął rotować składem, wysłał nawet na parkiet Zatorskiego. Na próżno, kędzierzynianie przegrali trzeciego seta 19:25 i wtedy w ich serca wkradła się panika.
Grbić w czwartym secie w podstawowym składzie posłał do walki nie tylko Zatorskiego, ale też Krzysztofa Rejno. Jastrzębianie nadal grali jednak jak natchnieni, świetnie serwowali i przeprowadzali skuteczne kontrataki. Przy stanie 12:18 wrócili jednak do gry i zmniejszyli stratę do jednego punktu, lecz w końcówce tej partii znów na szczyty wznieśli się Louati i Gladyr i Jastrzębski Węgiel wygrał czwartego seta 25:21
i cały mecz 3:1.
To jeszcze nie koniec rywalizacji, ale teraz w roli gospodarzy wystąpią jastrzębianie. Jeśli w niedzielę 18 kwietnia (początek meczu godz. 17:30) zwyciężą także u siebie, oczywiście zdobędą mistrzostwo Polski, natomiast jeśli wygrają kędzierzynianie, o tytule przesądzi trzeci mecz, ponownie rozegrany w Kędzierzynie-Koźlu.
W rozegranym również w środę w Bełchatowie meczu o brązowy medal ekipa PGE Skry przegrała z VERVĄ Warszawa Orlen Paliwa 2:3. Warszawianom po tym zwycięstwie są bliżsi zdobycia trzeciego miejsca, bo drugie spotkanie zagrają u siebie w niedzielę 18 kwietnia (początek godz. 14:45). W przypadku wygranej PGE Skry trzeci mecz zostanie rozegrany ponownie w Bełchatowie.
Pierwsze mecze finału PlusLigi:
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle
– Jastrzębski Węgiel 1:3
(25:16, 23:25, 19:25, 21:25).
ZAKSA: Kaczmarek, Kochanowski, Semeniuk, Toniutti, Smith, Śliwka – Staszewski (libero) oraz Kluth, Depowski, Rejno, Zatorski (libero), Łukasik
Jastrzębski Węgiel: Al Hachdadi, Gladyr, Fornal, Kampa, Wiśniewski, Louati – Popiwczak (libero) oraz Szymura, Bucki,
Gierżot, Kosok.

Pierwszy mecz o 3. miejsce:
PGE Skra Bełchatów
– VERVA Warszawa Orlen Paliwa 2:3 (25:15, 20:25, 25:11, 19:25, 19:21).
PGE Skra: Łomacz, Petković, Bieniek, Kłos, Ebadipour, Sawicki, Piechocki (libero) oraz Milczarek, Mitić, Filipiak.
VERVA Warszawa: Trinidad, Superlak, Wrona, Nowakowski, Kwolek, Grobelny, Wojtaszek (libero) oraz Szalpuk, Król,
Kozłowski.

Jan T. Kowalski

Poprzedni

Liga Mistrzów: Półfinały bez niemieckich drużyn

Następny

UEFA łagodniej karze za bicie niż za rasistowskie obelgi

Zostaw komentarz